Świat

Tajlandia wybiera reformę. Liberałowie spuścili łomot centroprawicy

Wybory parlamentarne w Tajlandii wygrała jedyna duża partia, która nie uczestniczyła w powtarzającym się w tym kraju w XXI wieku cyklu kryzysów, populizmu i zamachów stanu.

„Wygramy wszystkie jednomandatowe okręgi w prowincji Chiang Mai. I wierzę, że także większość miejsc w Izbie Reprezentantów” – powiedział podczas wiecu w Chiang Mai krótko przed niedzielnymi wyborami Srettha Thavisin, magnat deweloperski i jeden z dwojga głównych kandydatów centroprawicowej partii Pheu Thai na premiera Tajlandii.

Nie wygrali. Pheu Thai w swoim mateczniku poniosło sromotną klęskę. W prowincji Chiang Mai wygrała jeden z dziesięciu okręgów (cztery lata temu – wszystkie dziewięć), w sąsiedniej Lampang – jeden z czterech (w 2019 roku – wszystkie cztery). W regionie północno-wschodnim, gdzie w 2019 roku wygrała 84 ze 116 okręgów, było względnie lepiej – Pheu Thai wygrało 73 ze 133 okręgów.

Majmurek: Tajski tygrys łapie zadyszkę

Tak samo w skali kraju. Przedwyborcze sondaże (w Tajlandii notorycznie niewiarygodne) dawały Pheu Thai ponad 40 proc. poparcia i nawet ponad 280 miejsc w Izbie Reprezentantów, niższej izbie parlamentu, w której zasiada 500 deputowanych. Skończyło się połową w stosunku do oczekiwań. Partia dostała co prawda 28,2 proc. głosów, ale system łączący JOW-y (400 miejsc) i proporcjonalną listę krajową (100 miejsc) dał jej jedynie 141 miejsc.

Powodem rozczarowującego dla Pheu Thai wyniku jest głównie progresywno-liberalna partia Move Forward. W kwietniu zanotowała duży wzrost w sondażach, ale prognozy dawały jej 110 miejsc w parlamencie, bo system promuje większe partie. Ostatecznie Move Forward zdobyło 151 miejsc w izbie niższej. Liberałowie spuścili łomot centroprawicy i konserwatystom nie tylko w Chiang Mai, ale też w Bangkoku (wygrywając 31 z 32 okręgów) i na przedmieściach stolicy.

Wiec wyborczy partii Move Forward. Fot. Prachatai/flickr.com

Ale wygrana w stolicy nie zaskoczyła, bo tam liberałowie odebrali głosy w dużej mierze skrajnie niepopularnym, rządzącym od 2014 roku wojskowym (od 2019 roku udającym partię polityczną). Wybory rozstrzygnęły się na północy – tam, gdzie do niedawna Pheu Thai mogło liczyć na niemal bezwarunkowe poparcie.

To historia godnościowo-symboliczna, w której rolę odgrywają i wierzenia w reinkarnację historycznych i mitycznych władców, i tlący się separatyzm na północy. Ale też zmęczenia nepotyzmem i konserwatyzmem partii, które zniechęciły coraz większą liczbę głosujących.

Klan zwycięzców

Pheu Thai to najbardziej popularna partia we współczesnej tajskiej polityce. Założona jako Thai Rak Thai pod koniec lat 90. przez Thaksina Shinawatrę, milionera z sektora telekomunikacyjnego, wygrywała najwięcej miejsc we wszystkich wyborach w tym wieku.

XXI wiek w tajskiej polityce to rywalizacja klanu Shinawatrów i wojska. Thaksin, który został premierem z rekordowym poparciem w 2001 roku, został obalony pięć lat później. W 2011 roku premierką z ramienia partii wówczas już przemianowanej na Pheu Thai została jego siostra Yingluck – wojsko obaliło ją w 2014 roku. Po przywróconej pozornej demokracji w wyborach w 2019 roku Pheu Thai znów zostało największą partią, ale wojskowi utrzymali władzę dzięki kreatywnej ordynacji wyborczej.

W tegorocznych wyborach na czele Pheu Thai znów stała Shinawatra – córka Thaksina, Paethongtarn, znana jako Ung Ing. Została przewodniczącą partii rok temu, choć wcześniej nie była szczególnie aktywna politycznie. Zdawała się mieć premierostwo w kieszeni, głównie dzięki poparciu północy i północnego wschodu.

Rok z perspektywy Azji i Dalekiego Wschodu: Klucze do przyszłości Ziemi nadal głównie w Waszyngtonie

Popularność Pheu Thai i Shinawatrów w Bangkoku raz spada, raz rośnie; na południe od stolicy jest niewielka (w 2019 roku partia wygrała tam jeden okręg, w tym – zero). Natomiast jeszcze kilka dni przed niedzielnym głosowaniem sondaże dawały partii 49 proc. w północnym regionie obejmującym miasta Chiang Mai i Chiang Rai. Na północnym wschodzie (znanym jako Isan) – aż 57 proc.

Północni bogowie

Isan i północ głosują na Pheu Thai z zupełnie innych powodów. Dla pierwszego z tych regionów to kwestia głównie gospodarcza – Thaksin i jego partia zyskali między innymi dzięki populistycznym programom gwarantowanych cen i dopłat do upraw ryżu, z których żyje Isan (prawdopodobnie dlatego w tym roku świetny wynik zanotowali tam inni populiści z Bhumjaithai).

– Na północy wyborcy głosowali na Thaksina, potem na Yingluck i teraz na Ung Ing głównie ze względów tożsamościowych – mówi profesor Joel Selway z Brigham Young University.

Thaksin urodził się w San Kamphaeng, na przedmieściach Chiang Mai, i był pierwszym politykiem, który przywrócił temu regionowi poczucie dumy – bo północ od dekad czuje się wykluczona z tajskiej polityki i wyalienowana od silnie scentralizowanej administracji z Bangkoku. Królestwo Lanna ze stolicą w Chiang Mai zostało wcielone do Syjamu – jak wtedy nazywała się Tajlandia – dopiero w 1899 roku, a jeszcze do 1939 roku miało pewną autonomię. Do dziś na północy mówi się w innym języku (kam muang), który jest wprawdzie podobny do tajskiego, ale ma inne pismo.

Mieszkańcy regionu są dumni z lokalnej historii, nieco innych tradycji i północnej odmiany buddyzmu. Ale ta duma nie ma ujścia, bo Tajlandia jest systemowo zbudowana na micie etnicznej jednolitości Tajów na modłę centralną. To wyklucza nie tylko naród Lanna, ale też Isan czy malajskich muzułmanów z południa.

Dlatego przebojowe wdarcie się do krajowej polityki przez lokalnego biznesmena, podkreślającego – niezgodnie zresztą z faktami, bo jego ojciec był posłem – swoje skromne pochodzenie, było dla mieszkańców regionu przełomem. Thaksin nigdy nie głosił haseł regionalistycznych – Selway uważa, że prawdopodobnie dlatego, by nie alienować wyborców z innych regionów i wszechpotężnej, scentralizowanej armii – ale wystarczyło, że na wiecach mówił w kam muang.

Polityk był popularny w całym kraju i miał wymierne osiągnięcia. Wprowadził powszechną ochronę zdrowia, gospodarka radziła sobie dobrze po latach kryzysu. Ale po kryzysie politycznym w 2006 roku i zamachu stanu osoby z północy zaczęły widzieć w nim więcej niż tylko premiera.

Ministerstwo Zdrowia Tajlandii rozda milion krzaków konopi

Najpierw pojawiły się pogłoski, że Thaksin jest inkarnacją osiemnastowiecznego króla Taksina. Potem – że jest też kolejnym wcieleniem innych monarchów Lanna. Obraz Thaksina króla w trakcie potężnej fali protestów w 2009 i 2010 roku podgrzewały gazety „czerwonych koszul”, czyli zwolenników Pheu Thai. To w tych latach Thaksin stał się – nigdy o to aktywnie nie zabiegał, ale i nie sprzeciwiał się temu – symbolem dla lannyjskiego etnoregionalizmu i dumy narodowej.

Badania Selwaya pokazały, że Yingluck nadal mogła liczyć na to regionalistyczne zaplecze, choć raczej jako siostra Thaksina niż bezpośrednio w odniesieniu do niej. To za jej rządów na północy pojawiły się nieliczne ruchy separatystyczne. Nigdy nie stały się istotną siłą polityczną, ale w półautorytarnej Tajlandii wywieszenie plakatu z napisem w kam muang sprzeciwiającym się władzy z Bangkoku czy niezbyt poważne apele o przeniesienie stolicy do Chiang Mai są aktami niemal rewolucyjnymi.

Trzecia Shinawatra na czele partii korzystała z popularności klanu. – Nie jest politycznym beztalenciem. Jest półcelebrytką na północy, mówi w lokalnym języku. Wyborcy reagują na to z ekscytacją. Ale to spuścizna po jej ojcu – twierdzi Selway.

Północ chce nowego

Profesorka Chanintorn Pensute z uniwersytetu Chiang Mai w przedwyborczej rozmowie zwracała uwagę, że czasy się zmieniły. Pheu Thai nie może już liczyć na automatyczne poparcie na północy. Badaczka mówi, że widzi wielu wyborców, kiedyś oddanych w pełni Shinawatrom, którzy dziś przenoszą głosy na progresywną partię Move Forward.

Wyborcy z północy poczuli się zawiedzeni tym, że Pheu Thai zaczęło traktować region jako miejsce, w którym mogą liczyć na pewną wygraną. Nie wszyscy dobrze przyjęli też nominację Ung Ing i coraz bardziej dynastyczny charakter Pheu Thai.

Dla niektórych partia jest po prostu frontem dla Thaksina, który od 2008 roku przebywa poza Tajlandią z uwagi na liczne wyroki za nadużycie władzy (według zwolenników motywowane politycznie). Thaksin zaprzecza, by chciał wrócić do polityki, choć coraz częściej mówi o powrocie do Tajlandii, a Ung Ing często musi mierzyć się z pytaniami o rolę jej ojca. (Yingluck również jest poza krajem i również została skazana w politycznych procesach).

Tymczasem wynik wyborów to świadectwo, że kandydaci z innych partii często po prostu bardziej się starali, co pomogło w osiągnięciu wysokiego wyniku w nowoczesnym i międzynarodowym Chiang Mai. Dotyczy to zwłaszcza Move Forward. Członkowie tej partii rzadko mówią w kam muang, ale Chanintorn zwraca uwagę, że Pita Limjaroenrat z Move Forward był jedynym liderem partii, który pojawił się na debacie w Chiang Mai 30 kwietnia. Inne ugrupowania, w tym Pheu Thai, przysłały osoby niższe rangą.

Na wojnie z juntą wykluwa się mniej etnocentryczna Birma

Według badaczki północna tożsamość nadal ma znaczenie dla wyborców, wielu z nich wciąż pamięta osiągnięcia Thaksina i liczy na powrót tych dobrych lat, zwłaszcza po pandemicznym kryzysie, który mocno uderzył w nastawioną na turystykę gospodarkę Tajlandii. Ale tym razem dla wielu wyborców decydującym czynnikiem okazały się kwestie systemowe.

Polityka od nowa

Program Pheu Thai stanowiły przede wszystkim ambitne, choć mało konkretne i populistyczne hasła gospodarcze. 10 tysięcy bahtów (1225 zł) wypłaty dla wszystkich osób, wprowadzenie płacy minimalnej, ale też gwarantowane zarobki dla absolwentek uczelni wyższych i pozbawione konkretów zapowiedzi o stworzeniu 20 milionów miejsc pracy. To popularne hasła, ale wyborcy, zwłaszcza młodzi, chcieli czegoś innego.

– Chcieliby po prostu mieć funkcjonującą demokrację, bez ciągłych zamachów stanu – mówił jeszcze przed wyborami Chanintorn.

W trakcie pandemii przez Tajlandię przetoczyła się wielka fala protestów, zwłaszcza studentów, apelujących o reformę systemu i zmianę prawa o obrazie majestatu monarchii. Artykuł 112 jest dziś tak ogólnikowy, że pozwala konserwatywnym władzom na wykorzystywanie go przeciwko aktywistom w zasadzie bez ograniczeń. Za obrazę króla można trafić do więzienia na 15 lat.

Demonstracja przeciwko restrykcyjnej ustawie o prawie do zgromadzeń publicznych. Fot. Prachatai/flickr.com

W kampanii temat reformy Artykułu 112 przycichł, ale nie zniknął.

Pavin Chachavalpongpun, tajski aktywista i naukowiec, który dziś pracuje na Uniwersytecie Kioto w Japonii i jest uchodźcą politycznym ze względu na krytykę monarchii, podkreśla, że w każdej debacie pojawia się pytanie o Artykuł 112. Nawet jeśli nikt nie pyta o reformę monarchii – samo takie pytanie może zostać uznane za obrazę króla – to o ramy tego, co wolno mówić przeciwko władzy, trwa otwarty spór.

Ung Ing unikała jednoznacznego stanowiska. A Thaksin, który jest aktywny w mediach społecznościowych, jest nawet bardziej konserwatywny.

– Jego pozycja jest jasna – wolałby się pogodzić z monarchią – mówi Pavin. Dla 73-letniego byłego premiera unikanie otwartego sporu z królem i armią to pewnie najlepszy wybór, jeśli faktycznie chce wrócić do kraju, by troszczyć się o swoje wnuki (w tym syna Ung Ing, którego urodziła 1 maja, dwa tygodnie przed wyborami).

Bangladesz: Droga tania praca

czytaj także

Bangladesz: Droga tania praca

Sadika Akhter, Ruchira Tabassum Naved

Ale dla wyborców taki konserwatywny status quo jest trudny do zaakceptowania.

– Pheu Thai rozumie, czego chce młode pokolenie. Ale nie są w stanie doprowadzić do tych zmian – ocenia Pavin.

Move Forward to jedyna partia, która otwarcie wzywała do reformy Artykułu 112, choć przed wyborami nieco złagodziła stanowisko – prawdopodobnie by zwiększyć swoją zdolność koalicyjną. To jedyna duża partia, która nie uczestniczyła w powtarzającym się cyklu kryzysów, populizmu i zamachów stanu w tym wieku.

Liberałowie obiecali zmianę i Tajki kupiły tę wizję, odrzucając stare lojalności i populizm. Ale koalicja tej partii z Pheu Thai i trzema–czterema planktonowymi ugrupowaniami liberalnymi nie będzie łatwa. Aby w ogóle sformować rząd, muszą uzyskać poparcie przynajmniej części powołanego w całości przez wojsko Senatu. A między progresywną Move Forward a mocno establishmentową Pheu Thai jest wiele punktów spornych, które utrudnią rządzenie.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij