Świat

Wasza śmierć to poświęcenie, na które kapitalizm jest gotowy

Każdego roku niemal trzy miliony ludzi umiera w związku ze swoją pracą – w wypadkach i przez wywołane nią choroby. To więcej niż liczba ofiar zdarzeń drogowych i wojen razem wziętych. Katastrofa Titana to rzadki przypadek, gdy miliarder położył na szali własne życie. Ale mechanizm był ten sam.

Tragedii na morzu w ostatnich miesiącach nie brakowało, jednak żadna nie wzbudziła tak dużego zainteresowania jak implozja łodzi podwodnej Titan firmy OceanGate, której zadaniem było dotarcie do wraku słynnego Titanica. Śmierć piątki pasażerów, w tym multimilionerów i miliardera, przyćmiła niedawne zatonięcie kilkuset migrantów u wybrzeży Grecji.

Z tego faktu można wyciągnąć wiele (raczej smutnych) wniosków, ale skupię się tylko na jednym z nich – katastrofa Titana, w której zginął jego twórca Stockton Rush, pokazała, jak daleko można posunąć się w pogoni za zyskiem. Decydenci w dużych korporacjach na co dzień ryzykują dla pieniędzy cudze życie; znacznie rzadziej się zdarza, by rzucali na szalę swoje własne.

Jak miliarderzy ukradli nam postęp

Stary kontroler do gier i brak testów

Titan pod wieloma względami bardziej przypominał naprędce zaimprowizowaną fuszerkę niż poważny projekt. Łódź podwodna schodząca na głębokość czterech tysięcy metrów była sterowana przy użyciu zmodyfikowanego kontrolera do gier sprzed kilkunastu lat, wartego około 30 dolarów.

Dziennikarz, który jakiś czas temu miał okazję znaleźć się na pokładzie Titana, wskazywał na kolejne wątpliwej jakości elementy wyposażenia. Tanie ekrany komputerowe, uchwyty wyjęte żywcem z rodzinnego kampera, rury budowlane służące jako balast… Dodajmy do tego użycie materiałów, których atutem był niski koszt, ale nie adekwatność do podwodnych warunków i niebezpieczeństw. Stockton Rush nie ukrywał, że włókno węglowe, z którego wykonano skorupę Titana, kupił tanio od Boeinga, bo materiał był już stary i nie nadawał się do wykorzystania w lotnictwie. W tym kontekście najmniejszym zaskoczeniem jest fakt, że klienci OceanGate musieli podpisać dokument, w którym zrzekali się wszelkich roszczeń w przypadku uszczerbku na zdrowiu lub śmierci.

Być może dałoby się tego uniknąć, gdyby firma poważnie podeszła do testów bezpieczeństwa. Tych jednak nie było prawie w ogóle. Pracownik OceanGate, który apelował między innymi o poddanie się kontroli rządowej agencji, został zwolniony. Uzyskanie certyfikatu bezpieczeństwa nie było prawnie wymagane, ponieważ Titan nie wypływał samodzielnie z żadnego portu, a wrak Titanica leży poza wodami terytorialnymi jakiegokolwiek państwa – firma OceanGate oddała więc łódź do użytku po minimalnym przetestowaniu. Inwestorom oczywiście tego nie zdradzili; zapewniali za to, że podwodna wycieczka ich produktem to doskonały pomysł.

„Bezpieczeństwo to zbędne marnotrawstwo”

Po katastrofie Titana szybko przypomniano sobie o słowach Stocktona Rusha, który kilka lat temu krytykował państwowe regulacje. Jego zdaniem hamowały one innowacyjność przez kładzenie nadmiernego nacisku na bezpieczeństwo, a ono od pewnego momentu jest tylko „zbędnym marnotrawstwem”, bezsensowną stratą czasu i pieniędzy. Prezes OceanGate nie wstydził się przyznać, że łamie pewne reguły, chociaż w innych kwestiach nie był już tak szczery.

Szwalnie w Bangladeszu mogą płonąć codziennie, ważne żeby koszulka była tania [rozmowa]

Klientów chcących zwiedzić wrak Titanica zapewniano, że batyskaf został skonstruowany we współpracy z NASA, Boeingiem i Uniwersytetem w Waszyngtonie, co było dalekie od prawdy. Bogatym klientom w rzeczywistości sprzedawano prowizorkę niespełniającą jakichkolwiek standardów, za to tanią w produkcji, a więc opłacalną dla OceanGate. Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że Stockton Rush uwierzył we własne bajki i sam znalazł się wśród ofiar implozji Titana.

Może to indywidualna lekkomyślność, ale równie dobrze może to wskazywać na stopień zinternalizowania wartości kapitalistycznych. Jeśli coś przynosi zysk i jako tako działa, to nie ma co narzekać i doszukiwać się potencjalnych zagrożeń. We własnym przeświadczeniu Rush udowodnił zbędność państwowych regulacji i pokazał przedsiębiorczego ducha, budując łódź sterowaną kontrolerem do gier. Czy była ona dobra? Była tania i przynosiła zyski, a to uciszało wszelkie wątpliwości.

Najczęściej giniemy w pracy

Patrząc tylko na ostatnich kilka lat, możemy znaleźć wiele innych tragedii spowodowanych spychaniem bezpieczeństwa na odległe miejsce w korporacyjnej hierarchii priorytetów. Dochodzenie po serii katastrof nowego modelu Boeinga wykazało, że amerykański gigant podczas prac nad swoim samolotem oszczędzał czas i pieniądze, omijając procedury bezpieczeństwa. Dodatkowo wykorzystał swoje wpływy w agencji lotnictwa, aby uzyskać niezbędne certyfikaty pozwalające na sprzedaż wadliwego produktu.

Brak poszanowania bezpieczeństwa towarzyszy nie tylko głośnym katastrofom, ale również codziennym praktykom firm. Pracodawcy nagminnie ignorują standardy BHP, narażając zdrowie, a nawet życie swoich pracowników. Blisko trzy miliony ludzi rocznie umiera w związku ze swoją pracą – w wypadkach i przez wywołane nią choroby. To więcej niż liczba ofiar zdarzeń drogowych, wojen i HIV/AIDS razem wziętych. Każdego roku kolejne kilkaset milionów pracowników zostaje poszkodowanych w wypadkach niemających konsekwencji śmiertelnych.

Nikomu się nie chce pracować? Zatrudnij dzieci, prawica właśnie to ułatwiła

Codziennie tysiące ludzi umiera w imię pomnażania kapitału inwestorów i posiadaczy, ale jest to tak normalne, że nawet o tym nie myślimy. Dopiero śmierć kilku bogaczy zwróciła uwagę na wszechobecne lekceważenie norm bezpieczeństwa. Korporacje próbują omijać regulacje i przepisy chroniące klientów lub pracowników, mimo że i tak nader często są one niewystarczające. Katastrofa Titana powinna posłużyć jako punkt wyjścia do dyskusji nad większą kontrolą państwową i pracowniczą nad kapitałem – jak widać, to wciąż kwestia życia i śmierci.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Artur Troost
Artur Troost
Doktorant UW, publicysta Krytyki Politycznej
Doktorant na Uniwersytecie Warszawskim, publicysta Krytyki Politycznej.
Zamknij