Świat

Azerbejdżan: jak szukanie alternatyw dla rosyjskiego gazu wzmacnia autokratów

Wbrew opinii Ursuli von der Leyen Azerbejdżan nie jest wiarygodnym partnerem. To kraj rządzony przez w pełni skonsolidowany reżim autorytarny, w którym od prawie trzech dekad władza sprawowana jest przez jedną rodzinę, podczas gdy opozycyjni działacze, obrońcy praw człowieka i dziennikarze są prześladowani, aresztowani i więzieni.

Na początku ubiegłego tygodnia Unia Europejska osiągnęła porozumienie z Azerbejdżanem w sprawie dostaw gazu. Zgodnie z ustaleniami import tego surowca do Europy zostanie zwiększony do co najmniej 20 miliardów metrów sześciennych rocznie do 2027 roku, co oznacza więcej niż podwojenie wolumenu dotychczasowo dostarczanego przez Południowy Korytarz Gazowy. Jak czytamy w oświadczeniu przewodniczącej Komisji Europejskiej von der Leyen: „Unia Europejska postanowiła uniezależnić się od Rosji i zwrócić się w stronę bardziej wiarygodnych, godnych zaufania partnerów. I cieszę się, że mogę zaliczyć do nich Azerbejdżan”. Mam jedno pytanie: naprawdę?

Pola naftowe Baku. Fot. Chris Price/flickr.com

Ursula von der Leyen może próbować tworzyć iluzję sukcesu europejskiej dyplomacji, ale nie jest w stanie zaklinać rzeczywistości. Azerbejdżan nie jest wiarygodnym partnerem. To kraj rządzony przez w pełni skonsolidowany reżim autorytarny, w którym od prawie trzech dekad władza sprawowana jest przez jedną rodzinę, podczas gdy opozycyjni działacze, obrońcy praw człowieka i dziennikarze są prześladowani, aresztowani i więzieni.

Współczesna monarchia

System polityczny Azerbejdżanu można określić jako demokrację fasadową. Konstytucja kraju co prawda odwołuje się do fundamentalnych praw i wolności jakoby przysługujących obywatelom oraz wyznacza instytucje demokratycznego sprawowania władzy, a wybory na większość najważniejszych urzędów odbywają się regularnie. To jednak tylko atrapa, pod którą kryje się system nieformalnych zasad i sieci powiązań.

Jak w przypadku wielu byłych republik radzieckich, azerbejdżańska polityczna odwilż po rozpadzie ZSRR była krótka i chaotyczna. Kraj powitał niepodległość w 1991 roku, targany konfliktami społecznymi oraz otwartym sporem toczonym o Górski Karabach. Hejdar Alijew, ojciec obecnego prezydenta, wykorzystał ten moment, by powrócić do władzy na fali zamachu stanu, wymierzonego w pierwszego demokratycznie wybranego prezydenta kraju. Powrócić, ponieważ Alijew już wcześniej – jako zaufany człowiek Breżniewa – sprawował funkcję I sekretarza KC Komunistycznej Partii Azerbejdżanu, czyli de facto przywódcy Republiki.

Instytucje stworzone przez starszego Alijewa pozwalały na silną koncentrację władzy w rękach prezydenta. Oczywiście przywódcy kraju są w teorii wybierani, ale od 1993 roku żadnych wyborów – wygrywanych oczywiście z miażdżącą przewagą – nie można było określić jako wolnych i równych. Wraz z przejęciem władzy w 2003 roku przez syna Hejdara, Ilhama, Azerbejdżan coraz bardziej zaczyna przypominać współczesną monarchię.

Ilham Alijew. Fot. Senat RP/Wikimedia Commons

Referendum z 2009 roku – przeprowadzone w atmosferze zastraszenia – znosi limit dwóch kadencji, pozwalając Ilhamowi Alijewowi na dożywotnie sprawowanie władzy. Kolejne – w 2016 roku – daje mu możliwość powoływania i odwoływania wiceprezydenta, którego rola sprowadza się do bycia bezpiecznikiem w razie jego choroby lub śmierci. Jako pierwsza tego zaszczytu dostępuje nie kto inny, tylko żona młodszego Alijewa, Mehriban. Coraz częściej pojawiają się też pogłoski, że syn obecnego prezydenta, po dziadku noszący imię Hejdar, szykowany jest na następcę „tronu”.

W międzyczasie, jak twierdzi międzynarodowa organizacja antykorupcyjna Transparency International, Azerbejdżan „stał się podręcznikowym przykładem kleptokracji, sposobu rządzenia, którego celem jest wydobywanie zasobów od społeczeństwa w celu wzbogacenia się i reprodukcji władzy elit”. Bogactwo w gaz i ropę daje elitom politycznym łatwy sposób na zdobywanie majątków oraz budowanie siatek wpływu. Stolica kraju, Baku, staje się synonimem ostentacyjnego pokazu bogactwa z luksusowymi butikami, drogimi hotelami i zapierającymi dech w piersiach budynkami od najsłynniejszych architektów. Ale za pięknymi fasadami nowego Baku finansowanymi przez petrodolary kryje się brzydka prawda o życiu zwykłych obywatelek i obywateli.

Wszystkim tym, którzy są gotowi zaakceptować autorytarną i kleptokratyczną naturę Azerbejdżanu, uznając, że nasze twarde interesy gospodarcze i zapewnienie dostaw gazu są ważniejsze niż poszanowanie praw człowieka w jakimś odległym kraju, chciałabym przypomnieć, że dokładnie te same argumenty wykorzystywane były wobec kontaktów handlowych z Rosją. Dzięki zyskom ze sprzedaży ropy i gazu Azerbejdżan od lat systematycznie podnosił swoje wydatki na zbrojenia – ze 196 mln dolarów w 2000 roku do 1,854 bln w 2019 roku. Atak na będący przedmiotem sporu z Armenią Górski Karabach z 2020 roku udowadnia, że są to wydatki, z których Azerbejdżan zamierza korzystać. Naprawdę nie jest w naszym interesie dokładać do tego ręki.

Co się dzieje w Górskim Karabachu? [wyjaśniamy]

Krew na rękach

Azerbejdżan to niejedyny kraj, którego pozycja umocniła się w wyniku zachodnich poszukiwań alternatyw wobec rosyjskich surowców. W zeszłym miesiącu podpisane zostało trójstronne porozumienie między UE, Egiptem i Izraelem w sprawie zwiększenia dostaw gazu do Europy. Na brukselskiej liście wiarygodnych i godnych zaufania partnerów są zatem reżim, który więzi i zabija swoich wrogów politycznych, czy kraj, którego polityka przez wiele organizacji ochrony praw człowieka wprost jest nazywana zbrodnią apartheidu.

Moralne fikołki nie są jednak zarezerwowane tylko dla urzędników unijnych. Joe Biden, który jeszcze podczas swojej kampanii prezydenckiej obiecywał zrobić z Arabii Saudyjskiej „pariasa” w związku z zabójstwem Dżamala Chaszukdżiego, słowa oczywiście nie dotrzymał. Mając świadomość, że rosnące ceny mogą kosztować demokratów porażkę w tzw. midterm elections, Biden chciał zagwarantować zwiększenie wydobycia saudyjskiej ropy.

Żółwik z księciem koronnym bin Salmanem, który zgodnie z raportem amerykańskiego wywiadu prawdopodobnie zlecił zabójstwo dziennikarza? Przecież cel uświęca środki! Szkopuł w tym, że nawet to wytłumaczenie nie działa. Upokorzony Biden wyjechał z Arabii Saudyjskiej z pustymi rękoma, na co rynek zareagował kolejnymi podwyżkami cen ropy.

Czas otworzyć oczy na konsekwencje uzależnienia od paliw kopalnych. Dalsze szerokie wykorzystanie gazu i ropy sprawia, że nasze gospodarki są zależne od kaprysów autokratów. Niezależnie od tego, czy chodzi o reżim Putina, Alijewa czy saudyjskich monarchów, państwa autorytarne nie będą naszymi wiarygodnymi i godnymi zaufania partnerami. Pogłębianie współpracy w oparciu o dostawy gazu oraz ostateczne ujęcie tego źródła energii w unijnej taksonomii jest szkodliwe nie tylko ze względu na szkody klimatyczne. To autentyczne zagrożenie dla naszego bezpieczeństwa, co po rosyjskiej agresji powinno być oczywiste dla każdego.

Azerbejdżan, czyli korepetycje dla Putina [rozmowa]

Musimy też w końcu zrozumieć, że kupując gaz i ropę od reżimów autorytarnych, mamy krew na rękach. Tak długo, jak utrzymujemy dostawy tych surowców z Rosji, tak długo Europa uczestniczy w finansowaniu machiny śmierci, której działania kosztowały życie tysięcy Ukraińców i Ukrainek. Próbując uciec od tej odpowiedzialności, nie możemy jednak zapomnieć o losach Azerbejdżan, Palestynek czy Saudyjczyków, których represje również fundujemy.

**

Dorota Kolarska jest studentką programu IMESS na UCL School of Slavonic and East European Studies. Absolwentka Philosophy, Politics and Economics na Uniwersytecie Oksfordzkim. Stypendystka Transatlantic Future Leaders Forum w Kongresie Amerykańskim. Dla Komisji Europejskiej analizowała skuteczność Umów Stowarzyszeniowych Unii Europejskiej z Gruzją i Mołdawią. Zajmuje się tematyką demokratyzacji i metod przetrwania reżimów autorytarnych.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij