Barcelońskie przygody najpopularniejszego Polaka na świecie otwierają nowe fronty walki o szeroko pojęte przekroczenie granic. W tej walce lewicowa narracja powinna zająć wiodącą pozycję.
18 sierpnia w przylegającym do Barcelony mieście Sant Joan Despi – na pograniczu klubowego kompleksu treningowego Ciutat Esportiva Joan Gamper i kryminalnych barrios krytych betonem i blachą – Robert Lewandowski został okradziony z wartego 70 tysięcy euro zegarka firmy Patek Philippe, założonej w XIX wieku w Szwajcarii przez lubelskiego szlachcica Antoniego Patka.
Złodziej zaatakował, gdy samochód Lewandowskiego otoczyła grupa kibiców z klasy robotniczej. Rozdający autografy Polak nie zdołał obronić się przed prawdziwie zuchwałą napaścią, nawiązującą do tradycji hiszpańskiego cine quinqui (kina przestępczości), święcącego tryumfy w latach 1977–1989.
czytaj także
Szczytowe osiągnięcie nurtu, film Szybciej, szybciej Carlosa Saury (1981), rozpoczyna madrycka sekwencja, będąca swoistym odwróceniem sceny z Sant Joan Despi. Tym razem widzimy przestępców zamkniętych w samochodzie, próbujących go uruchomić, otoczonych przez mieszczan, a następnie uciekających skradzioną maszyną przy dźwiękach rumba flamenca, wiecznej pieśni zwanej również rumba gitana i rumba catalana, ulicznej i więziennej, bliskiej sercu Jeana Geneta.
Święty Genet opisał – przede wszystkim na kartach Dziennika złodzieja – pierwotne wnętrzności Katalonii quinqui (od Barrio Chino do Parallelo), która postawiła jednego z najlepszych napastników w historii piłki nożnej w skrajnej sytuacji. Lewandowski zdecydował się na pościg za złodziejem, pisząc tą drogą kolejną genetowską scenę.
Ostatecznie do gry wkroczyła pachnąca czosnkiem, potem i oliwą, pewna siły swych mięśni i swych moralnych zasad policja (według Geneta „doborowa reprezentacja ludzkości”), zatrzymując sprawców kradzieży i odnajdując ukryty w miejskim sadzie zegarek. Dokonała się inicjacja Polaka do życia w pełnej krasie.
Słońce właśnie zachodziło. Trup i najpiękniejsza ze znanych mi istot ludzkich ukazały mi się w tym samym złotym kurzu, w tłumie marynarzy, żołnierzy, uliczników, złodziei ze wszystkich stron świata (Dziennik złodzieja w tłumaczeniu Piotra Kamińskiego).
Sen o czystości
„A tak na marginesie, to ciekawe, kiedy cały barceloński bałagan, który objawia się na rozmaitych polach, zacznie wnerwiać gościa, który osiem lat spędził w klubie, gdzie wszystko było poukładane w kosteczkę” – zupełnie nieironicznie pisał w lipcu na Twitterze komentator Canal+ Andrzej Twarowski. Nie jest to wypowiedź odosobniona. Część polskich dziennikarzy przeciwstawia „bałaganiarską” – w domyśle brudną, biedniejącą, zdegradowaną cywilizacyjnie – Barcelonę „porządnemu” Monachium, miastu BMW, bawarskiego Gemütlichkeit i równo przystrzyżonego trawnika.
W mniej lub bardziej zawoalowany sposób odmawia się Lewandowskiemu prawa do zmiany środowiska. Chwali się wprawdzie indywidualne wyczyny „RL9”, poszerzenie światowej bazy kibiców i słoneczną aurę, ale jednocześnie coraz częściej dopuszczane są głosy potępienia. Pogrzebanie biało-czerwonego snu o czystości przez jego dotychczasowego wyznawcę – bogatego perfekcjonistę – nie mogło pozostać bezkarne.
„Robert Lewandowski zapłaci wysoką cenę za swój kaprys. Wszedł w kryzys piłkarskiego wieku średniego i rzucił poukładane życie, by ruszyć w pościg za wielkim uczuciem. Dziś wiemy, że jego romans z Barceloną to tylko fatalne zauroczenie” – oto słowa Macieja Kmity z Wirtualnej Polski po październikowej porażce FC Barcelony (FCB) w El Clasico. Sportowe i finansowe problemy klubu posłużyły mainstreamowym mediom za pretekst do ataku na bohatera masowej wyobraźni. Oszczędzono jedynie Annę Lewandowską, zapewne nie na długo.
Lewandowskich słusznie krytykowano swego czasu w mediach lewicowych, dziś jednak trzeba docenić obecność w Barcelonie i szanse, jakie nam stwarza. Osadzić sportowy geniusz na tle cudownie złożonej struktury.
El crack polaco
W 2020 roku Lewandowski stwierdził, że planuje kontynuować karierę nawet do czterdziestki. To oznacza możliwość znalezienia się na podium klasyfikacji najskuteczniejszych strzelców w dziejach najbardziej konkurencyjnego sportu. Obecnie Polak zajmuje w tym zestawieniu (biorącym pod uwagę najwyższe krajowe poziomy rozgrywkowe, lokalne i międzynarodowe występy pucharowe oraz występy reprezentacyjne) 11. miejsce (z 582 golami, trzeci Pele strzelił 762).
Wygrał już w piłce niemal wszystko, szczegółowe wyliczanie jego osiągnięć nie ma tutaj większego sensu. Trzeba natomiast powiedzieć, że w wieku 34 lat „RL9” olśnił wyjątkowo wybredną barcelońską publiczność. Do wzorcowej techniki użytkowej, instynktu rasowego killera, nowoczesnego rozumienia boiskowej przestrzeni i przygotowania atletycznego dodał więcej swobody niż wcześniej, także dzięki roli, jaką odgrywa w taktyce FCB.
Jest dziś majestatycznym kreatorem, przedłuża linię rodziny tzw. cracków Barcy, czyli nadpiłkarzy. Należą do niej Cruyff, Maradona, „czterej panowie R” (Romario, Ronaldo, Rivaldo, Ronaldinho), Messi, Neymar i cała reszta świeckich bóstw. Nasz człowiek wspiął się na panteon.
Inna opowieść
Dlaczego jeszcze wybrał Barcelonę? Bo dojrzał do czasu karnawału, tkania gobelinu w barwach Blaugrany, zmierzenia się z miastem targanym twórczymi napięciami. Czy powróci z niego wrażliwszy społecznie? A może zamknie się mentalnie w Złotej 44, wieży z kości słoniowej, „najwyższym luksusowym apartamentowcu Europy”, piekle kolonialnych elit? Na razie należy szukać lewicowej perspektywy, opowiadać uczciwy dramat, budować hegemonię kulturową.
– Lewandowscy mieszkają w Sitges, nadmorskiej miejscowości pod Barceloną. Sitges to perła katalońskiego wybrzeża, z piękną starówką i licznymi zabytkami modernizmu. Leży dość daleko od Barcelony, ale Robert spędza w niej dużo czasu. Kiedy dowiedziałam się o jego transferze z Bayernu Monachium do FCB, od razu pomyślałam, że ktoś powinien mu powiedzieć, żeby nie nosił tych swoich drogich zegarków na ulicy – mówi mi Kalina Błażejowska, mieszkająca w Barcelonie dziennikarka „Tygodnika Powszechnego”, autorka m.in. biografii Haliny Poświatowskiej Uparte serce. – W Barcelonie i okolicach działają szajki złodziei wyspecjalizowane w kradzieży zegarków. Są też gangi okradające domy i mieszkania. Piłkarz Pierre-Emerick Aubameyang został zresztą niedawno napadnięty, pobity i okradziony we własnym domu (w sierpniu tego roku w podmiejskim Casteldefells – przyp. aut.).
– Barcelona jest jednym z najbogatszych hiszpańskich miast, zmaga się jednak z wieloma problemami, a kryzys z 2008 roku wciąż ma na nią istotny wpływ. Gniew mieszkańców skupia się głównie na bankach – w oddziałach co pewien czas wybijane są szyby, na fasadach pojawia się antykapitalistyczne graffiti – wyjaśnia Błażejowska. – Banki miały bowiem potężny wpływ na wytworzenie bańki na rynku nieruchomości i były odpowiedzialne za eksmisje ludzi, którzy przestali spłacać kredyty w wyniku rynkowego załamania. Odnotowano wtedy wiele przypadków samobójstw, ludzie skakali z okien, gdy przychodził komornik. W trakcie kryzysu powstała organizacja poszkodowanych: Plataforma de Afectados por la Hipoteca (PAH), której współzałożycielką była dzisiejsza burmistrzyni, Ada Colau. Niedługo dobiegnie końca jej druga kadencja.
Wierzę w empatyczną Hiszpanię [rozmowa z Aleksandrą Lipczak]
czytaj także
– Colau obiecywała, że upora się z kryzysem mieszkaniowym, ale właściwie wszystko, co próbuje wprowadzać na poziomie miejskim, napotyka problemy na poziomie krajowym. Dla przykładu Trybunał Konstytucyjny przez kilka lat blokował prawo pozwalające na odbieranie pustych mieszkań bankom. Burmistrzyni nie można zarzucić braku wizji, ale za rządów Colau Barcelona nie potrafi sobie poradzić z podstawowymi sprawami: napędzanymi przez masową turystykę brudem i przestępczością – opowiada Błażejowska. – W mieście mamy przy tym dużo narkotyków, sama mieszkam niedaleko dzielnicy Raval (znanej także jako wspomniane, opisywane u Geneta Barrio Chino – przyp. aut.), narkotykowego zagłębia. Zdarza mi się obserwować z balkonu handel kokainą. Kontrast między Barceloną i Monachium, gdzie mieszkałam przez pół roku, jest pod względem bezpieczeństwa i czystości ogromny, co nie zmienia faktu, że stolica Katalonii to miasto nieporównanie bardziej różnorodne kulturowo, żyjące innym rytmem i po prostu ciekawsze. A poza tym – pomijając upalne lato – ma lepszą pogodę, co ma ogromny wpływ na komfort życia.
Kierunki ofensywy
W gruncie rzeczy liczenie na światopoglądową rewolucję Lewandowskiego po zmianie klubu byłoby naiwnością. Sportowi bogole zazwyczaj nie bratają się z ludem, ale mogą w jakimś stopniu zrozumieć jego racje i cierpienie, zwłaszcza że nie wywodzą się z oligarchii. Można pogłębiać ich świadomość dla naszego pożytku, zaprzęgać do celów propagandowych, wpisywać w kontekst społeczno-polityczny. Nie wolno lekceważyć żadnego frontu, choćby sprawy opaski, w jakiej miał zagrać kapitan reprezentacji Polski podczas rozpoczynających się 20 listopada mistrzostw świata w Katarze, kraju dziękującym Rosji za współpracę przy organizacji turnieju, systemowo łamiącym prawa człowieka i winnym śmierci tysięcy robotników budujących stadiony w ostatniej dekadzie.
Czarni piłkarze zagrają dla Rosji? „Przez rasizm nigdy nie zostaną zaakceptowani”
czytaj także
– Mam nadzieję, że zagrasz w niej na mundialu. Będzie wam kibicować cała Ukraina – powiedział we wrześniu do Lewandowskiego legendarny ukraiński piłkarz Andrij Szewczenko, wręczając naszemu kapitanowi żółto-niebieską opaskę niepodległości. Robert grał już z nią na ramieniu – notabene z własnej inicjatywy – w meczach poprzedzających mundial. Mówi się natomiast, że zgodnie z decyzją Polskiego Związku Piłki Nożnej nie wejdzie na boisko w Dosze ani w opasce ukraińskiej, ani w tęczowej, którą proponowali przedstawiciele wspierającej osoby LGBT+ kampanii „One Love”. Być może „RL9” zaprezentuje w Katarze flagę ukraińską poza boiskiem.
Po mistrzostwach czeka go powrót do pracy w mieście, które w 1936 roku miało być gospodarzem gromadzącej 6 tysięcy sportowców z 23 krajów Olimpiady Ludowej, lewicowego święta organizowanego jako kontra wobec faszystowskich igrzysk w Berlinie. Wspierana przez władze hiszpańskie (Front Ludowy) Barcelona zaprosiła na olimpiadę reprezentacje ówczesnych kolonii – Algierii i Maroka, a także m.in. Andaluzji, Alzacji, Galicji i Kraju Basków. Z otwartymi ramionami witano ruch feministyczny, Palestyńczyków i Żydów, w tym obywateli Polski, którzy wkrótce dołączyli do Dąbrowszczaków, stających w wojnie domowej po stronie Republiki Hiszpańskiej.
czytaj także
Wojna wybuchła 17 lipca, dwa dni przed planowanym otwarciem olimpiady. 6 sierpnia żołnierze Franco zamordowali Josepa Sunyola, katalońskiego działacza niepodległościowego, prezydenta FC Barcelony, założyciela lewicowej gazety „La Rambla”. Ta śmierć była przełomem w historii klubu, którego tożsamość przetrwała w pewnej formie do dzisiaj. Nieprzypadkowo kolegą Roberta z szatni jest Ansu Fati, 20-letni Hiszpan pochodzący z Gwinei-Bissau, wychowany w andaluzyjskiej, socjalistycznej utopii: Marinaledzie, wiosce opartej na kolektywnym systemie decyzyjnym i własności wspólnej.
„Sport z pewnością bywa maczystowski, bywa nacjonalistyczny, bywa wykluczający, a ten zawodowy jest dziś bardzo często emanacją rozszalałego kapitalizmu. Bywa jednak również wspólnotowy, solidarny, a czasem stanowi narzędzie odzyskiwania sprawczości przez rozmaite defaworyzowane grupy. Dlatego wyrażane co jakiś czas przez lewicowe bądź liberalne elity désintéressement wobec tej dziedziny życia społecznego albo, co gorsza, ignorowanie jej złożoności nie tylko jest przejawem wyższościowej postawy, ale również znacznie zubaża nasze rozumienie rzeczywistości” – pisała Hanna Frejlak w bardzo ważnym wstępie do letniego wydania magazynu Kontakt. Nieustanne odzyskiwanie sportu i wyzwalanie jego twórców muszą stanowić dla lewicy żywotne wyzwania.
czytaj także
**
Jakub Biłuński – dziennikarz i reporter, redaktor portalu Bokser.org. Współpracuje lub współpracował m.in. z Grupą Agora, TVP Sport, Wirtualną Polską, Interią i Programem Drugim Polskiego Radia. Współautor książki Polskie pisanie o boksie.