Po Jeremym Corbynie przyszedł czas na Kena Loacha. Partia Pracy usunęła właśnie lewicowego reżysera ze swoich szeregów. Jego przewiną, pisze Jonathan Cook, nie był antysemityzm, ale przywiązanie do solidarności klasowej i wiara, że bez niej nie ma co marzyć o lepszym świecie.
Ken Loach, jeden z najbardziej uznanych brytyjskich reżyserów filmowych, od ponad pół wieku przenosi na ekran trudy biednych i bezbronnych. Jego filmy często ukazują codzienną obojętność czy wręcz czynną wrogość państwa sprawującego władzę nad zwykłymi ludźmi, z której nie jest rozliczane.
W 2020 roku Loach znalazł się w samym sercu okrutnego dramatu, jak gdyby żywcem wziętego z jego własnych filmów. Wieloletniego kronikarza społecznych krzywd zmuszono do odejścia z jury antyrasistowskiego konkursu artystycznego dla szkół. On sam został bowiem oskarżony o rasizm, ale pozbawiony możliwości obrony.
Nie ma wątpliwości co do wiarygodności Loacha zarówno jako przeciwnika rasizmu, jak i zagorzałego orędownika bezbronnych i prześladowanych. Jego filmy nie odwracają wzroku od najbardziej odrażających epizodów represji i przemocy państwa brytyjskiego w Irlandii czy też historycznej walki z faszyzmem w innych częściach globu, na przykład w Hiszpanii czy Nikaragui.
Krytyczna uwaga Loacha skupia się głównie na haniebnym postępowaniu Wielkiej Brytanii z jej własnymi ubogimi obywatelami, mniejszościami oraz uchodźcami. W niedawnym filmie Ja, Daniel Blake (2016) Loach przyglądał się bezdusznej biurokracji państwa realizującej politykę zaciskania pasa. Z kolei jego najnowsza produkcja, Nie ma nas w domu (2019), dotyczy sytuacji pracowników na umowach śmieciowych, którzy muszą wybierać pomiędzy koniecznością pracy a obowiązkami rodzinnymi.
Zjadliwość tych analiz brytyjskich dysfunkcji społecznych i politycznych – jeszcze wyraźniej uwidocznionych przez pandemię COVID-19 – sprawia, że Loach cieszy się znacznie mniejszym powodzeniem w kraju niż za granicą, gdzie jego filmy regularnie wyróżniane są kolejnymi nagrodami. To może wyjaśniać, dlaczego oskarżenia o rasizm – a konkretnie antysemityzm – nie zostały natychmiast odrzucone jako oszczercze.
Kampania oszczerstw
W lutym 2020 roku ogłoszono, że Loach z Michaelem Rosenem, znanym lewicowym poetą dziecięcym, mają zasiadać w jury antyrasistowskiego konkursu artystycznego dla szkół. Mężczyźni niemal natychmiast zostali poddani kampanii oszczerstw. Ze względu na to, że Rosen jest Żydem, większość ataków skoncentrowała się na Loachu.
Organizacja przyznająca nagrodę, Show Racism the Red Card [Pokaż rasizmowi czerwoną kartkę], która początkowo nie chciała ugiąć się pod naciskami, szybko usłyszała groźby kwestionujące jej status charytatywny oraz jej działalność na polu walki z rasizmem w piłce nożnej. Firma produkcyjna Loacha, Sixteen Films, opublikowała oświadczenie, w którym twierdzi, że Show Racism the Red Card stała się „obiektem agresywnej kampanii mającej na celu nakłonienie związków zawodowych, instytucji rządowych, klubów piłkarskich i polityków do zaprzestania finansowania czy innego wspierania tej organizacji i jej działalności”. „Zakulisową presję” wywierać miał na nią rząd oraz kluby piłkarskie, które zaczęły grozić, że zerwą z nią powiązania.
W obronie Loacha stanęło ponad 200 ważnych postaci sportu, nauki i sztuki – zwraca uwagę Sixteen Films. Wkrótce jednak „samo istnienie” organizacji dobroczynnej stanęło pod znakiem zapytania. Wobec niesłabnącego szturmu Loach zgodził się odejść z jury 18 marca 2020 roku.
Nie był to protest obywatelski, ale akcja zorganizowana z bezlitosną skutecznością, która szybko pozyskała sobie zwolenników na szczytach władzy.
Lobbyści w natarciu
Kampanię przeciwko Loachowi i Rosenowi prowadziły Board of Deputies of British Jews [Rada Delegatów Brytyjskich Żydów] oraz Jewish Labour Movement [Żydowski Ruch Pracy]. JLM jest niewielką, wysoce stronniczą proizraelską grupą lobbystów powiązaną z Partią Pracy. Natomiast Board of Deputies fałszywie twierdzi, że reprezentuje brytyjską społeczność żydowską. W rzeczywistości zajmuje się głównie lobbowaniem na rzecz interesów swoich najbardziej konserwatywnych członków.
Obie działały wewnątrz Partii Pracy i poza nią, usiłując skompromitować Jeremy’ego Corbyna, ówczesnego lidera partii. W kwietniu 2020 roku Corbyn podał się do dymisji. Po przegranej w grudniowych wyborach parlamentarnych z rządzącą Partią Konserwatywną zastąpił go Keir Starmer, były sekretarz do spraw brexitu w gabinecie cieni Corbyna. Dążenie Jewish Labour Movement do eliminacji Corbyna ze stanowiska ujawniło dwa lata temu śledztwo dziennikarskie telewizji Al-Dżazira.
Tak jak w przypadku kampanii przeciwko Loachowi, obie grupy oskarżały Corbyna o antysemityzm oraz o przewodniczenie – jak to określiły – „instytucjonalnie antysemickiej” Partii Pracy. Pomimo tego, że ich oskarżenia przyciągnęły sporo bezkrytycznej uwagi mediów, żadna nie dostarczyła jakichkolwiek dowodów poza anegdotycznymi.
Przyczyny tych kampanii oszczerstw organizacje właściwie nie kryją. Loach i Corbyn od dawna z uporem bronią praw człowieka w Palestynie, kiedy państwo Izrael wzmaga wysiłki, by odebrać Palestyńczykom nadzieję na odzyskanie państwowości czy prawa do samostanowienia. W ostatnich latach BoD i JLM przyswoiły sobie zbiór taktyk amerykańskich lobbystów i starają się usunąć ze sfery publicznej wszelką krytykę pod adresem Izraela.
Corbyn: zakończyć okupację, usunąć osiedla, uznać państwo palestyńskie
czytaj także
Starmer, następca Corbyna, podczas kampanii wyborczej na lidera partii zrobił wszystko, by zadowolić to lobby. Bez oporów zrównywał wszelką krytykę Izraela z antysemityzmem, by uniknąć podobnej konfrontacji. Zarówno Board of Deputies, jak i JLM z satysfakcją przyjęły jego zwycięstwo.
To, jak został potraktowany Ken Loach, pokazuje, że bezpodstawne oskarżenia o antysemityzm nie przestaną być używane jako broń przeciwko krytykom Izraela. Są mieczem wiszącym nad przyszłymi liderami Partii Pracy, zmuszającym ich do uciszania tych osób w partii, które nagłaśniają czy to krzywdę czynioną przez władze Izraela, czy nieuczciwe postępowanie ugrupowań lobbystycznych, takich właśnie jak BoD i JLM.
Podstawa oskarżeń wysuniętych wobec Loacha była co najmniej słaba. Ich logika krążyła po błędnym kole, co w ostatnim czasie stało się normą przy ocenianiu rzekomych przykładów antysemityzmu. Według Board of Deputies i Jewish Labour Movement zniewagą, jakiej dopuścił się Loach, było to, że zaprzeczył – pozostając zresztą w zgodzie ze wszystkimi danymi – jakoby Partia Pracy była instytucjonalnie antysemicka.
Samo zażądanie od BoD i JLM dowodów na to, że w Partii Pracy trwa rzekomy „kryzys” antysemityzmu, już jest traktowane jako dowód na antysemityzm.
czytaj także
Toksyczny dyskurs
Ataki BoD i JLM to przejawy coraz bardziej toksycznego dyskursu wokół antysemityzmu, który zdominował brytyjskie życie publiczne. Po opublikowaniu w 2020 roku listy tak zwanych dziesięciu deklaracji Board of Deputies oczekuje od wszystkich przyszłych liderów Partii Pracy, że zaakceptują ten toksyczny dyskurs albo podzielą los Corbyna.
To nie przypadek, że w sprawie Loacha tak wyraźnie odbijają się echem oszczerstwa przeciwko Corbynowi. Obaj są rzadkimi przykładami brytyjskich osób publicznych, które od kilkudziesięciu lat poświęcają czas i energię na ochronę słabszych przed silniejszymi. Obaj wywodzą się z zanikającego pokolenia działaczy i intelektualistów otwarcie kultywujących tradycję walki klas opartej na prawach powszechnych – w przeciwieństwie do modniejszej, ale wytwarzającej podziały polityki tożsamości i wojen kulturowych.
Loach i Corbyn to jedni z ostatnich członków powojennej brytyjskiej lewicy, których inspiracje znacznie różniły się od centrowych i prawicowych, a także od wpływów wywieranych na wielu młodych ludzi dziś.
Walka z faszyzmem
W ojczyźnie inspirowała ich antyfaszystowska walka ich rodziców w latach 30. przeciwko Czarnym Koszulom Oswalda Mosleya. Wspominali zdarzenia takie jak bitwa na Cable Street. Ośmielała ich solidarność klasowa, na której od lat 40. budowano instytucję National Health Service, dzięki której wszyscy Brytyjczycy mieli zapewnioną równą opiekę zdrowotną.
Za granicą z fascynacją obserwowali powszechną, ogólnoświatową walkę z instytucjonalnym rasizmem apartheidu w RPA, która stopniowo skruszyła wsparcie zachodnich rządów dla białego reżimu. Stali na czele ostatniej wielkiej, masowej mobilizacji politycznej przeciwko kłamstwom władzy uzasadniającym amerykańsko-brytyjską agresję przeciw Irakowi w 2003 roku.
czytaj także
Jednak – tak jak u większości wymierającej lewicy – Loacha i Corbyna prześladuje największa porażka ich pokolenia w dziedzinie solidarności międzynarodowej. Ich protesty nie zakończyły wielu dekad kolonialnej opresji Palestyńczyków, sponsorowanej przez te same zachodnie państwa, które niegdyś wspierały apartheid w RPA.
Paralele między tymi dwoma popieranymi przez Zachód projektami dla Loacha i Corbyna są widoczne i niepokojące.
Śmierć polityki klasowej
Demonizowanie Loacha i Corbyna jako antysemitów – oraz równoległe starania po drugiej stronie Atlantyku, by uciszyć Berniego Sandersa (bardziej skomplikowane z powodu jego żydowskiego pochodzenia) – pokazują, jak zachodni politycy i media próbują wyplenić z debaty publicznej resztki świadomości klasowej.
Działacze tacy jak Loach i Corbyn pragną historycznego rozliczenia z kolonialnymi ingerencjami Zachodu w sprawy innych części świata, łącznie z katastrofalnym dziedzictwem, przed którym do dziś uciekają tak zwani imigranci. To Zachód rabował zamorskie ziemie przez stulecia, a potem uzbrajał dyktatorów, by rzekomo nieśli niepodległość byłym koloniom, a teraz okupuje albo napada te same społeczeństwa w ramach fikcyjnych „interwencji humanitarnych”.
Podobnie internacjonalistyczne i oparte na świadomości klasowej dążenia Loacha i Corbyna odrzucają politykę tożsamości, która – zamiast uznać długą historię przestępstw Zachodu popełnianych przeciwko kobietom, mniejszościom i uchodźcom – zmusza marginalizowane grupy do wyścigu o to, komu będzie wolno zasiąść przy najważniejszym stole z białą elitą.
Ken Loach: Jeśli nie rozumiemy walki klas, nie rozumiemy zupełnie nic
czytaj także
Właśnie taka fałszywa świadomość prowadzi do kibicowania kobietom pnącym się po szczeblach kariery w amerykańskim kompleksie wojskowo-przemysłowym czy entuzjazmu z faktu, że czarny mężczyzna zostaje prezydentem USA, nawet jeśli swoją władzę wykorzystuje do bicia nowych rekordów w pozasądowych egzekucjach poza granicami państwa i represjonowaniu opozycji politycznej w kraju.
Oddolny aktywizm Loacha i Corbyna jest antytezą współczesnej polityki, w której wielkie koncerny wykorzystują swoje ogromne bogactwo do lobbowania u polityków i ich kupowania, a ci z kolei rękami spin doktorów kontrolują dyskurs publiczny poprzez stronnicze, przyjazne im korporacje medialne.
Prawda stoi na głowie
Fakt, że kampania Board of Deputies i Jewish Labour Movement zyskała taką siłę przebicia, posługując się oskarżeniami, na które nie ma dowodów, pokazuje, jak entuzjastycznie włączono izraelskie lobby do brytyjskiego establishmentu i w jakim stopniu służy ono jego celom.
Izrael to jeden z najważniejszych filarów nieformalnego zachodniego sojuszu wojskowego, chętnego roztaczać wpływy nad zasobnym w ropę Bliskim Wschodem. Eksportuje swoje opresyjne technologie i systemy inwigilacji, udoskonalane w trakcie rządzenia okupowaną Palestyną, do państw zachodnich, głodnych coraz bardziej wyrafinowanych narzędzi kontroli. Ponadto utwierdzając swoją okupację i przecierając szlaki w dziedzinie legitymizacji tortur i pozasądowych egzekucji przy użyciu dronów – dziś należących do stałego repertuaru polityki zagranicznej USA – Izrael pomógł podrzeć na strzępy międzynarodowe zasady humanitarnego postępowania.
czytaj także
O istotnej pozycja Izraela w matrycy władzy mówi się rzadko, ponieważ zachodni establishment nie ma interesu w ujawnianiu swojej złej wiary i podwójnych standardów. Board of Deputies i Jewish Labour Movement nadzorują i egzekwują milczenie na temat kluczowego sojusznika Zachodu. W prawdziwie orwellowskim stylu stawiają na głowie oskarżenie o rasizm, posługując się nim przeciwko najbardziej znanym i kategorycznym antyrasistom.
A co jeszcze korzystniejsze dla zachodniego establishmentu, postacie takie jak Loach i Corbyn – weterani walki klas, którzy spędzili dziesięciolecia na staraniach o lepsze społeczeństwo – zbijani są teraz na miazgę w moździerzu polityki tożsamości.
Jeśli pozwolimy, by tego rodzaju wypaczanie dyskursu demokratycznego było kontynuowane, nasze społeczeństwa będą nieubłaganie jeszcze głębiej podzielone i staną się miejscami jeszcze wstrętniejszymi, bardziej dzielącymi i podzielonymi.
**
Jonathan Cook jest brytyjskim dziennikarzem, mieszka w Izraelu. Do 2001 roku pisał dla „Guardiana” i „Observera”. Obecnie jako freelancer publikuje m.in. w „New Statesman”, „International Herald Tribune”, „Le Monde Diplomatique” i Al-Dżazirze. Jest autorem trzech książek poświęconych konfliktom na Bliskim Wschodzie. Ostatnia z nich nosi tytuł Disappearing Palestine: Israel’s Experiments in Human Despair (Zed Books, 2008).
Artykuł opublikowany na blogu Jonathana Cooka. Dziękujemy autorowi za zgodę na przedruk. Z angielskiego przełożyła Aleksandra Paszkowska. Skróty od redakcji.