Kaja Puto, Unia Europejska

Unia ugięła się pod ciężarem cynizmu Kaczyńskiego, Babiša i Orbána

Fot. Jeanne Menjoulet/Flickr.com

Unia proponuje: kto nie chce uchodźców, ma się zająć ich deportacją. Wyszehradzcy populiści mają się z czego cieszyć, ale na czwartkowym spotkaniu z Ursulą von der Leyen Mateusz Morawiecki, Andrej Babiš i Viktor Orbán ogłosili, że to dla nich i tak za mało. Dodatkowo Morawiecki wytarł sobie buzię… Białorusinami. Komentarz Kai Puto.

Komisja Europejska zaproponowała w środę 23 września tzw. pakt migracyjny, w którym zrezygnowała z obowiązku przyjmowania uchodźców, w zamian nakazując „obowiązkową solidarność”. Chodzi o to, żeby kraje, które sprzeciwiają się relokacjom, zamiast tego zajęły się… deportacją uchodźców do krajów pochodzenia. Za relokację można przy tym dostać kasę (10 tys. euro za osobę dorosłą i 12 tys. euro za dziecko bez opieki), za deportację – trzeba zapłacić. Jeśli nie uda się jej wykonać w ciągu ośmiu miesięcy, migranta należy relokować do siebie.

Moria to nasza sprawa

czytaj także

Moria to nasza sprawa

Aleksandra Fertlińska

To pierwsza konkretna propozycja polityki migracyjnej UE od pięciu lat i druga po Europejskim Zielonym Ładzie tak szeroko zakrojona propozycja reform za kadencji Ursuli von der Leyen.

W intencji KE ma to być kompromis między osamotnionymi w radzeniu sobie z napływem migrantów krajami Europy Południowej a przeciwnikami przyjmowania uchodźców, czyli Czwórką Wyszehradzką i Austrią. Kompromis to jednak wyjątkowo zgniły, bo nie dość, że legitymizuje cynizm prawicowych populistów i daje im powody do samozadowolenia, to nikogo poza nimi nie zadowoli.

Ale mimo że wschodnioeuropejscy populiści mają się z czego cieszyć – i zapewne tak to przedstawią swoim elektoratom – okazało się, że to dla nich i tak mało. Na czwartkowym spotkaniu z Ursulą von der Leyen Mateusz Morawiecki, Andrej Babiš i Viktor Orbán ogłosili, że są otwarci na unijny plan, ale ich głównym celem jest (całkowite) zatrzymanie migracji, a nie zarządzanie nią. W tłumaczeniu na nasze: chętnie by sobie podeportowali, ale po pierwsze nie umieją, a po drugie – nie za swoje pieniądze. Dodatkowo Morawiecki wytarł sobie buzię… Białorusinami.

Oczywiście fakt, że premier Polski podnosi na forum unijnym temat niewidzialnych w Europie prześladowanych Białorusinów, zasługuje na pochwałę, podobnie jak umożliwienie Białorusinom wjazdu do Polski mimo obostrzeń covidowych. Jednak Białorusini, podobnie jak parę lat temu Ukraińcy, nie są w znakomitej większości obejmowani żadną ochroną międzynarodową. Są po prostu tanią siłą roboczą, której Polska mimo dynamicznego napływu migrantów w ostatnich latach wciąż bardzo potrzebuje. Z solidarnością to nie ma wiele wspólnego.

Oprócz „obowiązkowej solidarności” KE proponuje wprowadzenie tzw. szybkiej ścieżki, aby w ciągu 12 tygodni zdecydować, czy dana osoba ma szansę na otrzymanie w Europie ochrony międzynarodowej. Z jednej strony to dobrze – oszczędzi wielu migrantom lat spędzonych w prawnym limbo – z drugiej jednak wątpliwości budzi to, czy w takim trybie będzie można rozpatrywać sprawy indywidualnie, co jest prawem każdego człowieka. I czy to w ogóle realne, skoro do tej pory procedury, które powinny trwać kilka miesięcy, ciągnęły się latami.

Ponadto mimo pewnych modyfikacji nie zaproponowano żadnej rewolucyjnej zmiany w kwestii tego, kto będzie odpowiedzialny za rozpatrywanie uchodźczych wniosków: nadal będą to kraje, w których migrant przekroczył zewnętrzną granicę UE. Grecja i Włochy mogą więc przygotować się na kolejne ciężkie lata. A migranci – na urągające godności ludzkiej warunki, które dla bezsilnych na unijnej scenie krajów Południa są jedynym sposobem na rozwiązanie problemu – przez odstraszenie.

Uchodźcy jak powódź albo natarcie wrogich armii. Język w służbie nieludzkiej polityki

Kraje członkowskie mają przedyskutować „pakt migracyjny” w przyszłym tygodniu. Jeśli jednak nawet kraje V4, którym kłania się w pas propozycja Komisji, wyrażają niezadowolenie, możemy się spodziewać, że tak potrzebna od lat reforma unijnej polityki migracyjnej w najbliższym czasie i tak nie nastąpi. Tym bardziej że wedle doniesień medialnych intencją KE jest poszukiwanie „jak najszerszej większości”, a nie tylko obowiązkowej większości kwalifikowanej (15 krajów obejmujących 65 proc. ludności UE).

Dla samych migrantów KE ma co najwyżej małe i mgliste światełko w tunelu: zapowiedź wzmocnienia legalnych możliwości migracji do UE. Jedną z nich ma być umożliwienie np. gminom, miastom czy Kościołom przyjmowania uchodźców. „Sygnatariusze Deklaracji o współdziałaniu miast Unii Metropolii Polskich w dziedzinie migracji” (prezydenci i prezydentki 12 polskich miast) dostaną więc być może okazję, by wcielić w życie swoje medialne zapewnienia o solidarności.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kaja Puto
Kaja Puto
Reportażystka, felietonistka
Dziennikarka i redaktorka zajmująca się tematyką Europy Wschodniej, migracji i nacjonalizmu. Współpracuje z mediami polskimi i zagranicznymi jako freelancerka. Związana z Krytyką Polityczną, stowarzyszeniem reporterów Rekolektyw i stowarzyszeniem n-ost – The Network for Reporting on Eastern Europe. Absolwentka MISH UJ, studiowała też w Berlinie i Tbilisi. W latach 2015-2018 wiceprezeska wydawnictwa Ha!art.
Zamknij