Kultura

Jebnięty: Tak, prawda jest przy nas

Nasze działania to jednocześnie polityka i sztuka, nierozerwalnie ze sobą splecione. Tworzenie podziałów na sztukę czystą i sztukę będącą czynną polityką jest błędne - mówi Lonia Jebnięty z rosyjskiej grupy Wojna.

4 grudnia 2011 r. Leonid Nikołajew (zwany Lonią Jebniętym) z rosyjskiej grupy Wojna został aresztowany podczas antykremlowskiej demonstracji, wraz z ok. 30 innymi protestującymi na ulicach Petersburga oraz ponad 130 w całej Rosji. Rankiem 5 grudnia Lonia Jebnięty zdołał uciec z komisariatu policji, gdzie był przetrzymywany. Opis zdarzenia przeczytać można na stronie internetowej grupy Wojna.

Krótko przed aresztowaniem Leonida Nikołajewa Artur Żmijewski wyznaczył grupie Wojna (Oleg Worotnikow, Natalia Sokol, Leonid Nikołajew, Kasper Nienagliadny Sokol) – wraz z Joanną Warszą – funkcję współkuratorów 7. Berlin Biennale.

Prezentujemy rozmowę Artura Żmijewskiego z Lonią Jebniętym przeprowadzoną w Moskwie 29 marca 2011 r., która opublikowana została w „Krytyce Politycznej” nr 27/28. 

 

Artur Żmijewski: Opowiedz, jak dołączyłeś do grupy Wojna. 


Lonia Jebnięty:
Dla mnie wszystko zaczęło się w zeszły Nowy Rok, kiedy poznałem Olega i Kozę. Był 31 grudnia, a 31 każdego miesiąca odbywają się w Rosji akcje w obronie 31 artykułu Konstytucji, traktującego o swobodzie zgromadzeń i demonstracji. Ludzie demonstrują w wtedy obronie tego artykułu na Placu Tryumfalnym w Moskwie. Wielu z nich aresztuje milicja. Przyszedłem na demonstrację z choinką i z tą choinką zostałem aresztowany. Próbowali mi ją zabrać, ale krzyczałem, że nie puszczę. Wszedłem do autobusu dla aresztantów, trzasnąłem nią o podłogę i wrzasnąłem: „Szczęśliwego Nowego Roku!” Mieliśmy tam wszystko, co zatrzymani przynieśli na demonstrację: alkohol, mandarynki, no i choinkę. Trzy godziny później nas zwolniono, więc poszedłem świętować Nowy Rok. I wtedy poznałem Olega i Kozę. Opowiedzieli mi, co robią. A ja natychmiast powiedziałem: „Świetnie, teraz będę działał razem z wami”, a oni do razu się zgodzili. Przez trzy miesiące łączyłem działalność polityczną członka Wojny z pracą zarobkową. Pracowałem wtedy jako menedżer. W Rosji prawie wszystkie stanowiska biurowe określa się słowem „menedżer”.

Gdzie pracowałeś?

Sprzedawałem piece do wyposażania saun. A chwilę później była już akcja z wiaderkiem. Wojna wysłała list, że mają bardzo zabawny pomysł, który mi się spodoba. Zaczęliśmy trenować. Z niebieskim wiaderkiem na głowie biegałem po ulicy. [1] Miałem udawać uprzywilejowany samochód, który zderza się z innym uprzywilejowanym samochodem. Niebieski migacz to symbol uprzywilejowania. W Rosji samochody z kogutami jeżdżą, jak chcą. Akurat wydarzyło się kilka głośnych wypadków z udziałem uprzywilejowanych aut. Akcję wykonaliśmy koło Kremla. Miałem się nie tylko zderzyć, ale i wygrać tą potyczkę. Przebiegłem z niebieskim wiadrem na głowie po samochodzie ochroniarzy prezydenta i udało mi się uciec. W ten sposób Wojna wyraziła swój stosunek do przywilejów. To było w sobotę. Tydzień później, gdy w piątek wychodziłem z pracy, aresztowali mnie tajniacy w cywilnych ubraniach. Skuli mnie kajdankami i założyli worek na głowę, a potem wrzucili mnie na tylne siedzenie drogiego jeepa. To byli ochroniarze prezydenta. Znaleźli mnie i odstawili na milicję. Milicja mnie wypuściła, ale wręczono mi wezwanie do sądu na rozprawę. Wtedy postanowiliśmy się ukryć i wyjechaliśmy do Petersburga.

Czy to właśnie wtedy zostałeś prezydentem Wojny?

Olegowi, Kozie i innym działaczom z Wojny bardzo spodobało się to, co zrobiłem. Do mojej starej ksywki „Jebnięty” dodali słówko „Prezydent” i w ten sposób, wybrali mnie swoim prezydentem. Chodzi o to, że oni nie uznają prezydenta kraju. Mówią, że ten prezydent to gówno, a ich prezydentem jestem ja. Właśnie po tej akcji z niebieskimi kogutami rzuciłem pracę, i tak jak Oleg, Koza i Kacper cały swój czas poświęciłem działalności grupy, walce. Zacząłem też żyć bez pieniędzy.       

W ogóle nie masz pieniędzy?

Jedzenia nie kupujemy, za mieszkanie nie płacimy. Z zasady nie używamy pieniędzy. Choć czasem się zdarza. Raz musieliśmy zapłacić kaucję, żeby nas wypuszczono z aresztu. Ale nasza pierwsza reguła brzmi: nie używać pieniędzy. Widziałeś, że nie zapłaciłem za metro. To codzienna praktyka.

Oleg z Wojny mówi, że pieniądze to zło.

Tak, ale są też inne powody. Ludzie uważają, że polityka to brud, że każdy, kto zajmuje się polityką, robi to dla pieniędzy. A my przecież zajmujemy się polityką. Tylko, że nie sposób nas złapać na tym, że robimy to dla pieniędzy, bo ich nie mamy. Wszystko mamy za darmo. To bardzo ważne.

Powiedz, jak się żyje bez pieniędzy, gdzie się mieszka.

Mamy przyjaciół, którzy nam pomagają. Znajdują nam miejsce w swoich domach, czasem normalne miejsce do spania, czasem jakiś kącik, gdzie ledwo można się pomieścić. Bywa, że nie mamy noclegu, że śpimy na jakimś poddaszu. Czasem nocujemy u ludzi, którzy mają duże mieszkania. Ale bywa też, że warunki są naprawdę okropne. 

Jak długo mieszkasz u jednej osoby?

Tydzień, może dwa. Potem ci ludzie mówią, że mają już dość i wtedy szukam czegoś nowego. Jeśli szuka nas milicja, o naszym lokum nikt nie może wiedzieć. Czasem trzeba mieszkać za miastem, na działkach, w opuszczonych domach. Kiedy przez dwa zimowe miesiące szukała nas milicja, żyło się nam bardzo ciężko. Tak czy inaczej nie płaciliśmy wtedy za nic. Później, latem, pojechałem do Petersburga i znów był 31-szy dzień miesiąca. W Petersburgu ludzie demonstrują wtedy w obronie konstytucji na Placu Gościnnym. Demonstracja była o szóstej, a o ósmej mówiliśmy na falach anarcho-radia. Wtedy poznaliśmy petersburskich działaczy politycznych: Ruch Sprzeciwu Imienia Piotra Aleksiejewa, Antifa, Inna Rosja. Bardzo nam się spodobali. Zrozumieliśmy, że w Petersburgu można zdziałać razem z nimi coś ciekawego.

Wtedy właśnie postanowiliśmy namalować wielkiego chuja na moście zwodzonym w Petersburgu. Ten most, który się nazywa Litiejny jest dokładnie naprzeciw budynku FSB, czyli dawnej KGB. Akcję, która była wyjątkowo trudna, przygotowaliśmy w bardzo krótkim czasie. Trening zaczęliśmy 31-go maja, a 14-go czerwca chuj już sterczał. Trenowaliśmy z kanistrami z wodą na wielkim parkingu obok hipermarketu. Każdy miał za zadanie namalować, wylewając w biegu farbę z kanistra, fragment obrazu. Te fragmenty miały się złożyć w ogromnego chuja. Teren opisywały markery, sytuacja przestrzenna była taka, jak na moście. Tu filary, tu latarnie, tu krawężniki jezdni. Wszystkie potrzebne współrzędne. Ćwiczyliśmy tak długo, aż każdy z nas mógł z zamkniętymi oczami przebiec swoją drogę rozlewając przy tym farbę. Most jest codziennie poodnoszony. I wtedy jest ten krótki czas między zamknięciem ruchu na moście, a jego podniesieniem, kiedy mogliśmy działać. Farbę zmieszaliśmy z wodą, żeby się szybciej wylewała. Rysunek był gotowy w dwadzieścia sekund. W dniu akcji na moście było sporo strażników i nie udało mi się uciec. [2] Aresztowano mnie na trzydzieści sześć godzin. Jak tylko mnie wypuszczono, ogłosiliśmy, że to nasza akcja.

Kiedy zaczęła was śledzić milicja?

Ona zawsze śledzi, pytanie na ile starannie. W centrach walki z ekstremizmem zakłada się ludziom teczki. Jeśli jesteś związany z protestami politycznymi, to zbierają twoje dane i mają cię pod kontrolą. Mogą dzwonić do twoich rodziców, do pracy, na uczelnię. Jeśli jesteś liderem organizacji politycznej, albo jej aktywnym uczestnikiem, to mogą ciebie śledzić, podsłuchiwać rozmowy, czytać twoją pocztę. Teraz naprawdę się na nas uwzięli. Więc cały czas się ukrywamy. Jeśli jednak organizujemy konferencję prasową, to milicja wie, że na nią przyjdziemy, i wtedy znowu zaczynają nas śledzić. Staramy się chronić też tych, którzy nam pomagają.

Były przypadki, że stało się coś tym, którzy wam pomagali?

Jedną osobę tak nastraszono, że uciekła z kraju. Być może rozmawiali też z innymi, ale tego nie wiemy. Milicja stara się tak zastraszyć ludzi, żeby się od nas odwrócili. Teraz, kiedy media poświęcają nam dużo uwagi, milicja musi działać starannie. Podejrzewamy, że zwolniono nas z aresztu, żeby nas śledzić i zbierać dowody.

Czy mówisz o aresztowaniu po akcji z wywróceniem na dach samochodu milicyjnego? Chyba od tego momentu zaczęły się wasze poważne kłopoty, z groźbą więzienia włącznie?

W Rosji mamy duży problem z milicją. Milicja powinna ludzi chronić, bronić słabych. Ale jest dokładnie odwrotnie. Milicja ludzi gnębi, wyłudza pieniądze, okrada, zastrasza. Aresztuje na podstawie sfałszowanych dowodów. U nas ludzi wsadza się do więzień dla polepszenia milicyjnych statystyk wykrywalności przestępstw. Dlatego zeznania wymusza się torturami, biciem, prądem. Wielu niewinnych ludzi siedzi w więzieniach. Mamy restrykcyjne prawo, karzące niewspółmiernie surowo do wagi czynu. Za pomocą milicji państwo dławi też protesty polityczne. Chodzi o to, żeby ludzie cały czas się bali. Nasze społeczeństwo jest kastowe. Milicjant ma większe prawa niż zwykły obywatel. Akcja z samochodem milicyjnym miała pokazać, że nawet niewielka grupa ludzi może stawiać opór. Żeby bronić słabych, niepotrzebna jest milicja, czasem trzeba jej nawet przywalić.

Jakie były następstwa akcji wywracania samochodu? Wzmogły się represje wobec Wojny?

Zarzucono nam działanie motywowane nienawiścią do pracowników milicji. A za to odpowiada się karnie. Po tej akcji spodziewaliśmy się, że będą nas szukać i wyjechaliśmy do Moskwy. Jednak nie  ukrywaliśmy się jak zwykle, tylko dalej prowadziliśmy aktywną działalność. I dlatego wywęszyli, gdzie jesteśmy. Aresztowali nas i wywieźli do Petersburga. Skuli nam ręce na plecach i położyli na podłodze autobusu z workami na głowach. Trzymali nas tak siedemnaście godzin, od ósmej rano 15 listopada do pierwszej w nocy 16.

Czy to znaczy, że zostaliście ukarani nie za straty materialne, ale za krytykę władzy?

Formalnie chodzi o zachowanie chuligańskie motywowane nienawiścią do grupy społecznej, czyli do milicjantów. To bardzo ciekawe sformułowanie, bo milicja nazywa siebie grupą społeczną. Milicja nie może być grupą społeczną. Milicja egzekwuje reguły współżycia społecznego opisane prawem. Ale jeśli jest grupą społeczną, to ma swoje grupowe interesy, odmienne od interesów innych grup. I broni tych interesów, zamiast działać w interesie społeczeństwa. Nazywając siebie grupą społeczną, milicja pluje na przepisy prawa i przyznaje, że ma własne niepisane prawa. Milicja w Rosji jest faktycznie kastą nietykalnych.

Opowiedz o akcji w Muzeum Historii Naturalnej.

To była akcja w przeddzień wyborów prezydenckich, 28-go lutego 2008 r. Wtedy jeszcze nie było mnie w Wojnie. Ta akcja symbolizowała położenie ludzi w naszym kraju, czyli prosty fakt, że są jebani. Że władza ich poniża i wysługuje się nimi. A prezydent w istocie rzeczy nie został wybrany, ale wyznaczony na prezydenta. Widać, że to polityczny figurant, kukła. W haśle akcji „Jeb się zamiast niedźwiedzia”, zawiera się konstatacja Wojny, że prezydent Miedwiediew jest bezsilny. Że wszystko musimy robić za niego my, stanowczy i silni ludzie. Że to my musimy się jebać z rzeczywistością.

Co sądzisz o rosyjskiej władzy?

Nienawidzę jej. Mam nadzieję, że Rosjanie się przebudzą i przegnają tą władzę. Wystarczy się nie bać.

Oleg deklaruje, że wasza działalność to wynajdowanie nowego języka politycznego. Dlaczego nazywacie siebie grupą artystyczną, a nie polityczną?

Źródłem złej władzy jest pasywne społeczeństwo, nie potrafiące definiować własnych problemów, nie umiejące ich zobaczyć. W dodatku państwo jest cenzorem, który blokuje powstanie niezależnych masowych mediów. A deklaracja polityczna w formie artystycznego gestu, błyskawicznie rozwiązuje wszystkie te problemy. Kiedy mówi polityk, nikt go nie słucha. A to, co mówimy my, artyści, natychmiast daje ludziom po głowie. Ludzie cenią nasze akcje, nasze działanie ich emocjonuje. I tak przeciągamy ich na naszą stronę. Działamy na tyle brutalnie i ostro, że media nie mogą nas ignorować. Próbują więc fałszować informacje i wymazywać z nich politykę. Ale to daremne, bo polityka wraca. Jeśli media zwracają się bezpośrednio do nas, zawsze oświadczamy, że nasze działania jest polityczne i że nie chodzi nam o skandal. Naszą rozpoznawalność w mediach wykorzystujemy, by pomagać działaczom politycznym, którzy mają problemy z państwem, a sami nie są znani. Niedawno miała miejsce w Smoleńsku rozprawa żony jednego z przywódców opozycyjnej partii Inna Rosja. To jedna z najsilniejszych rosyjskich partii opozycyjnych, a także ludzie, którzy używali języka happeningu w akcjach stricte politycznych. Przeprowadzili kiedyś symboliczne zajęcie budynków rządowych. Wybijali szyby, wdzierali się do środka i wywieszali swoje flagi. Zostali za to ukarani tak surowo, jakby faktycznie okupowali te budynki. Żonie jednego z przywódców, Taisiji Osipowej, podrzucono narkotyki i teraz grozi jej dziesięć lat obozu. Wszystko po to, żeby zastraszyć jej męża. Nie udało się go zmiękczyć, więc atakują jego rodzinę. To nieprawdopodobna podłość. Sprawę prowadzi policja polityczna, a nie wydział do walki z narkotykami. Świadkami w procesie są członkowie pro-kremlowskich młodzieżówek: Nasi i Młoda Gwardia. Te organizacje zostały powołane do walki z opozycją.

Nie boicie się państwowych represji, nie boicie się więzienia?

Obecnie grozi nam kilka lat więzienia za „atak na milicjantów, jako grupę społeczną”. Jednocześnie dostaliśmy najważniejszą nagrodę państwową dla rosyjskich artystów. Ale my wiemy, że w państwie policyjnym, takim jak nasze, prawdziwą nagrodą są represje. W ten sposób państwo uznaje, że jest w nas siła i moc polityczna, i że naprawdę znamy się na swojej robocie. Jeśli jednak się nie wybronimy, możemy pójść siedzieć. Sądzą nas z paragrafu, mówiącego o siedmiu latach więzienia za nasz czyn. Oczywiście, wiemy gdzie żyjemy i odnosimy się do tego ze spokojem. Byliśmy już w więzieniu, to nic strasznego. Te trzy miesiące odsiadki, to były ciekawe spotkania z ludźmi.

Jeśli zostaniesz skazany, będziesz uważał się za więźnia politycznego?

Oczywiście.

W więzieniu każdego można złamać. Nie boisz się?

Zobaczymy. To też jest ciekawe dowiedzieć się, czy jest się dość silnym. W areszcie MSW dzieliłem celę z człowiekiem, który siedział od dwunastu lat. Ten człowiek był zabójcą, trochę takim, jak w kinie: dobrze wychowany, wykształcony, inteligentny. Swoje ofiary zabijał pistoletem. On patrzył na więzienie, na życie z filozoficznym dystansem. Mówił, że w potrzebna jest nam wewnętrzna siła. Trzeba umieć się nie cofać. W czasie akcji nie mogą się nam trząść ręce, musimy być pewni i szybko myśleć. „Wy macie taką siłę” mówił. „A w więzieniu staniecie się jeszcze silniejsi”. Czym dzisiaj można nas przestraszyć. Ponownym więzieniem? Biciem? Nie zatrzymają nas. Z więzień wyjdziemy silniejsi i jeszcze bardziej wściekli.

Oleg mówił, że się nie boi, bo milicja i władza należą do przeszłości, a wy jesteście przyszłością.

Tak. Nasze zwycięstwo jest nieuniknione. Siła jest w prawdzie.

I macie tę prawdę?

Tak. Mamy tę prawdę.

A więc jak wygląda przyszłość, o którą zabiegacie?

Najważniejsze, żeby każdy zwykły człowiek poczuł się odpowiedzialny za to, co dzieje się wokół niego. Zmiana obecnej władzy nie zmieni niczego, jeśli ludzie wciąż będą widzieć nie dalej, niż czubek własnego nosa. Jeśli będą tylko, jak się powiada: rżeć, żreć i srać. Nasze społeczeństwo jest dzisiaj rozdrobnione. Więc ludzie muszą zacząć rozglądać się dookoła i zrozumieć, że problemy trzeba rozwiązywać kolektywnie. Wtedy wszystko się zmieni. Mamy kryzys państwa, jako organizacyjnej bazy dla wspólnoty. Mamy kryzys kapitalizmu jako systemu, na którym opiera się wymiana ekonomiczna. A jednocześnie ludzie pomalutku dochodzą do tego, że można to wszystko zorganizować inaczej, zgodzić się na inne zasady i inne idee. Ludzie z całego świata porozumiewają się ponad granicami, przez internet. Tam wymieniają się informacjami i wiedzą. To może się stać podstawą jakiejś przyszłości. Za pomocą sieci ludzie mogą działać ponad granicami państw, ponad nakazami religii. Mogą zmieniać świat.

Czy w Rosji może dojść do takiego wolnościowego wrzenia, jak w krajach arabskich? Czy może tu dojść do rewolucji? Czy to właśnie wy ją przygotowujecie?

Tak. Wpływamy bezpośrednio na ludzi, szturchamy ich, zwracamy ich uwagę na problemy, które zazwyczaj ignorują. Pracujemy z powietrzem, tak bym to nazwał. Bawimy się z atmosferą, odczuciami, zmieniamy klimat polityczny. Wpływamy na to, żeby zmiany stały się możliwe.

Bierzecie pod uwagę możliwość, że wasza walka okaże się chybiona? Albo, że wasz ruch się zradykalizuje? Może zanadto igracie z ogniem. 

Nie rzucamy granatów, ponieważ ich nie mamy. Powiem tak: opozycja, jeśli chodzi o ostrość działań, jest zawsze o krok za władzą. Dziś wszystkie legalne sposoby działania zostały zdławione, wszystkich protestujących bije się po głowie, opozycja nie ma wolnego dostępu do mediów. W takiej sytuacji opozycja stoi na krawędzi użycia przemocy, ale tej granicy nie przekracza. Natomiast przekracza ją państwo. Tym, którzy próbują zarejestrować partię, czy stanowią miękką opozycję, przeszkadza się nadmiarem biurokracji, manipulacjami prawem, a często bezprawiem. Jak ktoś ostrzej krytykuje państwo, stosuje się wobec niego otwartą siłę.

Bez żadnego krygowania się używacie języków, które są wprost polityczne. Formułujecie swoje poglądy i żądania wprost. To niespotykane wśród artystów.

Działamy wprost, bo to kwestia emocji. Nasze działania to jednocześnie polityka i sztuka, nierozerwalnie ze sobą splecione. Tworzenie podziałów na sztukę czystą i sztukę będącą czynną polityką jest błędne. Nasza sztuka bez wątpienia jest nieustanną polityczną deklaracją. Moje działania sięgają korzeniami protestów obywatelskich. Dla aktywisty, polityka i społeczeństwo są najważniejsze. Jednak sztuka jako forma działania, zawojowała moje myślenie w momencie przystąpienia do Wojny. Niektórzy próbują nas chronić, twierdząc, że jesteśmy artystami i dlatego nie należy nas szykanować. To nieprawidłowe podejście. Jesteśmy niewinni nie dlatego, że jesteśmy artystami, a wobec artystów nie wolno stosować represji, ale dlatego, że postępujemy słusznie. Zajmujemy polityczne i społeczne stanowisko i jesteśmy za to odpowiedzialni. Nie chcemy taryfy ulgowej dlatego, że jesteśmy artystami. Wypowiadamy się ostro. Jak tylko wyszliśmy z więzienia, od razu ogłosiliśmy, że wciąż jesteśmy aktywni. Więc oczekujcie od nas rzeczy nieoczekiwanych. Nigdzie nie uciekamy, będziemy działać i będzie to sztuka.

*Lonia Jebnięty [Леня Ёбнутый], prezydent grupy Wojna. „Napisz <Lonia Jebnięty>, bo to jego pseudonim bojowy, jako aktywisty Wojny. On się nazywa Nikołajew. […] Na wojnie on jest Lonią Jebniętym (po angielsku piszemy <Leo the Fucknut>)”; fragment korespondencji mejlowej z Olegiem z Wojny. 

Przypisy: 

[1] Kryptonim akcji: „Lonia Jebnięty naszym prezydentem”.

[2] „Lonia jest zbyt skromny. Mógł uciec z miejsca akcji, ale jedna z naszych aktywistek – malutka, krucha dziewczyna – nie dała rady uciec ochroniarzom. Ochroniarze ją złapali i rzucili na jezdnię. Ale Lonia chciał ją uratować. I uratował, ale sam dał się złapać. Sześciu ochroniarzy, sześć mend chwyciło go i zaczęło bić. Tak to wyglądało”; fragment korespondencji mejlowej z Olegiem z Wojny.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij