Kultura

Promorteusz? Raczej zwykły ogór

Justin Roiland, współtwórca serialu „Rick i Morty”, przez niektórych fanów serialu widziany jest jako kolejna ofiara cancel culture. Jego obrońcy twierdzą, że został ukarany pochopnie, jeszcze przed ogłoszeniem wyroku sądowego. Z reguły to dobre podejście, tylko czy w tym wypadku naprawdę potrzeba decyzji sądu, żeby Roiland stracił status męczennika, cierpiącego w imię wolności słowa?

Kiedy dorastałem, jednym z moich ulubionych seriali był Gruby Albert. Przygody grupy dzieciaków bawiących się na brudnym, przypominającym śmietnisko podwórku nie zestarzały się najlepiej, ale wtedy emanowały wyrozumiałością i ciepłem, jakich nie dostawałem od rówieśników. Kiedy nosiłem do szkoły koszulkę z Grubym Albertem, często kilka dni z rzędu, pomimo drapiącego kołnierzyka, robiłem to, bo po prostu lubiłem ten serial. Nie wiedziałem, jak istotne kulturowo było to, że czarne nastolatki wreszcie widziały siebie na ekranie, że ktoś mówił do nich ich językiem o ich problemach. A pojawiający się w nieanimowanych wstawkach twórca serialu, Bill Cosby, był dla mnie po prostu miłym gościem, który pokazywał, co jest w życiu ważne, a nie pionierem normalizującym obecność afroamerykańskiej rodziny w mediach.

Kolejna ofiara patriarchatu. Epitafium dla Mateusza Murańskiego

To, że publiczny obraz Cosby’ego kontrastował z tym, jakim potworem był on prywatnie, jest już powszechnie znane. Oskarżenia o gwałt, wysunięte przez blisko 60 kobiet, na zawsze wpłynęły na odbiór jego twórczości. Przy zachowaniu zdrowych proporcji – zarówno jeśli chodzi o edukacyjną i kulturową istotność Grubego Alberta, jak i czyny samego twórcy – z czymś podobnym mamy do czynienia w przypadku ostatnich wydarzeń wokół współautora serialu Rick i Morty.

Gdy okazuje się, że przy powstawaniu czegoś, co kochasz, cierpią inni, naturalną reakcją jest zdystansowanie się od tego – jeśli nie całkowite odrzucenie – przy powracającym co jakiś czas poczuciu wstydu, że nie było się wystarczająco uważnym. Dotyczy to markowych ubrań, oleju palmowego, awokado, jak i tekstów kultury, których autorzy nie zawsze są dobrymi ludźmi.

Daleki jestem od oceniania kogokolwiek, jest jednak dość jasna granica między okazjonalnym byciem dupkiem a regularnymi zachowaniami naruszającymi godność i fizyczność innych. Dlatego kiedy współtwórca Ricka i Morty’ego, Justin Roiland, usłyszał zarzuty dotyczące przemocy domowej i bezprawnego pozbawienia wolności wobec anonimowej kobiety, a w internecie pojawiły się prywatne wiadomości, jakie wysyłał nieletnim, odsunięcie go od dalszej pracy nad serialem nie było wielkim zaskoczeniem. Oczywiście oskarżenia to jeszcze nie prawomocny wyrok, jednak Roiland ma już sądowy zakaz zbliżania się do wspomnianej kobiety na odległość 100 jardów, a tych nie wydaje się bez powodu. Prywatne wiadomości wysyłane do nieletnich pokazują natomiast, że nie jest on nierozumianym śmieszkiem, który jedynie ma swoje „dziwactwa”.

Eliksir miłości

Od razu przyznaję, że sam kocham ten serial od lat. Postacie są wielowymiarowe, rozpiętość tematyczna ogromna, głębokie, filozoficzne problemy pokazane zrozumiale, sposób opowiadania historii ociera się o geniusz, a pojawiające się po drodze żarty idealnie balansują na granicy żenady i wysublimowania. Największym wyrazem mojej miłości do Ricka i Morty’ego nie jest poprzednie zdanie, tylko artykuł naukowy, jaki napisałem o wykorzystaniu narracyjnej niestabilności w jednym z odcinków.

W świetle tego uczucia wyobrażałem sobie, co muszą czuć inni fani, nawet ci, którzy obrzydzili całemu światu fenomenalny odcinek Ogór Rick, gdzie przemiana w pikla to metafora unikania odpowiedzialności. Jak targają nimi wewnętrzne wątpliwości i nie wiedzą, czy będą w stanie zapomnieć o tym, ile dla nich znaczy ten wbrew pozorom bardzo prorodzinny serial.

Choć fandom Ricka i Morty’ego zalicza się do najbardziej toksycznych, czego przykładem były internetowe ataki na scenarzystki serialu po trzecim sezonie, to być może ówczesna bura od współtwórcy, Dana Harmona, podziałała otrzeźwiająco i obecnie fani są bardziej otwarci i inkluzyjni? Zaglądam w sekcję komentarzy pod postami na fanpage’ach portali newsowych i czytam te najwyżej oceniane:

„Przemoc domowa jest cudownym zjawiskiem, z jednej strony chłop traci pracę i zwalniają go nawet z projektu, którego sam był założycielem – z drugiej nie mogę doczekać się kolejnego filmu Amber Heard”;

„Ahh ameryka – w jednym stanie prześpisz się z szesnastolatką i nic się nie stanie, w innym pójdziesz do puchy na 10 lat. Clown world”;

„Dlatego uważam, że nie powinno się łączyć życia prywatnego z artystycznym. Wnerwia mnie, jak kogoś zwalniają za drobne przestępstwa czy kontrowersyjne wypowiedzi niezwiązane z serialem. Ale oczywiście, trzeba nakręcać hejt na osoby z brudami i odsuwać kontrowersyjnych osobników od dzieł, bo PR… A że dzieło na tym ucierpi to już wyjebka”.

Wszystkie jesteśmy Amber Heard – chociaż żadna z nas tego nie chce

Zróbmy zatem krok wstecz. Justin Roiland jest nie tylko współtwórcą serialu czy dosłownie głosem Ricka, Morty’ego i wielu pobocznych postaci. To jego osobliwa parodia Powrotu do przyszłości, Doc and Mharti, stała się podstawą serii, która zyskała profesjonalny sznyt po tym, jak współpracę z Roilandem nawiązał Dan Harmon, zwolniony wówczas z pracy nad innym świetnym serialem, Community. Doc Smith stał się Rickiem Sanchezem, genialnym naukowcem, nihilistą i alkoholikiem, który pustkę w życiu wypełnia odkręcaniem sprowokowanych przez siebie chaotycznych wydarzeń, a Mharti McDonald przeistoczył się w Morty’ego Smitha, jego pierdołowatego wnuka, który kieruje się przede wszystkim sercem.

Na przestrzeni sześciu sezonów do grona pełnoprawnych postaci dołączyli córka Ricka, Beth, jej mąż Jerry i siostra Morty’ego, Summer. Z ich przygód można się nauczyć o relacjach międzyludzkich; o tym, jak ważne w nich są empatia, wyrozumiałość i wybaczenie. Nie ma tu taniego moralizatorstwa, wzniosłe idee są obalane i wyśmiewane, jednocześnie pod powierzchnią serial chwali zwyczajność, nawołując do akceptacji niedoskonałości, cudzej i własnej.

Totalny zjazd

Jak pokazuje najnowszy reportaż magazynu The Hollywood Reporter, rozwój bohaterów i konstruowanie opowieści miały być zasługą Harmona i zatrudnionych przez niego scenarzystów, Roiland natomiast zaczął tracić zainteresowanie serią już podczas prac nad drugim sezonem. Jak powiedział jeden z pracowników: „Dan wszystko rozplanowuje i do pisania historii podchodzi bardzo matematycznie, a goście, których zatrudnił Justin, proponowali rzeczy w stylu: »Słuchajcie, narysowałem gówno z oczami, zróbmy o tym odcinek«”.

Na pohybel wielonarodowym wampirom. Jakiej popkultury potrzebuje lewica?

Obok sprawy o przemoc domową niepokojące były także inne zachowania Roilanda. Kultura pracy w pokoju scenarzystów była seksistowska i nie zmieniła się nawet po tym, jak w ekipie pojawiły się pierwsze kobiety. Harmon i Roiland ponoć nie rozmawiali miesiącami, a scenarzyści mieli traktować dni, gdy ten drugi nie przychodził do biura, jako okazję, żeby wreszcie popracować. Kiedy zdecydował się pojawić, Roiland miał opowiadać pracownikom o tym, jak on i jego narzeczona lubili trójkąty, a nawet zaprosić do udziału w nich jedną z pracownic wysłanym w nocy, wulgarnym SMS-em.

W ujawnionych prywatnych wiadomościach Roiland namawia nieletnią do „kurwienia się przed kamerą”, kiedy skończy 18 lat; innej nieletniej pisze, że jest zbyt podniecającą jak na swój wiek „głupią dziwką” i powinna być starsza; z kolejną nieletnią chce się spotkać na żywo; a innej mówi – podkreślając w nawiasie, że to tylko śmieszki – żeby uciekła z domu i została czyjąś niewolnicą seksualną, przy okazji obrzucając ją homofobicznymi i seksistowskimi wyzwiskami. Muzyczka Allie Goertz opowiedziała, jak będąc nastolatką, traktowała Roilanda jak mentora, a kiedy wreszcie spotkała go na żywo, ten chciał ją upić i namawiał do całowania się z inną kobietą.

No i jest jeszcze to:

 

Przy okazji tych wiadomości fani dokopali się do odcinka współprowadzonego przez Roilanda podcastu The Grandma’s Virginity Podcast, w którym z żalem mówi, że 100 lat temu, jeśli 13-latka wyglądała na dorosłą, mogła brać ślub, a teraz tego zakazujemy.

Trudno powiedzieć, w jakim stopniu kontakty z nieletnimi inspirowały Roilanda i były immanentną częścią procesu twórczego, a w jakim rezultatem zachłyśnięcia się wyjątkową pozycją wśród nastolatek. Nie ma i nie powinno mieć to najmniejszego znaczenia. Perfekcjonista Harmon ma teraz przejąć pełną kreatywną kontrolę nad serialem, a inni aktorzy głosowi wcielać się w role do tej pory zarezerwowane dla Roilanda. Obok cytowanych przeze mnie wypowiedzi fanów w sekcjach komentarzy pojawiły się także obawy, że bez niego serial straci serce bądź duszę. Wiadomości Roilanda do nieletnich i oskarżenia wobec niego sugerują jednak, że to nie on za nie odpowiadał.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Łukasz Muniowski
Łukasz Muniowski
Amerykanista
Adiunkt w Instytucie Literatury i Nowych Mediów na Uniwersytecie Szczecińskim. Autor i tłumacz książek o sporcie.
Zamknij