Exit poll wskazują, że Konrad Fijołek w pierwszej turze wygrał wybory na prezydenta Rzeszowa. Dla opozycji to idealny symbol tego, że z PiS można wygrać wszędzie. Te wybory pokazały też, gdzie PiS stoi w wyraźnej opozycji do większości Polaków – w kwestiach samorządu i samorządności właśnie.
Exit poll wskazują, że Konrad Fijołek w pierwszej turze wyborów na prezydenta Rzeszowa zdobył prawie 56 proc. głosów. Margines błędu wynosi dwa punkty procentowe, wszystko więc wskazuje na to, że kandydat demokratycznej opozycji wygrał wybory w pierwszej turze, zostawiając daleko w tyle Ewę Leniart wystawioną przez PiS, a także Marcina Warchoła, kandydata Solidarnej Polski. Nawet jeśli ta przewaga będzie się zmniejszać wraz z liczeniem głosów, to Fijołek wydaje się mieć dość bezpieczny margines. Jakie mogą być polityczne konsekwencje tego zwycięstwa?
Wielki sukces zjednoczonej opozycji
Z pewnością jest to wielki sukces zjednoczonej opozycji demokratycznej. Po fatalnej passie w ostatnich tygodniach – kłótnia Lewicy i liberałów wokół Funduszu Odbudowy, blamaż z ratyfikacją preambuły do ustawy ratyfikacyjnej w Senacie, bezradność narracyjna wobec Polskiego Ładu – wreszcie jest sukces. To opozycja wygrywa z PiS. Jeśli oficjalne wyniki będą zbliżone do tych z exit poll, to przez nokaut.
Konrad Fijołek: W Rzeszowie teraz czas postawić na człowieka
czytaj także
Opozycja będzie starała się teraz przedstawić swój sukces w Rzeszowie jako wotum nieufności Polaków do rządów PiS oraz przekuć go w mobilizującą własne szeregi opowieść o tym, że z PiS naprawdę można wygrać. Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że opozycja, poobijana przez wszystkie przegrane od 2015 roku wybory, potrzebuje takiej opowieści.
Rzeszów idealnie nadaje się przy tym na symbol tego, że z PiS można wygrać wszędzie. Miasto jest stolicą województwa podkarpackiego, uchodzącego za najbardziej konserwatywne w Polsce, gdzie PiS i prawica zwyciężają od niepamiętnych czasów. „Skoro wygraliśmy na Podkarpaciu, możemy wygrać wszędzie” – powtarza sobie dziś niejeden opozycyjny polityk.
Oczywiście, Rzeszów to z wyborczego punktu widzenia nie do końca Podkarpacie. Latami wybory prezydenckie wygrywał tam prezydent Tadeusz Ferenc, wywodzący się z SLD. W zeszłym roku Andrzej Duda wygrał w mieście z Rafałem Trzaskowski różnicą niecałych 700 głosów. Dzisiejsze wyniki mogą być tyleż efektem słabnięcia PiS, ile coraz bardziej pogłębiającej się wyborczej polaryzacji duże miasta vs. reszta kraju i upodabniania się zachowań wyborczych mieszkańców Rzeszowa do zachowań mieszkańców innych dużych ośrodków. Trzeba będzie jeszcze bardzo dużo pracy, by pokonać PiS w całym kraju, by odbić mniejsze ośrodki i zmniejszyć nokautującą przewagę Zjednoczonej Prawicy na wsi.
Z pewnością dzisiejszy sukces prezydenta elekta Fijołka pokazuje, że rację mają tacy badacze jak Jarosław Flis, wskazujący, że jednym z niewielu tematów, gdzie PiS stoi w wyraźnej opozycji do większości Polaków, jest kwestia samorządu i samorządności. Fijołkowi skutecznie udało się narzucić samorządność jako temat kampanii wyborczej. Wybory w Rzeszowie były poniekąd referendum: czy chcemy polski samorządowej, czy centralistycznej. PiS, wystawiając wojewodę podkarpacką – więc z definicji przedstawicielkę rządu w terenie – postawił w tym referendum na złego konia. Dzisiejszy sukces Fijołka wzmocni też argumenty za jednoczeniem się opozycji, być może nawet za jedną listą w następnych wyborach. Logika z wyborów samorządowych w Rzeszowie niekoniecznie da się jednak przenieść na wybory parlamentarne. Kwestia, jak bardzo zjednoczona powinna iść do następnych wyborów opozycja, pozostaje otwarta. Niemniej jednak opozycja powinna podejść do niej czysto pragmatycznie, bez zamykania sobie żadnej opcji. Wyniki z Rzeszowa wydają się sugerować, że wyborcy są gotowi poprzeć wspólne rządy zjednoczonej opozycji.
Żółta kartka dla PiS
Rezultat wyborów, jeśli się potwierdzi, to żółta kartka dla PiS. Kandydaci Zjednoczonej Prawicy zdobyli wspólnie, według exit poll, zaledwie 34,4 proc. głosów. Sama kandydatka PiS tylko 25,1 proc. Prawie 20 punktów procentowych urwali Ewie Leniart dwaj konkurencyjni politycy prawicy – Marcin Warchoł i Grzegorz Braun. To pokazuje, że PiS-owi ucieka przez palce jego własny potencjalny elektorat. Mimo przekładania wyborów, wizyt Jarosława Kaczyńskiego, kanonady obietnic zawartych w Polskim Ładzie duże wojewódzkie miasto znów okazuje się dla partii rządzącej twierdzą nie do zdobycia. Nawet wtedy, gdy jest stolicą konserwatywnego regionu.
czytaj także
Klęska już w pierwszej turze z pewnością uruchomi w PiS i Zjednoczonej Prawicy rozliczenia i konflikty. Wielu polityków partii rządzącej, od dawna zastanawiających się nad trafnością politycznego osądu Jarosława Kaczyńskiego, dostanie kolejne argumenty świadczące, że może być z nim nie najlepiej. Pojawią się pytania o to, kto właściwie postawił na Ewę Leniart, i kłótnie, czy naprawdę nie dało się znaleźć rzeszowskiego samorządowca, który by pociągnął kampanię.
Kaczyński z kolei ma idealnego kozła ofiarnego: Zbigniewa Ziobrę i jego drużynę. Niejeden działacz PiS w pierwszym odruchu o klęskę Ewy Leniart obwini dzielącego głos na obóz władzy Warchoła. Można się spodziewać, że klęska już w pierwszej turze wzmocni i tak niemałe napięcia między Solidarną Polską a PiS. Koalicja rządowa niekoniecznie się od tego rozpadnie – przetrwała już nie takie burze – ale nie będzie jej w związku z owymi napięciami łatwiej rządzić.
Największym przegranym tych wyborów jest przy tym właśnie Marcin Warchoł. Przegrał, jeśli wyniki exit poll się potwierdzą, nawet z kandydatem Konfederacji – i to tak osobliwym jak Grzegorz Braun. Warchołowi nic nie pomogło poparcie prezydenta Ferenca, który ku zaskoczeniu wszystkich podał się do dymisji i namaścił Warchoła na swojego następcę. Jak twierdzą eksperci znający rzeszowską politykę, Warchoł nie zauważył, że wizja zarządzania miastem Ferenca zaczynała być postrzegana przez rzeszowian jako trochę anachroniczna. Zrozumiał to Konrad Fijołek, który zapowiadał szanującą dorobek poprzednika, ale skupioną na nowych tematach politykę – stawiającą raczej na jakość życia w mieście niż na wielkie projekty infrastrukturalne. Kandydatowi Solidarnej Polski nie pomogła też ekspansywna kampania oraz środki z Funduszu Sprawiedliwości przekazane na lokalny szpital. Przegrzał kampanię, podobnie jak Patryk Jaki w wyborach prezydenckich w Warszawie w 2018 roku.
Jeśli cokolwiek ucieszyło liderów PiS w niedzielę, to właśnie taki, a nie inny wynik Warchoła. Jest on jak kubeł zimnej wody wylany na rozgrzane głowy ziobrystów, urealniający ich aspiracje do roli poważnej, samodzielnej, podmiotowej siły politycznej.
Czy to nowe otwarcie?
Cała polityczna Polska patrzyła na Rzeszów, cała zadaje sobie teraz pytanie: czy to jest przełom, początek nowej ery, koniec PiS-u? Odpowiedź brzmi oczywiście: jest za wcześnie, by to powiedzieć. Wszystko zależy od tego, czy Rzeszów okaże się początkiem trendu. Czy Zjednoczonej – albo już nie – Prawicy zacznie spadać w sondażach, jak wyborcy zachowają się w kolejnych wyborach.
Majmurek o wyborach w Rzeszowie: Tym razem to opozycja wygrywa przez nokaut
czytaj także
Dziś Rzeszów raczej potwierdza to, co było wiadomo od dawna, niż objawia nam jakąś nową polityczną rzeczywistość. Bo przecież już wcześniej wiedzieliśmy, że PiS przegrywa duże miasta, że nie radzi sobie dobrze w samorządach, że wbrew pozorom ma z kim przegrać, że tam, gdzie wybory są wysoce spersonalizowane – prezydenci miast, senatorzy wybierani w jednomandatowych okręgach wyborczych – zjednoczenie zdecydowanie działa na korzyść opozycji. Nikt jednak nie wymyślił dotąd, jak korzystając z tej wiedzy, pokonać PiS w wyborach do Sejmu. Rzeszów nie dostarcza jasnych odpowiedzi, jak to zrobić, choć widać kilka wskazówek: opozycja musi współpracować, służą jej takie tematy jak samorządność czy jakość życia, unikanie narzucanych przez PiS podziałów. Rzeszów bezdyskusyjnie daje za to opozycji jedną, bardzo jej potrzebną dziś rzecz – nadzieję, że może wygrać.
**
Materiał powstał dzięki wsparciu ZEIT-Stiftung Ebelin und Gerd Bucerius.