Świat

Monbiot: Rząd oligarchów dla oligarchów

Korporacje finansują think tanki. Think tanki proponują polityki, które przypadkiem odpowiadają interesom korporacji. Media należące do tychże korporacji prezentują zgłaszane rozwiązania jako genialne koncepcje opracowane przez niezależnych ekspertów. Tak było dotąd. Teraz będzie prościej.

Kto wybrał Liz Truss? Konserwatyści, rzecz jasna. A któż to taki? Nieproporcjonalnie bogaci, biali, starsi mężczyźni zamieszkujący południową Anglię. Są jednak wśród nich i tacy członkowie partii, których sylwetki owiane są tajemnicą. Nie mieszkają w Wielkiej Brytanii, nigdy nie byli brytyjskimi obywatelami ani rezydentami, nie mogą głosować w naszych wyborach. Co ciekawe jednak, od 2018 roku owi zagraniczni członkowie partii mogą decydować o tym, kto zostanie premierem Wielkiej Brytanii.

Statut partii konserwatywnej otwiera jej podwoje dla wszystkich, którzy chcieliby namieszać w brytyjskiej polityce. Nic nie stoi na drodze agentom obcych rządów, by rejestrowali się jako członkowie zagranicznych komórek partii konserwatywnej. Nic również z pewnością nie przeszkadza pojedynczym osobom (lub rojom botów) występować o więcej niż jedną legitymację członkowską. I to by było na tyle w sprawie partyjnego patriotyzmu, suwerenności i bezpieczeństwa narodowego.

Liz Truss premierką Wielkiej Brytanii. Habemus primam ministram!

Sądząc po docierających do nas strzępkach informacji, pełny potencjał tego otwartego zaproszenia nie został jeszcze wykorzystany. Być może obce władze jeszcze nie do końca uświadomiły sobie, jak szeroko uśmiecha się tutaj do nich los. A może nie mogą uwierzyć w to, że torysi są aż tak nieodpowiedzialni.

Ale nawet jeśli oprzeć się sugestii, że jakieś obce państwo maczało palce w zwycięstwie Liz Truss, trudno nie zauważyć, że jest ona niczym koń trojański, który składa resztki naszej demokracji na ołtarzu niedemokratycznych interesów. Jak wiadomo, im głośniej politycy deklarują swój patriotyzm, tym większe prawdopodobieństwo, że działają w imieniu obcego kapitału. Każdy konserwatywny premier ostatnimi czasy sprzyjał raczej interesom międzynarodowego kapitału niż interesom narodu. Jednak polityka Truss, bardziej niż w przypadku jej poprzedników, została ukształtowana przez organizacje, które uważają się za think tanki, a są de facto organizacjami lobbystycznymi, ukrywającymi swoje źródła finansowania. I to właśnie one, dzięki Truss, znalazły się w samym sercu władzy.

Ruth Porter, jej główna doradczyni, pracowała jako dyrektorka ds. komunikacji w Institute of Economic Affairs (IEA), skrajnie neoliberalnej grupie lobbystycznej. Badanie przeprowadzone przez inicjatywę na rzecz demokracji Transparify wykazało, że źródła finansowania IEA są „bardzo nietransparentne”. Na podstawie przecieków i amerykańskich raportów wiadomo, że od 1963 roku organizacja ta otrzymuje pieniądze od firm tytoniowych, a od 1967 roku od spółki paliwowej BP. Wiadomo także, że przyjęła wysokie wpłaty z fundacji finansowanych przez amerykańskich miliarderów, z których część należy do głównych sponsorów kampanii podważającej zmianę klimatu. Podczas swojej pracy dla IEA Porter domagała się obniżenia dodatków mieszkaniowych i zasiłków na dzieci, wprowadzenia opłat dla pacjentów korzystających z opieki medycznej w ramach systemu NHS, ograniczenia pomocy zagranicznej i likwidacji zielonych funduszy.

Na kryzys – niskie podatki i wojna kulturowa. Czy Truss porządzi dłużej niż Johnson?

Następnie objęła stanowisko szefowej ds. polityki społeczno-gospodarczej w Policy Exchange, którą Transparify również uznało za „bardzo nietransparentną”. Policy Exchange to grupa, która (już po odejściu Porter) nawoływała do uchwalenia prawa przeciwko ruchowi Extinction Rebellion, a które w rękach byłej minister spraw wewnętrznych Priti Patel przyjęło postać ustawy w sprawie policji, przestępczości, karalności i sądów. Później okazało się, że grupa ta otrzymała 30 tys. dolarów od amerykańskiej spółki paliwowej Exxon.

Według szefostwa IEA w ciągu ostatnich 12 lat żaden inny polityk nie występował na imprezach tej organizacji równie często co Liz Truss. Dwa spotkania Truss z organizacją najpierw zostały wygumkowane z oficjalnych źródeł, a po skandalu, który wybuchł w związku z ich skasowaniem – przywrócone.

Co więcej, wygląda na to, że Truss była założycielką grupy na rzecz wolnej przedsiębiorczości w klubie parlamentarnym konserwatystów w 2011 roku. Strony internetowe grupy zarejestrowała Ruth Porter, pracująca wówczas dla IEA. IEA organizowało spotkania tej grupy i przygotowywało jej komunikaty prasowe. Należało do niej dwunastu członków obecnego gabinetu, w tym osoby zajmujące niektóre z najważniejszych stanowisk. Obecnie po wejściu na strony internetowe grupy zostajemy przekierowani na Free Market Forum, które jest prezentowane jako „projekt Institute of Economic Affairs”.

Głównym doradcą gospodarczym Truss został Matthew Sinclair, były dyrektor wykonawczy podobnej grupy lobbystycznej pod nazwą Taxpayers’ Alliance. Grupa ta jest również finansowana mało transparentnie przez darczyńców z zagranicy. Sinclair napisał książkę pt. Let Them Eat Carbon, w której przedstawił argumenty podważające konieczność działań mających zapobiec katastrofie klimatycznej. Twierdził w niej m.in., że: „Być może ucierpią regiony w strefie równikowej, jednak niewykluczone, że sytuację zrównoważą obszary takie jak Grenlandia”. Innymi słowy: po co przejmować się losem miliardów ludzi, skoro najmniej zaludnione obszary Ziemi mają niezłe perspektywy. To jedna z najbardziej bezdusznych i bezmyślnych wypowiedzi, jakie w życiu słyszałem.

Tymczasowy sekretarz prasowy Truss, Alex Wild, był dyrektorem ds. badań w tej samej organizacji. Doradczyni premier ds. zdrowia, Caroline Elsom, była starszą specjalistką ds. badań w organizacji Centre for Policy Studies, którą Transparify uznało (i tym razem obędzie się bez niespodzianek) za „bardzo nietransparentną”. Jej sekretarzyni polityczna, Sophie Jarvis, była szefową do spraw rządowych w Instytucie Adama Smitha (znów „bardzo nietransparentnym”), finansowanym m.in. przez przedsiębiorstwa tytoniowe i amerykańskie fundacje.

Systemowe kłamstwo – nie tylko rosyjska specjalność

Są to grupy, które reprezentują skrajne skrzydło neoliberalizmu. Zgodnie z jego filozofią relacje międzyludzkie mają charakter wyłącznie transakcyjny: naszą motywacją jest przede wszystkim pogoń za pieniądzem, wpływająca na wszystkie nasze zachowania. Jednak, co zabawne, kiedy spytać wspomniane neoliberalne grupy o źródła finansowania ich działalności, twierdzą, że otrzymywane przez nich pieniądze w żaden sposób nie wpływają na wyrażane opinie i stanowiska.

Od dziesięcioleci schemat rozwojowy prawicowej polityki był następujący. Oligarchowie i korporacje finansowali think tanki. Think tanki proponowały polityki, które zupełnie przypadkiem wpisywały się w interesy oligarchów i korporacji. Media – również należące do oligarchów – prezentowały zgłaszane rozwiązania polityczne jako genialne koncepcje opracowane przez niezależne organizacje. Konserwatyści w rządzie czy opozycji cytowali później doniesienia prasowe jako dowód tego, czego domaga się opinia publiczna: głos oligarchów-miliarderów był traktowany jako głos ludu.

Madsen Pirie, założyciel Instytutu Adama Smitha, w swojej autobiografii Think Tank wyjaśnił działanie tego mechanizmu. Co sobotę w winiarni na Leicester Square pracownicy Instytutu Adama Smitha i Institute of Economic Affairs (IEA) spotykali się z analitykami partii konserwatywnej i najlepszymi dziennikarzami i felietonistami dzienników „Times” i „Telegraph”, by zaplanować „strategię na kolejny tydzień” i „skoordynować działania, by wspólnie osiągać lepsze efekty”. Swoje trzy grosze dorzucał także „Daily Mail”, pomagając lobbystom doszlifować argumentację i zadbać o to, by każdemu publikowanemu raportowi towarzyszył artykuł wyrażający stosowne poparcie na pierwszej stronie.

Dlaczego prawo nie może uratować ani nas, ani planety

Ale teraz think tanki już nie potrzebują załatwiać niczego na okrętkę. Już nie muszą zajmować się lobbowaniem członków rządu. Teraz to oni są rządem. A Liz Truss – wystawionym przez nich w tej gonitwie koniem. W imię ochrony interesów globalnego kapitału nie cofnie się przed zwalczaniem każdego wspólnego wysiłku, mającego poprawić nasze życie czy ratować planetę. Jeżeli laburzyści poszukują zwięzłego sloganu, z którym pójdą do kolejnych wyborów, „Czas naprawić ten kraj” brzmi chyba niezgorzej.

**
George Monbiot jest dziennikarzem i działaczem ekologicznym. Publikuje w „Guardianie”. W przyszłym roku nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej ukaże się jego książka Regenesis. Feeding the world without devouring the planet.

Artykuł opublikowany na blogu autora. Z angielskiego przełożyła Dorota Blabolil-Obrębska.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij