Kinga Dunin czyta

Dunin: „Strŏć mi się, ty drachu”

Mówi się, że „Drach” jest gorszą powieścią od „Morfiny”. Jeszcze gorszą? – pytałam, dopóki nie przeczytałam.

Bo Drach bardziej mi się spodobał, z kilku powodów. Napisany jest prostszym, mniej manierycznym językiem. (Nie podzielam zachwytów nad stylem Morfiny, zdaję sobie jednak sprawę, że jest to kwestia gustu, a nie dających wskazać się palcem wad.) W Drachu można pobawić się, co okazało się fajnym wyzwaniem, w rozszyfrowywanie gwary śląskiej, której używają bohaterowie. I nie są oni tak odrażający jak protagonista Morfiny. Może to naiwne podejście, bo czy bohater musi być miły? Nie musi, ale Konstantego – morfinisty i mizogina – jakoś nie miałam ochoty bliżej poznawać. Jak już mam czytać o kapitanie Klossie, to wolałabym, aby przypominał tego wykreowanego przez Mikulskiego. A rozmaite głębie – zdrady, narodowe identyfikacje, demitologizacja patriotycznych uniesień, a nawet zmagania z Matką Polką – jakoś nie zrobiły na mnie większego wrażenia. I wreszcie, wolę obyczajowe sagi od powieści wojennych, chociaż tutaj Drach jednak nieco zawodzi.

Poza tym obie te powieści są jednak do siebie podobne – pod względem ogólnej wrażliwość na świat i ludzi. Pesymizmu, który łatwo wziąć za cynizm. W końcu wyszły spod tego samego pióra i z tej samej głowy.

Zabierając się do lektury, wiedziałam już, że jest to śląska saga rodzinna na tle historii plus-minus XX wieku, ze szczególnym uwzględnieniem komplikacji związanych z tożsamością narodową i państwową. Powszechnie uznano to za podstawową wartość tego dzieła i jestem prawie gotowa przychylić się do tej opinii, chociaż niczego nowego się nie dowiedziałam. Historia ta została nam podana w dość nietypowy sposób, o czym za chwilę. Gdybyśmy mieli oceniać ją w kategorii epickiej powieści obyczajowej, należałoby opowiedzieć to po bożemu. Bez powtórzeń i rozmaitych udziwnień książka byłaby o połowę krótsza i pokazałaby od razu swoje mocne i słabe strony. Zauważylibyśmy np. słabość tej części, która dotyczy współczesnych nam bohaterów. Klamrę spinającą ich losy, paralelę między historią Josefa Magnera i jego prawnuka – obydwaj kończą w szpitalu psychiatrycznym – łatwo uznać za dość tani, efekciarski chwyt. To, co w pierwszym wypadku było tragedią, w drugim zmienia się może nie w farsę, ale w melodramat. Mimo to jako pozycja popularna z pewnością znalazłaby wdzięcznych czytelników.

Szczepan Twardoch mierzył jednak wyżej, w prozę wysokoartystyczną. Pora więc zająć się tym, co od początku najbardziej mnie interesowało i co próbowałam uważnie prześledzić. Któż to, albo cóż, ten tytułowy drach?

Odpowiedź na to pytanie jest o tyle istotna, że jest on widocznym i niezwykle natrętnym narratorem, a z jego właściwości wynika specyficzny sposób konstruowania opowieści.

Pierwszy raz słowo „drach” pojawia się prawie na samym początku, w matczynej połajance: „strŏć mi się, ty drachu”. Strać się, czyli znikaj stąd, zmykaj – to jest zrozumiałe, a dracha poszukałam w słowniku gwary śląskiej – to latawiec albo łobuz. Raczej nie o takiego dracha później chodzi, ale warto i tego zapamiętać.

Dracha-narratora poznajemy głównie poprzez autocharakterystykę, bo chętnie nam o sobie opowiada.

Drach jest jakimś rodzajem bytu, odmiennym od człowieka, ale zawierającym w sobie też ludzi.

Jak duży jest drach? Bardzo duży. Jak cała Ziemia, bo jest Ziemią. Jak Ziemia i Słońce. Jak wszystko, cały byt.

Drach istnieje wiecznie i nie dotyczy go upływ czasu, dla niego wszystko dzieje się w tym samym czasie. Stąd w powieści wciąż powtarzana fraza: zdarzyło się to w tym samym momencie, ale wiele lat później (lub wcześniej). I stąd właśnie specyficzna, drachowa forma narracji – na zmianę opowiada się nam o zdarzeniach z różnych okresów, mieszając je ze sobą, porzucając nagle jednego bohatera i przechodząc do następnego. Każdy tytuł rozdziału zawiera daty, w których dzieje się akcja, np. rozdział pierwszy to 1906, 1918, 1921, 1934, 1939, 1942, 1945.

Trudno jednak opanować ludzki nawyk chronologicznego układania wydarzeń, więc nasz mózg wciąż pracuje, porządkując fakty, i stąd też wrażenie, że historia ta jest bardziej złożona, niż jest w istocie. Służą temu również opisy rozmaitych koincydencji – jacyś ludzie przypadkiem ocierają się o siebie albo o te same miejsca, dowiadujemy się czegoś o ich historii, która jakoś splata się z życiem ważniejszych bohaterów.

Jak wiadomo, wszyscy tworzymy sieć, w której żywych dzieli od siebie kilka podań dłoni. I tak samo jest z umarłymi (gdyby ktoś tego dotąd nie wiedział). I oczywiście wszystkie te powiązania to też drach.

Nie ma to jednak żadnego znaczenia. To najczęściej chyba powtarzane zdanie w powieści – ktoś umarł, urodził się, zabił lub został zabity, ale to nie ma żadnego znaczenia. Bo mądrość dracha to: „Obojętna mądrość migrujących ptaków. Mądrość węgorzy migrujących do Morza Sargassowego. Mądrość pstrągów i czajek”. Czyli mądrość natury, a narodziny i śmierć to naturalna kolej rzeczy. Umierając, zamieniamy się w błoto i wracamy do ciała dracha, w ten sposób dzieląc z nim jego nieśmiertelność. Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz (gdyby ktoś tego nie wiedział).

Drach jest materialny i po swojemu żywy. Wciąż przypomina nam, że ma ciało, oczywiście nie takie jak nasze. Może jest to obdarzona duchem Matka Gaja (Ojciec Gajus)? Głęboka ekologia?

Drach jest też bytem psychicznym – czuje. Czuje nasze stopy na swoim ciele, chociaż nasze stopy też są jego ciałem. (Coś takiego jak drapanie się po głowie?) Inaczej chodzą po nim górnicy, robiąc w nim duże otwory i drążąc korytarze, jak pasożyty, a inaczej rolnicy zostawiający niewielkie bruzdy.

Drach czuje też nasze cierpienia, ale sam nie cierpi, cierpienie go nie obchodzi. Nie ma ono – tak jak wszystko inne – znaczenia. Poza tym i tak wszyscy umrzemy (gdyby ktoś o tym nie wiedział).

Drach wie wszystko, bo wszystko jest drachem, czyli zna naszą przyszłość, a więc jest ona w pełni zdeterminowana. Wydaje nam się, że decydujemy o czymś, ale przecież los nasz już jest wiadomy.

Drach widzi wyraźnie, ale nic nie rozumie, bo nie potrzebuje żadnego rozumienia, skoro wie wszystko.

Drach był, kiedy nas nie było, i będzie, kiedy nas nie stanie. Zostaną sarny. Ludzkim historiom w powieści towarzyszy historia kolejnych pokoleń saren, raczej nieciekawa – rodzą się, rozmnażają, umierają lub zostają zabite, co nie ma żadnego znaczenia. W każdym razie – nie było nas, był las. Nie będzie nas, będzie las (gdyby ktoś nie wiedział). Ale wmieszane w błoto nasze prochy też będą miały w tym udział.

Najwięcej o drachu wie stary Pindur, boży szaleniec. „Ziymia to je taki srogi drach”. W tym wypadku drach to smok, niem. Drache. Kamień, sarna, człowiek – wszystko to samo. Słońce jest bogiem, a drach jest dzieckiem słońcem, a my drachem – z grubsza rzecz ujmując. I jesteśmy wieczni, jak mówił nam „długowłosy prorok”.

Drach jest tymi opowieściami starca ukontentowany. „Stary Pindur (…) powtarza tylko to, co usłyszał dawno temu na odczycie poświęconym ezoterycznej literaturze jakości tak kiepskiej, że sam Pindur z tej słabości zdaje sobie sprawę. Stary Pindur mówi o mnie przez przypadek. Ale mówi prawdę”.

Na tym zakończmy więc rozważania o metafizyce dracha i w Drachu.

Szczególnie, że drach w praktyce jednak nie jest ani tak obojętny, ani obiektywny, ani nie widzi wszystkiego.

Zdecydowanie bardziej interesuje go wojna niż pokój. Bardzo uważnie przygląda się broni. Marka, wytwórnia, gwint, pocisk, spłonka i coś tam. Zdarzają się, i to często, opisy jakiegoś gnata na całą stronę. Z pietyzmem traktuje samochody, a także szczegóły medyczno-fizjologiczne – śmierci, chorób, rozkładu. W porównaniu z tym niewiele jest szczegółów dotyczących życia codziennego: domów, strojów, kuchni. Dzień spędzony w okopach przez mężczyznę zasługuje na kilka wielostronicowych opisów. Dwadzieścia lat życia ubogiej wdowy z trójką dzieci w okresie międzywojennym można załatwić w kilku zdaniach. Jest interesująca tylko ze względu na męża. A to o innej bohaterce – „Nie ma jej poza mężczyznami, bo to przez nich definiuje sama siebie”.

Odnotujmy jednak, że drach podszywa się pod kobietę, przyznaje się do podobieństwa z żeńskim pierwiastkiem, aintelektualnym. Bo kobieta jest mądra mądrością natury albo buddyjskiego mędrca, choć jednocześnie jest głupia. Po prostu żyje, jest samiczką, zwierzątkiem. Ponieważ nie myśli, nie szuka sensów, działa instynktownie i dzięki temu jest bliżej dracha. Zdarza się to też mężczyznom z klas niższych, szczególnie w stanach emocjonalnego pobudzenia. Natomiast współczesny, wykształcony mężczyzna „uważa, że endorfiny i testosteron to nie on”, raczej myśli o życiu, niż żyje. Chyba, że go życie dopadnie, to wariuje z rozmachem, podczas gdy kobietom wystarczają banalne antydepresanty.

Zobaczmy jeszcze, jakie emocje dostrzega drach, który, jak to zostało powiedziane, czuje to co ludzie, bo jesteśmy nim. Oto one w kolejności pojawiania się na scenie: nienawiść, obrzydzenie, upokorzenie, ból odrzucenia, rezygnacja, smutek, strach, wściekłość i „czarna melancholia bezsennych nocy naznaczonych bezradnością dni” itd. Współczesny bohater nie zaskoczy nas więc tym, że ogląda już czwarty sezon Breaking Bad.

Oczywiście jest też pożądanie i miłość, prawie zawsze nieszczęśliwa – bo to być musi w powieści. Wybiórczy (jednak!) wzrok wszechwiedzącego dracha, mimo że w życiu bywa różnie, czasem też dobrze, zazwyczaj wybiera dla nas rozmaite okropieństwa.

Żeby uratować Dracha przed drachem, możemy pójść jednak krok dalej. Za pretensjonalnym duchem/drachem świata dostrzec prawdziwego narratora, tego, który nam o nim opowiada. Też dracha, ale nie smoka, tylko łobuza i latawca. To on ułożył dla nas ten puzzel, ot tak, dla paru godzin rozrywki – tropienie dracha, składanie opowieści z fragmentów, smakowita śląska gadka, którą nie zawsze w lot rozumiemy.

A znaczenie? „Wszystkie historie opowiedziane i nieopowiedziane nie mają żadnego znaczenia”.

Szczepan Twardoch, „Drach”, Wydawnictwo Literackie 2014

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij