Mogłoby się wydawać, że Władimira Putina nienawidzi obecnie cały glob. Otóż nie cały, rosyjski dyktator i morderca może nadal liczyć na swoich pożytecznych idiotów wśród celebrytów, biznesmenów, artystów i polityków.
Nie, nikt dziś nie oczekuje od prominentnych sympatyków putinowskiego reżimu, że cofną czas, w którym ochoczo ściskali dłoń rosyjskiemu prezydentowi. Po rosyjskiej inwazji na Ukrainę mieli jednak czas na to, żeby swoje przyjacielskie relacje z Rosją jeszcze raz przemyśleć. Nie wszyscy z tej szansy skorzystali.
Jedni milczą, inni sypią pustymi frazesami, a jeszcze inni usprawiedliwiają nacjonalistycznego szaleńca, grożącego całemu światu atakiem jądrowym i mordującego cywilów w Ukrainie.
Dwa bratanki
Słusznie oburzamy się, gdy ikony zachodniej myśli lewicowej kręcą nosem i nie są zdolne do jednoznacznego potępienia rosyjskiego imperializmu, ale nie zapominajmy, że to prawica najprzychylniej spoglądała na Moskwę jak na wybawicielkę zgniłej Europy.
Razem odcina się od zachodnich lewicowych międzynarodówek. Przez Rosję
czytaj także
Ugrupowania skrajnej prawicy, które nadal nie widzą powodu do stanowczego przeciwstawienia się Rosji, mają się całkiem nieźle w krajach Wspólnoty.
Starego druha Putina, Viktora Orbána, musi mocno boleć kręgosłup z uwagi na polityczną gimnastykę, którą uprawia wokół rosyjskiej agresji. Na łamach tygodnika prowadzonego przez młodzieżówkę Fideszu, „Mandinera”, węgierski premier znalazł już wytłumaczenie dla rzekomo potępianych przez siebie działań Putina.
Wskazał, że „NATO systematycznie rozszerza się na wschód, a Rosjanom coraz mniej się to podobało”, dlatego Putin postanowił „na nowo rozrysować mapą bezpieczeństwa na kontynencie”, wedle której „Rosja musi być otoczona neutralną strefą, by czuć się bezpiecznie”.
Polityk wprawdzie nie zawetuje sankcji nałożonych na Federację przez UE, chciałby też zakończenia działań zbrojnych i proponuje, by stół negocjacyjny postawić w Budapeszcie, ale jednocześnie nie widzi powodów, dla których miałby zrezygnować z interesów prowadzonych z Putinem.
Mowa przede wszystkim o współpracy w zakresie energetyki. Rosjanie i Węgrzy planują między innymi rozbudowę elektrowni jądrowej w Paks, w którą angażują się także Francja i Niemcy. W porzuceniu tych planów Orbán – jak rasowy prawicowiec – widzi zagrożenie dla węgierskich rodzin, które w takim wypadku będą skazane na korzystanie z drożejącego, rosyjskiego gazu, a nie atomu.
czytaj także
Francja i prawicowa tolerancja
Kilka dni po eskalacji rosyjskiej przemocy wobec Ukraińców media obiegła wiadomość, że przygotowująca się do wyborów we Francji Marine Le Pen będzie musiała zniszczyć około 1,2 miliona ulotek, na których liderka skrajnej prawicy i rywalka Emmanuela Macrona zadowolona podaje dłoń Władimirowi Putinowi.
Partia Rassemblement National, której polityczka przewodniczy, zaprzeczyła jednak tym doniesieniom. Jeden z jej przedstawicieli powiedział, że ugrupowanie nie tylko nie planuje wyrzucać materiałów do kosza, ale także „nie zamierza zaprzeczać swojemu stanowisku w polityce międzynarodowej”.
czytaj także
Zakłada ono, że Francuzi „musieli” w 2017 roku współpracować z Rosją, aby zwalczać Państwo Islamskie oraz podejmować wspólne decyzje na rzecz międzynarodowego bezpieczeństwa. W przyszłości zresztą znów może się to okazać konieczne – zapewne tak samo jak pożyczanie pieniędzy od Rosjan. Przypomnijmy, że Front Narodowy w 2014 przytulił od tamtejszego banku 9 milionów euro na kampanię wyborczą.
Sama Le Pen, która w wyścigu o fotel prezydencki ściga się z rywalami: ultraprawicowym Érikiem Zemmourem i kandydatką głównego nurtu Les Républicains Valérie Pécresse, zdobyła się jednak na potępienie napaści na Ukrainę. Jej zdaniem Putin nie jest tym samym człowiekiem co pięć lat temu, ale… wciąż pozostaje patriotą.
Jednocześnie polityczka uważa, że Francja powinna zdystansować się wobec NATO. W podobnym tonie wypowiada się Zemmour, który odpowiedzialnością za tragedię w Ukrainie obarcza Zachód, rozciągający NATO-wskie wpływy na wschodzie kontynentu.
„Skrajna prawica z ludzką twarzą”. Le Pen coraz bliżej prezydentury
czytaj także
Niemiecki problem
Nasz zachodni sąsiad jest jednym z krajów, które najbardziej uzależniły się od rosyjskiego gazu w Europie i z tego powodu dość opornie podchodził do nałożenia sankcji na Putina. Choć w niemieckiej polityce głównego nurtu nastąpił zwrot, a Niemcy zdecydowały się nie tylko odciąć Rosję od systemu bankowego SWIFT, ale także wspomóc Ukraińców militarnie, nie wszyscy pochwalają tę strategię.
Sierakowski: Co militaryzacja Niemiec znaczy dla Rosji i… Polski?
czytaj także
Gerhard Schroeder pozostaje lojalnym kumplem Putina, którego nazwał kiedyś „kryształowym demokratą”. Były kanclerz Niemiec jest szefem rady nadzorczej rosyjskiego koncernu energetycznego Rosnieft, a także zajmuje stanowiska kierownicze w projektach rurociągów Nord Stream i Nord Stream 2, który z powodu sankcji jest obecnie niewypłacalny. Do tego Schroeder ma starać się o posadę w zarządzie Gazpromu.
Potępienia wojny z jego strony na razie się nie doczekano, mimo że szefowie SPD, do której Schroeder należy, Lars Klingbeil i Saskia Esken, postawili mu ultimatum: rezygnacja ze współpracy z Rosjanami albo pożegnanie z członkostwem w partii. „Piłka jest teraz po stronie Gerharda Schroedera. Zegar tyka. Czekamy na jego odpowiedź” – te słowa Klingbeila cytują niemieckie media, dodając, że nie tylko członkowie SPD domagają się rezygnacji Schroedera ze stanowisk w rosyjskich firmach państwowych, ale pochlebca wojennego zbrodniarza najwyraźniej woli przyjaźń z nim niż poparcie we własnym kraju.
W efekcie od socjaldemokraty odwracają się jego współpracownicy z Bundestagu, niemieckie i szwajcarskie koncerny, odszedł wieloletni kierownik jego biura Albrecht Funk. Kluby piłkarskie, uczelnie wyższe i miasta odbierają mu honorowe obywatelstwo, członkostwo lub tytuły.
Schroeder konsekwentnie milczy, mimo że tuż przed atakiem Rosjan w Ukrainie nie miał problemu z komentowaniem narastającego na Wschodzie napięcia. „Mam wielką nadzieję, że w końcu naprawdę skończy się to wywijanie szablą na Ukrainie” – powiedział w podcaście Die Agenda. „Bo to, co do mnie dochodzi, w tym oskarżenia pod adresem Niemiec z powodu rozsądnej odmowy dostaw broni, to jest szczyt wszystkiego” – wskazał, dodając, w ślad za prokremlowską propagandą, że wzmożenie Putina usprawiedliwiają „manewry Sojuszu Północnoatlantyckiego w krajach bałtyckich i w Polsce”.
Zależność od rosyjskiego węgla i gazu zgotowała nam dwie katastrofy: klimatyczną i wojenną
czytaj także
Czy Polska jest Europą?
Nad Wisłą Putin również nie może narzekać na brak fanklubu. Jego działania znajdują aprobatę wśród polityków Konfederacji, zwanych też przez niektórych „pożytecznymi idiotami Kremla”.
W tej roli szczególnie aktywny jest ostatnio Grzegorz Braun, który jako jedyny przedstawiciel polskiego parlamentu nie poparł solidarności z Ukrainą, a teraz powiela prokremlowskie fake newsy, wypomina naszym atakowanym sąsiadom Wołyń i oburza się na pomoc uchodźcom.
„Jeśli władze RP mają angażować się w jakiekolwiek »akcje humanitarne«, to przede wszystkim humanitarne wobec Polaków. Skandalem jest priorytetowe traktowanie problemów bezpieczeństwa, zdrowia czy edukacji sąsiadów i gości przed własnymi rodakami i obywatelami” – stwierdził polityk, który – przypomnijmy – kilka lat pozował do zdjęcia na placu Czerwonym w Moskwie wraz z Leonidem Swiridowem. Tym samym, którego polskie władze oskarżyły o bycie agentem rosyjskich służb pod przykrywką.
Kilka dni temu na drzwiach poselskiego biura Brauna w Rzeszowie ozdobiły napisy: „pieski Putina” i „ruskie onuce”.
Nie próżnuje również Janusz Korwin-Mikke, co do którego jednak nikt nigdy nie miał wątpliwości, że wspiera prorosyjską politykę zagraniczną i od dawna uznaje Ukrainę, a nie reżim Putina, za zagrożenie.
Mającemu na swoim koncie nazwanie Ukrainy „sztucznym państwem” Krzysztofowi Bosakowi, który teraz zdaje się grać na mniej prorosyjskim skrzydle konfederatów, wypomina się udzielanie wywiadów propagandowemu Sputnikowi i fakt, że jego brata miały łączyć interesy z Vivusem, firmą należącą między innymi do rosyjskiego oligarchy Olega Bojki.
Powiązania z tym samym przedsiębiorstwem przypisywane są współpracownikom polityków Zjednoczonej Prawicy, którzy niespecjalnie kryli się z przyjaźniami z prorosyjskimi ugrupowaniami z Zachodu.
Pamiętacie, gdy na Warsaw Summit w grudniu ubiegłego roku do naszej stolicy przyjechali eurosceptyczni, nacjonalistyczni i zaprzyjaźnieni z Putinem liderzy? Dziś, niespełna trzy miesiące później, Mateusz Morawiecki wzywa do solidarności całą Unię i domaga się unijnego embarga na surowce z Rosji. Oceńcie to sami.
Chroń nas, boże, od takich przyjaciół, jakich chciałby mieć PiS
czytaj także
Ryszard Terlecki, który na dwa dni przed atakiem Rosjan w Ukrainie stwierdził, że „Putin znalazł wyjście z twarzą z tego kryzysu, uznał niepodległość republik, wprowadzi tam wojsko, zostawi trochę wojska na Białorusi, i tyle”, teraz pozuje do zdjęć z zapasami makaronu przeznaczonego dla Ukraińców. Andrzej Duda, niegdyś uznający UE za wyimaginowaną wspólnotę, żąda przyjęcia do niej Ukrainy.
Przedstawiciele prawicowego rządu na konferencjach prasowych występują nagle tle unijnej flagi z gwiazdami, którą, przypomnijmy, Krystyna Pawłowicz nazwała „szmatą”, a Beata Szydło nakazywała wynosić z pomieszczeń, w których rozmawiała z dziennikarzami.
Z kolei naczelny ziobrysta, homofob i hejter UE Janusz Kowalski wykorzystuje konflikt do podsycania krytyki wokół Wspólnoty i Europejskiego Zielonego Ładu. Mówi, że droga Polski do bezpieczeństwa energetycznego wiedzie poprzez węgiel. Ciekawe tylko, skąd Kowalski zamierza go brać, bo do tej pory ściągaliśmy go z Donbasu i Rosji.
Amerykańskie groupies
Gdy opuścimy Stary Kontynent, okaże się, że Putinowi wciąż kibicują też marni fani w obu Amerykach. Donald Trump nie ma wątpliwości, że prezydent (to znaczy: dyktator) Rosji jest „geniuszem”. „Jest bystry […] Zajął cały kraj za cenę sankcji wartych dwa dolary. Wielki kraj, fantastyczna ziemia, masa ludzi – po prostu to sobie wziął” – stwierdził w zachwycie były prezydent USA.
Z kolei prezydent Brazylii Jair Bolsonaro, który w połowie lutego odwiedził Kreml, podtrzymuje swoją sympatię wobec Rosji, mimo tego, że inwazję Putina oficjalnie potępił nawet wiceprezydent Brazylii i tamtejszy rząd. „Przywódca państwa takiego jak Rosja nie chce nigdzie dokonywać masakry” – zaznaczył Bolsonaro, twierdząc, że Rosja i Ukraina to bratnie narody. Krytykował też Wołodymyra Zełenskiego. „Ukraińcy złożyli nadzieję swojego narodu w ręce komika” – stwierdził brazylijski prezydent.
Jakby tego było mało, wojna w Ukrainie posłużyła Bolsonaro do tego, by usprawiedliwić dalszą eksploatację chronionych w Amazonii rdzennych ziem. Powód? Inwazja może jego zdaniem spowodować niedobory surowców, w tym przede wszystkim potasu. Przepycha właśnie ustawy, które pozwolą rządowi na wydobywanie minerałów, wody i zasobów organicznych z cennych obszarów.
Zełenski nie jest bez skazy, ale to on jest dziś przywódcą wolnego świata
czytaj także
Znane marionetki (albo matrioszki)
Nie zapominajmy też o tych, którym sława tak pomieszała w głowie, że zamiast pokornie czerpać z niej profity, postanowili grzać się w świetle czerwonej gwiazdy Putina. Gérard Depardieu parę lat temu zakumplował się z prezydentem Rosji do tego stopnia, że dostał tamtejsze obywatelstwo i mógł przestać płacić zbyt wysokie jego zdaniem podatki we Francji. Twierdził, że jest gotów nawet „umrzeć dla Rosji”.
Teraz wprawdzie aktor zrewidował swoje poglądy, mówiąc, że jest przeciwko „tej bratobójczej wojnie”, a Władimirowi Putinowi wysłał publiczny apel: „wstrzymaj ogień i negocjuj”. Nie wiemy jednak, po czyjej stronie gwiazdor w przeszłości krytykujący Ukraińców i obdarowany zakazem wjazdu na teren ich kraju stanąłby w tych pertraktacjach.
Niestety nie on jeden.
Internauci śmieją się, że Depardieu mógłby zostać „pierwszym solistą” w Teatrze Rosyjskiej Armii w Moskwie, zwłaszcza że pod koniec lutego posadę dyrektora artystycznego przyjął tam znany reżyser i właściciel putinowskiego Orderu Przyjaźni, Emir Kusturica. Dobrze czytacie: zdobywca Złotej Palmy za Underground też łyka reżimową rosyjską propagandę jak pelikan. Wtóruje mu muzyk, którego piosenki mogliście usłyszeć w filmach Kusturicy. Tak, do tej listy hańby musimy dodać Gorana Bregovicia.
Tuż za nim plasuje się czeski bard Jaromír Nohavica, który miał niebawem zagrać u nas trasę koncertową. Hale i kluby koncertowe w Polsce wypowiedziały artyście umowę, a trasę odwołano z uwagi na bliskie kontakty muzyka z Władimirem Putinem, który odznaczył Nohavicę między innymi Medalem Puszkina za zasługi artystyczne.
Nohavica nie popiera wojny w Ukrainie, czego dowodem miał być niedawny jego koncert on-line zatytułowany „Piosenki na trudne czasy”. Nohavica śpiewał po ukraińsku, rosyjsku i czesku. Zachęcał słuchaczy do finansowego wsparcia Ukraińców, zapewniając, że sam już to zrobił i naprawdę „nie zgadza się z Putinem”.
Część opinii publicznej uznała jednak, że w obecnej sytuacji artysta powinien zwrócić medale otrzymane z Kremla. Nohavica odmówił, tłumacząc, że dostał je „za piosenki, a nie za walkę”.
„Nie jestem fanem tanich gestów” – powiedział i zadeklarował, że orderu nie odda. Zdziwieni? Bo my ani trochę.