Należy zgodzić się z Bartoszem Brzyskim. Rzeczywiście mężczyźni doświadczają nierówności, są to jednak przede wszystkim nierówności wewnątrz męskiego świata. Po 30 latach patriarchalnego nadwiślańskiego kapitalizmu obserwujemy jego coraz wyraźniejszy podział na zwycięzców i przegranych. Pisze Szymon Rębowski.
„Spięcie” to projekt współpracy międzyredakcyjnej pięciu środowisk, które dzieli bardzo wiele, ale łączy gotowość do podjęcia niecodziennej rozmowy. Klub Jagielloński, Kontakt, Krytyka Polityczna, Kultura Liberalna i Nowa Konfederacja co kilka tygodni wybierają nowy temat do dyskusji, a pięć powstałych w jej ramach tekstów publikujemy naraz na wszystkich pięciu portalach.
Otwierający najnowszą edycję „Spięcia” tekst Bartosza Brzyskiego stanowi ważny punkt wyjścia do dyskusji na temat zmieniających się pozycji społecznych kobiet i mężczyzn, różnic w wyznawanych przez nich światopoglądach i wpływie tych zmian na relacje damsko-męskie. Redaktor Klubu Jagiellońskiego nakłada na siebie kolejne zjawiska, starając się uciekać od stawiania zbyt prostych diagnoz i podawania zbyt łatwych odpowiedzi. Spróbujmy zrekonstruować zarysowany przez niego obraz.
Zdaniem Brzyskiego grozi nam narastające poczucie alienacji wśród młodych mężczyzn, wynikające z dwóch przyczyn: trudności w nawiązywaniu relacji z kobietami i pogarszającej się – w stosunku do kobiet – ich pozycji społeczno-ekonomicznej. Autor opisuje zjawisko inceli, czyli mężczyzn żyjących w niedobrowolnym celibacie, dla których „główną osią tożsamości jest niepowodzenie w relacjach z kobietami”, co, jak nietrudno się domyślić, wywołuje u nich frustrację. Męskie niepowodzenia w związkach są jednak dla Brzyskiego tylko punktem wyjścia – co, jeśli, pyta autor, „przebiegunowanie” relacji damsko-męskich, czyli koniec męskiej dominacji, dotyka także innych sfer życia społecznego?
Incele to wierzchołek góry lodowej. O nierównościach, których nie widać
czytaj także
Chyba najciekawsza w tekście Brzyskiego jest próba wskazania społecznych uwarunkowań, które determinują drogi życiowe i zarazem światopoglądy młodych mężczyzn i kobiet. Dlaczego młodzi mężczyźni pozostają przy prawicowych poglądach? Bo są statystycznie mniej mobilni, gorzej wykształceni, częściej pozostają w domu rodzinnym znajdującym się zwykle w mniejszej miejscowości.
To opowieść w pewien sposób kusząca dla lewicy. Gdyby ją nieco wyostrzyć, wyglądałaby tak – kobiety w Polsce dokonują szybkiego awansu społecznego, a w jego efekcie ich światopogląd staje się coraz bardziej liberalno-lewicowy. Mężczyźni zatrzymali się w rozwoju, ich relatywna sytuacja się pogarsza, co budzi frustrację, resentyment i zatrzymuje ich przy prawicy, która obiecuje im przywrócenie dawnej pozycji. Jeśli udałoby nam się zmienić podstawę „męskiego bytu”, być może także mężczyźni opuściliby okopy Świętej Trójcy i przeszli na bardziej liberalno-lewicową stronę mocy.
(Niestety) nie tylko byt określa świadomość
Choć w zarysowanej wyżej opowieści jest zapewne ziarno, a raczej wiele ziaren prawdy, nie oddaje ona całej rzeczywistości. Według badania CBOS w 2020 roku prawicowe poglądy najczęściej deklarują młodzi mężczyźni mieszkający w miastach powyżej 100 tys. mieszkańców – 44 proc. (na wsi jest ich 32 proc.). Jeśli zaś chcemy odszukać najbardziej radykalną część prawicowego elektoratu, to skierujmy spojrzenie na wyborców Krzysztofa Bosaka z ostatnich wyborów prezydenckich. Zobaczymy wówczas, że głosowali na niego tak robotnicy (8,2 proc. w tej grupie zawodowej), jak i właściciele firm (8,7 proc.), tak pracownicy administracji i usług (7 proc.), jak i dyrektorzy, kierownicy i specjaliści (8,6 proc.), a przede wszystkim uczniowie i studenci (20,8 proc. w tej grupie społecznej) – czyli osoby próbujące uzyskać wyższe wykształcenie. Jednocześnie największy wzrost lewicowych poglądów wśród kobiet możemy zaobserwować między 2019 a 2020 rokiem. W tym okresie odsetek młodych kobiet określających się jako lewicowe wzrósł z 19 do 40 proc. Trudno nie wiązać tego zjawiska z wyrokiem tak zwanego Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji.
czytaj także
W obrazie zarysowanym przez Brzyskiego pojawiają się trzy grupy mężczyzn – incele, mało mobilni społecznie i nie najlepiej wykształceni mężczyźni pochodzący z mniejszych ośrodków oraz mężczyźni o prawicowych poglądach. Choć redaktor Klubu Jagiellońskiego nie utożsamia ze sobą tych grup wprost, to jednak nieuchronnie łączą się one w jego analizie. Mnie zaś nie chodzi o to, aby zaprzeczyć ich wzajemnym powiązaniom. Jednak przyglądając się przywołanym danym, trzeba stwierdzić, że rozdźwięk między światopoglądem i wzajemnymi oczekiwaniami młodych kobiet i mężczyzn trudno jest wytłumaczyć przede wszystkim uwarunkowaniami społecznymi. Czy to jednak powód, by ignorować systemowe nierówności, których, zdaniem Brzyskiego, „ofiarami w kilku kluczowych obszarach są dziś mężczyźni”?
Czy mężczyźni są dyskryminowani?
Na początku zaznaczmy, że Brzyski jak ognia unika pisania wprost o dyskryminacji mężczyzn (zamiast tego wskazuje, że są oni ofiarami krzywdy i nierówności), zgadza się za to z tym, że kobiety w Polsce wciąż ulegają dyskryminacji, zaznacza również, że płeć jest tylko jednym z czynników determinujących życiowe szanse mężczyzn i kobiet.
W jakich sferach życia społecznego nierówności dotykają mężczyzn? Autor w różnych miejscach tekstu wskazuje na: system emerytalny, system edukacji oraz podwyższone ryzyko śmierci samobójczej, wpadnięcia w kryzys bezdomności, popadnięcia w nałogi, przedwczesnej śmierci, doznania uszczerbku na zdrowiu w trakcie pracy. Większość ze wskazanych zagadnień układa się w spójną całość, zauważoną zresztą przez autora – problemy przede wszystkim dotykają mężczyzn znajdujących się na niższym poziomie hierarchii społecznej. W swoim tekście Brzyski skupia się raczej na zasygnalizowaniu problemów niż wskazywaniu ich przyczyn i propozycji rozwiązań. Spróbujmy zrobić krok dalej i przyjrzeć się wspomnianej edukacji.
Redaktor Klubu Jagiellońskiego diagnozuje: „obecnie w Polsce co piąty nastolatek i »tylko« co dziesiąta nastolatka nie posiadają podstawowych kompetencji w zakresie czytania. […] Już dziś 20 proc. więcej kobiet niż mężczyzn zdaje maturę, a w wieku szkolnym chłopcy osiągają wyraźnie słabsze wyniki, m.in. w umiejętności czytania ze zrozumieniem”. Edukacyjnych trudności chłopców zdecydowanie nie należały ignorować. W poszukiwaniu możliwych wyjaśnień tego zjawiska Brzyski wskazuje na bardzo wysoki stopień feminizacji zawodu nauczycielki. W efekcie „kobieca” szkoła jest mniej przyjaznym miejscem dla młodych chłopców.
Przyjmijmy roboczo to rozumowanie za właściwe, choć zapewne przyczyn wskazanego zjawiska jest więcej, i zadajmy kolejne pytanie: dlaczego w polskiej szkole uczą głównie kobiety? Czy nie dlatego, że od lat praca ta wiąże się z relatywnie niskimi zarobkami (w szczególności z perspektywy mężczyzn z wymaganym w zawodzie wyższym wykształceniem), coraz mniejszym prestiżem, a próby zmiany tej sytuacji kończą się ignorowaniem ze strony rządzących, co pokazał ostatni strajk nauczycielek?
Dołóżmy do tego sytuację na rynku pracy. Kobiety zarabiają w Polsce mniej prawie we wszystkich branżach i prawie wszystkich grupach decylowych. Różnice płac rosną wraz ze wzrostem dochodu, i tak mediana płac mężczyzn jest o 10 proc. wyższa niż mediana płac kobiet, a płace 10 proc. najlepiej zarabiających mężczyzn są wyższe o 28 proc. od płac 10 proc. najlepiej zarabiających kobiet. Podkreślmy więc raz jeszcze, walka z dyskryminacją kobiet, m.in. na rynku pracy, musi być kontynuowana.
W związku z tematem tekstu przyjrzyjmy się jednak głębiej sytuacji mężczyzn. Nikogo nie powinien dziwić fakt, że nierówności płacowe są zdecydowanie większe wśród nich niż wśród kobiet. Patrząc na te dane, należy zgodzić się z Brzyskim, że mężczyźni doświadczają nierówności – są to jednak przede wszystkim nierówności wewnątrz męskiego świata. Obserwujemy jego podział na zwycięzców – dobrze wykształconych (wciąż zarabiających znacznie więcej niż kobiety) − i przegranych (zarabiających podobnie co kobiety). Po 30 latach patriarchalnego nadwiślańskiego kapitalizmu okazuje się, że jego największymi przegranymi są mężczyźni, a dokładniej mówiąc, co najmniej połowa z nich.
Kto ustala reguły gry?
Kto ustala reguły gry, które są coraz mniej przyjazne dla uboższych i gorzej wykształconych mężczyzn? Czy nie najbardziej zmaskulinizowany rząd w historii III RP? Kto prowadzi firmy, w których podczas wykonywania fizycznej pracy istnieje wysokie ryzyko uszczerbku na zdrowiu z powodu niepoważnego traktowania przepisów i zasad BHP? Kto postuluje ugruntowywanie cnót niewieścich, zaostrza kontrolę nad kobiecymi ciałami, jednocześnie promując tradycyjne wzorce męskości, wśród których znajdziemy siłę i chęć rywalizacji, a nie umiejętność przyznania się do porażki (o toksycznych wzorcach męskości pisał w Kontakcie Hubert Walczyński), co raczej nie wpływa pozytywnie na chęć zgłaszania problemów psychicznych, które mogą prowadzić do samobójstwa?
czytaj także
Walka o emancypację kobiet nie sprowadza się wyłącznie do postulatów mówiących o równouprawnieniu, ale proponuje również inną wizję świata społecznego, w którym oprócz rywalizacji jest miejsce na współpracę, słabsi nie muszą ulegać, a sfera edukacji wraz z dostrzeżeniem indywidualnych, również psychicznych problemów uczniów i uczennic, staje się tematem ważnej debaty publicznej. Zgadzam się z Bartoszem Brzyskim, że wskazane przez niego nierówności dotykające mężczyzn są poważnym problemem społecznym. Wydaje się jednak, że to nie dyskusja o dyskryminacji kobiet uniemożliwia nam ich dostrzeżenie, ale raczej próba obrony za wszelką cenę męskiego świata, który w historii zazwyczaj kończył się podziałem na zwycięzców i przegranych.
**
Inicjatywę wspiera Fundusz Obywatelski im. Henryka Wujca.