Progresywne i lewicowe organizacje są na cenzurowanym. Od uznania propalestyńskich aktywistów za terrorystów w Wielkiej Brytanii, poprzez delegalizację francuskich antyfaszystów, aż po zakaz propagowania komunizmu w Czechach – rządzący establishment spełnia marzenia radykalnej prawicy i pozbywa się jej wrogów.
W ostatnich latach coraz częściej penalizowane są organizacje, które reprezentują postawy ekstremistyczne, podważają istniejące porządki konstytucyjne, łamią prawo i stosują przemoc. Na tej podstawie czasem sędziowie uderzają w skrajną prawicę, ku jej wielkiemu oburzeniu. Padają wówczas zarzuty o ograniczanie wolności słowa i zamach na demokrację.
czytaj także
Jednocześnie to samo środowisko prowadzi intensywną kampanię na rzecz kryminalizacji drugiej strony. Radykalna lewica ma stanowić zagrożenie co najmniej równe faszyzmowi i nazizmowi. Ileż razy słyszeliśmy, że Antifa jest gorsza od ONR-u, ekoaktywiści terroryzują społeczeństwo niczym Al-Kaida, a każdy komunista marzy o ponownym otwarciu gułagów. Wszystkich wsadzić do więzienia i po kłopocie. Wygląda na to, że rządzący odpowiadają na ich życzenia.
Kiedy sprzeciw wobec ludobójstwa i faszyzmu staje się terroryzmem
Malejącą tolerancję dla lewicowych protestujących być może najwyraźniej widać w kontekście sprawy palestyńskiej – oczywiście lewica nie ma tu monopolu, ale to w jej kierunku orbituje większość zachodnich organizacji występujących przeciwko ludobójczej polityce Izraela. Władze na ogół jednak nie chcą słyszeć o bardziej zdecydowanych krokach przeciwko Netanjahu i prędzej stosują sankcje wobec własnych obywateli.
W Wielkiej Brytanii rząd dopiero co wpisał Palestine Action na listę organizacji terrorystycznych, na której znajdują się np. Al-Kaida lub ISIS. Bezpośrednim pretekstem do delegalizacji propalestyńskiej organizacji było włamanie się do bazy RAF i pomalowanie dwóch samolotów, co miało stanowić protest wobec wspierania Izraela przez brytyjskie lotnictwo (mowa np. o lotach zwiadowczych lub tankowaniu w powietrzu izraelskich maszyn). Wcześniej Palestine Action występowało przeciwko producentom broni dostarczającym wyposażenie dla IDF. Teraz ruszyła fala aresztowań aktywistów – brytyjska policja zatrzymała już ponad setkę osób związanych ze zdelegalizowaną organizacją i skonfiskowała materiały do niej należące.
Podobne działania podejmuje rząd Francji. Na polecenie MSW uruchomiono procedurę delegalizacyjną wobec kolektywu Urgence Palestine, co potępiło chociażby Amnesty International, oceniając to jako atak na wolność słowa i swobody demokratyczne. Rząd tłumaczy swoją decyzję chęcią walki z islamizmem, ale zdaniem krytyków ma ona więcej wspólnego z uciszaniem niewygodnej opozycji i puszczaniem oka do nacjonalistów.
Na tym niestety nie kończy się represyjna działalność szefa MSW. Konserwatysta Bruno Retailleau postanowił zdelegalizować także Jeune Garde, czyli działającą w Lyonie organizację antyfaszystowską. Równocześnie sankcja dotknęła neofaszystowskie Lyon Populaire, ponieważ w ten sposób minister próbuje postawić znak równości między obiema grupami, mimo ogromnej dysproporcji w faktycznej szkodliwości społecznej.
Francja zmaga się obecnie z falą skrajnie prawicowej przemocy – tylko w ostatnich miesiącach faszyści lub naziści wielokrotnie przeprowadzali zorganizowane ataki: na przypadkowych migrantów, na lewicowe wydarzenia kulturalne i edukacyjne. Podczas jednego z nich pobito kilkanaście osób, dwie dźgnięto nożami, a uciekający z miejsca zdarzenia napastnicy krzyczeli „Paryż jest nazistowski”. Flirtujący ze skrajną prawicą Retailleau woli odwracać od tego wzrok i udawać, że zagrożenie ze strony lewicy lub propalestyńskich aktywistów jest co najmniej równie duże.
Koniec z „nienawiścią na tle klasowym”
Symetryzm w podejściu do radykalnej lewicy i prawicy dostrzeżemy także w innych państwach. W Czechach przeformułowano kodeks karny, aby do zapisu zakazującego propagowania nazizmu dołączyć komunizm jako analogiczną ideologię, sprzeczną z wolnością i prawami człowieka. Jednocześnie w tym samym artykule obok zakazanych nienawiści na tle rasowym, etnicznym i religijnym, wymieniono również nienawiść na tle klasowym. Co to dokładnie oznacza? Trudno powiedzieć. Być może ktoś kiedyś zinterpretuje np. popularne hasło „eat the rich” jako przestępstwo podpadające pod ten paragraf i karalne nawet pięcioma latami pozbawienia wolności. Albo mówienie o „Januszach biznesu” lub „patodeweloperach” stanie się przejawem nienawiści klasowej.
Odkładając żarty na bok, choć tak niejasne sformułowanie prawdopodobnie pozostanie martwym prawem, to samo zrównanie niechęci do bogatych z rasizmem czy ksenofobią ustanawia niebezpieczny precedens. Nagle mówienie o konflikcie klasowym i sprzecznych interesach np. pracowników i posiadaczy firm, przy zinterpretowaniu tego jako nienawiści do tych ostatnich, jest stawiane na równi np. z twierdzeniem, że biali to rasa panów. Bogaci oczywiście będą dalej prowadzić walkę klasową, tylko w białych rękawiczkach i z tego powodu niezagrożoną prawem, które potencjalnie penalizuje np. uczestników strajku lub lewicowej demonstracji, jeśli pozwolą sobie na zbyt radykalne hasła wymierzone w najzamożniejszych. Kryminalizacji podlega rdzeń lewicowej myśli społeczno-politycznej.
Sadura: Lewica musi sobie zdać sprawę, że walczy o życie [rozmowa]
czytaj także
Taki sam charakter ma prawne zrównanie faszyzmu i nazizmu z komunizmem jako całością. O ile ideologia faszystowska (zwłaszcza jej nazistowska odmiana) jest z natury antydemokratyczna i sprzeczna z ideami pluralizmu politycznego, to u podstaw komunizmu nie znajdziemy totalitaryzmu, lecz wartości wspólne całej lewicy. Kiedy ktoś, powołując się na Stalina lub Mao (a zapominając o Sankarze lub Berlinguerze) dąży do delegalizacji komunizmu, to jednocześnie uderza także w jego egalitarne i progresywne fundamenty. Rykoszetem obrywają nawet socjaldemokraci, którzy będą słyszeć zarzut reprezentowania zbrodniczego komunizmu za każdym razem, gdy tylko coś przebąkną o redystrybucji majątku – dobrze to widzimy na przykładzie partii Razem.
Kto następny?
Oczywiście łatwo w takiej sytuacji machnąć ręką. W końcu komuniści nie budzą powszechnej sympatii (zwłaszcza w Polsce), Antifa raczej też nie. Propalestyńscy aktywiści już prędzej, ale niekoniecznie przy stosowaniu metod takich jak włamywanie się do bazy wojskowej. Można zza komputera rzucić cierpko, że gdyby kózka nie skakała, to by nóżki nie złamała. Ta postępująca kryminalizacja ruchów lewicowych i progresywnych otwiera jednak drogę do kolejnych posunięć w tym samym duchu. Do głowy przychodzi słynny wiersz, zaczynający się od słów „kiedy przyszli po komunistów, milczałem, nie byłem komunistą…”
Łachecki: Lewica parlamentarna to najbardziej bezideowe środowisko polityczne w Polsce
czytaj także
Naiwnością byłoby sądzić, że przy przybierających na sile nastrojach autorytarnych w Polsce i na świecie nie ma ryzyka szerszego zastosowania tych metod i delegalizacji niewygodnych organizacji. W niektórych przypadkach może się to nawet opłacać politycznie. Przy każdym proteście Ostatniego Pokolenia pojawiają się liczne komentarze wzywające do ukarania aktywistów więzieniem. Kto wie, może następny rząd sklasyfikuje ich jako terrorystów i spełni marzenia internetowych inkwizytorów. Albo zrobi to już Tusk, skoro tak lubi licytować się na prawicowość z PiS-em i Konfederacją?
Jest jeszcze wielu innych kandydatów do znalezienia się na potencjalnych listach proskrypcyjnych. Od partii politycznych, poprzez organizacje pozarządowe, aż po akademików. W końcu swego czasu prokuratura Ziobry zainteresowała się nawet konferencją naukową poświęconą marksizmowi, szukając tam dowodów na propagowanie totalitaryzmu. Brzmi to absurdalnie, ale wraz z rosnącymi wpływami skrajnej prawicy coraz bardziej realny staje się scenariusz, w którym państwo ruszy do ataku na „ekoterrorystów”, antyfaszystów czy innych „radykałów” – oczywiście tylko tych lewicowych, ponieważ chociażby samozwańczy obrońcy granic od Bąkiewicza nie mają się czego obawiać.