Kinga Dunin czyta

Czy fakty nas wyzwolą?

Widzieć w reportażu jedynie fakty to jakby widzieć drzewa, a nie dostrzegać lasu.

A więc, chcę Faktów. Uczcie tych chłopców i dziewczęta wyłącznie Faktów. (…) Proszę się trzymać Faktów, mój panie!
Karol Dickens, Ciężkie czasy

Tak się zaczyna powieść Dickensa (wyd. 1950), którą postanowiłam przygarnąć, właściwie przypadkiem, może ze względu na adekwatny tytuł (wiadomo, do czego adekwatny), bo należała do niepotrzebnej już scenografii spektaklu Pogarda. A początkowe zdania przypomniały mi pewne ożywienie, jakie w internecie wywołał tekst Ludwiki Włodek o konieczności sprawdzania faktów, a właściwie dziennikarzy i reportażystów, którzy się na nie powołują, a także publikacja „Press” o pewnym nierzetelnym dziennikarzu.

„Czy prawda nas wyzwoli?” – to tytuł tekstu Włodek. Na to trzeba mieć kasę, odpowiada jej Dawid Krawczyk , nie negując samej zasady: „Proszę się trzymać Faktów, mój panie!”, jeśli mamy pisać prawdę. Ale jak fakty mają się do prawdy, czyżby aż w tak prosty sposób?

Historyjka o przypadkiem przygarniętej powieści składa się z faktów oraz ich powiązania, które nie ma charakteru przyczynowego (Jung zapewne nazwałby to synchronicznością), ale wystarczy powiedzieć, że jest to związek powstający w głowie opowiadającego, coś z czymś się kojarzy. Żyjemy raczej w opowieściach, narracjach niż w katalogach faktów. A bohater Dickensa, który tak kocha fakty, nie jest pozytywną postacią, bo zapomina o emocjach i wyobraźni. Ja, z dzisiejszej perspektywy, powiedziałabym, że zapomina o prawdzie opowieści, a arystotelesowska definicja prawdy jako zgodności z rzeczywistością to dosyć zgrzebne narzędzie.

Bez trudu potrafię wyobrazić sobie fałszywą opowieść wykorzystującą prawdziwe fakty oraz prawdziwą, która traktuje fakty z pewną nonszalancją.

Pomiędzy zabiegami literackimi, fikcją, prawdą, wiarygodnością opowieści istnieją rozmaite złożone relacje. Widzieć w reportażu jedynie fakty to jakby widzieć drzewa, a nie dostrzegać lasu. Reportaż czy literatura faktu to jednak przede wszystkim las. Jeżeli ktoś próbuje go posadzić tam, gdzie w rzeczywistości jest pustynia, będzie niewiarygodny, nie czepiałabym się jednak szczegółów.

Dzisiejszy odcinek serialu będzie zatem o literaturze i faktach. Zacznijmy od dwóch książeczek, które w pasują jak ulał i ukazały się w serii Na f/aktach.

Pomysł wydaje się świetny – bierzemy pisarza, dajemy mu materiały dotyczące jakiejś rzeczywistej zbrodni, a on ma to sfabularyzować i stworzyć realistyczne tło dla opisywanych wydarzeń. Czyli coś na pograniczu powieści, reportażu i sensacji. Jak dotąd udało się to perfekcyjnie zrobić jedynie Łukaszowi Orbitowskiemu w Innej duszy.

***

Magda Omilianowicz, Bestia. Studium zła, Od deski do deski 2016

Ładna ta doktor, co go teraz badała, i całkiem nie stara jeszcze.

Samograj, bo to historia chyba najbardziej efektywnego seryjnego mordercy kobiet (kilkudziesięciu) w Polsce, Leszka Pękalskiego. Co prawda udowodniono mu tylko jedno zabójstwo i gwałt, ale w wielu innych przypadkach jest więcej niż prawdopodobne, że także był sprawcą. Za trzy lata wyjdzie na wolność, będzie o nim głośno.

To przyzwoicie zrobiony reportaż, w którym nie ma jednak tego, czego oczekiwałabym od literatury: jakiegoś naddatku sensu albo języka. Pękalski – samotny, niepozorny, upośledzony umysłowo, ale sprytny, o dużych, prawdopodobnie nieprawidłowo ukierunkowanych potrzebach seksualnych – nie nadaje się chyba do tego, żeby stać się przedmiotem „studium zła”. To raczej materiał na studium pewnych problemów, jakie tego typu osoba stwarza w społeczeństwie. Jak i kiedy powinny być one rozpoznane? Co należałoby zrobić z kimś takim, kto jeszcze nie popełnił zbrodni? Bo wiadomo, że potem można go zamknąć w Gostyninie.

Są tu fakty, oparte ma nich domysły i historia ciekawa, bo sensacyjna, ale w gruncie rzeczy niczego nowego niewnosząca, czyli pewna banalna prawda: trudne dzieciństwo plus złe organiczne uwarunkowania równa się niebezpieczeństwo.

***

Sylwia Chutnik, Smutek cinkciarza, Od deski do deski 2016

Słyszycie głos, a nie widzicie, kto do was gada? Przyzwyczajcie się do zdziwienia, bo nie jedno jeszcze przed wami.

W tym wypadku odwrotnie, nic tu nie ma z porządnego reportażu. Nie dowiemy się niczego ani o cinkciarzach, ani o życiu półświatka w PRL – poza zmitologizowanym obrazem dancingów, dziwek i pijaków. Nie znajdziemy też w tej opowieści prawdziwych (wiarygodnych psychologicznie) relacji w rodzinie. Plebejski bohater – cwaniaczek, oszust, ale swój chłop – ględzi i gawędzi nie swoim głosem, tylko głosem autorki, używając frazeologii, którą autentyczny bohater raczej by się nie posłużył. Przewidywalność przypisywanych mu poglądów i emocji sprawia, że szeleści papierem. Czy ładnie szeleści, bo to też nie bez znaczenia? Co kto lubi – akcji raczej tu nie ma, tylko anegdoty (co żeśmy z kumplami po pijaku nawyprawiali!) i tyrady o świecie (bo te baby takie som, a we wojnę to ciężko było).

A o jaką zbrodnie tym razem chodzi? To zupełnie bez znaczenia, chociaż to zapewne jedyny fakt i prawda w tej powieści.

No, może poza nazwami knajp, miejsc i urywkami znanych piosenek.

***

Agneta Pleijel, Wróżba. Wspomnienia dziewczynki, przeł. Justyna Czechowska, Karakter 2016

Widzę, że żyje pani w poświęceniu. Opiekuje się pani starszą osobą, być może chorą matką.

To pierwsze słowa wróżby, którą usłyszała kiedyś ciotka bohaterki. Dalej było o mężczyźnie spotkanym w obcym kraju i białym pałacu, w którym umrze. Czy ta wróżba się sprawdziła? Właściwie tak, ale to była jednak inna historia, niż by się mogło wydawać. Może opowieści są ważniejsze od faktów? Ale fakty też mają tu coś do rzeczy, bo to powieść autobiograficzna. Własna biografia to fakty, z których pisarze korzystają aż nazbyt często, ale nie zawsze łatwo je sprawdzić.

Historia dojrzewania dziewczynki (fajnie, że dziewczynki!) w rodzinie, w której wiele się przemilcza, a dziecko rozdarte jest między lojalnością wobec matki i ojca. Więcej można przeczytać w wywiadzie z autorką.

Ja dodam, że gwarancją jakości literackiej jest to, że książkę wydało wydawnictwo Karakter, które nigdy nie wciska kitu, reklamując go jako jako światowy bestseller, który nas zwali z nóg.

***

Philip Roth, Everyman, przeł. Jolanta Kozak, Wydawnictwo Literackie 2016

Wokół grobu na zaniedbanym cmentarzu zebrało się paru jego nowojorskich kolegów od reklamy; wspominali energię i oryginalność zmarłego, zapewniając jego córkę, Nancy, że praca z jej ojcem była dla nich wielką przyjemnością.

O młodości jest chyba więcej książek niż o starości, i czytelnicy chyba wolą te pierwsze. Ale teraz będzie o drugim końcu życia.

To, co Roth pisze o starzeniu się, jest zwyczajnie mądre i w pewnym sensie uniwersalne – o everymanie, w późniejszym wieku może nie aż tak różnym od everywoman.

Tylko w pewnym sensie uniwersalne, bo wszystko jednak dzieje się w dobrze sytuowanej klasie średniej w Ameryce, a więc nie brakuje pieniędzy, można przenieść się do apartamentu nad oceanem, no i ma się dobrą opiekę medyczną.

To nie jest książka o starości degenerującej umysł i ciało tak, że całkiem przestają funkcjonować, raczej o tym, jak to jest, kiedy w środku jesteśmy wciąż sobą, jak zawsze, tylko opakowanie się coraz bardziej zużywa i wiadomo, że nie będzie lepiej i różne rzeczy już się nam nie przydarzą. Nie jest to powieść sentymentalna, ale też nie z gatunku tych o wesołych i zwariowanych staruszkach – wbrew wszystkiemu.

To chyba jej drugie wydanie, ale może trzeba do niej dorosnąć, bo przedtem, mimo mojej sympatii dla Rotha, jakoś ją przegapiłam. Towarzyszył mi od Kompleksu Portnoya, w PRL uznawanego za powieść skandalizującą. Nie pisze lepiej, ale też dorósł.

Nie ma chyba bardziej pewnego faktu niż ten, że wszyscy umrzemy, a większość z nas przedtem się zestarzeje.

Jak to wtedy naprawdę jest, wielu próbuje opisać, nie wszystkim się to jednak udaje w sposób wiarygodny, a jednocześnie niedołujący.

Faktem jest też, że biały druk na żółtej okładce dodatkowo pokryty błyszczącymi plamkami jest zupełnie nieczytelny, więc tytułu prawie nie widać, a praca redaktora komponującego czwartą stronę okładki poszła na marne.

Czytaj także:
Ludwika Włodek, Czy prawda nas wyzwoli?
Dawid Krawczyk, Sprawdzanie faktów się nie opłaca [polemika z Ludwiką Włodek]
Jakub Dymek, Koniec prasy (jaką znamy) i co dalej?
Jakub Dymek, Pozdrowienia ze świata postprawdy

 

**Dziennik Opinii nr 346/2016 (1546)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij