Majmurek: Ile ugra Mentzen? Od tego może zależeć przyszły Sejm

Jeśli do drugiej tury wyborów prezydenckich staną Karol Nawrocki i Rafał Trzaskowski, obaj poświęcą resztę kampanii na wkupienie się w łaski wyborców Mentzena.
Sławomir Mentzen. Fot. Hi_5/ YouTube

Koalicja 15 października nie wywiązuje się z ważnych dla wyborców obietnic, a PiS idzie w zaparte i nie ustępuje ani na krok. Jedno i drugie sprzyja Konfederacji. Po odejściu odstraszającego normików Brauna Konfederacja może stać się partią, bez której nie da się zbudować koalicji rządzącej.

Jest bardzo mało prawdopodobne, by w drugiej turze wyborów prezydenckich zmierzyła się inna para kandydatów niż Karol Nawrocki i Rafał Trzaskowski. Niemniej to, jak ułoży się dalsza część prezydenckiej stawki, może mieć decydujące znaczenie dla przyszłości polskiej sceny politycznej.

Zaważyć może zwłaszcza wynik Sławomira Mentzena – bo poza kandydatami PO-PiS-u to przedstawiciel Konfederacji gra w tych wyborach o największą stawkę.

Jeśli Mentzen zajmie mocne trzecie miejsce, z wynikiem zbliżonym do 15 proc. – a średnia sondażowa Konfederacji wynosi dziś 14 proc. – to obie główne partie uznają, że do wygranej w drugiej turze potrzeba im poparcia konfederaty i jego wyborców. Obaj kandydaci spędzą więc dwa tygodnie oddzielające pierwszą turę od drugiej na walce o wkupienie się w łaski Mentzena.

10 najgłupszych gospodarczych pomysłów Konfederacji

Zresztą już teraz – cztery miesiące przed wyborami – nie tylko Nawrocki, ale także Trzaskowski prowadzą kampanię tak, jak gdyby ich strategicznym celem było powolne przekonywanie do siebie konfederackiego elektoratu. Trudno inaczej wytłumaczyć to, co prezydent stolicy zaproponował w kwestii ograniczenia 800 plus dla Ukraińców. Przed drugą turą, w walce o jak największy kawałek z kilkunastu procent Mentzena Trzaskowski najpewniej zapomni o artykułowaniu jakichkolwiek treści istotnych dla progresywnych wyborczyń.

Od Konfederacji zależy, kto będzie rządził Polską?

Kogokolwiek ostatecznie poprze Mentzen i ktokolwiek ostatecznie wygra, Konfederacja będzie mogła uznać tak zakończone wybory prezydenckie za swój wielki sukces. Zwłaszcza jeśli pamięta się o startach Korwin-Mikkego, gdzie sufitem było 2,5 proc. poparcia. Konfederacja gra jednak o więcej: o to, by stać się po przyszłych wyborach parlamentarnych partią, bez której nie będzie dało się rządzić w Sejmie XI kadencji. Siłą decydującą o tym, czy ster rządów obejmie koalicja z udziałem KO, czy z udziałem PiS.

Dobry wynik Mentzena jest do tego warunkiem koniecznym, choć oczywiście niewystarczającym. Konfederacja będzie musiała utrzymać wysokie poparcie jeszcze przez dwa kolejne lata. Sytuacja, gdy niezdolna rozwiązać swoich wewnętrznych różnic Koalicja 15 października nie wywiązuje się z ważnych dla jej wyborców obietnic, a PiS ciągle nie jest w stanie zrozumieć, czemu w 2023 roku ludzie podziękowali im odmownie za osiem lat rządów, będzie jednak sprzyjała Konfederacji. Podobnie jak globalna ideologiczna koniunktura dla altprawicy, wzmacniana przez prezydenturę Trumpa i algorytmiczną maszynę X Elona Muska.

„Byle lewaków dupa bolała”. Jak amerykańska prawica wygrała wojnę o media

Jeśli Konfederacja utrzyma swoje kilkanaście procent poparcia do 2027 roku – albo do wcześniejszych wyborów, gdyby z jakichś powodów do nich doszło – to PiS może zostać zmuszony do ruchu, któremu w ciągu ostatnich siedmiu lat Kaczyński starał się na wszelkie sposoby zapobiec: do uznania, że na prawo od PiS istnieje inna podmiotowa prawicowa siła i że trzeba się z nią jakoś porozumieć.

Czy Jarosław Kaczyński jest zdolny do partnerskiej współpracy z kimkolwiek, to inna kwestia – Andrzej Lepper i Jarosław Gowin dostarczają przykładów, że nie bardzo – ale dobry wynik konfederatów i skala polaryzacyjnej przepaści dzielącej PiS i KO mogą wymusić na Kaczyńskim przynajmniej próbę nawiązania takiej współpracy.

Skala polaryzacji jest też tak wielka, że dla odsunięcia PiS od władzy wyborcy KO mogą być w większości w stanie zaakceptować nawet układ, w którym premierem jest Tusk, ministrem finansów Mentzen, a Krzysztof Bosak bierze marszałka Sejmu. Gdyby w Sejmie XI kadencji nie znalazła się niezależna podmiotowa lewica, to kordonowa, blokująca PiS koalicja od Mentzena, przez Kosiniaka-Kamysza po Tuska nie byłaby niemożliwym scenariuszem. Choć dla KO, z jej elektoratem w dużej mierze identyfikującym się jako lewicowy, byłby to politycznie bardzo trudny ruch.

Odejście Brauna otwiera Konfederacji drogę do mainstreamu

Jak do tych scenariuszy ma się rozpad Konfederacji i samodzielny start Brauna? Odpowiedź brzmi: to skomplikowane. Długoterminowo odejście Brauna jest dobrą wiadomością dla Konfederacji. Mimo całej swojej popularności i widoczności Braun był dla Konfederacji w dużej mierze toksycznym aktywem. Gromadził wokół siebie wierny, dość skrajny, silnie zmobilizowany elektorat – dzięki któremu w wyborach do Parlamentu Europejskiego zdobył 113 tysięcy głosów i mandat z drugiego miejsca, wyprzedzając Konrada Berkowicza.

Zarazem jednak Braun odstraszał od partii normików, którzy może daliby się przekonać rynkowemu przekazowi Mentzena albo nawet mocno prawicowym treściom podawanym przez Bosaka w umiarkowanej, bardziej dystyngowanej formie, ale poseł gaszący chanukowe świece gaśnicą, fizycznie rozbijający wykłady nielubianych przez siebie historyków Zagłady albo niszczący choinkę w budynku sądu, bo zobaczył na ozdobach europejskie symbole, to już jednak dla nich trochę zbyt wiele.

Braun ze swoimi otwarcie prorosyjskimi poglądami blokował też zdolność koalicyjną Konfederacji. Z Braunem i Korwin-Mikkem na pokładzie partia pozostawała niestrawna nawet dla PiS. Bez Brauna za to, nawet z pewnym antyukraińskim i eurosceptycznym – ale nie jawnie prorosyjskim przekazem – może przy pewnych koncesjach stać się akceptowalna nawet dla KO.

15 proc. na cztery

Jednocześnie w perspektywie wyborów prezydenckich start Brauna jest problemem dla Mentzena. Braun urwie mu na pewne jakieś 2 do 4 punktów procentowych poparcia. W dodatku o bardzo podobny elektorat bić się będzie Marek Jakubiak, co oznacza kolejny mały spadek, może o pół czy 1 punkt procentowy dla Mentzena.

Do prezydenckiego wyścigu włączył się także Krzysztof Stanowski. Nie wiadomo, czy twórca Kanału Zero nie wycofa się ostatecznie przed pierwszą turą, jeśli jednak tego nie zrobi, to urwie Mentzenowi kolejne kilka punktów procentowych, a przede wszystkim zablokuje mu potencjał wzrostu w ogólnie antysystemowym, zniechęconym do konfliktu PO-PiS, nielewicowym elektoracie.

Koniec końców te kilkanaście procent, jakie dziś potencjalnie mógłby wziąć Mentzen, może podzielić się na czterech kandydatów. Nawet jeśli Mentzen weźmie największą część tego elektoratu, to poparcie na poziomie 12 proc. – nie mówiąc o na przykład 9 – będzie znaczyło coś zupełnie politycznie innego niż 17. Zwłaszcza jeśli Mentzen nie stanie na podium.

Czy kandydat obywatelski Nawrocki dotrwa do stycznia?

Słaby wynik Mentzena może uruchomić konflikty wewnątrz Konfederacji. Pojawią się głosy, że Bosak poradziłby sobie lepiej, a Mentzen po raz drugi po 2023 roku położył kluczową kampanię. Skłócona, zdemoralizowana słabym wynikiem Konfederacja może do następnych wyborów parlamentarnych dowieźć poparcie zbliżone do obecnego, niedające jej szans, by odgrywać decydującą polityczną rolę w kraju.

Jak merkantylne i cyniczne nie byłyby motywacje Stanowskiego, to osłabiając Mentzena, wykonuje dobrą pracę przeciw prawicowemu populizmowi. Ba, nawet Grzegorz Braun może w tych wyborach, jak faustowski Mefistofeles, okazać się siłą, która zła pragnąc, dobro czyni. Nie mówię, by od razu im podpisywać listy poparcia – zwłaszcza pod programem „kościół, szkoła, strzelnica, gaśnica” trudno się podpisać – ale każdy, komu nie podoba się perspektywa Konfederacji jako języczka u wagi w sejmie XI kadencji, powinien trzymać kciuki za to, by walczących o podobny elektorat kandydatów było jak najwięcej i by jak najwięcej urwali Mentzenowi.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij