Kiedy elity zaczną uciekać do swoich bunkrów, gdy będą przeskakiwać długie kolejki oczekujących na badanie lub korzystać z ekskluzywnej opieki medycznej, a biedniejszych nie będzie stać na kupno chleba, a tym bardziej na leczenie – łatwo przewidzieć, z jaką siłą wybuchnie społeczny gniew.
LONDYN – Nie wszyscy doświadczają pandemii w jednakowy sposób. Tylko niewielki wycinek światowej populacji, jeśli ulegnie zakażeniu, będzie mieć dostęp do wysokiej jakości opieki zdrowotnej. Większość osób wykonujących niskopłatne prace zmianowe lub utrzymujących się z rolnictwa nie ma na to szansy. Osoby cierpiące na choroby przewlekłe, takie jak otyłość, cukrzyca lub nowotwory, częściej przypłacą infekcję życiem niż osoby młodsze i zdrowsze. W USA jest to już około 60 procent dorosłych obywateli. W krajach Afryki, Azji i Ameryki Łacińskiej odsetek osób, które można zaliczyć do grup ryzyka, również rośnie.
Pandemia COVID-19 przypomina o istnieniu wielu nierówności, zarówno między krajami, jak i wewnątrz nich. Praktycznie każdy prędzej czy później zetknie się z tą chorobą – w tym także osoby zamożniejsze, które zaraziły się koronawirusem podczas podróży – ale to właśnie ubodzy będą dotknięci najboleśniej. W krajach rozwijających się żyją setki milionów ludzi zagrożonych poważnymi chorobami. Państwa te w większości nie posiadają zasobów finansowych ani infrastruktury medycznej niezbędnej do walki z wirusem. Żadna część świata nie będzie potrzebowała tego wsparcia bardziej niż Afryka, Azja Południowa i Ameryka Łacińska.
Nierówności były jedną z najbardziej palących kwestii w globalnej agendzie gospodarczej na długo przed wybuchem pandemii. Oprócz tego, że stanowiły wodę na młyn dla populistów i masowych protestów ulicznych niemal wszędzie na świecie, znalazły się również w centrum flagowego raportu ONZ, a nawet stały się głównym przedmiotem zainteresowania liderów biznesu badanych w tegorocznym raporcie Światowego Forum Ekonomicznego poświęconym globalnym zagrożeniom.
czytaj także
Poczucie zagrożenia rosnącymi nierównościami jest zatem całkowicie uzasadnione. W końcu to właśnie nierówności są kluczowym czynnikiem powodującym polityczny impas, niepokoje społeczne czy wreszcie rosnącą falę nacjonalizmu, która przeszła przez świat w ostatnich latach, a obecnie utrudnia reagowanie na kryzys związany z COVID-19. Nierówności w dochodach i w bogactwie, dostępie do opieki zdrowotnej i opieki nad dziećmi oraz wielu innych dziedzinach będą teraz rzutować na trajektorię pandemii w nadchodzących miesiącach i latach, zwłaszcza gdy wskaźniki śmiertelności zaczną gwałtownie rosnąć w społecznościach cierpiących z powodu ostrej deprywacji i wykluczenia. Dla licznych rodzin stłoczonych w jednoizbowych domach lub dla tych, którzy muszą dojeżdżać do pracy, aby zarobić na chleb, izolacja społeczna po prostu nie jest realnie dostępną opcją.
Przygotowanie gruntu
Historia międzynarodowych nierówności w ostatnich dziesięcioleciach nie jest prosta. Różnice w dochodach i dobrobycie pomiędzy krajami rzeczywiście się zmniejszyły, co jest przejawem postępu, jaki się dokonał w wielu krajach o niższych i średnich dochodach. Jednak poziom nierówności wewnątrz poszczególnych krajów stale rośnie. Wąska elita – tak zwany „jeden procent” – odrywa się od reszty społeczeństwa niemal wszędzie, nie tylko w bogatych krajach Zachodu, ale także w tych biedniejszych.
Nierówności są kluczowym czynnikiem powodującym polityczny impas, niepokoje społeczne czy wreszcie rosnącą falę nacjonalizmu.
Fakt, że najbogatsi wyszli z kryzysu finansowego z 2008 roku bez większego uszczerbku, przyczynił się do podsycenia niechęci wśród klasy średniej, która z kolei wskutek tego kryzysu głęboko ucierpiała. Kiedy bogactwo elit zacznie być zauważalne – na przykład wtedy, gdy w poczuciu zagrożenia zaczną uciekać do swoich bunkrów czy na odizolowane wyspy, gdy będą przeskakiwać długie kolejki oczekujących na test na koronawirusa lub nieproporcjonalnie korzystać z możliwości leczenia i opieki – łatwo przewidzieć, że publiczny gniew i niezadowolenie będą narastać jeszcze szybciej. Kiedy biedniejszych ludzi nie stać na kupno chleba, a tym bardziej na opłacenie rachunku za szpital, zwracają się ku kontestacji i radykalizmowi. Taka sytuacja to przepis na polityczną i społeczną bombę z opóźnionym zapłonem.
Pierwszy wymiar nierówności – zmniejszanie się nierówności między krajami – to naturalny efekt tego, że tempo wzrostu jest znacznie wyższe w krajach rozwijających się niż w krajach bogatszych. Przeciętnie, dochody na całym świecie od dawna zbliżają się do siebie. Drugi wymiar – rosnące nierówności w obrębie krajów – ma kilka przyczyn. Najważniejsza z nich jest związana z polityką społeczną: rządy obniżały podatki dla bogatych, jednocześnie tnąc wydatki na cele społeczne i gospodarcze, które przynosiły korzyści osobom znajdującym się w środku i na samym dole struktury dochodów.
Regresywna polityka napędzająca wzrost nierówności wewnątrz krajów zaczęła się w czasach prezydenta Ronalda Reagana w USA i premier Margaret Thatcher w Wielkiej Brytanii, a kontynuowana była w czasach Billa Clintona i Tony’ego Blaira. Tymczasem w krajach, w których w latach siedemdziesiątych XX wieku praktycznie wszyscy byli biedni – w Brazylii, Chinach, Indiach, Rosji i RPA – procesowi zmniejszania ubóstwa od lat 90. towarzyszył gwałtowny wzrost dochodów wąskiego grona elit.
Na długo zanim epidemia COVID-19 zaczęła się rozlewać po świecie, nierówności wewnątrz krajów rosły w różnym tempie. Od lat 80.osiemdziesiątych najszybciej wzrastały w Chinach, Indiach, Rosji i Ameryce Północnej, podczas gdy w Europie Zachodniej rosły bardziej umiarkowanie.
Tymczasem na Bliskim Wschodzie, w dużych krajach Ameryki Łacińskiej, takich jak Brazylia, oraz w znacznej części Afryki Subsaharyjskiej nierówności dochodów pozostawały wciąż wysokie, ale stabilne. W państwach takich jak Republika Południowej Afryki, która jest obecnie klasyfikowana jako kraj o największych nierównościach na Ziemi, wystrzeliły one z już i tak bardzo wysokiego poziomu. Różne tempo wzrostu nierówności w poszczególnych krajach odzwierciedla ich specyficzne warunki gospodarcze oraz szczególny miks polityk zarządzania handlem, deregulacji, podatków, wydatków publicznych i redystrybucji.
czytaj także
To skomplikowane
Aby jeszcze bardziej skomplikować globalny obraz nierówności, przyjrzyjmy się kilku bardzo dużym krajom, które w tej kwestii notują największe zmiany i najsilniej wpływają na statystyczny obraz całego świata. Chiny, Brazylia, Indie i Indonezja – kraje te, zamieszkane łącznie przez ponad trzy miliardy ludzi, odpowiadają za największe w historii ludzkości zmniejszenie skrajnego ubóstwa, jakie dokonało się w ciągu ostatnich czterech dekad.
W samych tylko Chinach średnie dochody w ciągu ostatniego czterdziestolecia podwoiły się, co wyciągnęło z głębokiego ubóstwa ponad 800 milionów ludzi. W latach osiemdziesiątych XX wieku w Azji Wschodniej mieszkało około połowy wszystkich ludzi na świecie żyjących w skrajnym ubóstwie (co według definicji Banku Światowego oznacza dochód poniżej 1,90 dolara dziennie). Obecnie mieszka w tych krajach zaledwie 9 procent najbiedniejszych. Nadal jednak istnieją duże obszary niedostatku. Mniej więcej jedna dziesiąta ludności świata żyje w skrajnym ubóstwie, w tym ponad 420 milionów ludzi w Afryce.
Tymczasem bogactwo zaczęło się coraz silniej koncentrować na samym wierzchołku światowej piramidy. Według Oxfam w latach 1980-2016 najbogatszy jeden procent populacji skumulował dwa razy więcej bogactwa niż cała dolna połowa. W tym samym czasie nastąpiła poprawa warunków życia klasy średniej niższej (zwłaszcza w Chinach), podczas gdy dolne 10 procent nie doświadczyło znaczących zmian.
Jednak od kryzysu finansowego z 2008 roku, poza pewnymi wyjątkami, utrzymywały się na świecie zjawiska utraty miejsc pracy i stagnacji płac, a nierówności w poszczególnych krajach pogłębiały się, tworząc coraz większe podziały między ludźmi posiadającymi majątek, a tymi, którzy nie mają nic. Na przykład w Stanach Zjednoczonych dochody górnego jednego procenta wzrastały siedmiokrotnie szybciej niż dolnych 20 procent, a najbogatszy jeden promil zgarnia obecnie 188 razy więcej niż dolne 90 procent społeczeństwa. W skali globalnej łączny majątek najbogatszych 2,2 tysięcy miliarderów przekroczył w 2019 roku dziewięć bilionów dolarów – równowartość całkowitego dochodu najbiedniejszych 160 krajów łącznie.
czytaj także
Bogactwo jest również skoncentrowane geograficznie. Jedna czwarta światowych miliarderów mieszka obecnie w USA, a już niedługo miliarderzy chińscy pobiją liczebnie miliarderów europejskich. Tendencje te jasno pokazują, że nieliczna mniejszość jest w stanie przechwycić niemal całą wartość dodaną ze wzrostu gospodarczego, a próby uniemożliwienia im tego poniosły całkowitą porażkę. Niestety, ten scenariusz nie jest nowy. W Stanach Zjednoczonych realne (czyli skorygowane o inflację) płace stoją w miejscu od prawie pół wieku, mimo ciągłego wzrostu gospodarczego. Podczas gdy najlepiej zarabiający znacznie zwiększyli swoje dochody, pracownicy z klasy niższej i średniej pozostają daleko w tyle.
Przepis na katastrofę
Niezdolność do przełożenia wzrostu gospodarczego na wyższe płace jest niebezpieczna. Podobnie jak zmiany klimatyczne i pandemie, nierówności są czynnikiem potęgującym inne zagrożenia i już zdążyły się przyczynić do wzrostu gniewu społecznego oraz niestabilności na całym świecie. Wyższe poziomy nierówności ekonomicznych nadrywają poparcie dla demokracji i instytucji demokratycznych we wszystkich klasach społecznych. Nic dziwnego, że zaufanie do rządu, partii politycznych i usług publicznych – zwłaszcza w liberalnych demokracjach – w ciągu ostatniej dekady spadało na łeb na szyję.
czytaj także
Utrata zaufania społecznego toruje drogę głębszym niepokojom społecznym i politycznym. Choć frustracje będą w każdym kraju rozgrywane inaczej, to jednak powszechne oburzenie ma tendencję do skupiania się na takich kwestiach jak korupcja w państwie oraz nadmierna koncentracja władzy i przywilejów w rękach odległej elity. Gniew z powodu nierówności w dochodach oraz w dostępie do mieszkań,. edukacji i władzy politycznej był w 2019 roku wspólnym mianownikiem masowych demonstracji w Bogocie, Hongkongu, Johannesburgu, Stambule, Paryżu i Santiago.
Gniew z powodu nierówności był w 2019 roku wspólnym mianownikiem masowych demonstracji w Bogocie, Hongkongu, Johannesburgu, Stambule, Paryżu i Santiago.
Nierówności są złe również dla gospodarki, ponieważ tworzą spiralę spowolnienia wzrostu, paraliżu politycznego i polaryzacji. Im większa nierówność, tym więcej jest ograniczeń dla wykorzystania ludzkich talentów, dla mobilności społecznej oraz dla dostępu do edukacji i nabywania kompetencji. Ograniczenia te osłabiają wydajność i ostatecznie hamują wzrost gospodarczy.
Jednocześnie niestabilność polityczna wynikająca z nierówności powoduje niepewność, a tym samym podważa zaufanie inwestorów i biznesu. Według Międzynarodowego Funduszu Walutowego, wzrost nierówności o jeden punkt procentowy obniża długoterminowy PKB kraju średnio o 2,5-3 procent dla krajów o średnim dochodzie.
czytaj także
Hamująco na wzrost gospodarczy działają nie tylko nierówności ekonomiczne, ale także różnice wynikające z płci i pochodzenia etnicznego. W większości krajów świata kobiety zarabiają o jedną czwartą mniej niż mężczyźni za wykonywanie tej samej pracy. Tymczasem inne nierówności pozostają niezauważone: codzienne ograniczenia, jakich doświadczają osoby starsze i z niepełnosprawnością oraz dyskryminacja mniejszości seksualnych i innych grup ze względu na rasę, kastę czy religię.
Nierówno i niebezpiecznie
Istnieją również wymiary przestrzenne i czasowe dla globalnych nierówności. Na przykład, jeśli mierzyć za pomocą współczynnika Giniego, to Ameryka Łacińska – pomimo poprawy – wciąż jest jednym z najbardziej nierównych regionów świata. Co więcej, na całym świecie istnieją także niewidoczne na pierwszy rzut oka, ale głębokie podziały między miastem a wsią. Duże miasta są również istotnym czynnikiem napędzającym nierówności. Tętniące życiem miasta, takie jak São Paulo, Sztokholm czy Sydney, działają jak magnes, wysysając kapitał i talent z innych miast i z głębi kraju.
Bogactwo i kanibalizm miast, czyli nauki Jana Jakuba Rousseau
czytaj także
Jednak nawet w ramach samych miast, to, gdzie konkretnie dany człowiek się rodzi i wychowuje, silnie koreluje z dochodami w późniejszym życiu. Na przykład powiązane ze sobą dzielnice Pinheiros i Parelherios w São Paulo z odnotowują skrajnie różne poziomy wskaźnika rozwoju społecznego, porównywalne z – odpowiednio – Szwajcarią i Irakiem. Nierówności w dochodach i dostępie do wysokiej jakości edukacji i opieki zdrowotnej korelują również z większą liczbą nieplanowanych ciąż u nastolatek i wyższym wskaźnikiem śmiertelności niemowląt.
Poziom nierówności często decyduje o różnicy między życiem a śmiercią. W Brazylii wzrost współczynnika Giniego o jeden punkt przekłada się na wzrost liczby urodzeń o 32 na 10 tysięcy dziewcząt w wieku od 15 do 19 lat. Te noworodki są z kolei bardziej narażone na przedwczesną śmierć: wzrost współczynnika Giniego o jeden procent oznacza wzrost współczynnika śmiertelności niemowląt o trzy procent.
Petelczyc: Całe zło w Brazylii zaczyna się od nierówności [rozmowa]
czytaj także
Wyższy poziom nierówności ma również niepokojące skutki uboczne w postaci brutalnej przestępczości i konfliktów zbrojnych. Jak wynika z badania Banku Światowego z 2002 roku, nierówności odpowiadają za około połowy zróżnicowania wskaźnika zabójstw na całym świecie. Jest to boleśnie oczywiste w obu Amerykach, gdzie ma miejsce ponad 40 procent wszystkich morderstw na świecie. W Meksyku wzrost współczynnika Giniego o jeden punkt procentowy przekłada się na wzrost wskaźnika zabójstw o 36 procent. W Stanach Zjednoczonych wiele różnych miar nierówności silnie koreluje z wyższym wskaźnikiem zabójstw z użyciem broni palnej we wszystkich grupach etnicznych.
Na całym świecie nierówności ekonomiczne, edukacyjne, etniczne i płciowe, występujące pomiędzy różnymi grupami społecznymi zwiększają ryzyko wybuchu konfliktów zbrojnych. Istnieją nawet dowody na to, że im większe są różnice w dochodach czy innych formach nierówności, tym wyższa jest liczba zgłaszanych poszkodowanych. Jest to pomocne w wyjaśnieniu, dlaczego RPA oraz wiele państw i miast w krajach takich jak Brazylia, Kolumbia i Meksyk doświadcza ponadprzeciętnego poziomu zbiorowej i międzyludzkiej przemocy.
czytaj także
W jednym z sondaży Gallupa zapytano prawie 150 tysięcy osób z 142 krajów o to, jak postrzegają przestępczość i bezpieczeństwo. Badano cztery wymiary: czy ankietowani zostali napadnięci w poprzednim roku; czy czują się bezpiecznie, wracając nocą do domu; czy zostali okradzeni i czy ufają lokalnej policji. Gdy wyniki te zostały zestawione z współczynnikiem Giniego w każdym kraju, ujawniły one wyraźny, dodatni związek. W Wenezueli ponad 80 procent populacji nie czuje się bezpiecznie idąc do domu, tymczasem 95 procent Norwegów – wręcz przeciwnie. Wreszcie, nierówności zostały powiązane z szeregiem innych czynników zewnętrznych, od częstszego występowania otyłości i lęków, po wyższe wskaźniki chorób psychicznych i samobójstw.
Nie ma złotego środka, ale zacznijmy od podatków
Biorąc pod uwagę wszystkie dowody na to, jak szkodliwe są rosnące nierówności, wydaje się oczywiste, że likwidacja przepaści między osobami zamożnymi a tymi, którzy nie mają nic, musi być głównym priorytetem dla decydentów politycznych. Istnieje zresztą wiele sposobów na zmniejszenie nierówności, które również przyniosłyby znaczące pozytywne skutki zarówno gospodarcze, jak i w zakresie zdrowia, edukacji i bezpieczeństwa. Nie ma jednak na to złotego środka. Jak wynika z Raportu o Rozwoju Społecznym ONZ z 2019 roku, polityki, których celem jest zwiększenie dochodów i poprawa redystrybucji są owszem, niezbędne, ale same w sobie niewystarczające. Każdy kraj potrzebuje szerokiego wachlarza zróżnicowanych działań mających na celu zasypanie różnic i poprawę szans, zwłaszcza dla najbiedniejszych i najbardziej bezbronnych.
W szczególności, rządy, przedsiębiorcy oraz organizacje obywatelskie muszą zwiększyć wysiłki, aby skorygować zachwianą równowagę w jakości usług, z których korzystają bogate i biedne dzielnice. Potrzeba również bardziej zdecydowanych działań politycznych i więcej inwestycji w tworzenie miejsc pracy, generowanie możliwości zarobkowych dla zubożałych społeczności, a także w zdrowie, edukację i ochronę socjalną. Kwestie te nie znikną wraz z końcem pandemii COVID-19.
Wiemy, że tego typu interwencje zmniejszające nierówności naprawdę działają. W Ameryce Łacińskiej poprawa dostępu do edukacji – zwłaszcza we wczesnym dzieciństwie i na etapie szkoły średniej – przyczyniła się do zmniejszenia różnicy płac między pracownikami wykwalifikowanymi i nisko wykwalifikowanymi. Podobne strategie zostały wykorzystane do transferu większej części dochodów do osób ubogich (choć postęp ten zmniejszył się po boomie surowcowym z lat 2000).
Na szczęście wiele środków potrzebnych do rozwiązania problemu nierówności zostało już ujętych w Celach Zrównoważonego Rozwoju 2030 czy innych inicjatywach, takich jak „Pionierzy na rzecz pokojowych, sprawiedliwych i zintegrowanych społeczeństw”. Inteligentne strategie obejmują szeroką gamę działań, począwszy od podnoszenia płacy minimalnej i zwiększenia zasięgu układów zbiorowych, skończywszy na zmniejszeniu dyskryminacji kobiet i dziewcząt. Większość z tych interwencji mogłaby opierać się na wyższych, bardziej progresywnych podatkach dochodowych, ulg podatkowych dla osób o niskim progu dochodów, podlegających opodatkowaniu zasiłkach na dzieci oraz powszechnej polityce minimalnego dochodu gwarantowanego.
W Meksyku wzrost współczynnika Giniego o jeden punkt procentowy przekłada się na wzrost wskaźnika zabójstw o 36 procent.
Nawet jeśli w celu złagodzenia skutków gospodarczych pandemii COVID-19 zostaną uruchomione nieograniczone środki pomocowe, gwarancje zatrudnienia czy wprowadzony zostanie bezwarunkowy dochód podstawowy, tak naprawdę dopiero poprawa ściągalności podatków będzie kluczem dla zapewnienia rządom środków niezbędnych do inwestowania w zdrowie, edukację i społeczny dobrostan. W krajach OECD taka właśnie polityka podatkowa i wydatkowa historycznie przyczyniła się do zmniejszenia nierówności o ponad 25 procent oraz ubóstwa o ponad 50 procent. Do tego należy także zlikwidować raje podatkowe i załatać luki prawne.
Tak jak w jednej chwili świat przerzucił całą swoją energię na walkę z katastrofalnymi skutkami globalnej pandemii COVID-19, tak samo pilnie trzeba podejść do zwalczania nierówności. Cena bezczynności rośnie wraz z upływem czasu w zawrotnym tempie w postaci nie tylko zwiększających się nierówności, ale i rosnącej frustracji oraz niepokojów społecznych. Zapewnienie bardziej wyrównanych i sprawiedliwych szans dla każdego oznacza, że należy walczyć z nierównowagą nie tylko w wymiarze gospodarczym, ale także z nierównościami utrwalonymi w realiach polityki i władzy. Zamożni muszą zrezygnować z części swojej władzy i przywilejów i wreszcie zaakceptować, że powinni płacić więcej podatków.
czytaj także
Podczas gdy w krótkiej perspektywie czasowej koncentrujemy się na spłaszczaniu krzywej zachorowań i opracowaniu szczepionki, kryzys COVID-19 wymaga gruntownego przemyślenia polityki i ekonomii na poziomie globalnym. Aby ograniczyć ilość cierpienia – również cierpienie związane z tym kiedy i gdzie uderzy kolejna pandemia – i zapewnić ludziom możliwość osiągnięcia pełnego potencjału i spełnienia, potrzebujemy kompleksowego planu rozwiązania problemu zakorzenionych głęboko nierówności. To wyzwanie dla nas w epice, jaka nastanie po koronawirusie.
**
Ian Goldin (@ian_goldin) jest Profesorem Globalizacji i Rozwoju na Uniwersytecie Oksfordzkim. Robert Muggah jest współzałożycielem brazylijskiego Igarapé Institute oraz SecDev Group. Są współautorami mającej się wkrótce ukazać książki Terra Incognita.
Copyright: Project Syndicate, 2020. www.project-syndicate.org. Z angielskiego przełożyła Marzena Badziak. This translation was supported by the Eurozine Translations Pool which is co-funded by the Creative Europe Programme of the European Union.