W moim domu nie ma problemu z alkoholem. Albowiem piję na mieście – śpiewał Marcin Świetlicki. Epidemia koronawirusa sprawiła, dnia na dzień przestaliśmy pić na mieście, alkohol rozgościł się w naszych domach.
– Cześć, co robisz? – dzwonię do znajomego muzyka.
– Siedzę tutaj z moim przyjacielem i pijemy whisky z colą – odpowiada.
Nie wnikam, jak to jest, że niby jest kwarantanna i kary za jej złamanie, więc jak to on jest u kolegi. Skoro mam pisać o piciu, to trafiłam.
– Wszyscy doją, kurwa, taka jest prawda – wzdycha znajomy. – Ale co robić. Wszystko to już mnie wykańcza, tylko robię zakupy i gotuję, zakupy i gotowanie. Jutro idę na siódmą trzydzieści do Auchan, żeby kupić trzy butelki Bushmillsa dla kolegi. Jest promocja, za litr 70 złotych. To dla siebie też kupię, jak już rano wstanę, bo co ja będę…
czytaj także
Podczas wyjść na zakupy dyskretnie zaglądam do koszyków innych klientów. Te wyładowane po brzegi browarem najbardziej rzucają się w oczy. Jeśli puszki są w cztero- lub sześciopakach to bardzo łatwo policzyć stan zapasów.
Dyskont. Kobieta w średnim wieku z 48 puszkami, czyli 24 litry piwa. Supermarket. Młody mężczyzna – dwanaście sześciopaków, to daje 72 sztuki, czyli 36 litrów. Kiedy indziej w koszykach brzęczą butelki, najczęściej czystej. Po cztery-pięć sztuk, czasem coś kolorowego do urozmaicenia.
czytaj także
To w realu, bo w sieci królują teraz skriny z zooma, na nich roześmiane twarze i kieliszek wina w rogu kadru. Online popijawy nie tylko zastąpiły wypady do barów na mieście. Wokół picia przez zoom wyrasta cała kwarantannowa subkultura. Piją ze sobą osoby, które w rzeczywistości pozawirtualnej nigdy by się nie spotkały na drinka i piją o wiele częściej niż piłyby, gdyby co rano budzik dzwonił o szóstej trzydzieści bez zmiłowania, przypominając, że za dwie i pół godziny trzeba być już w innym miejscu.
Sprawdziliśmy, jak w Europie Środkowo-Wschodniej traktuje się użytkowników narkotyków
czytaj także
Nagle zniknęły te wszystkie przeszkody, że trzeba wcześniej wrócić, wyspać się, bo do pracy trzeba być świeżym, trzeba dojechać na czas. Dni i noce zlewają się w jedno, kalendarzowa rachuba się rozmywa. Po raz pierwszy za mojej pamięci zmiana czasu nie była w ogóle tematem mediów ani sieci społecznościowych. Inny znajomy opowiedział mi, że po półtora tygodnia kwarantanny policzył puste puszki i butelki po piwie. Dobijał do osiemdziesięciu. Wypił wszystko sam.
Ile schodzi alkoholu? Nie wiadomo
– Czy ludzie więcej piją teraz, w czasie kwarantanny? – powtarza moje pytanie Paweł Założyński, terapeuta uzależnień i wykładowca akademicki z Olsztyna. – Mam ochotę odpowiedzieć, że co to w ogóle jest za pytanie, oczywiście, że więcej piją! Ale tak naprawdę, to nie wiem, bo nie mam takich danych. Na to pytanie pewnie za jakiś czas będą mogli odpowiedzieć sprzedawcy.
Wszystko, co musisz wiedzieć o substancjach psychoaktywnych, na wyciągnięcie kciuka
czytaj także
Moich obserwacji i intuicji specjalisty nie potwierdzają bieżące dane, które mówią raczej o spadku sprzedaży alkoholu niż jego skokowym wzroście. Według danych, które opublikowała Wyborcza, sprzedaż wina spadła o 20%, sprzedaż wódki o 15%. Etanol przeznaczany jest teraz do produkcji środków dezynfekujących, więc można się spodziewać też spadku produkcji napojów alkoholowych, innymi słowy – zabraknie wódki.
Zwolnienie, strajk czy wezwanie do wojska? Co czeka listonoszy podczas wyborów w maju?
czytaj także
Przedstawiciele branży piwowarskiej twierdzą, że sklepy mniej zamawiają. W tych danych jest jednak pełno niuansów. Za spadek sprzedaży alkoholu w dużej mierze odpowiada zamknięcie barów i restauracji. Sklepy, jak wskazuje autorka artykułu, mogą nie zamawiać alkoholu, bo mają zapasy sprzed podniesienia akcyzy. Poza tym, w pierwszym tygodniu polskiej kwarantanny ludzie oprócz zapasów makaronu robili tez zapasy piwa. Teraz sprzedaż i jednych i drugich towarów spadła, musimy najpierw przejeść i przepić to, co kupione. Z tych szczątkowych statystyk, zebranych przez różne podmioty w różnym czasie na razie trudno wysnuć wiążące wnioski.
czytaj także
Kluczowy może być właśnie element robienia zapasów, bo do tej pory ograniczała nas społeczna konwencja. Wyładowywanie sklepowego wózka po brzegi alkoholem nie było dobrze widziane. Zamiłowanie Polaków do małpek potwierdza, że w kwestiach picia cenimy sobie dyskrecję. Teraz, w czasie nadzwyczajnym, konwencja nie obowiązuje.
Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych planowała na ten rok badanie wzorców pica alkoholu. Teraz zapowiada, że doda do niego pytania o spożycie w czasie trwania kwarantanny. Badanie zostanie przeprowadzone nie wcześniej niż po jej zakończeniu, więc na jego wyniki przyjdzie nam jeszcze poczekać.
Paweł Założyński zwraca uwagę na kilka paradoksów, związanych z piciem w kwarantannie. Chociaż rząd odcina nas już nawet od samotnych spacerów po lesie, to alkohol, podobnie jak przed epidemią, jest wciąż łatwo dostępny. Niby wszystko jest zamknięte, ale alkohol możemy kupić kilka kroków od domu, bo jest prawie w każdym dyskoncie, a dyskont jest prawie na każdym osiedlu. Jeśli przypili nas w nocy, to stacje benzynowe są czynne 24 godziny na dobę, zresztą teraz niektóre Biedronki też pracują bez przerwy.
czytaj także
Problem alkoholowy mamy ciągle
– Na podstawie mojej praktyki terapeutycznej mam taki wniosek, że mamy w Polsce w ogóle problem z samodzielną organizacją czasu wolnego. Teraz mamy tego czasu więcej, chociaż w innych warunkach, bo jesteśmy zmuszeni do siedzenia w domu. Alkohol to najprostsza, najłatwiej dostępna rozrywka i równocześnie reduktor stresu. A wielu z nas się teraz boi, najpierw chłoniemy media, czytamy o chorobie, śmierci, jesteśmy utrzymywani w stanie ciągłego zagrożenia. Więc sięgamy po alkohol, żeby się odprężyć. Najpierw czujemy się ukojeni, potem lęk wraca, bo alkohol też go podwyższa. Koło się zamyka – mówi Założyński.
Sztuczna inteligencja wykryła epidemię koronawirusa szybciej niż człowiek
czytaj także
Polska Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych od kilku lat alarmuje, że alkohol w Polsce jest zbyt łatwo dostępny i zbyt tani. Po prześledzeniu statystyk PARPA za ostatnie dwie dekady widać, że poza nieznaczącymi wahnięciami, cały czas jesteśmy na fali wznoszącej. Spożycie czystego alkoholu na osobę rośnie z roku na rok. W 2018 roku na osobę przypadało w Polsce 9,55 litra czystego alkoholu, w 2017 – 9,45, a w ciągu minionych dwudziestu zaczęliśmy pić o jakieś dwa i pół litra czystego alkoholu więcej. Na osobę, czyli łączną ilość sprzedanego alkoholu dzielimy przez liczbę wszystkich mieszkańców Polski, także dzieci.
czytaj także
– My w Polsce mamy ciągle problem alkoholowy, którego nikt nawet nie chce zacząć rozwiązywać. Mamy niskie nakłady na terapię uzależnień, niskie nakłady na ośrodki odwykowe. O stanie lecznictwa psychiatrycznego chyba nie musze mówić, prawda? Trudno oprzeć się wrażeniu, że dla kolejnych rządów utrzymywanie tego stanu, w połączeniu z dostępnością alkoholu jest pożądane. Bo jeśli cały czas rośnie spożycie alkoholu, to znaczy, że profilaktyczna polityka państwa nie działa w ogóle – dodaje Założyński.
Wyprawy do sklepów po alko
Kolejny paradoks naszej izolacji, to święta, których ma nie być. Minister Zdrowia wzywa, by nie urządzać świątecznych posiadówek, które tradycyjnie odbywają się w gronie rodziny za suto zastawionym stołem i przy kieliszku. A reklamy w radio i telewizji, do tego okolicznościowe promocje w sklepach krzyczą: święta, święta, rodzinne święta, kupujcie, kupujcie jak najwięcej. Napięcie między rzeczywistością i oczekiwaniami rośnie. Jak tu nie wypić?
Koronakryzys: Brak planu to czekanie na cud, który się nie wydarzy
czytaj także
Profilaktyka antyalkoholowa nie jest w Polsce tematem szczególnie ożywionej debaty publicznej. W mediach raz na jakiś czas pojawia się materiał, kiedy PARPA publikuje dane statystyczne o spożyciu za kolejny rok. W 2018 roku narzędzie od władzy centralnej dostały samorządy, dzięki nowelizacji ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi. Na swoim terenie rady miast i gmin mogą wprowadzać nocną prohibicję. Zdecydowało się na to 7 procent gmin, ale już po roku obowiązywania część wycofała się z ograniczeń, bo wywoływały polityczne konflikty. Samorządowcy, którzy zmienili zdanie wskazywali, że zakaz wytworzył alkoholową szarą strefę, albo że mieszkańcy po prostu jadą po nocne zakupy do sąsiedniej gminy. To, że zarabiają sąsiedzi w oczywisty sposób irytowało handlarzy na miejscu.
czytaj także
Problemy alkoholowe Polaków raczej nie staną się kluczowym zagadnieniem teraz, kiedy żyjemy liczbą zachorowań, zgonów, stanem służby zdrowia i wyborami prezydenckimi. Ale już sam alkohol w tej przeplatance bieżących tematów bez przerwy się pojawia. Kto nie słyszał, albo i sam nie wypowiadał jowialnych żartów o wewnętrznym odkażaniu? W naszej ludowej wyobraźni alkohol to lek uniwersalny, zdolny wyleczyć wszystkie choroby, od przeziębienia po raka. Nawet dzieci i młodzież dostają w polskich domach małe dawki alkoholu, na przykład na problemy żołądkowe. Skoro roztwór alkoholu niszczy koronawirusa powierzchniowo, to czemu by nie zaryzykować terapii w użytku wewnętrznym? Eksperci i lekarze ostrzegają jednak, że właśnie teraz alkohol może nam bardzo zaszkodzić.
czytaj także
– Zauważ, że wszystkie nasze obecne wyrzeczenia wynikają z troski o zdrowie – mówi Paweł Założyński. – A mimo to, w przestrzeni publicznej, w tych wszystkich zaleceniach higienicznych brakuje prostego komunikatu: spożycie alkoholu obniża odporność!
Paradoksem jest także to, że premier z ministrem zdrowia na konferencjach prasowych wzywają do samodyscypliny, ale równocześnie rząd nie proponuje ograniczeń w dostępie do alkoholu, który, jak wiemy albo ze szkoły, albo z własnego doświadczenia, sprzyja zachowaniom ryzykownym. Większe obawy rządzących budzi ryzyko związane z jazdą na rowerze. Tymczasem to właśnie wyprawa do sklepu po alkohol bywa najsilniejszą motywacją do złamania kwarantanny.
czytaj także
Globalna pijąca wioska
Niezależnie od naszych lokalnych uwarunkowań kulturowych, politycznych i prawnych, picie w czasie epidemii jest globalnym trendem, nieoczekiwanie jednocząc nas w światową społeczność pijących w izolacji, choć wydawałoby się, że wirus zerwał więzy globalizacji.
czytaj także
W trzecim tygodniu marca w USA sprzedaż alkoholu wzrosła o 55% w porównaniu do tego samego okresu rok wcześniej. W Rosji w marcu sprzedaż wódki wzrosła o jedną trzecią rok do roku. Rosyjskie władze twierdzą, że Rosjanie wcale tej nadwyżki nie wypijają, tylko używają do dezynfekcji, bo na rynku brakuje antyseptyków. Niezależnie od tego, gdy tylko Putin ogłosił miesięczne wakacje dla wszystkich, osiem regionów Rosji zdecydowało się na ograniczenia w sprzedaży alkoholu, w obawie o nadmierne społeczne rozprężenie i wzrost agresji. W Iranie 44 osoby zmarły od zatrucia alkoholem, bo uwierzyły, że jego spożycie leczy infekcję koronawirusem. Władze francuskiego departamentu Aisne zakazały sprzedaży alkoholu w czasie trwania epidemii, by zmniejszyć poziom przemocy domowej, której alkohol i kwarantanna niewątpliwie sprzyjają. Kiedy Hiszpanie zrobili już zapasy żywności i papieru toaletowego, najczęściej kupowanym produktem stały się napoje alkoholowe.
czytaj także
Wprowadzenie czasowych ograniczeń popierają pracownicy przeciążonej służby zdrowia, bo alkohol to wypadki i przemoc, a teraz każdy dodatkowy pacjent może przesądzić o niewydolności systemu. W Augustowie o zakaz nocnej sprzedaży alkoholu wnioskuje komendant policji.
Paweł Założyński z Olsztyna, terapeuta uzależnień, czeka zaś, aż wypuszczą nas z domów. Wtedy on będzie mieć do czynienia ze skutkami przymusowej samoizolacji.