Gdy wokół spadają deszcze bomb, ucieczka nie ma sensu. Żywioł cię pochłonie albo oszczędzi. Żywioł nie zna sprawiedliwości, zabija na oślep. Omar to samo mówi o izraelskiej armii.
Dzień po atakach Hamasu na Izrael Omar martwił się, że Małgorzata, jego szefowa, nie przedłuży mu urlopu. Napisał do niej: „Mam bilet powrotny na 8 października, ale odwołali lot”.
Małgorzata zdziwiła się: „To ty masz tam internet?”. Odpisał, że tak. Dodał, że wszystko u niego w porządku. Jego sąsiad ma panele solarne na dachu i dzięki niemu cała rodzina Omara może naładować sobie telefony. Ta wojna szybko się skończy, jednak będzie potrzebował jeszcze kilku dni wolnego.
Izrael sprowadza na siebie klęskę. Zdziwię się, jeśli za 25 lat wciąż będzie istnieć [rozmowa]
czytaj także
Dwa tygodnie później Małgorzata pisała już tylko: „Jesteś bezpieczny?”. Omar wysyłał jej zdjęcia gruzów. Informował krótko: „Znowu uciekamy”. Wybuch wybił wszystkie szyby w oknach. Omar nie wierzył, że ktoś go stamtąd wyciągnie. W końcu miał tylko jeden paszport: palestyński.
Małgorzata wieczorami usypiała dzieci w swoim krakowskim mieszkaniu i nerwowo sprawdzała, czy nazwisko Omara znajduje się na listach ewakuacyjnych. Była na łączach z polskim oddziałem firmy IBM, pracownikami ambasad w Tel Awiwie i Kairze, a nawet kilkoma posłami RP. Wszyscy chcieli ratować Omara.
„Spróbujemy cię stamtąd wyciągnąć”
Gdy wokół spadają deszcze bomb, ucieczka nie ma sensu. Żywioł cię pochłonie albo oszczędzi. Żywioł nie zna sprawiedliwości, zabija na oślep. Omar to samo mówi o izraelskiej armii.
Do Polski przyjechał po raz pierwszy w 2019 roku, jako stypendysta programu NAWA. Umożliwia on zagranicznym studentom kontynuację nauki na polskich uczelniach. Jeszcze w trakcie studiów na politechnice w Poznaniu Omar zaczął pracę w IBM jako księgowy. Po studiach przeniósł się na stałe do Krakowa. Nie chciał wracać do Gazy. Kiedy o niej myślał, widział dom, ale i więzienie, oddzielone murem od reszty świata. Zostawił tam dużą rodzinę: chorego na cukrzycę ojca, matkę, brata bliźniaka – Alego, młodszego brata Asaada i pięć sióstr. Poza Asaadem wszyscy oni mają już swoje rodziny.
Palestyńczyków dawno temu złożono na ołtarzu relacji politycznych [rozmowa]
czytaj także
Omar rzadko odwiedzał dom rodziców. Podróż do Gazy jest daleka i skomplikowana. Osoba z palestyńskim paszportem musi jechać przez Kair. Jednak jesienią 2023 roku Ali brał ślub. Omar czuł, że musi tam być.
Do Gazy wjechał 24 września. Razem z resztą rodzeństwa zdążyli naszykować jedzenie na przyjęcie weselne. Planowali świętować przez trzy, cztery dni. W nocy z 6 na 7 września Omar zdążył jeszcze pojechać z Alim do miasta Gaza, żeby kupić trochę nowych ubrań. Dobrze się bawili, szwendając po mieście do późnych godzin. To miał być ostatni wieczór kawalerskiego życia Alego. Do ślubu jednak nie doszło. 7 października w domu Omara nikt nie świętował. Pierwsze izraelskie bomby uderzyły w okoliczny meczet już dwa lub trzy dni po rzezi dokonanej przez Hamas.
13 października władze Izraela nakazały mieszkańcom północnej Gazy ewakuację. Rodzina Omara ruszyła na południe. Podobnie jak tysiące innych wewnętrznych przesiedleńców, trafili w pobliże miasta Chan Junus, które miało być bezpieczną przystanią dla cywilów z północy.
Niewiele zostało z tej przystani. 10 lutego reporterka CNN, która pod ścisłą kontrolą izraelskich wojskowych wjechała do miasta, opisała ją tak: „Mnóstwo budynków zostało całkowicie zniszczonych, a gruz wywieziono buldożerami. […] Niektóre wyglądają jak ruiny średniowiecznych zamków – samotne ściany z dziurami w miejscu, gdzie kiedyś były okna. Skalę zniszczeń widać podczas przejazdu. W niektórych obszarach drogi są pokryte gruzem […]”. Podczas tej „wycieczki” reporterzy mogli zobaczyć wejścia do ukrytych pod miastem tuneli Hamasu. Izrael twierdzi, że to właśnie tam bojownicy planowali atak z 7 października.
W połowie października Omar wysłał do swojej szefowej wiadomość: „Wszyscy jesteśmy celem, nie tylko Hamas”. Odpisała: „Spróbujemy cię stamtąd wyciągnąć”.
25 lutego powiązane z Hamasem Ministerstwo Zdrowia w Palestynie podało, że życie w tej wojnie straciło jak dotąd 30 tys. mieszkańców. Nie wiadomo, ilu bojowników Hamasu znajduje się wśród ofiar. Izrael twierdzi, że zginęło ich ponad 9 tys., nie przedstawia jednak żadnych dowodów.
czytaj także
Gdy spadały pierwsze bomby, Omar postanowił, że zostaje. Umrze z resztą swojej rodziny. Ali odciągnął go na bok i rozkazał: „Jeżeli się uda, to jedź”. Sam codziennie wracał ze szpitala do domu ubrudzony krwią. Jest lekarzem, pracuje na oddziale ratunkowym szpitala. Omar na początku wojny pytał go: „Jak było?”. Ali odpowiadał: „Co chcesz usłyszeć? Że widzę zwłoki bez głów? Pourywane ręce, nogi? Zmiażdżone przez gruzy ciała? Że nie mamy leków? Miejsc do operowania ludzi?”. Irytował się, więc Omar przestał pytać.
Nieprzeczytane
15 października Małgorzata napisała pierwszego maila do ambasady w Tel Awiwie. Przedstawiła sytuację: jest team leaderką w korporacji IBM, a jej podwładny, Omar Albhaisi, przebywa obecnie w Gazie. Nie ma polskiego obywatelstwa, jednak w kraju mieszka już od pięciu lat. Ma tu przyjaciół, jest oddanym i lojalnym pracownikiem. Grzeczny, uprzejmy, nieco nieśmiały, pomocny, lubiany. Ma umowę na czas nieokreślony. W tym samym czasie inna podwładna Małgorzaty, Yasemin z Turcji, pisała w tej samej sprawie do polskiej ambasady w Egipcie, do którego miały odbyć się ewakuacje. Na początku było mnóstwo zamieszania. Urzędnicy w Izraelu informowali media, że na listy ewakuacyjne trzeba jeszcze poczekać. Małgorzata bała się, że i tak nic nie wskóra. Że prawo do ucieczki dostaną tylko osoby z zachodnim paszportem.
Nie poddawała się. Zaangażowała menedżerów ze swojej korporacji. Kilkanaście osób pisało maile i wydzwaniało do znajomych, szukając bezpośredniego kontaktu do kogoś zatrudnionego w placówkach dyplomatycznych w Egipcie albo Izraelu. Wreszcie dostała odpowiedź: polski urzędnik dyplomatyczny z Tel Awiwu informował, że pojawią się kolejne listy. Trzeba czekać i sprawdzać kanały palestyńskiego urzędu ds. migracji. 15 listopada wieczorem wysłał maila z informacją, że nazwisko Omara pojawiło się na nowej, jeszcze nieopublikowanej oficjalnie liście. Ma być ewakuowany następnego dnia. Musi tylko – albo aż – dotrzeć do przejścia granicznego w Rafah.
Diuna jak Palestyna, zawłaszczenie kulturowe i orientalizacja pod zachodniego odbiorcę
czytaj także
Małgorzata natychmiast dała znać Omarowi: szykuj się, jutro musisz dojechać do granicy. On się nie spieszył. Czekał na oficjalną publikację listy w sieci. „Jeśli mam ryzykować życie, muszę być pewien, że moje nazwisko tam jest” – napisał Małgorzacie. Wokół trwały bombardowania. Im bliżej przejścia granicznego, tym więcej. Nazwiska ewakuowanych publikowano codziennie między siódmą a ósmą rano na Facebooku. Jednak rankiem 16 listopada nie pojawiała się żadna nowa lista. Małgorzata, odświeżając stronę na swoim komputerze, nerwowo przygryzała wargi. Z Omarem nie miała już kontaktu – w nocy Gaza została odcięta przez Izrael od kontaktu ze światem. Małgorzata nie miała pojęcia, czy Omar uwierzył jej, że jest na liście, czy wolał zaczekać. Ostatnie wiadomości, jakie mu wysłała, miały status „nieprzeczytane”.
„Bombardują nas, zadzwonię później”
Mają czarne włosy i bujne, ciemne brwi. Są tego samego wzrostu i podobnej postury. Obaj zdobyli wyższe wykształcenie. Jeden został lekarzem, drugi skończył studia na politechnice.
Są tacy sami i czują to samo – tak twierdzi Omar. Nie jest w tej opinii odosobniony. Nawet naukowcy przyznają, że więź emocjonalna między bliźniętami jest zazwyczaj silniejsza niż między rodzeństwem urodzonym w różnym czasie. Może dlatego Omara tak często ostatnio swędzi głowa. To egzema, nabawił się jej od stresu. Tylko czyjego?
Są tacy sami, ale patrzą teraz na zupełnie inne obrazy.
Omar widzi białe ściany w swoim krakowskim mieszkaniu. Za oknem – bezlistne drzewa. Ali widzi śmierć.
16 listopada 2023 roku Omar wybudził się z niespokojnego snu i natychmiast spojrzał w telefon. Nie miał internetu, podobnie jak reszta Gazy. Dzień wcześniej dostał od Małgorzaty informację, że jest na liście ewakuacyjnej. Jego kolega miał samochód. Mimo ogromnego ryzyka obiecał, że zabierze Omara do Rafah. Wyruszyli przed południem. Droga była przejezdna, w oddali słyszeli wybuchy. Mijali gruzowiska domów. Na przejściu się pożegnali. 17 listopada Omar był już w Kairze. Na lotnisku czekała na niego szeroko uśmiechnięta polska konsulka. Przyniosła ze sobą biało-czerwoną flagę. Rozwinęła ją, a Omar stanął obok. Ktoś zrobił im zdjęcie. Omar wysłał potem Małgosi wiadomość: jest już na miejscu, bezpieczny. Teraz czeka go tylko lot do Krakowa.
Kolega Omara, który wiózł go do granicy, wrócił bezpiecznie do Dajr al-Balah.
W grudniu Omar zaprosił do siebie Gosię, Jasminę i kilku innych znajomych z firmy na kolację. Był taki jak zwykle: cichy, uprzejmy, grzeczny. Tylko wyglądał inaczej. Podczas tych niemal 60 dni spędzonych w Gazie stracił połowę masy ciała. Włosy ściął na krótko z powodu egzemy.
czytaj także
Kiedy w połowie lutego rozmawiał ze swoim bratem bliźniakiem przez telefon, w tle słyszał wybuchy. „Bombardują nas, zadzwonię później” – powiedział Ali i się rozłączył. Oddzwonił, gdy się skończyło. Omar, dotykając głowy, mówi: czuję to co on. Jego bezradność i rozpacz.
Stan ich schorowanego ojca ostatnio się pogorszył. Co z tego, że razem z całą rodziną mieszka dwa kroki od szpitala, w którym na dodatek pracuje jego syn – nikt go tam nie przyjmie. Nie ma miejsc. Są pilniejsze przypadki.
„Czy wszyscy żyją?”
W pierwszych tygodniach po powrocie do Polski Omar zatykał uszy, słysząc: dźwięk otwieranych drzwi, dźwięk zamykania drzwi, dzwonek telefonu, spadające na podłogę przedmioty. Wszystko brzmiało jak wybuch.
Postanowił, że nie będzie czytał wiadomości z Gazy. Gdyby to robił, zwariowałby. Codziennie wyczekuje wiadomości od brata. To jedyna osoba z rodziny, która ma czasem dostęp do internetu. Omar nie pyta go, co działo się w szpitalu. Nie pyta nawet, jak się czuje. Jedyne pytanie, do którego dał sobie prawo, brzmi: „Czy wszyscy żyją?”. Odpowiedź Alego daje mu spokój na kilka, kilkanaście godzin. Potem odlicza minuty do kolejnego telefonu, kolejnej wiadomości. Martwi się o rodziców, bo oboje chorują, a sytuacja z dostępem do lekarstw jest dramatyczna. Martwi się o Asaada, najmłodszego z rodzeństwa. Chłopak ma 17 lat i podobnie jak starsi bracia jest bardzo zdolny. Świetnie się uczył, marzy o studiach.
czytaj także
Najgorsza jak dotąd wiadomość przyszła 22 listopada, tuż po powrocie Omara do Polski. Tego dnia w Gazie zginęło stu Palestyńczyków i Palestynek. Ponad połowa ofiar – 52 osoby – pochodziła z jednej rodziny. „W jednym bombardowaniu wymazane zostały trzy pokolenia, od dziadków po wnuki” – tak skomentował to minister spraw zagranicznych Palestyny Riyad al-Maliki podczas wizyty w Londynie. Jedną z tych 52 osób był najlepszy przyjaciel Omara. O ataku szeroko informowały zachodnie media, w tym korespondentki dziennika „The Guardian” w Jerozolimie.
Małgorzata czyta wiadomości z Gazy. Raz zastygła przed komputerem, bo w artykule o ofiarach bombardowań zobaczyła nazwisko brata Omara. Po chwili wypuściła powietrze z płuc. Lekarz, który zginął, nazywał się podobnie.
Propaganda Izraela przestała działać. Świat wie, co się dzieje w Gazie [rozmowa]
czytaj także
Gosia myśli też o Asaadzie. Co czuje nastolatek, który zamiast głupot na komórce ogląda ciała leżące na ulicach? Który zamiast biegać z kolegami za piłką, ucieka przed bombami? Wielokrotnie rozmawiała o tym z Omarem. To od niego dowiedziała się, że być może jest dla Asaada opcja ucieczki z Gazy. Egipska firma Hala oferuje zdesperowanym Palestyńczykom możliwość wykupienia przejścia przez granicę. Ta usługa istniała już przed wojną – wtedy wniesienie opłaty w wysokości 300 dolarów pozwalało obywatelom Palestyny na ominięcie długich kolejek na granicy z Egiptem. Po 7 października Hala podniosła ceny.
Śledztwo w tej sprawie przeprowadziła telewizja Sky News, która ustaliła, że przeprowadzenie przez granicę dorosłej osoby, posiadającej wyłącznie palestyński paszport, kosztuje już 5 tys. dolarów. Oficjalnie egipski rząd sprzeciwia się żerowaniu na ludzkiej desperacji, jednak anonimowi informatorzy mówią wprost: ten przygraniczny proceder nie byłby możliwy bez wiedzy i kontroli egipskich władz, być może działających w kooperacji z Izraelem. W tej chwili „usługi” Hala to jedyny sposób na wydostanie się z Gazy dla tych, którzy nie mają podwójnego obywatelstwa. Setki palestyńskich rodzin rozdzielonych przez wojnę zbiera na portalach crowdfundingowych pieniądze na to, aby ściągnąć z Gazy swoich bliskich.
Małgorzata też założyła taką zrzutkę – dla Asaada. Nie może przestać o nim myśleć. Wyobraża sobie, jak będzie wyglądał jego pobyt w Polsce: gdy przyjedzie, dadzą mu kilka miesięcy na regenerację. Zamieszka z bratem, pozna kraj, wyleczy rany, zwłaszcza te na psychice. Przestanie się bać. Potem wspólnie zastanowią się, co dalej z jego edukacją. Na razie zrzutka stoi w miejscu, udało się zebrać niecałe 5 tys. zł.
Omar chce wierzyć, że Asaad zostanie tu tylko na chwilę. I wróci do Gazy od razu, gdy ta wojna się skończy.
**
Anna Kiedrzynek – dziennikarka, reporterka. Laureatka drugiej nagrody European Press Prize 2022 za materiał o kryzysie samobójczym wśród lekarzy weterynarii. Publikowała m.in. w „Gazecie Wyborczej”, „Newsweeku”, „Tygodniku Powszechnym” oraz miesięczniku „Pismo”. Laureatka Grand Prix Festiwalu Wrażliwego w Gdyni oraz zdobywczyni stypendium dziennikarskiego im. Mileny Jesenskiej przyznawanego przez Instytut Nauk o Człowieku w Wiedniu. W 2021 roku nominowana do nagrody Grand Press w kategorii reportaż prasowy/internetowy.