Ukraina wypowiada wojnę kasynom online, bo żołnierze wydają w nich za dużo pieniędzy

W obliczu braków kadrowych żołnierskie pensje w Ukrainie zostały zwiększone. Względnie wysokie wynagrodzenie żołnierzy nie wszystkim się jednak podoba.
Ukraińscy żołnierze. Fot. President Of Ukraine/flickr.com

Ukraińscy mężczyźni rozumieją, że mobilizacja to bilet w jedną stronę. Dzieci bogatych rodziców znikają z kraju z pomocą wysokich łapówek, ci mniej uposażeni podejmują rozpaczliwe próby przekroczenia zielonej granicy, inni ukrywają się po domach, nierzadko pozbawieni środków do życia i przytłoczeni ostracyzmem społecznym.

O problemie uzależnienia wojskowych od hazardu zrobiło się głośno pod koniec marca, gdy znany aktywista i żołnierz Pawło Petryczenko złożył na stronie prezydenta Wołodymyra Zełenskiego petycję w sprawie objęcia gier hazardowych znacznymi ograniczeniami. Wojna doprowadziła do rozkwitu kasyn online, które funkcjonują na zasadach wolnej amerykanki, wykorzystując słabość wycieńczonych trzecim rokiem na froncie żołnierzy. Dochodzi nawet do tego, że reklamy gier hazardowych wykorzystują symbole Sił Zbrojnych Ukrainy. Petycja Petryczenki zebrała wymagane 25 tysięcy głosów w jeden dzień.

Petryczenko zginął na froncie dwa tygodnie później, ale sprawa ruszyła do przodu. Zełenski podpisał dekret, który zobowiązuje ukraiński rząd do wprowadzenia do 20 maja szeregu ograniczeń w funkcjonowaniu kasyn internetowych, w tym m.in. zobowiązania ich do wprowadzenia limitu wydatków gracza czy obowiązkowych przerw w grze. Ministerstwo Zdrowia ma trzy miesiące, by ustalić standard leczenia uzależnienia od hazardu, a Ministerstwo Polityki Społecznej – mechanizm wsparcia dla osób uzależnionych od gier. Twórcy reklam hazardu zostaną objęci restrykcjami, dowódcy mają pilnować, żeby żołnierze nie grali, a Ministerstwo Transformacji Cyfrowej spróbować wynegocjować z Apple’em i Google’em utworzenie licencji na gry dostępne na terytorium Ukrainy (życzę powodzenia w starciu z big techem).

Ukraińska feministka: Mnóstwo jest tu na głowie kobiet

Mniej więcej w tym samym czasie – czyli w połowie kwietnia – ogłoszono kolejną podwyżkę pensji żołnierzy. Już od początku pełnoskalowej wojny pensje w wojsku były dobre, a zgodnie z najnowszymi przepisami w strefie działań bojowych można zarobić miesięcznie nawet 240 tysięcy hrywien (ok. 24 tysięcy złotych). Najwięcej otrzymają ci walczący na pierwszej linii frontu oraz na terytorium wroga. Dla wielu Ukraińców to ogromna kwota – średnia pensja w 2024 roku wynosi 17 442 hrywien (ok. 1750 złotych).

Stoi za tym chęć przyciągnięcia do wojska nowych chętnych, których dramatycznie brakuje. Klęski na froncie to jedno, przerażający jest również brak rotacji – niektórzy walczą już trzeci rok, niemal bez przerwy, bo nie ma ich kim zastąpić. Ukraińscy mężczyźni rozumieją zatem, że mobilizacja to bilet w jedną stronę. Dzieci bogatych rodziców znikają z kraju z pomocą wysokich łapówek, ci mniej uposażeni podejmują rozpaczliwe próby przekroczenia zielonej granicy (w ten sposób życie straciło już 30 osób), inni ukrywają się po domach, nierzadko pozbawieni środków do życia i przytłoczeni ostracyzmem społecznym.

Miażdżąca większość społeczeństwa wspiera wysokie wynagrodzenia wojskowych – tak przynajmniej wynika z internetowego sondażu. Widać też wyraźnie, że głosy odrębne wywołują w internecie potężne gównoburze, po ukraińsku zwane „sraczami”. Pochodzą głównie ze środowiska elit finansowych, które – jakoś tak się złożyło – nie otrzymały jeszcze wezwania do wojska.

Wiem, co budzi frustrację Polaków. To synkowie tatusia wzywający na wojenkę

Na początku 2023 roku dyrektor wykonawczy systemu płatności online Portmone Dmytro Basow napisał głośny post na Facebooku, w którym skrytykował to, że żołnierze stacjonujący na tyłach otrzymują aż 30 tysięcy hrywien (ok. 3 tysięcy złotych) dodatku do podstawowej pensji, która wynosi ok. 12–17 tysięcy hrywien (ok. 1200–1700 złotych). Zdaniem Basowa zbyt dużo pieniędzy dostaje się w ręce, które pieniędzy nie umieją wydawać – „kupują smartfony, laptopy, samochody, o których by nawet nie pomyśleli przed podwyżką”. Zauważa, że ludzie, którzy zarabiają tyle w cywilu, to wykwalifikowani specjaliści, którzy „nigdy nie powiedzą, że »jest już 18:01, przyjdź do mnie jutro«”. I poucza żołnierzy, że swoje pensje powinni „inwestować lub systematycznie oszczędzać je na przyszłość”.

Ograniczenie wydatków na żołdy poparł również ekonomista Hlib Wyszlinśky, dyrektor Centrum Strategii Gospodarczej. Zwrócił uwagę, że wysokie pensje żołnierzy grożą dewaluacją hrywny i wzrostem inflacji. Nie jest to uwaga bez racji – w tym sensie, że właściwie cały, nadwyrężony wojną ukraiński budżet przeznaczany jest na cele wojskowe. „Cywilne” potrzeby finansowane są z pomocy finansowej krajów sojuszniczych, a także pożyczek z międzynarodowych instytucji. Pytanie jednak, czy obniżenie żołdów jest jedynym i najsensowniejszym zabezpieczeniem przed pogłębianiem ekonomicznego kryzysu.

Tego typu uwagi formułowane z wyżyn kijowskich biurowców przypominają biadolenie polskich liberalnych elit nad wysokimi odprawami wypłacanymi pracownikom zwalnianych z zakładów pracy w czasach transformacji ustrojowej. Jak wiadomo, w ich optyce biedni nie mogą pozwalać sobie na przyjemności, nawet gdy akurat mają na to pieniądze. Jednak o ile w polskich najntisach można było prowadzić dyskusję o skuteczności środków rekompensaty za utracone miejsce pracy – okoliczności były burzliwe, ale nie aż tak – w czasie wojny państwo ukraińskie jest zbyt słabe, by pozwolić sobie na obniżenie pensji żołnierzom, bo nie radzi sobie ze swoimi podstawowymi funkcjami. A zatem nie może zaproponować systemowej alternatywy.

Czy istnieją dobrzy Rosjanie oraz jak ich znaleźć?

Nawet armia nie jest w stanie w pełni zaopatrzyć swoich żołnierzy w niezbędny sprzęt. Major Petro Kuzik, dowódca batalionu „Swoboda”, oszacował niedawno na antenie kanału Kyiv24, że żołnierze przeznaczają nawet dwie trzecie swoich wynagrodzeń na własne zdolności bojowe: utrzymanie mundurów, kamizelek kuloodpornych czy sprzętu w rodzaju kamer termowizyjnych, lunet czy krótkofalówek, a także wyposażanie i naprawę samochodów. Tego rodzaju zaopatrzenie na masową skalę kupowane jest również z darowizn obywateli na rzecz ukraińskiej armii, których łączna suma w 2023 roku wyniosła 46 miliardów hrywien (ok. 4,6 miliarda złotych).

Serhij Kosteż zauważa na łamach portalu Kyiv Post, że kwota darowizn na armię jest trzykrotnie mniejsza niż miesięczny (!) obrót branży hazardowej w Ukrainie. Problem z kasynami online jest zatem faktycznie poważny. – Gry online są źródłem natychmiastowej gratyfikacji – tłumaczy Dasza Meleszko, psycholożka i wolontariuszka współpracująca z wojskiem. – Wyrzuty dopaminy są potrzebne, by uzyskać coś dobrego tu i teraz, gdy wszystko wydaje się ponure i nie do zniesienia.

Meleszko badała potrzeby żołnierzy w czasach, gdy wojna toczyła się „tylko” w Donbasie. Jak mi tłumaczy, do podtrzymania wysokiego morale żołnierz musi dobrze zjeść, załatwiać się w godnych warunkach, mieć dostęp do informacji i poczucie sprawczości. Zdaniem Meleszko szczególnie ten ostatni czynnik nie jest obecnie spełniany – i nie chodzi tylko o kiepską sytuację na froncie. – Żołnierze są wyczerpani wojną, a na horyzoncie nie widać rozwiązania, które pozwoliłoby na rotację, czyli powrót do domu i zastąpienie ich innymi rekrutami.

Wojenny stres sprzyja uzależnieniom, a te w sytuacji wojennej są dość niebezpieczne – utrudniają samokontrolę, która potrzebna jest na froncie. Niektórzy żołnierze zadłużają się w kasynach, co utrudnia życie ich rodzinom i ułatwia ich ewentualny werbunek przez siły wroga. Ponadto – jak zauważa Serhij Kosteż w Kyiv Post – wiele aplikacji służących do gier pochodzi z Rosji, co budzi wątpliwości w kwestii bezpieczeństwa ich używania.

Słuchaj podcastu „Blok wschodni”:

Spreaker
Apple Podcasts

O ile więc regulacje dotyczące hazardu wydają się nieodzowne, o tyle komentarze dotyczące nierozsądnych wydatków żołnierzy uważam za wyjątkowe okrucieństwo. Żołnierze obsługujący tyły wykonują równie ważne dla obrony zadania, w mniejszym stopniu – lecz jednak – narażają swoje życie, nierzadko żyją z dala od swoich rodzin. W każdej chwili mogą zostać wysłani na linię frontu i rośnie w nich frustracja z powodu tzw. „uchylantów” – mężczyzn, którzy w ten czy inny sposób uchylają się przed obowiązkiem wojskowym, ratując własne życie i zdrowie, lecz jednocześnie uniemożliwiając rotację zmęczonym żołnierzom.

A rezydentom kijowskich biurowców, zamiast rozliczać żołnierzy z zakupów laptopów, radziłabym jednak skupić się na uchylaniu się ukraińskiego biznesu od płacenia podatków w kraju oraz korupcji, która trawi ukraińską armię.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kaja Puto
Kaja Puto
Reportażystka, felietonistka
Dziennikarka i redaktorka zajmująca się tematyką Europy Wschodniej, migracji i nacjonalizmu. Współpracuje z mediami polskimi i zagranicznymi jako freelancerka. Związana z Krytyką Polityczną, stowarzyszeniem reporterów Rekolektyw i stowarzyszeniem n-ost – The Network for Reporting on Eastern Europe. Absolwentka MISH UJ, studiowała też w Berlinie i Tbilisi. W latach 2015-2018 wiceprezeska wydawnictwa Ha!art.
Zamknij