Pierwszy raz zakazano aborcji w Ameryce nie za sprawą religijnej agitacji, ale dlatego, że lekarze (biali mężczyźni) nie życzyli sobie konkurencji położnych (czarnych kobiet). Straszenie spadkiem liczby białych dzieci zadziałało skutecznie.
Przed wojną secesyjną aborcja była w Ameryce legalna. Prawo zwyczajowe zezwalało na nią do chwili wyczucia przez kobietę ruchów płodu, mniej więcej do czwartego miesiąca ciąży. Podstawy opieki nad zdrowiem reprodukcyjnym kobiet wypływały z ich własnego doświadczenia i znajomości własnych ciał. Osobami sprawującymi ową opiekę były w większości kobiety – położne.
Położnictwo miało charakter międzyrasowy; połowa kobiet zajmujących się opieką nad zdrowiem reprodukcyjnym była czarna. Jednak po upadku niewolnictwa wykwalifikowane czarne położne zaczęły stanowić realną konkurencję dla białych lekarzy, którzy zapragnęli zmonopolizować praktyki położnicze i czerpać z nich zysk. Była to również kwestia prestiżu: lekarze uważali się za adeptów elitarnej dyscypliny, dysponujących odpowiednimi narzędziami, technikami i nowoczesnymi udogodnieniami szpitalnymi, które wykluczały czarne i rdzenne kobiety z praktyki w ich instytucjach.
W rasizmie chodzi o zarządzanie różnicą, niekoniecznie o kolor skóry [rozmowa]
czytaj także
Okrutną ironią jest to, że postęp medycyny w zakresie zdrowia kobiet dokonał się przy brutalnym wykorzystaniu ciał czarnych kobiet. Przykładem tego jest doktor J. Marion Sims, przez długi czas nazywany „ojcem nowoczesnej ginekologii”. Sims wynalazł wziernik dopochwowy i opracował metodę leczenia przetok pęcherzowo-pochwowych, czyli ran pomiędzy pęcherzem moczowym a pochwą, które często powstawały po porodzie, powodując nieustanny ból i nietrzymanie moczu. Jako lekarz zatrudniany na plantacjach Sims prowadził większość swoich badań na niewolnicach, którym rzadko podawano znieczulenie. Wynikało to między innymi z rozpowszechnionego wtedy poglądu, że czarni nie odczuwają bólu tak jak biali.
Trzy kobiety, niewolnice o imionach Lucy, Anarcha i Betsey, są znanymi dziś pacjentkami Simsa, o których wspominał w swoich zapiskach; imiona pozostałych przepadły w odmętach historii. Kobiety były poddawane wielokrotnym, wielogodzinnym zabiegom, podczas których, według słów samego Simsa, krzyczały w agonii. Jego obrońcy twierdzą, że kobiety same domagały się interwencji, lecz nie sposób tego potwierdzić. Jedynym warunkiem poddawania ich zabiegom była zgoda ich właścicieli, w których interesie leżał dobry stan zdrowia i zdolności reprodukcyjne niewolnic. Każde urodzone przez niewolnicę dziecko powiększało wszak majątek plantatora.
Po udoskonaleniu swoich metod Sims przeniósł się do Nowego Jorku, gdzie w latach 50. XIX wieku otworzył szpital dla kobiet. Białe kobiety leczył już ze znieczuleniem.
W drugiej połowie XIX wieku rozpoczęto kampanię mającą na celu profesjonalizację położnictwa i oddanie go w ręce białych mężczyzn. Czarne położne opisywano jako niehigieniczne, nienaukowe i nieskuteczne. Dr Joseph DeLee, wybitny położnik XX wieku i zagorzały przeciwnik „ludowego” położnictwa, w przemówieniu z 1915 roku zatytułowanym Postęp w kierunku idealnego położnictwa stwierdził: „Położna jest barbarzyńskim reliktem. Hamuje postęp nauki i sztuki położniczej. Przez wiele stuleci uniemożliwiała położnictwu zdobycie jakiejkolwiek pozycji wśród nauk medycznych. Nawet gdy położnictwo było praktykowane przez najbardziej błyskotliwych ludzi w zawodzie, praktyka ta była uważana za odrażającą i poniżającą”.
Ginekolodzy otwarcie ujawnili swoje motywacje w podważaniu znaczenia położnictwa: pragnęli zysków, uznania i monopolu. W artykule z 1916 roku opublikowanym w „American Journal of Obstetrics & Disease of Women & Children” dr DeLee napisał: „Położnictwo jest sztuką wysoką i musi być opłacane jak chirurgia. Nie jest to nikczemny impuls. Jest to jedynie powszechna sprawiedliwość wobec pracy, poświęcenia i umiejętności”.
Czarne kobiety i ruch klubowy [fragment książki Angeli Y. Davis]
czytaj także
Profesjonalizacja położnictwa skutecznie wykluczała osoby czarne z uczestnictwa w opiece nad zdrowiem reprodukcyjnym kobiet. Ówczesne amerykańskie szpitale nie przyjmowały Afroamerykanów ani jako lekarzy, ani jako pacjentów. Również Amerykańskie Stowarzyszenie Medyczne (American Medical Association) nie włączało w swe szeregi kobiet i osób czarnych. W ten sposób zamierzano odsunąć wykwalifikowane czarne kobiety od świadczenia usług medycznych. Dla tej grupy nie istniała żadna sensowna droga do uzyskania sformalizowanego zestawu umiejętności, który według dra DeLee był niezbędny.
Demonizowanie położnictwa kobiet miało na celu stworzenie lukratywnego monopolu na leczenie kobiet dla lekarzy płci męskiej, a kryminalizacja aborcji stanowiła wygodny sposób nadania ram owej kampanii.
Retoryka tych wysiłków nie ograniczała się do rzekomej troski o fachowość usług medycznych. Do zestawu antyaborcyjnych argumentów zaprzęgnięto lęki związane z płcią, rasą i klasą. Aborcji dokonywały mężatki z klasy średniej, co wywołało niepokój wśród amerykańskich mężczyzn. W połowie XIX wieku wskaźniki urodzeń wśród białej klasy średniej spadły, a do kraju napływali imigranci. Działacze antyaborcyjni ostrzegali, że rodziny imigrantów, w szczególności katolickie, są liczniejsze i wkrótce zagrożą władzy politycznej urodzonych w USA Amerykanów.
Jak „moralna większość” urabiała Amerykę i wzięła aborcję na cel
czytaj także
Dr Horatio R. Storer, lider kampanii medyków przeciwko aborcji, nawoływał do krzewienia cywilizacji na zachodzie i południu kontynentu przez rodowitych, protestanckich Amerykanów, a nie Meksykanów, Chińczyków, Murzynów, Indian czy katolików. „Czy te regiony mają być zasiedlane przez nasze własne dzieci, czy przez dzieci obcych? Na to pytanie muszą odpowiedzieć nasze kobiety. Od ich lędźwi zależy los narodu”. Jak ujęła to Leslie J. Reagan, autorka obszernej pracy o historii kryminalizacji aborcji, patriotyzm mężczyzn wymagał, aby macierzyństwo było egzekwowane wśród białych protestanckich kobiet.
Szeroko zakrojona kampania antyaborcyjna przyniosła efekty. Do 1880 roku we wszystkich stanach obowiązywały przepisy surowo ograniczające aborcję – z nielicznymi wyjątkami w celu ratowania życia matki. Rozpoczęło się tak zwane „stulecie kryminalizacji”, zakończone wyrokiem Roe vs Wade w 1973 roku.
Czytelnikom obserwującym amerykańską rzeczywistość argument ze strachu przed zagarnięciem władzy przez imigrantów musi wydawać się złowieszczo znajomy. Mowa tu oczywiście o teorii wielkiego zastąpienia (The Great Replacement), która w ostatnich dniach trafiła do mediów głównego nurtu za sprawą masakry w supermarkecie w Buffalo, w której zamachowiec obrał za cel osoby czarne, zabijając dziesięć i raniąc kolejne trzy.
Syndrom oblężonej rasy, czyli o co chodzi z wielkim zastąpieniem
czytaj także
W opublikowanym niedługo wcześniej manifeście morderca powoływał się na rasistowską teorię, według której polityka imigracyjna to spisek mający na celu zapewnienie demokratom wiecznej władzy przez zastąpienie prawdziwych Amerykanów imigrantami, którzy posłusznie poddadzą się demokratycznej propagandzie. Zamachowiec z Buffalo wyznał, że został zradykalizowany przez otwarcie rasistowską, altprawicową społeczność skupioną w internecie, jednak sama teoria zastąpienia od kilku dobrych lat toruje sobie drogę do głównego nurtu za sprawą polityków i sympatyków Partii Republikańskiej.
Pomostem między internetowymi radykałami a mainstreamem stał się gwiazdor Fox News, Tucker Carlson, propagujący zjadliwą dla odbiorcy masowego telewizji kablowej wersję teorii zastąpienia: „Zmiany demograficzne są kluczem do politycznych ambicji Partii Demokratycznej. Aby zdobyć i utrzymać władzę, demokraci planują zmienić populację kraju. Nie próbują już przekonywać do swojego programu. Nie starają się poprawić jakości twojego życia. Nie zależy im już nawet na twoim głosie. Ich celem jest uczynienie cię nieistotnym” – grzmiał w swoim programie. Carlson przezornie unika sformułowania „Wielkie Zastąpienie”, twierdząc, że w tym wszystkim chodzi jedynie o prawa wyborcze.
Na platformę wstrząsającej, a przez to i ekscytującej teorii zastąpienia z entuzjazmem wskoczyła część republikańskich polityków, upatrując w niej nośny i wyrazisty materiał wyborczy i okazję do zabłyśnięcia w Fox News.
czytaj także
Między innymi senator Ron Johnson dopytywał, czy demokraci „naprawdę chcą zmienić demografię Ameryki, aby zapewnić sobie pozostanie u władzy na zawsze?”. Podobne obawy wyraził w wystąpieniu w Izbie Reprezentantów republikanin Scott Perry, powołując się mgliście na coraz większy lęk Amerykanów przed zmianą krajobrazu politycznego drogą imigracji. Sam Trump, który wciąż pozostaje duchowym przywódcą radykalnego republikańskiego elektoratu, w swoim stylu lansował założenia teorii zastąpienia: „To będą ostatnie wybory, które republikanie mają szansę wygrać, ponieważ przez granicę będą przepływać ludzie i będą mogli głosować. Wtedy możecie zapomnieć o głosach na republikanów. Nie będzie ani jednego”. Poparcie Trumpa jest w republikańskich prawyborach kluczowe, zatem część polityków gotowa jest powiedzieć wszystko, aby zjednać sobie sympatię byłego prezydenta i jego wyznawców.
Cyniczna, obliczona na zyskanie poparcia politycznego gra ponownie zaowocowała tragedią. Zamachowiec z Buffalo znalazł się na ustach wszystkich, a podłoże jego zbrodni będzie zapewne przedmiotem wielu analiz. Głównemu nurtowi umknął jednak interesujący, szczęśliwie jedynie werbalny incydent obrazujący stan umysłu pewnej części amerykańskich obywateli.
W pewien październikowy poniedziałek w 2021 Charlie Kirk, założyciel Turning Point USA, jednej z najbardziej wpływowych konserwatywnych organizacji na amerykańskich uniwersytetach, odpowiadał na pytania publiczności zgromadzonej na spotkaniu dotyczącym krytycznej teorii rasy. W pewnym momencie głos zabrał brodaty mężczyzna:
– Żyjemy pod rządami korporacyjnego i medycznego faszyzmu. To jest tyrania. Kiedy będziemy mogli sięgnąć po broń?
Rozległy się oklaski.
– To nie jest żart – kontynuował brodacz. – Gdzie jest granica? Ile wyborów ukradną, zanim ich zabijemy?
Zaskoczony Kirk zaczął lawirować.
– Muszę to potępić, bo robisz to, czego oni oczekują. Chcą cię sprowokować, żeby mieć pretekst do odebrania ci resztek wolności. Możemy jeszcze załatwić to przy urnach, to ostatni moment. Nie grajmy w ich brutalną grę.
Kirk, mając na uwadze swoją karierę, faktycznie musiał potępić zapędy brodacza. Czyż jednak mógł być zaskoczony? Ostatecznie, jeżeli brodaty mężczyzna naprawdę wierzył w opowieści Kirka i jemu podobnych o Ameryce pogrążającej się w totalitaryzmie, czego dowodem są ukradzione przez demokratów wybory prezydenckie, przemoc była uzasadniona. Ci sami ludzie wszak walczyli o prawo do posiadania broni zgodnie z ideą prawa do obrony przeciwko tyranii rządu. Na co jeszcze mieli czekać?
czytaj także
Nie jest to bynajmniej pierwszy raz, kiedy ktoś wyciąga brutalne i logiczne wnioski z apokaliptycznej narracji, tak jak miało to miejsce w przypadku mordowania lekarzy przeprowadzających aborcję i atakowania klinik aborcyjnych. Skoro stawką jest cywilizacja, przemoc była usprawiedliwiona.
Krwawe żniwo zbierane przez rasistowską retorykę wydaje się zaskakiwać głównie jej propagatorów. W przypadku nadciągającego ograniczenia prawa do aborcji w USA jego konserwatywni, republikańscy orędownicy również pozostają odporni na powszechnie znane fakty: zakaz aborcji oznacza utratę zdrowia i życia kobiet zmuszanych do donoszenia niechcianych ciąż lub poddających się nielegalnym zabiegom aborcji w niebezpiecznych warunkach.
Rasizm i prawa reprodukcyjne spotykają się po stu latach ponownie. Tym razem sędzia Samuel Alito zawarł wyjątkowo przewrotną wersję rasistowskiej narracji w słynnym już szkicu opinii odwracającej Roe vs Wade. Pisze w niej, że ograniczenie dostępu do aborcji będzie wręcz przysługą wyświadczoną Afroamerykanom, bo dzięki temu będzie ich więcej. „Nie ulega wątpliwości, że legalizacja aborcji zredukowała czarną populację. Odsetek usuwanych czarnych płodów jest nieproporcjonalnie wysoki” – zaznaczył Alito. Tym razem więc patriotyczna troska białego mężczyzny o różnorodność Ameryki wymaga jakoby egzekwowania macierzyńskiego obowiązku od czarnych kobiet.
Graff: Na południu USA nie będzie drugiej Polski czy dawnej Irlandii, lecz Salwador
czytaj także
Po wycieku szkicu autorki podcastu o Sądzie Najwyższym Strict Scrutiny, śmiejąc się przez łzy, żartowały, że nie miały pojęcia, że sędzia Alito był przez cały czas silną, czarną kobietą.
Jest to żart o tyle gorzki, że ograniczenie dostępu do aborcji i oddawanie sfery zdrowia kobiet politykom ponownie w dużej mierze uderzy właśnie w kobiety czarne, statystycznie biedniejsze, rzadziej zdolne wyjechać do innego stanu, który nadal uszanuje ich wybór.
*
Przy pracy nad tekstem korzystałam z książki Leslie J. Reagan „When Abortion Was a Crime” i artykułu Carole Joffe „The politicization of abortion and the evolution of abortion counseling”.