Urzędowe nagradzanie samorządów za homofobię to nowy poziom absurdu w polskiej polityce. Na tle poczynań Ziobry bledną nawet największe wyczyny Antoniego Macierewicza.
Gdy na początku poprzedniej kadencji Zbigniew Ziobro znów połączył w jednym ręku funkcje prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości, komentatorzy – biorąc pod uwagę także jego pozycję w obozie władzy jako lidera Solidarnej Polski – pisali o nim jako o najpotężniejszym szefie resortu sprawiedliwości w całej historii III RP. W ostatnich tygodniach Ziobro wkracza jednak na obszary, którymi do tej pory żadnemu ministrowi sprawiedliwości po roku ’89 nawet nie przyszło na myśl się zajmować.
Gdy premier Morawiecki jechał do Brukseli negocjować „budżet UE” na następne siedem lat, Ziobro wszedł rolę nadpremiera do spraw europejskich, pouczając swojego nominalnego szefa, jakie stanowisko powinien zająć wobec prób powiązania wydawania unijnych środków z przestrzeganiem zasad praworządności. Gdy Białorusini powstali przeciw władzy Łukaszenki, Ziobro zaczął przestrzegać, jak gdyby kierował MSZ, że obalenie Łukaszenki może także posłużyć rosyjskim interesom. We wtorek pokazał się z kolei opinii publicznej jako nieformalny minister do spraw rozwoju miast, obiecując gminie Tuchów 250 tysięcy złotych z Funduszu Sprawiedliwości. Gmina ta wcześniej utraciła unijne środki z programu partnerstwa miast ze względu na przyjętą przez jej radę uchwałę o „Tuchowie, gminie wolnej od LGBT”.
czytaj także
Wszystkie te wycieczki Ziobry poza przypisane mu kompetencje mają dwa wspólne mianowniki. Po pierwsze, są wymierzone w premiera Morawieckiego – podważają jego pozycję, próbują wepchnąć go na minę i pokazują polskiej opinii publicznej, że choć premier nominalnie kieruje rządem, to na pewno nie ministrem sprawiedliwości. Po drugie, większość z nich wpisuje się w logikę wojny kulturowej, której radykalna eskalacja w ostatnich tygodniach jest pomysłem Ziobry na samego siebie.
Premia za homofobię
Tuchów wpisuje się w logikę tej wojny. Komunikat, jaki Ziobro wysłał we wtorek do gmin i powiatów całej Polski, nie mógł być jaśniejszy: jeśli Komisja Europejska odebrała wam środki za „strefy wolne od LGBT”, to proście u mnie, a będzie wam (jeszcze więcej) dane. „Mamy dobrą wiadomość dla tych gmin i każdej innej, która byłaby w przeszłości prześladowana ideologicznie. Dostaną pieniądze z Funduszu Sprawiedliwości, bo on właśnie w takim celu został stworzony. Tuchów już ma przyznaną kwotę trzykrotnie wyższą od tej, o którą wnioskował w Komisji Europejskiej” – mówił Ziobro. Tuchów obiecane pieniądze ma wydać na Ochotnicze Straże Pożarne. Minister sprawiedliwości zapowiedział też, że zaapeluje do premiera Morawieckiego o stworzenie „stałego mechanizmu wsparcia” dla „prześladowanych” przez Europę gmin.
Polska polityka wchodzi tym samym na nowy poziom absurdu. Państwo zaczyna oficjalnie nagradzać samorządy za homofobię. Bo uchwała przyjęta przez tuchowskich rajców jest wprost homofobiczna. Czytamy w niej między innymi, że „radykałowie dążący do rewolucji kulturowej w Polsce atakują wolność słowa, niewinność dzieci, autorytet rodziny i szkoły oraz swobodę przedsiębiorców”. Trudno o bardziej homofobiczny trop niż źli homoseksualiści czyhający na „niewinność dzieci”.
Podobną uchwałę gminy Istebna, w niemal w identycznym brzmieniu jak ta z Tuchowa, oraz uchwałę gminy Klwów uchyliły nieprawomocnie odpowiednie Wojewódzkie Sądy Administracyjne. Rozpatrując przypadek Istebnej, WSA w Gliwicach orzekł, iż narusza ona artykuł 32 polskiej konstytucji – gwarantujący równość obywateli wobec prawa i zakazujący dyskryminacji w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny. Uchwała „ma skutek dyskryminujący, polegający na wyłączaniu [osób LGBT] ze wspólnoty ze względu na ich preferencje seksualne i tożsamość płciową” – argumentował sąd.
Zwrócił też uwagę, że jeden z punktów ustawy – „zrobimy wszystko, aby do szkół nie mieli wstępu gorszyciele zainteresowani wczesną seksualizacją polskich dzieci w myśl tzw. standardów Światowej Organizacji Zdrowia (WHO)” – narusza prawa rodziców do wychowania dzieci zgodnie z własnym światopoglądem i wykracza poza kompetencje rady gminy. Podstawę programową w polskiej szkole ustala bowiem MEN, a nie gminni rajcy.
Adam Bodnar w Senacie, podsumowując swoją kadencję, mówi o stanie praw człowieka
czytaj także
Do argumentacji sądu można by też dodać jeszcze jeden punkt. Uchwały o „powstrzymywaniu ideologii LGBT” mogą także naruszać zapisane w polskiej konstytucji wartości takie jak wolność słowa (art. 54), zgromadzeń (art. 57), zrzeszania się (art. 58), czy korzystania z praw publicznych (art. 60). Z tych praw wynika bowiem prawo obywateli do tego, by indywidualnie lub zbiorowo, w ramach wyznaczonych przez prawo, podejmować wysiłki na rzecz propagowania i wprowadzania w życie bliskiej danej grupie ideologii – o ile jej propagowanie nie jest wprost zakazane prawem. Samorząd niczego tu nie może zakazywać. Nawet najbardziej konserwatywni radni nie mają prawa uznać swojej gminy za „strefę wolną od ideologii LGBT”, podobnie jak najbardziej progresywni nie mają prawa ogłosić żadnego miasta „strefą wolną od ideologii narodowo-katolickiej”.
Tymczasem minister Ziobro, zamiast stać na straży konstytucyjnych gwarancji wolności i przepisów zakazujących dyskryminacji, nagradza autorów z istotnym prawdopodobieństwem niekonstytucyjnej uchwały. Z ministra sprawiedliwości zmienia się w ministra wojny kulturowej, której ofiarą padają nasze do niedawna jeszcze oczywiste prawa obywatelskie.
Skarbonka Ziobry
Wątpliwości budzi też to, czemu pieniądze mające „rekompensować” straty unijnych pieniędzy Tuchów dostał od Funduszu Sprawiedliwości. Podległy resortowi sprawiedliwości fundusz, zasilany z nawiązek i potrąceń z pensji pracujących więźniów, ma w teorii służyć pomocą ofiarom przestępstw, świadkom oraz osobom zwolnionym z zakładów karnych. Jak się do tego ma OSP w Tuchowie? Ziobro na konferencji we wtorek mówił: „W przekonaniu, że […] kochająca się rodzina, niedysfunkcjonalna rodzina jest najlepszą gwarancją tego, że przestępczość nie będzie się rozwijać, że nie będzie przemocy domowej, wobec kobiet, Ministerstwo Sprawiedliwości uwzględniło wniosek gminy Tuchów i przyznało kwotę trzykrotnie wyższą od tej, którą odebrała pani Dalli” (komisarz odpowiedzialna za decyzję UE). Brzmi to raczej jak żart niż poważne tłumaczenie.
Ziobro rozszerzył katalog oficjalnych celów w funduszu w 2017 roku, dopisując do nich „przeciwdziałanie przyczynom przestępczości”. Umożliwił też ubieganie się o środki z funduszu instytucjom publicznym – szpitalom, posterunkom policji, OSP. W tym wypadku widać jednak, że Tuchów nie dostał pieniędzy dlatego, że interes publiczny nakazywał wsparcie tamtejszej straży, ale dlatego, że Ziobro chciał nagrodzić „dyskryminowaną” przez Europę gminę.
Ani się z nią nie rodzisz, ani jej nie wybierasz. Co nauka mówi o orientacji seksualnej?
czytaj także
Portal Oko.press wielokrotnie opisywał budzące liczne wątpliwości wydatki funduszu. Środki, według portalu, mają płynąć do organizacji bez doświadczenia w pomaganiu ofiarom przestępstw, za to powiązanych z Solidarną Polską. Wątpliwości miała też Najwyższa Izba Kontroli. Jej raport stwierdza, że wydatki na „przeciwdziałanie przyczynom przestępczości” finansowały „zadania, których związek z celami funduszu był całkowicie nieuzasadniony (np. prace modernizacyjne w obiektach sportowych, konferencje i opracowania naukowe dotyczące współpracy międzynarodowej, tematyki społecznej, religijnej i filozoficznej)”. Jak przed wyborami parlamentarnymi w zeszłym roku pisało Oko: „Zbigniew Ziobro, Michał Woś, wiceministrowie sprawiedliwości – wszyscy dziwnym zbiegiem okoliczności właśnie teraz w swoich okręgach wyborczych przekazują dotacje przyznane z funduszu na szpitale, Ochotnicze Straże Pożarne i pomoc pokrzywdzonym. Żeby akcje dobrze wyglądały w mediach, politycy zwykle przekazują wielkie czeki z kwotą i logo funduszu”.
Akcja z Tuchowem wpisuje się w tę logikę. Pod sztandarem wojny kulturowej resort sprawiedliwości psuje państwo, obniżając standardy i racjonalność wydatkowania jego środków.
Gdzie jest premier
Patrząc na wszystkie te akcje Ziobry, nasuwa się pytanie: „gdzie jest premier?”. Gdzie ktoś, kto realnie byłby w stanie pokierować własnym gabinetem i przywołać do porządku niesubordynowanego ministra? Na tle obecnych poczynań Ziobry bledną nawet największe wyczyny Antoniego Macierewicza z czasów, gdy wydawał się nieusuwalny.
czytaj także
Wydawał się jednak, jak wiemy, do czasu. W końcu przesadził o kilka razy za mocno i prezydent, ileś osób w rządzie, a jak twierdzą media, być może także nasi sojusznicy ze Stanów mieli wymusić jego odejście. Czy podobnie będzie ze Zbigniewem Ziobrą? Zwłaszcza jeśli w styczniu zmieni się administracja w Białym Domu, amerykańcy sojusznicy mogą mieć problem z prowadzącym homofobiczne krucjaty sojusznikiem Kaczyńskiego. Dziś nie sposób powiedzieć, ale dla przyszłości Morawieckiego i Zjednoczonej Prawicy nie ma ważniejszego pytania.