Dlaczego milczą? Znają cenę, jaką im przyjdzie zapłacić, jeśli ujawnią krzywdę. Wiedzą, że system nie stoi po ich stronie, że procesy sądowe są długie i kosztowne. Że spotka je przemoc, stracą źródło utrzymania i wsparcia. Więc rezygnują. Joanna Jędrusik recenzuje książkę „Molestowane. Historie bezbronnych” Katarzyny Borowskiej i Anny Matusiak-Rześniowieckiej.
Świeci słońce, jest piękne lato, wakacje, niebieskie niebo. Przeczytajcie tę książkę, a przestaniecie słyszeć śpiew ptaków, nie będziecie cieszyć się słońcem i jedzenie nie będzie wam smakować. Ale i tak przeczytajcie. Nie da się obojętnie odbierać tych historii. Nie sposób nie odczuć ogromnej frustracji, po prostu wkurwienia na świat, w którym dzieją się takie rzeczy. Ale zróbmy to, o co proszą nas autorki − dotrwajmy do końca lektury. Z tyłu książki wytłuszczono apel: „Otwórzmy oczy i uratujmy razem dzieci”.
Molestowane. Historie bezbronnych to książka Katarzyny Borowskiej i Anny Matusiak-Rześniowieckiej, które wysłuchały i spisały traumatyczne opowieści czternastu kobiet. Wiele z nich zadeklarowało, że dzielą się swymi historiami, by uchronić przed złym dotykiem inne dzieci. Świetnie je rozumiem, w końcu mieszkamy w kraju, w którym patriarchat chroni sprawców przemocy seksualnej, a skoro tak, trzeba zapobiegać, uczyć samoobrony.
Prof. Fuszara: Rząd mówi ofiarom „nic nas nie obchodzicie”, a sprawcom – „róbcie, co chcecie”
czytaj także
Wiedza jest podobno orężem, w tym kontekście ma być tarczą. Dowiedzmy się więc, co dzieje się w głowach ofiar i jak wyglądają ich historie. Po każdej z nich przeczytamy komentarz psychologa, który rzeczowo objaśnia, z jakimi sytuacjami spotkała się dana kobieta, jakie typy przemocy wobec niej stosowano, jaki rodzaj spustoszenia w psychice poczyniła. Dowiemy się o PTSD, traumach seksualnych, dynamice w przemocowych rodzinach i mechanizmach obronnych, które stosują ofiary, by radzić sobie z niewyobrażalnym cierpieniem.
Czy umiem poznać, że dzieje się coś złego?
Książka jest szczególnie cenna dla osób, które w dzieciństwie lub kiedykolwiek później doświadczyły gwałtów i molestowania. Przypomnijmy, ofiarami tego ostatniego padło prawie 90 proc. polskich kobiet. 22 proc doświadczyło gwałtu, a 37 proc. kobiet zmuszono do tak zwanej innej czynności seksualnej, czyli pocałunków, obmacywania, dotykania miejsc intymnych. Cholernie dużo, prawda?
czytaj także
Prawie każda z nich doświadczyła różnego rodzaju konsekwencji, problemów i lęków, czuła bezradność, strach, miała poczucie winy. Ogromna część nie tylko nie powiedziała nikomu o swoich przeżyciach, ale również nie poddała się terapii. Tu mogą przynajmniej zapoznać się z opinią profesjonalisty, dopasować ją do swoich doświadczeń.
Jednak nie tylko kobiety będące ofiarami powinny czytać takie książki. Każdy powinien sobie zadać pytanie − czy znam mechanizmy opisane w Molestowanych? Czy umiałbym albo umiałabym poznać, że z bliską mi osobą lub dzieckiem dzieje się coś złego? Jak pomóc, jak reagować?
Wiadomo, że dzieci-ofiary szalenie rzadko mówią komuś o złym dotyku. Część nie ma świadomości, nie umie nawet nazwać tego, czego doświadcza, inne po prostu boją się o tym powiedzieć. Te, które się odważą, najczęściej są wykpiwane, nie wierzy im się i je ignoruje.
Książkę czyta się w jeden wieczór. I tyle właśnie trzeba, żebyśmy sobie uświadomiły i uświadomili, że również na nas spoczywa odpowiedzialność za losy ofiar. Jesteśmy przecież tłem tych historii − możemy znać takie dzieci. Nasze koleżanki mogły przez to przechodzić w dzieciństwie. To mogą być nasze partnerki, dzieci z naszych rodzin, rówieśnicy naszych pociech.
Po lekturze tej książki będziemy obserwować bardziej wnikliwie, zadawać sobie pytania i − last but not least − uczulimy nasze dzieci na to, że nikt nie ma prawa ich dotykać bez ich zgody. Że dorośli i starsze dzieci nie mają prawa dotykać ich miejsc intymnych, zmuszać ich do rzeczy, których sobie nie życzą. I że zawsze jesteśmy gotowe i gotowi ich wysłuchać i dać pewność, że zostaną potraktowane poważne.
Poza rodzicami Molestowane powinni przeczytać nauczyciele i nauczycielki, przedszkolanki, psychologowie i psycholożki, wszyscy, którzy na co dzień stykają się z dziećmi i młodzieżą w pracy wychowawczej. Również na nich spoczywa odpowiedzialność za los dzieci.
„Wymyśliłaś sobie”
Co w czasie lektury Molestowanych szokuje? Przede wszystkim postawa matek i babć bohaterek wywiadów, które są jednocześnie ofiarami i oprawcami. W prawie każdej historii pojawia się sytuacja, kiedy dziecko albo mówi wprost, albo przynajmniej sugeruje, co robi im tata, ojczym, dziadek, brat czy wujek.
PiS mówi do mężczyzn: zachowajcie władzę w rodzinie, nie będziemy wam przeszkadzać
czytaj także
I w większości przypadków nie mamy wątpliwości, że nawet jeśli dziecko niczego wprost nie powiedziało, to matki i babki domyślają się, co się dzieje, często w tym samym pomieszczeniu lub pokoju obok. Często wiedzą, że ofiarami tego samego pedofila było więcej dziewczynek w ich rodzinie.
A mimo wszystko milczą. Reagują niedowierzaniem, podważają osąd dziecka. „Wymyśliłaś sobie”, „wydawało ci się”, „nie gadaj bzdur”.
Psychologowie w komentarzach tłumaczą, że ich pierwszym mechanizmem obronnym jest zaprzeczenie. Nawet jeśli wierzą, w pierwszym odruchu chcą ten problem od siebie odsunąć, zamieść pod dywan. Niektóre z nich w dzieciństwie również doświadczyły przemocy seksualnej. Często to kobiety terroryzowane przez mężów, całkowicie od nich zależne, bite i upokarzane. Nie mają odwagi ryzykować awantury czy rozpadu związku, są współuzależnione od przemocy, alkoholu, żyją w ciągłym strachu.
czytaj także
Wiedzą, że jeśli wystąpiłyby przeciwko mężowi, wystąpiłyby również przeciwko wspólnocie, rodzinie − swojej i męża, przeciwko mężczyźnie, od którego są zależne, przeciwko podstawie patriarchalnego porządku, w którym kobiety i dziewczynki są własnością mężczyzn.
Zdają też sobie sprawę z ryzyka, z ceny, jaką przyjdzie im zapłacić za ujawnienie prawdy. Że jeśli zgłoszą molestowanie, będą wyklinane przez bliskich, zniszczą rodzinę, ze strony męża i jego bliskich spotka je przemoc, stracą źródło utrzymania i wsparcia, pozbawią dzieci ojca, będą traktowane jak trędowate przez sąsiadów i znajomych. Że po prostu sobie nie poradzą. Rzadko która matka jest w stanie podjąć to ryzyko. Babki nie chcą przyjąć do wiadomości, że ich synowie mogą robić wnuczkom takie rzeczy.
A jedne i drugie są świadome, że system nie stoi po ich stronie, że prawo jest często bezradne, że procesy sądowe są drogie, bolesne, trwają latami i często powiększają traumę.
Andrzej Duda ułaskawił pedofila. PiS na to: A Trzaskowski bronił Polańskiego!
czytaj także
Rezygnują. Najważniejsze osoby w życiu dziecka, od których instynktownie oczekuje ono opieki i troski, poświęcają swoje dzieci. Dla świętego spokoju, ale też z przekonania o swojej bezradności. Dziecko traci grunt pod nogami − nie tylko nie spotyka się ze zrozumieniem i troską, ale traci jakiekolwiek poczucie bezpieczeństwa. Wstrząsająca jest lektura wyznań bohaterek książki, które całe życie żyły w lęku i wciąż − już jako dorosłe kobiety − muszą z nim walczyć.
Nikt nie widział
Druga, dość szokująca dla mnie obserwacja to kompletna znieczulica otoczenia. Jeden jedyny raz na czternaście historii pojawia się szkolna psycholożka, która drąży temat i podejmuje interwencję. Pozostałymi dziewczynkami prawie nikt się nie przejął.
Zalęknione, wychudzone, okaleczające się, zaniedbane, pobite, posiniaczone nie zwracały niczyjej uwagi. Lekarze, rodziny, nauczyciele, sąsiedzi, rodzice rówieśników − nikt nie widzi, nikt nie chce zobaczyć. A przecież to nie tak, że krzywdzone dzieci nie wysyłają sygnałów, że są w stanie ukryć swoją tragedię. Wszystkie osoby z ich otoczenia, które mogłyby im pomóc, odwracają wzrok, po prostu nie chcą widzieć.
Większość opowieści rozgrywa się w rodzinach, które wrzuca się chętnie do koszyka z metką „patologia”. Alkoholizm, przemoc domowa, rodziny dysfunkcyjne. Do tego powtarzający się w historiach pejzaż złożony z biedy, wsi, niekompletnych rodzin z masą „wujków”, małe, przepełnione mieszkania.
Ale choć wiele historii opisanych w książce rozegrało się właśnie w rodzinach z biedniejszej klasy ludowej − niech nas nieboska ręka broni przed tłumaczeniem opisanych w książce historii biedą i patologią. Daleko nie szukając, przypomnijmy sobie newsa sprzed kilku dni o dwóch bardzo dobrze sytuowanych rodzinach, molestowaniu dziewięciolatki w leśniczówce, dwa razy umarzanym śledztwie.
Kurskiemu łatwiej się wyłgać, ale i Kowalskiego kara nie dosięgnie
czytaj także
Czy Kurscy i ich znajomi to patologiczne rodziny? Przestańmy więc myśleć, że molestowanie i gwałcenie dzieci to domena zamroczonych alkoholem mieszkańców popegeerowskich wsi i mieszkań komunalnych.
Małe dziewczynki nikogo nie obchodzą?
Jeśli jest coś charakterystycznego dla tych środowisk, to jeszcze większa znieczulica na wszechobecną przemoc i jeszcze mniejsza świadomość swoich praw. Nie jest to swoista cecha tych rodzin, ale raczej wynik tego, że dla systemu są one przezroczyste. Nie poświęca się im uwagi, nie mają żadnych wpływów, nie są ważne, więc system i wymiar sprawiedliwości traktują je po macoszemu.
Dzieci z biednych domów nikt nie słucha. Ich wyznań nie przedrukują ogólnopolskie gazety, nie będą o nich trąbić media, ich historie nie znajdą się na jedynkach gazet. Tym większy szacunek należy się autorkom, które postanowiły oddać im głos. Bo sprawiedliwości oddać się nie da. Nawet jeśli niektórzy winni ich cierpień stanęli przed sądem.
Pięć bzdur, które prawica opowiada o konwencji antyprzemocowej
czytaj także
Czytając wywiady z ofiarami, mamy poczucie, że nie ma takiej kary i takiego wyroku, które mógłyby jakoś równoważyć ich cierpienia. Że sprawiedliwość to puste słowo. Bóg, do którego modlą się molestowane dziewczynki, nie odpowiada, nie pomagają im rodzice. Małe dziewczynki nikogo nie obchodzą.
Czytajmy takie książki, otwórzmy oczy i zmieńmy to. Jeśli my stworzymy świat, który je ochroni − one, silniejsze, uczynią go lepszym.
**
Recenzja książki Molestowane. Historie bezbronnych Katarzyny Borowskiej i Anny Matusiak-Rześniowieckiej, Wielka Litera 2020.