Unia Europejska

Europa oszczędza energię, Polska czeka. Na co?

Epoka beztroskiego zużywania energii właśnie się kończy – wiedzą o tym prawie wszystkie kraje Europy. Prawie.

Podczas gdy cała Europa głowi się nad tym, jak ograniczyć zużycie energii, w Polsce jak mantrę powtarza się postulat reformy systemu uprawnień do emisji CO2, dzięki czemu można by spokojnie szastać energią jak dawniej. Najnowszym pomysłem premiera Morawieckiego na poradzenie sobie z kryzysem energetycznym jest zamrożenie ceny uprawnienia do emisji tony dwutlenku węgla na poziomie 30 euro, czyli z końca pandemicznego 2020 roku. Zamrożenie ceny na dwa lata miałoby pomóc przetrwać najgorszy moment energetycznego kryzysu.

Inaczej mówiąc, Polska proponuje klasyczną strategię na przeczekanie, w której specjalizujemy się od wielu lat, i to nie tylko w obszarze polityki energetycznej. Propozycja nie spotkała się – jak na razie – z szerszą aprobatą w UE. Chociaż odwiedzany przez Morawieckiego Macron kurtuazyjnie odpowiedział, że to bardzo ciekawe, to już szefowa KE nie pozostawiła złudzeń. Według von der Leyen zmiany klimatyczne nie zamierzają na nas czekać, czego dowodem tegoroczna susza.

Kryzys paliwowy i stagflacja w wersji soft – katastrofa czy nowe otwarcie?

Tanie woda i wiatr

Wystarczy zerknąć na mapę emisji dwutlenku węgla, żeby się przekonać, dlaczego większość państw UE nie garnie się do popierania polskiej krucjaty przeciwko EU-ETS ani dlaczego same nie proponują podobnych rozwiązań. Po prostu w żadnym innym kraju nie emituje się tak dużo CO2 w przeliczeniu na wyprodukowaną jednostkę energii.

Według aplikacji Electricity Map 1 września Polska emitowała 569 gramów CO2 na jedną kilowatogodzinę. Żaden inny kraj nawet się do tego wyniku nie zbliżył. Sporo emitowali także Czesi i Bałtowie, ale nawet w tych krajach emisja była niższa niż 500 gramów.

Akurat w Czechach moglibyśmy znaleźć sojusznika dla pomysłu zamrożenia ceny EU-ETS, ale w Europie Zachodniej już raczej nie. W żadnym z tych państw emisja CO2/kWh na nie przekraczała 400 gramów, a w wielu była niższa od 300. W państwach nordyckich emituje się mniej niż 100 gramów CO2, więc w ich przypadku ceny uprawnień nie grają już zupełnie żadnej roli. Podobnie jak we Francji, która emituje nieco ponad 100 gramów CO2/kWh.

Sztandarowym pomysłem Polski na kryzys energetyczny są oczywiście dopłaty do energii. Nie jesteśmy w tym osamotnieni. Własne programy osłonowe dla przedsiębiorstw i gospodarstw domowych uruchomiły właściwie wszystkie państwa UE, chociaż ich skala jest bardzo różna, co dobrze obrazuje analiza Instytutu Breugla.

Podczas gdy Czesi zamierzają przeznaczyć na działania osłonowe 2,5 proc. PKB, to tradycyjnie przecież socjalni Szwedzi i Finowie aż pięć razy mniej, a Duńczycy nawet 25 razy mniej. Państwa niezależne od paliw kopalnych nie muszą się przesadnie martwić nadchodzącym kryzysem na rynku surowców energetycznych, gdyż energię dostarcza im woda, wiatr i atom – ten ostatni głównie w Szwecji i na mniejszą skalę w Finlandii.

Europo, przestań puszczać lasy z dymem

Polska w tym rankingu wypada w środku stawki, jednak analiza belgijskiego think tanku w przypadku naszego kraju kończy się na cenie regulowanej węgla, która zresztą nie wypaliła. Od tamtego czasu rząd ogłosił już dwa duże programy dopłat do kosztów ogrzewania – do węgla właśnie i do innych paliw (gazu LPG, pelletu, drewna i oleju opałowego). Gdyby to doliczyć, to Polska spokojnie wskoczyłaby do pierwszej piątki, a może nawet i trójki, z wydatkami na poziomie zbliżonym do Czech. Tym bardziej że w nadchodzących miesiącach rząd zapewne zaprezentuje swoje najbardziej kosztowne programy osłonowe w związku z przyszłorocznymi podwyżkami taryf za prąd i gaz.

Miliardy na inwestycje (nie w złotych)

W wielu państwach Europy pomoc opiera się, podobnie jak w Polsce, na obniżkach podatków od paliw i dopłatach do rachunków dla gospodarstw domowych. Jednak uruchamiają one także dodatkowe środki na transformację energetyczną, które są równie istotne co osłony socjalne.

W Austrii przedsiębiorstwa otrzymają 250 mln euro na inwestycje umożliwiające odejście od rosyjskiego gazu. W Belgii wyasygnowano dodatkowy miliard euro na inwestycje w energetykę słoneczną i wiatrową. W ramach walki z kryzysem w alternatywne źródła energii zamierza więcej inwestować także Finlandia – dołoży dodatkowe 350 mln euro. Plan na walkę z kryzysem niewielkiej Litwy zakłada inwestycje na poziomie 1,2 mld euro w transformację energetyki, w tym między innymi termomodernizację budynków.

Na tym tle nie wygląda specjalnie okazale 130 mln euro dołożone do polskiego programu „Mój prąd” na dofinansowanie niecałej połowy kosztu instalacji pomp ciepła.

Za to brytyjska ustawa Energy Security Bill robi już wrażenie. Plan ten zakłada wydatkowanie 100 mld funtów do 2030 roku oraz wsparcie prawie pół miliona „czystych” miejsc pracy. Brytyjczycy będą inwestować między innymi w instalację pomp ciepła, ogrzewanie wodorowe oraz magazynowanie energii elektrycznej i wodoru.

W podobną stronę idą Amerykanie, którzy przyjęli w sierpniu ustawę Inflation Reduction Act. Zakłada ona wydanie w ciągu najbliższych 10 lat 370 mld dol. na inwestycje w odnawialne źródła energii, samochody elektryczne, termomodernizację budynków i magazynowanie energii. Program ma się sfinansować dzięki równoczesnemu podwyższeniu opodatkowania korporacji. Do końca dekady wszystkie te zabiegi mają przynieść redukcję emisji CO2 o 40 proc. w stosunku do 2005 roku.

Stiglitz: Dlaczego Inflation Reduction Act to ważna sprawa

Poza tym na czas kryzysu wiele państw UE zamierza oprzeć się na energii jądrowej. Belgia opóźni o 10 lat wygaszenie dwóch reaktorów, które planowo miały zostać wyłączone w 2025 roku. Czeski rząd podpisał porozumienie ze spółką CEZ na rozbudowę elektrowni jądrowej Dukovany. Słowacy rozbudowują elektrownię jądrową w Mochovcach. Uruchamiany jest trzeci blok, a budowany czwarty.

Zdecydowanie największe inwestycje w energetykę jądrową zamierzają podjąć oczywiście Francuzi, czyli największa jądrowa potęga w UE. Rząd Francji planuje wydać do 2030 roku 50 mld euro na modernizację i przedłużenie żywotności obecnych bloków jądrowych. Kolejne 50 mld euro Francja przeznaczy na budowę sześciu nowych reaktorów do 2035 roku.

Samorząd oszczędza, państwo nie

Rozwijanie polskiej energetyki jądrowej to wciąż historia bez szczęśliwego zakończenia. Planujemy budowę dwóch elektrowni, po trzy reaktory każda. Jak na razie udało nam się wreszcie wybrać lokalizację pierwszej z nich. Stanie ona – jak wszystko dobrze pójdzie – w Choczewie na Pomorzu.

O budowę polskiej elektrowni jądrowej rywalizują Amerykanie, Francuzi i Koreańczycy. Wydawało się, że faworytami są Amerykanie, których przedstawiciele gościli w Polsce pod koniec sierpnia. Dymisja Piotra Naimskiego może jednak osłabić ich pozycję, tym bardziej że Morawiecki rozmawiał właśnie o atomie z Macronem. Od Koreańczyków zaś kupujemy ostatnio ogrom sprzętu wojskowego, a ich zaletą jest obietnica transferu technologii oraz oferta dodatkowych inwestycji w Polsce. Całkiem możliwe, że wybierzemy więc dwóch oferentów, żeby tylko jeden czuł się pokrzywdzony.

Atom – szansa czy zagrożenie? [wyjaśniamy]

Tak czy inaczej, polska elektrownia jądrowa to wciąż melodia dosyć dalekiej przyszłości. Według planów pierwszy z sześciu reaktorów zacznie działać dopiero w 2033 roku, a finalizacja drugiej elektrowni zakończy się w latach 40. Podczas nadchodzącego kryzysu polski atom w niczym nam więc nie pomoże. Pozytywną informacją jest przynajmniej to, że po ewentualnej zmianie władzy następcy PiS chyba nie zarzucą tych planów, gdyż Donald Tusk zapowiedział na Campusie Polska, że także PO zamierza rozwijać energetykę jądrową.

Polskiej strategii kryzysowej brakuje też nadal szerokiego planu oszczędności. Wdrażają go nawet państwa, które są w znacznie lepszej sytuacji niż Polska.

Na przykład Hiszpania, która ma doskonale rozbudowaną infrastrukturę gazową (sześć gazoportów) oraz własną energię jądrową. Mimo to Hiszpanie zadeklarowali zmniejszenie zużycia gazu o 7 proc., a w tym celu do listopada 2023 roku wprowadzą ograniczenia w użyciu klimatyzacji i ogrzewania przez przedsiębiorstwa. Klimatyzacja nie będzie mogła chłodzić poniżej 27 stopni Celsjusza, a maksymalna temperatura ogrzewania to 19 stopni. Witryny sklepowe powinny być wygaszane po godzinie 22.

We Włoszech od lata przedsiębiorstwa nie mogą schodzić z temperaturą klimatyzacji poniżej 25 stopni. Francuzi do 2024 roku chcą zmniejszyć zużycie prądu o 10 proc. w stosunku do 2019 roku, między innymi zakazując pozostawiania w nocy włączonych neonów.

W Polsce temat oszczędzania energii wciąż nie jest poważnie podejmowany na szczeblu centralnym. Zajmują się tym na szczęście samorządy oraz przedsiębiorstwa, coraz bardziej przygniecione rosnącymi kosztami. Prawdopodobnie w tym roku takie oddolne i wymuszone drożyzną ograniczenie zużycia gazu przez firmy doprowadzi w Polsce do spadku konsumpcji tego surowca nawet o kilkanaście procent.

Oblicza kryzysu: kto w najbliższych miesiącach ucierpi najbardziej?

W Lublinie od czerwca lampy uliczne są włączane 5 minut później i wyłączane 30 minut wcześniej. W Olsztynie lampy uliczne zmniejszają natężenie światła w razie braku ruchu. W Bydgoszczy powstał specjalny zespół, który monitoruje zużycie energii w budynkach użyteczności publicznej i wskazuje anomalie, które należy wyeliminować.

Rząd Morawieckiego wciąż nie zapowiedział twardych regulacji dotyczących ogrzewania czy rozświetlania witryn sklepowych w nocy, chociaż nasze bezpieczeństwo energetyczne jest nieporównywalnie gorsze od atomowej Francji czy Hiszpanii i Włoch. Polsce wydaje się nadal, że nadchodzący kryzys będzie można przeczekać, dosypując obywatelom miliardy złotych, by nie zamarzli. Gdy tylko kryzys minie, „znowu będzie tak, jak było”.

Tylko że tak już nie będzie. Epoka beztroskiego zużywania energii właśnie się kończy i czas się z tym wreszcie pogodzić.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Wójcik
Piotr Wójcik
Publicysta ekonomiczny
Publicysta ekonomiczny. Komentator i współpracownik Krytyki Politycznej. Stale współpracuje z „Nowym Obywatelem”, „Przewodnikiem Katolickim” i REO.pl. Publikuje lub publikował m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, magazynie „Dziennika Gazety Prawnej”, dziale opinii Gazety.pl i „Gazecie Polskiej Codziennie”.
Zamknij