Twój koszyk jest obecnie pusty!
Warszawa pionierką laicyzacji? Poczekamy, zobaczymy
Prawie dałam się nabrać, że oto mamy do czynienia ze świecką rewolucją pod nieoczekiwaną wodzą fajnopolackiego, umiarkowanego polityka.

Na Wiejskiej skończyły się wystąpienia katolickich płodofilów, a w warszawskim ratuszu lada chwila może rozpocząć się krucjata obrońców krzyża. Nie po raz pierwszy jednak w Polsce panika moralna wzmaga się tam, gdzie Kościołowi i jego wyznawcom nic nie grozi.
Mimo szumnych zapowiedzi koalicji rządzącej przedstawianej po prawej, konserwatywnej i religijnej stronie jako zło wcielone, wciąż nie mamy przecież legalnej aborcji czy wypowiedzenia konkordatu. O zniesieniu lekcji religii w szkołach nawet nie wspominam, bo ministra edukacji Barbara Nowacka zapowiedziała już, że chce tylko ograniczyć katechezę do godziny w tygodniu. Uff, owieczki bezpieczne.
Może się jednak okazać, że z warszawskiego ratusza faktycznie znikną, choć niecałkowicie, symbole religijne. A skoro w miejscach publicznych wiszą głównie krzyże, to sprawa rozgrzewa przede wszystkim katolików. Piotr Muller, Michał Dworczyk, a także Małgorzata Gosiewska z PiS-u zdążyli już zadeklarować, że staną do walki z dyskryminacją, jaką rzekomo zgotować ma swoim podwładnym wyrastający na naczelnego ateistę III RP Rafał Trzaskowski.
Wprawdzie prezydent stolicy podpisał jedynie zarządzenie wprowadzające standardy równego traktowania, a więc mające przeciwdziałać owej dyskryminacji, ale jego polityczni przeciwnicy twierdzą, że złamał mówiący m.in. o wolności religijnej art. 53 konstytucji. Zapewne oliwy do ognia dolała „Gazeta Wyborcza”, która twierdzi twardo, że „zakazane będzie eksponowanie na ścianach urzędu czy biurkach urzędników symboli związanych z określoną religią czy wyznaniem”.
PiS-owcy są więc pewni, że Trzaskowski będzie ściągał krzyże w biurach podlegających miastu. Zamierzają zwrócić się do wojewody o uchylenie dokumentu, w którym – jak jednak uspokaja Monika Beuth, rzeczniczka ratusza – urząd miasta jako instytucja publiczna po prostu podkreśla swoją neutralność religijną, a więc realizuje założenia świeckiego państwa, którym w końcu Polska wciąż pozostaje, mimo przeczącej temu dominacji Kościoła.
Artykuł „Wyborczej” ku uciesze ateistów i zwolenników rozdziału Kościoła i państwa ochrzcił (sic!) Warszawę pierwszym miastem zakazującym krzyży, ale przedstawicielka stołecznego urzędu wskazuje, że o żadnych zakazach nie ma mowy, a zalecenia związane z neutralnością religijną „odnoszą się wyłącznie do przestrzeni dostępnych dla osób z zewnątrz”.
Początkowo sądziłam, że może Beuth dyplomatycznie łagodzi emocje spowodowane doniesieniami gazety, jednak w 16 standardach, których wdrożenie podpisał Trzaskowski, rzeczywiście brakuje mocnych słów, które czegokolwiek by zakazywały lub nakazywały. Rzeczniczka precyzuje, że „urząd m.st. Warszawy nie ma zamiaru walczyć z tradycją, ani jakimkolwiek wyznaniem”. Dementuje też kolejne doniesienia medialne sugerujące, że wszystkie uroczystości miejskie mają mieć charakter świecki, a więc nieuwzględniający na przykład nabożeństw.
„Miasto organizuje obchody i uroczystości, których tradycyjnym elementem jest i pozostanie msza święta, np. obchody rocznicy Powstania Warszawskiego. Czym innym jest natomiast sam urząd, który powinien być neutralny i przyjazny dla każdego, niezależnie od przekonań, wyznania i światopoglądu – to jest podstawa wolnego, demokratycznego państwa” – czytamy w oficjalnym oświadczeniu.
Mało tego, na decyzję Trzaskowskiego nie skarży się nawet przedstawiciel Kościoła. Komentujący sprawę ksiądz prof. Piotr Kieniewicz, teolog ze Zgromadzenia Księży Marianów, powiedział, że „przepis sam w sobie jeszcze nie powoduje dla niego jakiegoś zgrzytu”, lecz „trochę abstrahuje” czy „jakby odcina się od naszej historii, która przez ponad tysiąc lat była naznaczona chrześcijaństwem”. Dalej duchowny dopowiada, że w jego opinii neutralność religijna „musiałaby oznaczać, że miasto nie włącza się w żaden sposób, także przez finansowanie, w funkcjonowanie instytucji czy organizacji promujących ateizm”, czyli mówiąc krótko: wszyscy powinni być zadowoleni. Ale PiS-owcy chcą chyba być świętsi od papieża.
Nie zdziwię się jednak, jeśli ulicami Warszawy zaraz zaczną przechodzić drogi krzyżowe, choć przyznaję – prawie dałam się nabrać, że oto mamy do czynienia ze świecką rewolucją pod nieoczekiwaną wodzą fajnopolackiego, umiarkowanego polityka.