W wyborach do Sejmu Ustawodawczego w 1919 roku chłopska lewica stawała przeciwko ziemiaństwu i klerowi. Ludowcy z PSL „Wyzwolenie” wiedzieli, że „panowie mają na oku interesy klasowe i osobiste, nie dobro Narodu”, czym wywoływali wściekłość w hierarchii kościelnej.
„Bieda tu straszna, bo nie dosyć, że mieszkania nie ma, ale i ogrzać się nie ma czym i krowy nie ma, i chleba, i słomy, i nawet ziemniaków”. Tak Wojciech Zajda, rolnik z Wójczy w powiecie stopnickim, opisywał w roku 1907 warunki życia ludności chłopskiej w jego okolicy.
Położony na Kielecczyźnie powiat stopnicki, podobnie jak sąsiadujący z nim od zachodu powiat pińczowski, były obszarami rolniczymi, pozbawionymi większego przemysłu. Licznie zamieszkiwała tu biedota wiejska oraz służba folwarczna pracująca w miejscowych majątkach ziemskich. Okolica znana była z fatalnego stanu nieutwardzonych, grząskich przez większą część roku traktów komunikacyjnych. W owym okresie ukuło się nawet pejoratywne określenie „drogi pińczowskie”.
Wraz z odzyskaniem niepodległości w 1918 roku oba powiaty połączono w jeden okręg wyborczy do Sejmu Ustawodawczego. Przez lata dominującą pozycję miało tu konserwatywne ziemiaństwo, ale u schyłku I wojny światowej nastąpiła polityczna metamorfoza regionu. Duża w tym zasługa pracy wykonanej przez tzw. ruch zaraniarski, który głosił potrzebę tworzenia samodzielnych organizacji chłopskich, wolnych od paternalistycznego nadzoru ze strony kleru i szlachty.
„Niema na świecie więcej zapomnianej i niedocenianej istoty jak wieśniaczka”
czytaj także
Pionierski wysiłek takich ludzi jak cytowany wyżej Wojciech Zajda, czy Jan Szafranek, rolnik ze wsi Strożyska pod Nowym Korczynem, oraz setek ich kolegów z obszaru zaboru rosyjskiego, przerodził się z czasem w potężny ruch polityczny. W grudniu 1915 roku, na zjeździe w Warszawie, założone zostało Polskie Stronnictwo Ludowe, nazwane potem „Wyzwoleniem”, od tytułu wydawanego przezeń pisma.
„Uczmy się i czytajmy, zajmujmy się i polityką, bo polityka to walka o byt, o nasze prawa” – pisał Marcin Dominik, działacz ludowy z Mikułowic w powiecie stopnickim. „Najwięcej się boją tego nasi panowie, i powiadają, że chłop nie powinien się w politykę bawić, musi się najprzód wykształcić, że dla chłopa to za wcześnie, chłop nie ma prawa nawet myśleć o tym, aby był dopuszczony do rządów w Polsce. Dopiero, powiadają, można to zrobić za jakie dwa stulecia. Ależ, panowie! My historię Polski już dobrze znamy. Wiemy, żeście w przeszłości mało o nas dbali. Tak samo mało dbaliście o ojczyznę, tylko pamiętaliście o swych przywilejach szlacheckich. A i dziś praca wasza dla ogółu, widzimy to doskonale, jest gołosłowna, papierowa i obłudna. To nas zniewala, aby wam nie ufać, ale samemu naprawić to, coście zepsuli”.
Palącym problemem wsi, szczególnie tak biednej jak ta kielecka, był głód ziemi. Wielkie majątki obszarnicze sąsiadowały tu z nędznymi gospodarstwami chłopskimi, na dodatek zwiększała się liczba ludności bezrolnej. Program PSL głosił konieczność takiego podziału ziemi, by można było utworzyć jak największą liczbę gospodarstw samodzielnych, zajmujących obszar wystarczający „dla wyżywienia rodziny”. Jak dosadnie przekonywał Wojciech Zajda, „duże folwarki muszą być rozdrobnione, to jak dwa razy dwa jest cztery. Panowie szlachta za bardzo się rozbrykali i trzeba ich trochę poskromić”.
Działalność ludowców trafiała na podatny grunt. Jak w kwietniu 1918 roku można było przeczytać w raporcie administracji powołanego z woli okupantów Królestwa Polskiego, na Kielecczyźnie hasła głoszone przez PSL miały „szalony popyt”. Kolejny raport z czerwca 1918 roku informował, że „ze wszystkich okolic okręgu kieleckiego donoszą o wpływach, jakie zyskuje Stronnictwo Ludowe, szczególnie pośród inteligentniejszych włościan”.
Pod sztandary PSL garnęła się nie tylko ludność rolnicza, ale też i przedstawiciele inteligencji. Szczególnie chętnie robili to nauczyciele. Spisany w marcu 1919 roku, czyli już w niepodległej Polsce, wojskowy raport na temat stosunków społecznych na Kielecczyźnie, wskazywał, że „ze względu na naturalny zupełnie, daleko idący demokratyzm, a częściowo wskutek pokrzywdzenia materialnego, nauczycielstwo jest usposobione radykalnie i zasila poważnie szeregi PSL”.
Jesienią 1918 roku, wraz z załamaniem się władz okupacyjnych, w różnych regionach Polski pojawiły się oddolne ruchy rewolucyjne, które na własną rękę przejmowały władzę na wyzwalanych obszarach. W powiecie pińczowskim takim wystąpieniem kierował Jan Lisowski, działacz PPS i były marynarz floty rosyjskiej, który powrócił z Rosji pod koniec wojny. W pierwszych dniach listopada zebrał grupę 150 ludzi, rozbroił stacjonujący w Pińczowie oddział austriacki, po czym opanował miasto i okoliczne tereny.
Lisowski deklarował, że podporządkuje się władzy Rządu Ludowego Jędrzeja Moraczewskiego, ale prawicowa prasa donosiła, że nawołuje on chłopów do „napadów na dwory i dzielenia się majątkami ziemskimi”, a osobiście jest przy tym „niekulturalnym anarchistą-wywrotowcem, zmierzającym wprost do bolszewizmu”. Panujący w powiecie chaos i nasilające się akty bandytyzmu sprawiły, że niektórzy spośród miejscowych ziemian zaczęli ze strachu opuszczać swe domy i przenosić się w spokojniejsze miejsca. Te żywiołowe, na poły rewolucyjne, na poły rabunkowe wystąpienia, nazwane nawet wówczas mianem „Republiki Pińczowskiej”, zostały po kilku tygodniach spacyfikowane przez władze wojskowe.
Mimo że Jan Lisowski ostatecznie trafił do aresztu, to podczas zarządzonych na 26 stycznia 1919 roku wyborów do Sejmu Ustawodawczego znalazł się na pierwszym miejscu listy kandydatów PPS. Bezwzględnym faworytem w okręgu pińczowsko-stopnickim było jednak PSL „Wyzwolenie”. Ludowcy byli tu tak pewni zwycięstwa, że wystawili nie jedną, ale dwie listy wyborcze. Na pierwszej znaleźli się kandydaci z powiatu pińczowskiego, na drugiej kandydaci z powiatu stopnickiego. Wspierane przez kler miejscowe ziemiaństwo wystawiło przeciwko nim tzw. listę narodową. Na ostatnim miejscu wpisano tam chłopa Franciszka Olendra, wyłącznie „dla okrasy”, jak szyderczo skomentowali to „wyzwoleńcy”.
Do wyborów zgłosiły też dwie listy żydowskie, jedna wystawiona przez syjonistów, druga przez religijnych ortodoksów. Żydzi stanowili kilkanaście procent ludności okręgu, a w niewielkich miasteczkach regionu, spośród których największy Pińczów liczył ledwie 11 tysięcy mieszkańców, przeważali liczebnie nad ludnością polską.
Na uprzedzenia narodowościowo-religijne nakładał się tu jeszcze antagonizm klasowy, co stymulowało rozwój nastrojów antysemickich. Kontakt polskiego chłopa z Żydem był tu często kontaktem z osobą lepiej sytuowaną materialnie, z narzucającym ceny handlarzem czy dzierżawcą znienawidzonego majątku ziemskiego. „Żydzi-dzierżawcy rozbijają się i panoszą, a ludność głód cierpi” – skarżyli się uczestnicy jednego z wieców PSL w Nowym Korczynie. I choć „wyzwoleńcy” przekonywali, że wszystkim obywatelom Polski, w tym także i Żydom, należą się równe prawa, to nastroje chłopskie łatwo ulegały radykalizacji i przeradzały się w rozruchy antyżydowskie, takie jak te, które przetoczyły się przez powiat stopnicki w marcu 1919 roku.
Nad budowaniem niechęci wobec „obcych” usilnie pracował kler, który z wielkim zaangażowaniem włączył się też w ratowanie stanu posiadania ziemiaństwa i agitowanie na rzecz „listy narodowej”. Działalność ludowców od dawna wywołała wściekłość w hierarchii kościelnej. By sparaliżować ten ruch, posuwała się ona do stosowania wobec niepokornych parafian całego wachlarza dostępnych represji.
Tak pisał o tym Wojciech Zajda, wspominając czasy swej aktywności w „Zaraniu”: „Nie wolno mi było dawać kolędy, nie wolno mi było święcić na Wielkanoc, nie wolno mi było na świadka być przy ślubie, nie wolno mi było być członkiem spółdzielni, nie wolno mi było być członkiem w kółku rolniczym. Nawet brat mój, który nie był zaraniarzem, chciał być w sklepie na sklepowego, to ten klecha powiedział, że brat zaraniarza nie może być. W każdą niedzielę kazał się modlić o moje nawrócenie”.
PSL przeciw klerowi: „Polska powinna zapomnieć, że była szlachecką i księżą”
czytaj także
Nic dziwnego, że i w czasie kampanii wyborczej roku 1919 kościoły stanowiły ośrodki politycznej agitacji. Jan Szafranek tak opisał ówczesne zachowanie kleru: „zaklęcia, przekleństwa z ambon, konfesjonałów, najświętsze tajemnice i praktyki religijne zostały pogwałcone”.
Wysiłek księży okazał się daremny. W okręgu pińczowsko-stopnickim listy PSL zebrały wspólnie aż 81,5 proc. głosów. W ręce „wyzwoleńców” trafiły tu wszystkie mandaty poselskie. Oprócz Zajdy i Szafranka w skład Sejmu Ustawodawczego wybrani zostali nauczyciel Stanisław Płocha z Kazimierzy Małej, rolnik Kazimierz Krawiec z Bronocic, a także mieszkający poza granicami okręgu rolnik Kazimierz Przybycień i inspektor szkolny Alfons Erdman.
Zaledwie 1,2 proc. poparcia uzyskał komitet PPS. Rewolucyjny zapał Jana Lisowskiego okazał się o wiele mniej przekonujący niż żmudna, wieloletnia praca wykonywana przez rzesze lokalnych działaczy ludowych.
Drugie miejsce zdobyli syjoniści, uzyskując 9,3 proc. poparcia, a dopiero trzecie „lista narodowa” z wynikiem 7,5 proc. Jak oceniał cytowany już wyżej raport wojskowy z marca 1919 roku, zarówno ziemiaństwo, jak i duchowieństwo miało „mniejszy niż kiedykolwiek wpływ i łączność z warstwami ludowymi”. Pozycja obszarników ucierpiała nie tylko z uwagi na „rozgorzały apetyt wsi na grunty dworskie”, ale też „z powodu opornego swego stanowiska względem poprawy bytu służby dworskiej, która z reguły inaczej niż przez strajk poprawy tej osiągnąć nie może”.
Ów raport z dużym uznaniem wyraził się za to na temat wpływu aktywności PSL „Wyzwolenie” na postawę społeczeństwa: „Powiaty, objęte pracą organizacyjną i agitacyjną stronnictw ludowych, odbijają ogromnie dodatnio przez swój stosunek do państwa, wyrażony w przebiegu poboru i płacenia podatków, od powiatów, żadną akcją polityczną nie poruszanych. Stanowczo stwierdzić można, że nawet najradykalniejsza, oczywiście w ramach uznania interesu państwa i narodu, praca polityczna wśród chłopów jest dla państwa bardziej pożądana niż pozostawienie wsi w dotychczasowym, biernym stanie, scharakteryzowanym, jeżeli chodzi o uświadomienie, niejednokrotnie tylko poczuciem »tutejszości« i »katolickości«, a regulowanym w stosunku do państwa tylko przymusem, którego ewentualny brak powoduje nie tylko uchylanie się od wszelkich świadczeń, ale i rabunek dobra publicznego”.
Jak w prostych słowach zawarł to jeden z ludowców z Szarbii w powiecie pińczowskim, „lud inaczej rozumie, niż rozumiał niegdyś”.
Bóg, Ojczyzna, Jedność i Zgoda wystarczą. Terror polityczny wielkopolskiej endecji
czytaj także
W skali całego kraju „wyzwoleńcy” osiągnęli 17 proc. poparcia i okazali się najsilniejszym ugrupowaniem polskiej lewicy. Gdy głosy zostały podliczone, jeden z ludowców z Pińczowa napisał w korespondencji do partyjnego pisma, że „lud wyzyskiwany ma nadzieję, że wybrani posłowie dążyć będą, aby już ustał ucisk człowieka przez człowieka”. Podzielony pomiędzy różne frakcje Sejm nie był jednak w stanie zaspokoić rozbudzonych aspiracji ludności chłopskiej. Choć żądanie reformy rolnej było tak powszechne, że żadne stronnictwo nie odważyło się otwarcie przeciwko niemu wystąpić, to jednak parlamentarna prawica czyniła wszystko, by parcelację własności ziemskiej spowolnić i by przeprowadzić ją na warunkach korzystnych dla obszarników.
Jak napisał wtedy Jan Szafranek, „zacietrzewieni nie widzą, że w przeprowadzeniu reformy rolnej leży nasza przyszłość i potęga, szacunek i powaga u sąsiednich nam państw i ludów. Panowie mają na oku interesy klasowe i osobiste, nie dobro Narodu, jak się szumnie głosi w haśle »Bóg i Ojczyzna«. Przyznajcie się szczerze, panowie i księża, czy jesteście drugą Targowicą?”.