Świat

Pieniążek: „Ludowe republiki” wciąż wierzą

„Nawet jeśli warunki socjalne są złe, to przynajmniej zmierzamy we właściwym kierunku ideologicznym”.

Jeden z placów Doniecka, na którym jest wiele kiosków i stoisk. Są tanie wypieki oraz drogie warzywa i owoce. Jest wreszcie dużo gadżetów z symboliką tak zwanej „Noworosji” czy „Donieckiej Republiki Ludowej”. Jedni sprzedają karty sim do sieci, które wciąż działają, inni rozdają ogłoszenia o pracę, której wciąż dramatycznie brakuje.

– Czy jest woda bez gazu? – pytam sprzedawcę w kiosku. Pytanie nie jest bezzasadne, bo często jej brakuje. Szczególnie w małych butelkach.
– Jest. A wy jesteście dziennikarzami? Skąd?
– Z Polski i USA.
– Chwała Ukrainie – mówi po cichu.
Milczę zdzwiony.
– 70 procent na tym placu jest za Ukrainą, ale się boimy, bo tu rządzi junta. Trzymajcie się. Chwała Ukrainie! – podaje wodę, a ja pieniądze. Życzymy sobie wszystkiego dobrego i odchodzimy.

Proukraińskich mieszkańców Doniecka spotkam jeszcze nie raz, ale wszyscy milczą, bo się boją. Czekają, gdy ich miasto znowu stanie się ukraińskie.

Bokserzy i rolnicy popierają „republikę”

– Jakby ciężko nie było naszemu narodowi, jedynie wiara w to, że jesteśmy na właściwej drodze, dodaje mu siły. Nie raz było tak, że ręce opadały, ale nie mogliśmy odpuścić tego, co zaczęli budować nasi dziadowie podczas wielkiej wojny ojczyźnianej – mówi wicespiker parlamentu z tak zwanej „Donieckiej Republiki Ludowej”, Denys Puszylin, podczas parady z okazji rocznicy przeprowadzenia referendum. To odpowiedź miejscowej dziennikarki na pytanie: „co Pan myśli o tym cudownym święcie?”. W tym samym czasie, od kilkudziesięciu minut, ciągnie się obok nas kolumna ludzi z miast kontrolowanych przez prorosyjskich separatystów.

Kilkanaście tysięcy ludzi szło po głównej ulicy Doniecka, Artema. Każde miasto, a nawet dzielnica, miało swoją reprezentację. Młodzi, starzy, kobiety, mężczyźni, piekarze, judocy, bokserzy, motocykliści, górnicy, gimnastycy, nauczyciele, budowlańcy, szermierze, ratownicy, kolejarze i inni maszerowali przez miasto. Na piersiach mieli przypięte wstęgi św. Jerzego czczące pamięć weteranów drugiej wojny światowej, a na nich herb „republiki ludowej”. W rękach trzymają plakaty, flagi, balony, kwiaty. Widać, że większość z nich naprawdę cieszy się z tej rocznicy. Oni popierają „Doniecką Republikę Ludową”. Tylko sporadycznie ktoś wygląda tak, jakby chciał ukryć wstęgę przypiętą do piersi, sprawia wrażenie, że nie znalazł się we właściwym miejscu. Ale to jednak jednostki.

„Budujemy nowe państwo”

Na marsz spogląda przewodniczący „republiki ludowej” Ołeksandr Zacharczenko, chociaż wydaje się, że i on czasami nie może tego wszystkiego brać na serio. W swoim przemówieniu zrzuca winę za to, co się dzieje w Donbasie, na Kijów: – Równo rok temu wszyscy razem powiedzieliśmy „nie” faszyzmowi, niewolnictwu i strachowi. Równo rok temu głosowaliśmy na niezależność, wolność i szczęśliwą przyszłość naszych dzieci – dodał. Zanim rozpoczął przemawiać, przed trybuną pojawili się kadeci z ogromną flagą „republiki ludowej”. Odegrany został także hymn, inspirowany rosyjskim, który po raz pierwszy można było usłyszeć w trakcie obchodów Dnia Zwycięstwa 9 maja.

Później na trybunę wychodzi nauczycielka z Doniecka, Natalia Krawcowa. – Witajcie Drodzy Obywatele. Dzisiaj budujemy nowe państwo. Budujemy je tak, żeby żyło się w nim dobrze nam, naszym dzieciom i wnukom. My, nauczyciele z „Donieckiej Republiki Ludowej”, jesteśmy szczęśliwi, że możemy mówić dzieciom prawdę – peroruje wysokim głosem, jak na szkolnym przemówieniu albo posiedzeniu partii. – Czuję się jak w Korei Północnej – rzuca mimochodem jeden z dziennikarzy. A ja jak bohater Misia.

Tuż obok, po zakończeniu przemówień i pochodu, zorganizowano koncert. – Wrogowie nigdy nie dadzą rady wszystkich nas ugiąć – śpiewają basem czterej chłopcy. Osoby, który przyjechały z innego miasta, zaczęły rozchodzić się po autobusach, aby dotrzeć do swoich domów. Inni poszli do parku Szczerbakowa, gdzie rozpoczynały się koncerty i program kulturalny. Wreszcie zaczęli otwierać butelki i spokojnie korzystali z weekendu.

Co zmieniło się przez rok?

Chociaż w trakcie święta wydaje się, że ludzie odsunęli na bok swoje problemy, to sytuacja nie jest wesoła. Przede wszystkim trudna jest sytuacja humanitarna. Rok po tak zwanym referendum wciąż nie udało się zapewnić pracy mieszkańcom Donbasu.

W mieście pozamykało się wiele firm i przedsiębiorstw, natomiast administracja, mimo że znacznie już rozbudowana, nie jest w stanie wszystkim zapewnić zatrudnienia.

Chociaż sytuacja nie jest już tak dramatyczna, jak kilka miesięcy temu. – W kwietniu wypłacili nam emerytury – mówi emerytka Tamara. Dostają je w rublach od Donieckiej Republiki Ludowej. Pieniądze można odebrać w Pierwszym Republikańskim Banku (podobnie jak w Naddniestrzu, gdzie można już robić przelewy za pośrednictwem jednego z rosyjskich banków). To była dopiero druga taka wypłata, licząc od grudnia. Aby dostać emeryturę od Kijowa, trzeba przejechać na terytoria, które są kontrolowane przez centralne władze i tam się zarejestrować, tylko tak można dostać pieniądze.

Podobnie władze nieuznawanej republiki odpowiedziały na zamknięcie jednej z sieci supermarketów. Na jej miejscu powstał Pierwszy Republikański Supermarket, który jest dotowany. Coraz więcej produktów jest pochodzenia rosyjskiego (nie tylko w nim, także w innych sieciach, a nawet na bazarach), mimo tego wciąż jest ich mało, a ceny pozostają wysokie – czasami nawet ponad dwukrotnie wyższe niż w Kijowie. W PRS w zasadzie nie ma warzyw i owoców, na półkach z nabiałem i mięsem też jest niewiele. Jakość produktów pozostawia wiele do życzenia. Mieszkańcy, podobnie jak w większości innych miejsc, mogą płacić rublami, w sztywnym przeliczniku dwa ruble za jedną hrywnę. Wcześniej władze nieuznawanej republiki mówiły, że w ramach strefy multiwalutowej będą dostępne jeszcze dolar i euro, ale póki co nie znajdują się one w oficjalnym obiegu.

Nawet restauracje, których głównymi klientami są bojownicy, dziennikarze i lepiej sytuowani obywatele, mają problemy z dostawami. Karty dań stają się coraz krótsze, bardziej wysublimowane posiłki zastępowane są prostszymi, stosowane są gorszej jakości produkty, a ceny rosną.

Zwolennicy „republiki ludowej” wierzą jednak w to, co mówi Puszylin, że uda im się pokonać obecne trudności i czeka ich świetlana przyszłość, bo nawet jeśli – jak mówi jeden z mieszkańców – „warunki socjalne są złe, to zmierzamy we właściwym kierunku ideologicznym”.

 

**Dziennik Opinii nr 135/2015 (919)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paweł Pieniążek
Paweł Pieniążek
Dziennikarz, reporter
Relacjonował ukraińską rewolucję, wojnę na Donbasie, kryzys uchodźczy i walkę irackich Kurdów z tzw. Państwem Islamskim. Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Autor książek „Pozdrowienia z Noworosji” (2015), „Wojna, która nas zmieniła” (2017) i „Po kalifacie. Nowa wojna w Syrii” (2019). Dwukrotnie nominowany do nagrody MediaTory, a także do Nagrody im. Beaty Pawlak i Nagrody „Ambasador Nowej Europy”. Stypendysta Poynter Fellowship in Journalism na Yale University.
Zamknij