Spór wokół jednej listy polskiej centrolewicy w wyborach do europarlamentu wciąż trwa.
Cezary Michalski: Czy Martin Schulz może osiągnąć to, czego jak na razie nie zdołał zrobić Aleksander Kwaśniewski? Da radę doprowadzić do tego, aby walka pomiędzy SLD i Europą Plus przybrała nieco mniej niszczący charakter?
Marek Siwiec: Jako przewodniczący Parlamentu Europejskiego nie bardzo może występować w roli mediatora. Występuje jednak w roli człowieka, który odpowiada za losy Unii Europejskiej, którą na pewno wzmocniłoby wprowadzenie do europarlamentu większej liczby ludzi, którzy chcą Unię wzmacniać, a nie ją blokować. W Polsce taką funkcję pełniliby na pewno lewicowi europosłowie, którzy wejdą do frakcji Socjalistów i Demokratów, a nie europosłowie prawicy, którzy zasilą frakcje eurosceptyczne. Spotkanie z Schulzem, w którym wziąłem udział ja i Janusz Palikot, nie służyło do tego, żeby negocjować jakieś pozycje wyjściowe. Jednak zarówno on, jak też my wyraziliśmy jednoznaczną wolę, aby po przyszłorocznych wyborach do europarlamentu lewica była w całej Europie silniejsza niż dzisiaj, żeby przejęła od centroprawicy pozycję dominującej siły politycznej. Jest bardzo ważne szczególnie wobec konieczności zmiany antykryzysowej polityki instytucji europejskich na bardziej prorozwojową, a to jest dzisiaj jeden z najważniejszych postulatów lewicy w Europie.
Czy Schulz przedstawiał panom także sytuację w Niemczech, od których decyzji wiele w dziedzinie zmiany antykryzysowej polityki w Europie zależy?
Oczywiście, mówił o tym również w kontekście zbliżających się tam wyborów.
Jak ocenia szanse powstania czerwono-zielonej koalicji rządzącej w Berlinie?
Bez względu na wynik wyborów, zarówno on, jak i my jesteśmy przekonani, że socjaliści będą po tych wyborach współodpowiadać za kształtowanie polityki niemieckiej, co zmieni sytuację nie tylko w Niemczech, ale w całej Europie. Także w kontekście kryzysu czy polityki antykryzysowej.
Jeśli jednak nie będą „współodpowiadać” w ramach czerwono-zielonej koalicji, ale np. w ramach wielkiej koalicji z chadecją, czy nie będzie to oznaczało, że Niemcy nadal będą blokować wszelkie inicjatywy prowzrostowe w Europie, jeśli wymagałyby rozluźnienia dyscypliny fiskalnej?
Myślę, że nawet Angela Merkel, gdyby miała alibi, na przykład w postaci konieczności podzielenia się odpowiedzialnością za rządzenie w Niemczech z tamtejszą socjaldemokracją, prowadziłaby znaczącą inną politykę w kwestiach, o które pan pyta.
Schulz rozmawiał z panami jako z twórcami inicjatyw politycznych, których ewentualni europosłowie zasilą frakcję Socjalistów i Demokratów?
Taka jest geneza naszego projektu, czyli Europy Plus.
A jak to się ma do wcześniejszych wątpliwości Janusza Palikota, czy w europarlamencie będzie współpracował z Zielonymi czy z Liberałami. Bardzo zależało na tym Cohn-Benditowi i Verhofstadtowi pragnącym wspólnie stworzyć siłę zdolną do uczestnictwa z równej pozycji w grach parlamentarnych z socjalistami i chadekami.
Myśmy nie rozmawiali ani o Zielonych, ani o Liberałach, ale o tym, co my robimy, a my przygotowujemy listę lewicową. Martin Schulz przyjął to do wiadomości.
Była mowa, że będą to dwie listy?
Przecież Schulz rozmawiał również z Leszkiem Millerem. Jest poinformowany o sytuacji.
Czy Europa Plus wciąż jeszcze uważa, że może powstać jedna szeroka lista centrolewicy do europarlamentu, czy pogodziła się już z faktem, że będą dwie listy? A jeśli nie, to kiedy się z tym może pogodzić?
Pan ma wielką skłonność do zaklinania rzeczywistości, ale to się przecież nie odbywa w ten sposób, że my się wybieramy na wiosenną wycieczkę, zabieramy kanapki i co najwyżej podejmujemy decyzje, w jakim gronie będziemy wędrować i dokąd. My prowadzimy żmudne prace nad tworzeniem pewnego projektu politycznego. Ten projekt krzepnie, staje za nim coraz więcej ludzi, jesteśmy coraz bliżej pokazania gotowego programu. Z tej perspektywy mogę powiedzieć tylko, że jeśli nie będzie woli stworzenia jednej listy, to będą dwie listy. Jeżeli taki jest strategiczny cel SLD, to go Sojusz uzyska, bo to jest niestety proste do uzyskania, stosunkowo najprostsze. Tylko że będą też koszty takiego rozwiązania. Ale jeżeli okaże się, że inne wyjście jest niemożliwe, to pójdziemy tą drogą wymuszoną przez SLD.
Nie chodzi mi o zaklinanie rzeczywistości. Oczywiście wolałbym, aby Polska wysłała do europarlamentu więcej ludzi, którzy będą Europę budować, niż tych, którzy pojadą tam, żeby świadomie ją niszczyć. Ale pytam o termin pogodzenia się z faktem istnienia dwóch list, bo bez tego będzie trwała lewicowa wojna na wyniszczenie.
Myślę, że ostatecznym możliwym momentem, kiedy dowiemy się ostatecznie, jak to się rozwiąże, będzie moment rejestracji list wyborczych.
Przy pełnej świadomości, że to oznacza znaczne przedłużenie ostrzejszej fazy sporu.
To nie był nasz wybór, nie my eskalujemy ten spór, ale wobec obecnej postawy SLD obawiam się, że taka faza będzie trwała dłużej.
Projekt finansowany ze środków Parlamentu Europejskiego.