Rozmowa z Lechem Kowalskim, reżyserem filmu dokumentalnego o protestach na Zamojszczyźnie.
Jakub Majmurek: Nakręcił pan film Drill Baby, Drill o protestach rolników przeciw eksploracji gazu łupkowego. Jest pan amerykańskim filmowcem polskiego pochodzenia. Jak pan w ogóle trafił na ten temat?
Lech Kowalski: Przyjechałem do Polski robić film o drobnych rolnikach, o tym, jakie mają tu problemy, jak radzą sobie z naciskiem wielkich firm żywnościowych, takich jak Smithfield – największa korporacja mięsna na świecie, niedawno kupiona przez Chińczyków. Prawie rok siedziałem w Rogowie na Zamojszczyźnie. Zauważyłem, że przyjeżdżają tam jakieś maszyny, dzieje się coś dziwnego. Okazało się, że są to badania sejsmiczne szukające gazu łupkowego. Miejscowi rolnicy dowiedzieli się o tym w tym samym czasie co ja. Na tym kończył się mój pierwszy film. Telewizja Arte dowiedziała się, że jestem w Polsce, i zamówiła u mnie film o gazie łupkowym. Tak powstał Drill Baby, Drill, kręcony w Żurawlowie i okolicach – na tym polu, gdzie dziś trwają protesty i gdzie właśnie stoję.
Czy w Stanach eksploracja gazu łupkowego wywołuje podobny sprzeciw?
Tam trwa to dłużej. Ludzie zaczynają pomału zdawać sobie sprawę, o co tu chodzi. Że jak się na jakimś terenie zrobi dziesięć tysięcy odwiertów, to ma to swoje skutki. Że woda jest zatruta, chorują zwierzęta. Ale w większości miejsc w Stanach jest już za późno na protesty, szkody już się dokonały. Dlatego mogę powiedzieć Polakom: protestujcie, zanim będzie za późno. Amerykanie walczą dziś głównie o odszkodowania. Ludzie w Polsce patrzą na to inaczej, oni są bardzo blisko związani z ziemią, rolnicy gospodarują tu od pokoleń. Ich walka to jest prawdziwa wojna. Ale i w Polsce, i w Ameryce ludzie mają dość bezczelności wielkich korporacji, które wchodzą w nasze życie, z niczym się licząc.
Temat dewastacji środowiska przez eksplorację łupków pojawia się w Stanach w mediach?
Śladowo. Z ważniejszych gazet napisał o tym tylko „New York Times”. W telewizji ten temat w ogóle się nie pojawił.
Skąd bierze się to milczenie?
Chevron to potęga. Pracuje dla nich 64 tysięcy osób. Potrafi wywierać wpływ na media, budować swój wizerunek. Podam panu przykład: dwa lata temu było tu spotkanie Chevrona z rolnikami. Przyszedł szef Chevrona na Polskę, zaczął tłumaczyć im stanowisko firmy – i to rozumiem, jest to jasny układ, miał do tego prawo. Ale była też pani z urzędu wojewódzkiego i ona zachowywała się dość dziwnie, we wszystkim brała stronę Chevrona, przekonywała rolników, by zaufali firmie. Tłumaczyła, że wszyscy się w Polsce uczymy, jak tu budować dobre praktyki i inne takie. I po pół roku sama zaczęła pracować dla Chevrona! Odezwałem się wtedy do mojego francuskiego przyjaciela, José Bovego, ekologa, działacza alterglobalistycznego i chłopskiego. On wtedy pomógł rolnikom z Rogowa, sam nagłaśniał sprawę. Rok temu udało się tu zatrzymać prace. Teraz znów ruszyły.
I pan znów kręci?
Tak, powstanie z tego trzeci film. Kręcę go z dwoma asystentami, którzy tu przyjechali ze Stanów za swoje pieniądze. Nie wiedzą, czy im się to w ogóle zwróci. Jestem filmowcem, na co dzień mieszkam w Paryżu i Nowym Jorku, ale teraz muszę być tu, z tymi ludźmi. I muszę wziąć ich stronę, także w swoim dokumencie. Całe życie kręciłem filmy o undergroundzie, głównie punkach, sam się wywodzę z tej subkultury. Dziś underground to jest rolnik, farmer spod Zamościa. To on nie ma głosu. Drill Baby, Drill pokazywałem na Krakowskim Festiwalu Filmowym. Prawie nikt o nim w polskiej prasie nie pisał. Od dziesięciu dni trwają tu protesty, a pan jest pierwszym dziennikarzem z Warszawy, który dzwoni.