Kraj

Między samcem alfa a incelem. Jak uratować mężczyzn?

W niektórych obszarach nasilają się zjawiska niekorzystne dla mężczyzn, które często są ukryte przed opinią publiczną. Trzeba się zastanowić, w jakim stopniu większe ryzyko bezdomności, nałogów lub wyboru przestępczej drogi życia wynika z biologii, a w jakim – ze specyficznej socjalizacji. Pisze Jarema Piekutowski.

„Spięcie” to projekt współpracy międzyredakcyjnej pięciu środowisk, które dzieli bardzo wiele, ale łączy gotowość do podjęcia niecodziennej rozmowy. Klub Jagielloński, Kontakt, Krytyka Polityczna, Kultura Liberalna i Nowa Konfederacja co kilka tygodni wybierają nowy temat do dyskusji, a pięć powstałych w jej ramach tekstów publikujemy naraz na wszystkich pięciu portalach.

https://krytykapolityczna.pl/wp-content/uploads/2018/04/spiecie-logo-male.jpg

Jedno jest pewne – przepaść między mężczyznami a kobietami pogłębia się coraz szybciej. W roku 2015 kobiet i mężczyzn deklarujących poglądy lewicowe było mniej więcej tyle samo – odpowiednio 9 i 10 proc. W roku 2020 odsetek kobiet o poglądach lewicowych był już dwukrotnie wyższy niż odsetek mężczyzn (40 i 22 proc.). Zwłaszcza w młodym pokoleniu kobiety i mężczyźni inaczej patrzą na świat – widzą inne zagrożenia. Sondaż OKO.press już w 2019 roku pokazał, że o wiele więcej kobiet niż mężczyzn obawia się wyjścia Polski z Unii Europejskiej oraz katastrofy ochrony zdrowia, zaś o wiele więcej mężczyzn niż kobiet obawia się zagrożenia przez ideologię gender i ruch LGBT oraz kryzys demograficzny.

Jednak nie na różnicach ideowych skupia się Bartosz Brzyski w swoim tekście. Wskazuje na kilka podstawowych nierówności edukacyjnych, społecznych i gospodarczych. Polscy mężczyźni mają niższe kompetencje w zakresie czytania i ogólnie niższe wykształcenie (to zjawisko dotyczące całego świata zachodniego). Coraz gorzej radzą sobie na rynku pracy. Zwłaszcza w świecie zachodnim, mają coraz mniejszą szansę na znalezienie potencjalnej partnerki, stąd (między innymi) powstanie ruchu inceli. Mężczyźni już dziś – dodaje Brzyski – bardziej niż kobiety obarczeni są ryzykiem samobójstwa, bezdomności, popadnięcia w nałogi, przedwczesnej śmierci. Dodam – nie tylko dziś.

Co można zrobić, żeby Polacy rzadziej odbierali sobie życie?

W roku 1950 przeciętna długość życia mężczyzny wynosiła niewiele ponad 56 lat, kobiety zaś – niecałe 62 lata – a więc kobieta żyła o 12 proc. dłużej niż mężczyzna. W 2021 roku, mimo ogromnych zmian społecznych na przestrzeni lat, różnica ta była podobna, choć można się spodziewać, że jedne i drudzy będą żyć dłużej (mężczyźni – około 74 lat, kobiety – około 82). Podobne różnice od lat dotyczą samobójstw, przestępczości, bezdomności i nałogów. Jednocześnie w 2018 roku we wszystkich państwach Unii Europejskiej mężczyźni zarabiali więcej od kobiet – największa gender pay gap wystąpiła w Estonii i na Łotwie (powyżej 21 proc.), najniższa – w Luksemburgu (1,3 proc.) i Rumunii (3,3 proc.). Polska należy do państw o relatywnie niedużej różnicy wynagrodzeń między mężczyznami a kobietami (8,5 proc.). Wskaźnik zatrudnienia w grupie kobiet jest niższy niż w grupie mężczyzn. Według raportu Komisji Europejskiej największym wyzwaniem pozostaje zróżnicowanie czasu poświęcanego na czynności społeczne: 72 proc. kobiet w wieku 25–49 lat realizuje codziennie obowiązki opiekuńcze przez jedną godzinę lub dłużej, w porównaniu z 39 proc. mężczyzn.

Źródła nierówności

Tyle mówią fakty. W społeczeństwie istnieją nierówności płciowe – zarówno te krzywdzące mężczyzn, jak i te krzywdzące kobiety. Mimo starań tylko niektóre z nich udaje się zniwelować; jedne zdają się głęboko zakorzenione i pozostają na podobnym poziomie – inne rosną lub się pojawiają. To dobry punkt wyjścia, by zadać trzy fundamentalne pytania i spróbować przynajmniej zacząć na nie odpowiadać. Brzyski w swoim tekście zadaje je w zasadzie tylko między wierszami, skupiając się na diagnozie sytuacji i naświetleniu nierówności, które jego zdaniem nie są odpowiednio widoczne. Trzeba ten proces myślowy kontynuować.

Te fundamentalne moim zdaniem i powiązane ze sobą pytania brzmią następująco: po pierwsze, w jakim stopniu nierówności te wynikają z różnic biologicznych i psychologicznych, a w jakim – z różnic kulturowych? Po drugie, w jakim stopniu w ogóle możliwe jest zniwelowanie tych nierówności? Po trzecie, w jakim stopniu ich niwelowanie jest zasadne – to znaczy: czy zidentyfikowaliśmy koszty ich niwelowania i czy nie przekraczają one, zwłaszcza w dłuższym czasie, korzyści?

Niestety, odpowiedź na pierwsze pytanie – choć bardzo ułatwiałaby odpowiedzi na kolejne – wydaje się dziś niezwykle trudna, jeśli w ogóle jest możliwa. A to dlatego, że nie istnieje jeden mainstream naukowy i konsensus w tym obszarze. W zasadzie każda strona ideologicznego sporu – od radykalnych konserwatystów negujących wpływ kultury i upatrujących różnic jedynie w biologii do radykalnej lewicy negującej czynniki biologiczne – może znaleźć dane uzasadniające jej stanowisko. Jordan Peterson wskazuje, powołując się przede wszystkim na odkrycia psychologii ewolucyjnej, na biologiczne przyczyny romantycznej niedoli współczesnych mężczyzn (mówiąc o hipergamii, czyli naturalnej tendencji kobiet do wybierania mężczyzn o wyższym statusie) – ale z drugiej strony psychologia ewolucyjna, zwłaszcza w popularnej wersji, została już wielokrotnie skrytykowana, istnieją też badania dowodzące, że przynajmniej w świecie zachodnim zjawisko hipergamii zanika. Z kolei różnicę w poziomie wynagrodzeń kanadyjski psycholog wyjaśnia kilkoma czynnikami – przede wszystkim opieką nad dziećmi, którą w dużej mierze sprawują cały czas kobiety, co powoduje, że mają mniej czasu na rozwój i awans zawodowy.

Biologia czy socjalizacja?

Drugi czynnik, na który wskazuje, odnosi się do jednej z cech Wielkiej Piątki – pięcioczynnikowego modelu osobowości, którą to cechą jest ugodowość i skłonność do altruizmu. Dużo większe nasilenie tej cechy występuje u kobiet, dlatego mają one, zdaniem Petersona, mniejszą skłonność do asertywnej lub agresywnej rywalizacji w pracy. W odpowiedzi na to można jednak wysunąć argument, że ugodowość kobiet nie wynika z biologii, a kształtowana jest przez patriarchalną kulturę. Badacze twierdzą, że cechy Big Five w połowie są dziedziczone genetycznie, a w połowie są wynikiem wychowania.

Graff, Korolczuk: Gender to śmiertelnie poważna sprawa

Rozmowa na ten temat nie ma końca, a stworzenie precyzyjnych wskaźników dowodzących biologicznego lub kulturowego pochodzenia danych cech (a co za tym idzie – nierówności) jest niezwykle trudne. Niestety, o tym, co powszechnie będzie uznawane za prawdę w tym obszarze, w przyszłości zapewne w podobnej mierze będą stanowić czynniki polityczne i siła przebicia danego światopoglądu, co intersubiektywnie kontrolowalna empiria i racjonalne wnioskowanie. Obecnie, zwłaszcza na zachodnich uniwersytetach, dużo większą siłę przebicia mają nurty wskazujące na płynność osobowości i na rolę czynników kulturowych w kształtowaniu relacji między płciami, jednocześnie negujące aspekt biologiczny. Obiektywizm wymagałby jednak uważnego przyjrzenia się obu tym czynnikom.

Odpowiedź na pytanie drugie jest w pewnej mierze związana z odpowiedzią na pierwsze – gdyż próba wykorzenienia zachowań mających swoje głębokie źródło w biologii jest na dłuższą metę skazana na niepowodzenie. Jednak na to pytanie (w połączeniu z pytaniem trzecim) odpowiedzieć łatwiej. Jesteśmy obecnie w trakcie wielkiego eksperymentu równościowego w świecie Zachodu. Eksperyment ten zmierza przede wszystkim w kierunku wzmocnienia sytuacji kobiet, jako dyskryminowanych i deprecjonowanych przez lata. Już widać różne efekty tego doświadczenia, ale podsumowanie będzie możliwe za kilkadziesiąt lat – o ile jakieś zdarzenie lub zmiana polityczna nie spowodują zahamowania procesu wyrównywania szans.

Człowiek nie jest bezwolną ofiarą

Nie da się zaprzeczyć, że przez wiele lat w cywilizacji zachodniej (choć może w mniejszym stopniu niż w innych wielkich cywilizacjach) pozycja kobiet była znacząco gorsza niż pozycja mężczyzn. Widzimy dziś, że niektóre działania zmierzające do wyrównywania szans nie przyniosły opłakanych skutków, przed którymi ostrzegali konserwatyści – straszono na przykład katastrofalnymi konsekwencjami przyznania kobietom praw wyborczych, których dziś nikt poważny nie kwestionuje.

Jednak działania wyrównujące szanse trzeba podejmować w sposób racjonalny i przy zważeniu możliwych kosztów i korzyści. Zwłaszcza że – przede wszystkim w swoich radykalnych formach – naruszają one zasadę pomocniczości. Z tych względów jestem sceptyczny na przykład względem obowiązkowego urlopu ojcowskiego czy parytetów na uczelniach – pomysły te wynikają bowiem z bardzo pesymistycznej, radykalnie Foucaultowskiej wizji człowieka: w tej wizji jest on w zasadzie głównie bezwolną ofiarą przemocy i presji, niezdolną do racjonalnego decydowania o swoim losie i negocjowania go nawet w obrębie rodziny.

Jak zdradziłam sprawę feministyczną i przeszłam na stronę inceli

Tu dochodzimy do podstawowej dla naszego cyklu kwestii sytuacji mężczyzny. Jak słusznie wskazuje w swoim artykule Bartosz Brzyski, ostatnie lata sprawiły, że w niektórych obszarach nasilają się zjawiska niekorzystne dla mężczyzn, które często są ukryte przed opinią publiczną. Rzetelne i obiektywne projektowanie polityk publicznych, oparte na danych, a nie na bieżących, politycznych emocjach, musi uwzględnić także te dane. Trzeba sobie jednak zadać w miarę możliwości powyższe fundamentalne pytania.

W jakim stopniu większe ryzyko bezdomności, nałogów lub wyboru przestępczej drogi życia wynika z cech osobowości właściwych mężczyznom, zakorzenionych w ich biologii, a w jakim – ze specyficznej socjalizacji mężczyzn? W jakim stopniu przyczyną niepowodzeń części mężczyzn w związkach (a co za tym idzie – rozwoju ruchu inceli) jest hipergamia, w jakim – ich socjalizacja, w jakim cechy osobowe, a w jakim struktura społeczna i zawodowa? Co możemy zrobić, żeby złagodzić cierpienie kobiet i mężczyzn spowodowane nierównościami, jednocześnie nie powodując, że to cierpienie pojawi się w zupełnie innym miejscu systemu? Na pewno takiemu myśleniu o losie mężczyzn nie sprzyjają współczesne media nastawione na rozgrzewanie do czerwoności ledwo tlącego się – na razie – i w dużej mierze wymyślonego przez polityków i dziennikarzy konfliktu społecznego między mężczyznami a kobietami. Na pewno nie sprzyjają mu instytucje, coraz bardziej służebne wobec partii, coraz bardziej pozbawione bezpieczników racjonalności. Przed nami mnóstwo pracy u podstaw.

**
Inicjatywę wspiera Fundusz Obywatelski im. Henryka Wujca.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij