Kinga Dunin czyta

Mo Yan – pisarz reżimowy?

Co nam mówi o pisarzu etykietka „pisarz reżimowy”? Czy pomaga w jakimkolwiek stopniu w ocenie i odczytaniu jego dzieł?

„Pisarz reżimowy” to brzmi jak obelga. Nobel dla Chińczyka, który nie wyemigrował, jest wiceprzewodniczącym Chińskiego Związku Pisarzy, oficjalnie unika emigracyjnych twórców i wypowiada się zgodnie z zasadami chińskiej poprawności politycznej wywołał podobne oskarżenia. Odpowiadano najczęściej, że to nieważne, bo to wielka literatura. Wiadomo, albo literatura, albo polityka, chociaż wcale nie da się tego tak łatwo rozdzielić.

 

O pisarzu mówi nam to tyle, że chce mieszkać we własnym kraju, w miarę wygodnie, a nie w areszcie domowym albo – co gorsze – w obozie. Możemy podziwiać tych, którzy wybrali inną drogę, ale od nikogo nie mamy prawa tego wymagać. Podobną strategię przez lata stosowało wielu polskich pisarzy, którzy dawali nam znaczące książki, a pisali je w Oborach – komunistycznym Davos. I jedli tam kluseczki z brizolem, a nie czarny chleb z więzienną zupą.

 

Ciekawszym pytaniem jest, czy wiedza o takim usytuowaniu twórcy może pomóc nam w ocenie i odczytaniu jego dzieł.

 

Po polsku ukazały się dotąd dwie powieści noblisty: Obfite piersi, pełne biodra oraz Kraina wódki.

 

Pierwsza z nich to lektura pod wieloma względami męcząca. Ta rodzinna saga obejmuje prawie cały wiek XX i bez szczegółowej znajomości chińskiej historii łatwo się w niej pogubić. Przedstawia losy kobiet – rodzących, wychowujących, dbających, a także gwałconych, głodujących, sprzedanych lub sprzedających swoje ciało by pomóc rodzinie. Ich losy zdeterminowane są przez wydarzenia, na które nie mają wpływu i właściwie zawsze kończą się tragicznie. To na nich jednak opiera się społeczeństwo. Narrator powieści i jedyny pierwszoplanowy męski bohater jest uzależnionym od kobiecych piersi i odżywiającym się jedynie mlekiem degeneratem skazanym za nekrofilię. Trudno więc powiedzieć, że jest to jednoznaczna pochwała żywiołu kobiecego, skoro zbytnie uzależnienie od niego najwyraźniej mężczyznom szkodzi.

 

Jak widać, jedną z ingrediencji jest tu realizm magiczny, pozbawiony jednak latynoamerykańskiego wdzięku. Wynika to nie tyle z większego okrucieństwa tej prozy, co z braku pogłębionej psychologii. W Chinach chyba po prostu brakuje tradycji powieści psychologicznej – zgaduję raczej, niż wiem. Tu przypominają mi się znakomici Włóczędzy Yiyun Li, ukazujący końcówkę rewolucji kulturalnej. To też książka przygnębiająca, jednak opisy życia wewnętrznego bohaterów pozwalają zrozumieć różnorakie racje stojące za ich działaniami, czyniąc z niej powieść o ludziach, a nie o Chińczykach. Ale ich autorką jest Chinka mieszkająca w Stanach Zjednoczonych.

 

Powieści Mo Yana wydaja się bardziej egzotyczne nie tylko ze względu na mniej znane nam realia, mitologię chińską itp., ale właśnie dlatego, że trudniej jest się z jej bohaterami zidentyfikować.

 

Kraina wódki była – przynajmniej dla mnie – łatwiejsza do przyswojenia i dopiero po niej wiem, że sięgnę po kolejne, już przygotowywane, pozycje tego autora. I to ona wiąże się bardziej bezpośrednio z tytułowym pytaniem.

 

Obie wydane po polsku powieści Mo Yana są krytyczne wobec Chin, nie są więc „reżimowe” w sensie dostarczania ideologicznych uzasadnień lub spełniania politycznych zamówień. Kraina wódki odrzucona przez chińską cenzurę najpierw ukazała się na Tajwanie, a dopiero później, okrojona i ocenzurowana, w ChRL.

 

Większość recenzji oraz informacja od wydawcy przedstawia ją jako opowieść o prokuratorze, który udaje się do Alkoholandii, chińskiej krainy, w której najważniejszy gospodarczo i kulturowo jest alkohol. Wysłannik ma sprawdzić doniesienia o tym, że jej mieszkańcy uprawiają kanibalizm, zjadają niemowlęta płci męskiej. Potem dopiero dodaje się, że jest ona przerywana korespondencją znanego pisarza Mo Yana z miejscowym alkohologiem próbującym swoich pisarskich sił w nowelach.

 

Odwróciłabym tę kolejność. To Mo Yan jest głównym bohaterem. I tu wydaje się ważne, że jest to pseudonim pisarza (naprawdę Guan Moye) oznaczający „tego, który nie mówi”. To on próbuje pisać powieść o prokuratorze na tropie kanibalistycznych praktyk, posiłkując się opowieściami autochtona, które też są literaturą, a więc trudno tu odróżnić prawdę od fikcji.

 

Jeżeli Alkoholandia jest metaforą Chin, to nie jest to laurka, napisana przez posłusznego sługę reżimu.

 

Pod warstwą rozbudowanych chińskich grzeczności, takiego chińskiego dworu uprzejmości, kryją się głównie rozmaite brudy. Przede wszystkim wynaturzony system wartości, którego symbolem jest alkoholowe odurzenie, dotykające każdego, kto przybywa z zewnątrz. Miejscowi mają niezwykle mocne głowy. Tradycyjna wizytówka Chin, wyrafinowana kuchnia, przyjmuje tu postać groteskową, a jedzenie jest obsesją. Wątpliwe potrawy w rodzaju oślego penisa zespolonego z waginą oślicy noszą poetyckie nazwy, smok i feniks, lecz są tym, czym są. Za to metody uboju zwierząt pokazane są z naturalistyczna precyzją. Poszerzenie tej diety w pewnym momencie o niemowlęta jest właściwie oczywiste. Można powiedzieć, że jest to symbol niesprawiedliwości społecznych – bogaci zjadają biednych – ale także kolejny zabieg ideologiczny na języku i taksonomii. Zjadane są jedynie „mięsne dzieci”, rodzone od początku z takim przeznaczeniem i klasyfikowane jako nieludzie. To także część odradzającego się chińskiego kapitalizmu, gdzie wszystko może stać się towarem.

 

Ten świat próbują badać fikcyjny prokurator oraz alter ego pisarza. Z marnym skutkiem. Pod koniec postacie te zlewają się ze sobą, nie docierają do prawdy i otumanione alkoholem umierają w kloace.

 

Powieściowy Mo Yan to człowiek łasy na korzyści materialne, obarczony „gębą” znanego pisarza, pod którą kryje się ktoś od niej różny. Tak jakby autor chciał nam powiedzieć, że nie możemy się po nim spodziewać całej prawdy; do końca nie dowiemy się, czy oskarżenia o kanibalizm są słuszne, ale zaczynamy podejrzewać, że dzieją się tam rzeczy dużo gorsze.

 

Jednak mówimy – to piękna książka. Ale i tu autor wzbudza w nas wątpliwości. Zwraca uwagę, że literatura zamienia okrucieństwo i brzydotę w piękno, estetyzuje je. Mowa więc nie tylko o tym, jak dwuznaczna jest rola pisarza koegzystującego z reżimem, ale też jak dwuznaczna może być rola literatury oswajającej dla nas zło – nie tylko w opresyjnych reżimach. 

 

Mo Yan, Obfite piersi, pełne biodra, przeł. Katarzyna Kulpa, W.A.B. 2012; Mo Yan, Kraina wódki, przeł. Katarzyna Kulpa, W.A.B. 2012

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij