Wystarczająco dużo ludzi uwierzyło w słowa Ficy, że liberalizm i prawa człowieka mogą być większym zagrożeniem dla obywateli niż szerząca się korupcja i sympatia dla reżimu Putina. Po 3 latach przerwy jego SMER wraca do władzy na Słowacji.
Okazuje się, że pamięć przeciętnego słowackiego wyborcy jest jak pamięć złotej rybki. Niemal 23 proc. głosujących w sobotnich wyborach parlamentarnych zapomniało, że to właśnie zwycięski Smer jest odpowiedzialny za skorumpowanie urzędników państwowych i oligarchizację państwa; że to za jego rządów zamordowano dziennikarza śledczego Jána Kuciaka i jego narzeczoną Martinę Kušnírovą.
Zapomniano też, że to Igor Matovič, który w marcu 2021 r. podał się do dymisji po kryzysie związanym z zakupem rosyjskiej szczepionki Sputnik V, jest głównym prowodyrem przedterminowych wyborów. Prowadzona przez niego koalicja wyborcza osiągnęła 8,89 proc. głosów i będzie czwartą siłą w parlamencie.
Po latach Smeru u władzy i nieudolnych, niepełnych trzech latach rządów najpierw Matoviča, a potem Eduarda Hegera, chyba już niewielu wyborców na Słowacji jest w stanie sobie wyobrazić, że u władzy może być ktoś, kto zrobi coś dla nich, a nie tylko dla siebie. Lepiej więc taplać się w dobrze znanym bagnie, niż wybrać się w drogę w nieznane. W końcu Smer może i kradł, ale przynajmniej był spokój w parlamencie i rządzie.
Smer z powrotem u władzy
Lata kampanii dezinformacyjnych i agresywnych konferencji prasowych pozwoliły Robertowi Ficy spełnić obietnicę z 2018 roku, kiedy zapowiadał, że on się nigdzie nie wybiera. Dziś jednak to zupełnie inny Fico sięga po władzę.
Do coraz agresywniejszego i autorytatywnego działania motywują go kolejne procesy karne wokół niego, jego współpracowników i sponsorów Smeru. Dziś już Fico nie twierdzi, że Słowacja jest w jądrze Unii Europejskiej, a sama UE jest wspaniałą instytucją. Teraz jego zdaniem wojna w Ukrainie to kwestia między Rosją a USA i Słowacji nic do tego. Co więcej, wysyłając broń do Ukrainy, Słowacja prowokuje Putina. Źli są Amerykanie i zapyziały Zachód, a wzorów do naśladowania należy szukać w matuszce Rosji.
czytaj także
Smer to partia czysto populistyczna, która swoich wyborców ma głównie wśród osób starszych i w mniejszych miastach czy na wsiach. Dlatego chętnie organizuje wiece wyborcze, na których występują gwiazdy muzyczne lat minionych, zawsze jest sporo darmowego jedzenia i uśmiechnięci politycy, którzy z przyjemnością fotografują się z obywatelami. To właśnie Smer jest partią, która wzorem komunistów Dzień Kobiet wykorzystuje w celach propagandowych. Na wiecach Smer zawsze mówi i obiecuje rzeczy, o których wie, że nabiorą się na nie mniej wyedukowani obywatele ze wsi. Gdy mówią nam, co chcemy usłyszeć, mogą robić to, czego nie chcemy widzieć.
Smer od dawna wychodzi z założenia, że łatwiej jest wskazać wroga, niż znaleźć sensowne rozwiązanie problemu. Przecież ludzie nie chcą słyszeć, co mogą zrobić, żeby było im lepiej. Ludziom trzeba pokazać, przez kogo jest im źle, a Fico i jego pochlebcy chętnie rozpoczynają swoje wyliczanki: liberałowie, migranci, LGBT+, Żydzi, Romowie, muzułmanie, zły Zachód, UE, Čaputová, Soros…
Fico w 2016 roku stworzył koalicję, która miała być zaporą przeciwko ekstremizmowi, dziś najpewniej będzie to zapora przeciw złemu liberalizmowi. Bo to właśnie podsycanie strachu wobec imigrantów i liberałów przyniosło Smerowi ostatecznie zwycięstwo.
Hlas zadecyduje o wszystkim
Partia Petera Pellegriniego, która w 2020 roku odłączyła się od Smeru, mimo trzeciego wyniku w wyborach (14,7 proc.) teraz zdaje się tą najważniejszą partią. Bo to właśnie ona zadecyduje o tym, kto będzie miał większość w parlamencie. Mimo iż prezydentka zapowiedziała, że powierzy zadanie utworzenia rządu zwycięzcy wyborów, to może się okazać, że to nie będzie tak łatwe.
Hlas od początku zapowiadał, że nie pójdzie do koalicji ze Smerem i faszystowską Republiką. Problem sam się rozwiązał, bo Republika nie uzyskała progu wyborczego (4,75 proc.). Co jest niewątpliwie jednym z pozytywów tych wyborów.
Scenariuszy, co będzie teraz, jest wiele. Pierwszym i chyba najbardziej prawdopodobnym jest koalicja Hlasu ze Smerem.
Jeszcze w noc wyborczą Pellegrini mówił: „Nadal jestem przekonany, że dwóch byłych premierów nie powinno zasiadać w jednym rządzie. To się nie sprawdziło z Radičovą i Dzurindą ani z Hegerem i Matovičem”.
Ale przecież Fico jest zdesperowany i będzie w stanie zrobić wiele, aby nie dosięgło go ramię sprawiedliwości, a on sam miał możliwość zemsty na swoich przeciwnikach politycznych. W niedzielę szef Smeru nieoczekiwanie zasugerował, że wcale nie musi automatycznie zostać premierem. Po cichu mówi się jednak, że nawet jeśli Pellegrini skusiłby się na propozycję objęcia stanowiska premiera, to i tak o wszystkim decydował będzie Fico.
Inną groźbą dla Hlasu będzie to, że Smer dosłownie wyssie swoich koalicjantów z członków i wyborców. Tak było już przecież w przypadku HZDS, SNS i kilku innych partii. Partia HZDS po pierwszej kadencji rządów z Ficem się rozwiązała, a SNS po rządach ze Smerem nie weszło do parlamentu, teraz ledwo przekroczyło próg wyborczy (5,62 proc.).
Tylko po co mieć tyle partii, skoro Słowakom wystarczy Smer?
Koalicja Smeru, Hlasu i SNS opierałaby się jednak na kruchej większości 79 posłów w parlamencie. Co więcej, SNS z dziesięcioma posłami, z których tylko lider jest członkiem partii, jest bardzo niestabilnym koalicjantem.
Słowacja na rozstaju dróg. Czy wybory ustabilizują sytuację w kraju?
czytaj także
Bardziej rzetelne w koalicji byłoby KDH (6,82 proc.), które ma 12 posłów i oferuje spójny klub parlamentarny, podczas gdy z list SNS do parlamentu dostały się twarze dezinfosceny i przedstawiciele kilku mniejszych partii politycznych.
Jednak przewodniczący KDH Milan Majerský podkreślał w każdym wywiadzie, że nie wejdzie do rządu ze Smerem. Mówił też jednak, że o ewentualnych współpracach będzie decydować rada krajowa, która zbierze się 14 października.
Drugim możliwym scenariuszem jest to, że jednak Hlas obróci się przeciw Smerowi i zawiąże współpracę z Progresívnym Slovenskom. Z siedziby Hlasu można usłyszeć, że partia celowo czeka na kontakt w sprawie współpracy i jest gotowa domagać się rzeczy, do których biorąc pod uwagę jej wyniki, nie byłaby normalnie uprawniona.
Mimo że przewodniczący Progresívnego Slovenska Michal Šimečka oficjalnie twierdzi, że dobrą praktyką jest to, że najsilniejsza partia ma premiera i nie chce tego zmieniać, to nieoficjalnie można usłyszeć, że jakakolwiek umowa, która uniemożliwi Smerowi przejęcie władzy, jest w interesie kraju. Potwierdza to również poseł PS Martin Dubéci, który powiedział „Zrobimy wszystko, by Orbán nie gratulował Ficy utworzenia rządu”.
Najmniej prawdopodobną opcją byłoby odmówienie przez Hlas przystąpienia do jakiegokolwiek rządu. Mimo to sam Pellegrini aktywnie komunikował scenariusz powyborczego impasu podczas wieczoru wyborczego: „Najgorsze byłoby, gdyby doszło do jakiegoś impasu. Niewiele o tym mówimy. To niebezpieczna sytuacja” – opisał Pellegrini jeden z powyborczych scenariuszy.
Przynoszące nadzieję sondaże i późniejsze rozczarowanie
Choć ostatnie sondaże, a nawet badania exit poll wskazywały Progresívne Slovensko jako partię, która wygra, to rzeczywistość ponownie okazała się rozczarowująca. W 2020 roku PS w sondażach także notowało świetne wyniki, jednak w dniu wyborów okazało się, że zabrakło mniej niż 1000 głosów, by dostać się do parlamentu. Teraz jest podobnie – mimo ponad 20-procentowych wyników w sondażach, ostatecznie PS zdobyło 17,96 proc. głosów i zajęło drugie miejsce. Partia ta zdecydowanie wygrała w Bratysławie i jej okolicach, a także w Koszycach i powiecie Skalica. Miażdżącą wygraną Progresywna Słowacja odniosła w głosowaniu wśród Słowaków, którzy mieszkają za granicą – ponad 61 proc.
Politolodzy wskazują, że Progresívnemu Slovensku nie udało się pokonać Smeru głównie dlatego, że partii Roberta Fico udało się zmobilizować nie tylko swoich wyborców, ale przyciągnęła ona również ludzi, którzy wcześniej głosowali lub planowali głosować na Republikę lub Sme rodinę (2,21 proc.).
Zdaje się, że część osób, która rozważała głosowanie na PS, ostatecznie przestraszyła się tego wyboru. To „zasługa” pozostałych partii, które niemal jak jeden mąż straszyły złymi liberałami i szerzyły fake newsy. A tych było sporo: „PS chce podwyższać podatki”, „PS chce zalegalizować wszystkie narkotyki”, „PS chce obniżyć emerytury”, „PS kieruje rządem technicznym”. Tuż przed wyborami w sieci pojawiło się nagranie głosowe, w którym wygenerowany przez sztuczną inteligencję głos przypominający głos Michala Šimečki mówi, że po wygranej PS podwyższy ceny piwa o 70-100 proc. Niby wiadomo, że to fake newsy, wszystkie były niemal natychmiast obalane przez PS, ale biorąc pod uwagę to, jak Słowacy ciągle dają się nabierać na fake newsy i dezinformację, to spadek poparcia był do przewidzenia.
Wschód porwany albo tragedia Słowacji w brudnych łapach Rosji
czytaj także
Można jednak stwierdzić, że pomimo niesprzyjających okoliczności, takich jak negatywna kampania i start jako partia pozaparlamentarna, drugie miejsce w wyborach dla Progresywnej Słowacji zdecydowanie nie jest porażką.
Co teraz?
Teoretycznie wszystko jeszcze jest możliwe. Wydaje się jednak mało prawdopodobne, że Peter Pellegrini zdecyduje się rządzić z Progresywną Słowacją, która jest bezkompromisowo antykorupcyjna i nie uważa mniejszości za obywateli drugiej kategorii. Bardziej akceptowalne będzie dla niego podjęcie ryzyka, że Fico stopniowo pożre jego Hlas.
Progresívnemu Slovensku przypadnie rola najsilniejszej partii w opozycji. Może to nie będzie aż takie złe – jej członkowie i członkinie muszą się jeszcze nauczyć, jak działa krajowa polityka, i nabrać doświadczenia.
Po raz kolejny do parlamentu nie dostała się żadna partia mniejszości węgierskiej, o czym w dużej mierze zdecydował fakt, że część polityków węgierskiego pochodzenia kandydowała z innych partii. To nie do końca dobra wiadomość, bo w długoterminowej perspektywie może to wpłynąć na rosnące na południu Słowacji wpływy Viktora Orbána i Fideszu, którzy już teraz chętnie wspierają „biednych Węgrów tłamszonych na terytorium Słowacji”. Zawsze przy tym podkreślają, że Bratysława się o nich nie stara, tylko oni muszą ich wspierać z zagranicy.
Mimo porażki partii węgierskiej mniejszości i tak pośrednim wygranym tych wyborów będzie Orbán. Izolowane Węgry najprawdopodobniej zyskają towarzysza swojego odosobnienia, w końcu nikt tak jak Fico nie ma tyle empatii dla rządów Viktora Orbána.
Słowacja is the new Węgry? Prawie połowa badanych chciałaby w kraju autorytaryzmu
czytaj także
Zakładać można natychmiastowe wstrzymanie wsparcia militarnego dla Ukrainy, otwarcie frontu przeciwko Europejskiemu Zielonemu Ładowi, ciągłe ataki na UE, zmiany personalne na urzędach i ponowne zawiązanie rąk wymiaru sprawiedliwości. Mimo negatywnego nastawienia Ficy do UE i NATO Słowacja nie opuści tych organizacji, w końcu Orbán też tego nie robi.
Czy jest źle? Jest mniej więcej tak, jak można było przewidzieć, i zawsze mogło być gorzej. Teraz jest czas, by demokratyczni wyborcy oraz opozycyjni politycy w końcu zrozumieli, że właśnie zaczyna się prawdziwa walka o Słowację. Ten kraj nie należy do Ficy, więc nie należy mu go podawać na srebrnej tacy.