Kraj

Śląsku, dlaczego nienawidzisz kobiet? Pytam dla stu znajomych

Gdy władze Śląska chełpią się tym, że organizują szereg wydarzeń z europejskim rozmachem, naukowczynie i artystki z tego regionu psują dobrą zabawę i pytają: „a gdzie są kobiety?”.

„W Katowicach i województwie śląskim kobiety rzadziej zapraszane są do udziału w dyskusjach publicznych, a ich działalność jest mniej widoczna. Jest nas mniej na debatach, wykładach, wydarzeniach kulturalnych i naukowych” – piszą ekspertki, naukowczynie i działaczki ze Śląska.

Tytuł Europejskiego Miasta Nauki brzmi dumnie, prawda? W 2024 będą nosiły go Katowice jako pierwsze miasto w tej części Starego Kontynentu. A jeszcze w grudniu br. rozpocznie się inaugurująca korzystanie z tego zaszczytu huczna impreza, towarzysząca siódmej edycji Śląskiego Festiwalu Nauki. Widowisko o charakterze artystycznym odbędzie się w Spodku, a nad jego programem czuwają znani, związani ze Śląskiem twórcy, na przykład filmowiec Jan Matuszyński, literat Zbigniew Rokita i muzyk Miuosh.

Masłowska: Duży talent u kobiety ściąga na nią rytualną przemoc

Ten ostatni powiedział mi kiedyś w wywiadzie dla „Newsweeka”, że czymś, co go ukształtowało i co uważa za charakterystyczne dla Ślązaków, jest między innymi siła tamtejszych kobiet.

„Na Śląsku generalnie jest tak, że facet ma zarabiać kasę, a kobieta nią zarządzać. Uwielbiam ten śląski matriarchat, w którym kobiety są głową rodziny. To ewoluuje, rzecz jasna, bo zupełnie inną panią domu jest moja mama, a zupełnie inną moja żona Sandra. Ale obie to silne śląskie dziewczyny, które trzymają wszystko za mordę i nikt im nie podskoczy” – mówił, niejako wskazując na sedno problemu, na który zwracają uwagę pomysłodawczynie Listu Stu Kobiet, słusznie oburzone faktem, że w organizację wydarzenia w Spodku zaangażowane niemal wyłącznie męskie nazwiska.

To pokazuje jasno, że władza Ślązaczek, o której opowiadał Miuosh, kończy się na domu i rodzinie. Katowicka impreza stanowi zaś jedynie kroplę w morzu dalekich od równości, od dawna uprawianych w ten sposób praktyk w całym województwie.

„Przykładów [niedoreprezentowania obecności kobiet – red.] jest sporo (można zacząć od analizy stanowisk w instytucjach publicznych czy przeglądu Panteonu Górnośląskiego), jednak naszym celem nie jest w tej chwili zbadanie tego zjawiska, lecz pokazanie, że zwyczajnie jesteśmy” – piszą inicjatorki listy gromadzącej ekspertki, naukowczynie i działaczki (w chwili pisania tego tekstu jest ich już ponad 160), a zarazem sygnatariuszki listu wysłanego do władz wojewódzkich, samorządowych, uniwersyteckich i innych osób oraz instytucji zaangażowanych w Europejską Stolicę Nauki, ale również w starania o zyskanie miana Europejskiej Stolicy Kultury 2029.

Kowalczyk: Role i władza podzielone są przeważnie po staremu

„Tworzymy, działamy, zabieramy głos. Niektóre z nas mieszkają w województwie śląskim, a niektóre z powodów życiowych czy zawodowych są gdzieś indziej, jednak nasza droga życiowa jest związana z tym miejscem (np. sztuka, którą tworzymy, nawiązuje do tego obszaru, mamy tu rodziny). Dlatego czujemy, że nasz głos jest ważny w kontekście budowania różnorodności tego województwa – dodają kobiety Śląska we wspomnianym liście.

Ambicje zostania Europejską Stolicą Kultury 2029 ma między innymi Bielsko-Biała – miasto, które kilkakrotnie odrzuciło popierany przez środowiska kobiece, aktywistyczno-społeczne oraz złożone przez bielski okręg Razem wniosek o utworzenie Miejskiej Rady Kobiet. Jak słyszę od zajmującej się tymi kwestiami od lat bielszczanki, na podobne inicjatywy, choćby na pomysł utworzenia pierwszego w mieście centrum wspierającego prawa kobiet i osób LGBT+, samorządowcy reagują śmiechem.

Zabawne (choć to raczej humor z gatunku tych czarnych lub towarzyszących łzom) może też wydawać się zdjęcie, które na początku 2023 roku krążyło po sieci i przedstawiało laureatów konkursu Bielskie Ikary. To nagrody przyznawane przez prezydenta miasta za szczególne osiągnięcia w dziedzinie kultury i sztuki. Na fotografii widać samych mężczyzn. Kobiety na scenie pojawiły się tylko po to, by podawać kwiaty i trzymać nagrody. Nie zasłużyły nawet na nominacje. Być może dlatego, że kapituła konkursu była mocno zmaskulinizowana.

Do prezydenta miasta wpłynął wówczas list otwarty, pod którym podpisało się kilkadziesiąt kobiet domagających się wprowadzenia uwzględniającego parytet płci zmian w regulaminie konkursu. Przemysław Smyczek, naczelnik wydziału kultury i promocji Urzędu Miejskiego w Bielsku-Białej, stwierdził wtedy, że pomysł nie ma najmniejszego sensu.

„Myślę, że utworzenie specjalnych miejsc dla kobiet byłoby dla nich bardzo krzywdzące. Co roku nagradzamy tych, których ubiegłoroczne działania zasłużyły na wyróżnienie – niezależnie, czy jest to kobieta, czy mężczyzna. Na pierwszym planie jest dla nas sztuka” – powiedział, całkowicie ignorując to, że w liście do prezydenta obalono jego tezę.

Fundamentalistom na uczelni już dziękujemy. Uniwersytet Śląski postawił się Ordo Iuris

„Oczywiście daje się słyszeć argument, że kultura i sztuka nie ma płci. Jest to, de facto, koronny argument wykorzystywany od dziesięcioleci przy usprawiedliwianiu patriarchalnych mechanizmów pomijania kobiet, nie tylko w obszarze sztuki, ale także w wielu innych dziedzinach (w nauce proceder pomijania udziału naukowczyń w pracy badawczo-naukowej nosi nazwę efektu Matyldy). Argument ten ma w praktyce umacniać przezroczysty przywilej mężczyzn oraz racjonalizować brak kobiet w przestrzeni publicznej. Jeśli jednak organizatorzy konkursu Ikary (lub jakiegokolwiek innego) chcieliby dążyć do prawdziwej merytokracji, czyli koncentrować się wyłącznie na osiągnięciach oraz kompetencjach kandydatek i kandydatów, osoby podejmujące decyzje musiałyby nie znać płci wybieranych osób” – czytam.

Odpowiedzi prezydenta nie doczekano się do dziś, tymczasem miasto ogłosiło kolejną edycję konkursu na starych zasadach. Nic zatem dziwnego, że mieszkanki Bielska dziś łączą siły z innymi Ślązaczkami, pisząc listy, zwracając uwagę na dysproporcję, ale i musząc ciągle od nowa słuchać, że kluczem w dobieraniu ekip realizujących wielkie projekty, zasiadających na ważnych stanowiskach czy zdobywających nagrody jest dorobek. Czyżby kobiety pochodzące ze Śląska go nie miały?

Wręcz przeciwnie – pozwólcie, że wymienię z pamięci kilka z nich: Weronika Murek, Anna Cieplak, Dominika Słowik, Diana Lelonek, Anna Dziewit-Meller.

Prześniona emancypacja górnośląskich kobiet

Jeśli też masz czym się pochwalić i pochodzisz ze Śląska, możesz się dopisać do listy naukowczyń, artystek, ekspertek, działaczek, badaczek, która – jak wskazują jej pomysłodawczynie – „trafi do władz publicznych województwa śląskiego z komentarzem, aby w ramach prowadzonych działań zapraszali do współpracy kobiety”. Wystarczy, że wyślesz wiadomość na adres [email protected].

Mentalności nie zmienia się wezwaniem do szacunku osób tradycyjnie marginalizowanych. Mentalność można jednak kształtować regulacjami, które sprawiają, że reprezentantek różnych niedocenianych grup jest zwyczajnie więcej w przestrzeni publicznej i na eksponowanych stanowiskach. Oko społeczne ma wtedy szansę do nich przywyknąć i z czasem – także się przekonać. To się nie wydarzy, gdy w instytucjach dysproporcje pomiędzy kobietami i mężczyznami będą się utrzymywać na niezmienionym poziomie, co doskonale pokazuje przykład Śląska.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paulina Januszewska
Paulina Januszewska
Dziennikarka KP
Dziennikarka KP, absolwentka rusycystyki i dokumentalistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka konkursu Dziennikarze dla klimatu, w którym otrzymała nagrodę specjalną w kategorii „Miasto innowacji” za artykuł „A po pandemii chodziliśmy na pączki. Amsterdam już wie, jak ugryźć kryzys”. Nominowana za reportaż „Już żadnej z nas nie zawstydzicie!” w konkursie im. Zygmunta Moszkowicza „Człowiek z pasją” skierowanym do młodych, utalentowanych dziennikarzy. Pisze o kulturze, prawach kobiet i ekologii.
Zamknij