Kraj

Sierakowski: Buntownik z wyborów Kukiz dał władzę Dudzie

Czy to trwały trend, że prezydentami zostają coraz mniej znaczący politycy?

Dlaczego taki wynik?

Przede wszystkim ze względu na słabości Komorowskiego. Przychylnych sobie niekoniecznie był w stanie zmobilizować do pójścia do urn, w przeciwieństwie do kandydata przeciwnego obozu. Na tym zakończę, bo szkoda gadać. Dość powiedzieć, że dopiero Duda stworzył prezydenta Komorowskiego, który na dwa tygodnie przed klęską zaczął inicjować znaczące zmiany w państwie. To mogło wywołać jedynie zażenowanie.

Ale jak Duda ugrał ponad 50%?

W czasie, gdy Komorowski miał jeszcze 60%, największym problemem Dudy był ponad 50-procentowy elektorat negatywny. Wyborcy wykluczający poparcie go wykluczali możliwość zwycięstwa. Dlaczego jednak przyszli? Przyprowadził ich Kukiz, buntownik z wyborów. Najpierw odebrał ich Komorowskiemu, który zaliczył prestiżową porażkę. W II rundzie obaj politycy podzieli się nimi, ale nierówno. Duda dostał akurat tyle, żeby starczyło do wygranej. Na Dudę głosowali najmłodsi i najstarsi, czyli elektorat zmiany. Pierwsi dlatego, że jako młodzi mogli pozwolić sobie na ryzyko. Wyborcy 25-49 są zakładnikami status quo i nie mogą pozwolić sobie na gwałtowne zmiany, bo mają rodziny, małe dzieci, kredyty, a więc potrzebują stabilizacji. Najstarszych z kolei stać na to, żeby iść na swoimi poglądami bez zwracania uwagi na kwestie materialne, zazwyczaj już zabezpieczone na lepszym lub gorszym poziomie.

Nijakość i zniechęcenie do status quo wystarczyło, żeby dać poparcie kandydatowi, który przypominał portret pamięciowy. Z niczym się nie kojarzył i żadnych skojarzeń nie potrafił wywołać.

Może i dobrze dla niego, bo nawet wielka afera ze SKOK-ami nie chciała się do niego przykleić. Ani Jarosław Kaczyński.

Instytucja prezydenta spadła do II ligi

Czy to jest trwały trend, że prezydentami zostają coraz mniej znaczący politycy? Komorowski był ważnym politykiem PO, ale nie był liderem. Duda nie tylko nie był liderem, ale w swojej partii i w oczach opinii publicznej nie był kimkolwiek. Wyglądało to, jakby partia kupiła go na Allegro. Można się dziś zastanawiać: PiS uważał te wybory za przegrane i dlatego wystawił Dudę czy wystawił Dudę, bo ten dawał największe szanse na wygraną?

To wcale nie jest pytanie, które nie ma już znaczenia. W nim kryje się odpowiedź o granice możliwej emancypacji Andrzeja Dudy.

Duda nie podziękował Kaczyńskiemu, nieładnie

Nie zapomniał o Komorowskim, a zapomniał o szefie PiS? Trudno uwierzyć, że to przypadek. Odpowiecie: Kaczyński nie wychodzi z kryjówki, bo to nie koniec wyborów. Przed nami przecież jeszcze wybory parlamentarne. Tyle że całe przemówienie Dudy pokazało, że chce się wzorować na Kwaśniewskim, czyli stworzyć wyważony, samodzielny ośrodek władzy. Ktoś taki nie będzie liderem obozu, który idzie do wyborów parlamentarnych. PiS poprowadzić musi Kaczyński, który wyjdzie z kryjówki albo będzie musiał wymyślić coś nowego.

Poza Dudą jeszcze jedna zasadnicza zmiana

W tej kampanii PiS zniwelował swoją najpoważniejszą przeszkodę w drodze do władzy. To wcale nie była PO, ale brak zdolności koalicyjnej. Dotąd PiS mógł nawet wygrać z PO, ale i tak nie miałby szans rządzić, bo w przeciwieństwie do Platformy nie miałby z kim. Upadek Palikota i SLD oraz skupienie wokół Kukiza kilkunastu procent ludzi stwarza szansę dla PiS i znacząco osłabia PO.

Buntowników z wyborów będzie więcej

Kukiz jest tylko następnym Palikotem i Mikkem. Będzie żył przez sezon, a później zginie. Zarazi się chorobą zwaną „establiszment”, opatrzy się w towarzystwie innych polityków i stanie się mniej atrakcyjny niż następny buntownik z wyborów. A ponieważ, jak Palikot, wprowadzi przypadkowych ludzi, łatwo ich wykupi PO albo PiS.

PO bez lidera

Komorowski przegrał wstydliwie po pierwszej kadencji i to w sytuacji, gdy na czole miał wypisaną już drugą. W swoim powyborczym przemówieniu jakby zamienił się rolami z Dudą. Gdy prezydent elekt mówił, że będzie prezydentem wszystkich Polaków, Komorowski zapowiadał, że trzeba iść na wojnę. Naprawdę jednak idzie na emeryturę.

Trudno uwierzyć, że Kopacz sprawdzi się dobrze w roli liderki, która po takiej klęsce obozu władzy, przeprowadzi skuteczny kontratak.

Wewnątrzpartyjne zasoby są ubogie. Przywódcy frakcji nadają się na przywódców frakcji. Pokolenie 40-latków w PO nie istnieje, bo samo się wyeliminowało. Nie ma Piskorskiego, Nitrasa, Nowaka. Ale może kupią sobie na Allegro własnego Dudę?

Co będzie z Dudą?

W kampanii szybkością w przyroście pieniędzy, które trzeba byłoby wydać, żeby zrealizować jego obietnice, wygrał nawet z licznikiem Balcerowicza. Wyszło więcej niż całoroczny budżet państwa, więc przekroczyło granice sensu. Duda wiedział, że i tak nikt go z tego nie rozliczy, a może ludzie uwierzą, albo przynajmniej będzie to wyglądało lepiej niż obietnice Komorowskiego. Żeby przywrócić niższy wiek emerytalny, będzie musiał mieć przychylny sobie rząd. Ale żeby mieć przychylny sobie rząd, musiałby współpracować z PiS-em. Z tego układu najłatwiej mu wyjść, zapominając o obietnicach. I tak w większości są niewykonalne. Może skończyć jak Komorowski. Zabije go nijakość.

Co będzie z Polską?

Komorowski nie szkodził, ale też nie bardzo pomagał w posuwaniu tego kraju naprzód. Czy to dużo? Gdy się ma po drugiej stronie PiS, to wielu powie, że oczywiście to jest dużo. Bo naprzód Polskę ciągnie gospodarka, Unia, NGO-sy, kultura, a nie politycy, którzy tylko zawracają głowę w mediach, ale ich rzeczywisty wpływ jest już mikry. Jeśli Duda zmienia to, że otwiera drogę do władzy PiS-owi, to z Polską nie będzie za ciekawie.

Ci, co w oczach mają wielki krater, który zostanie po kraju, przesadzają. To jest szczęście w nieszczęściu postpolityki, że można zmieniać polityków, ale nie można zmienić polityki.

Kaczyński obniżał podatki najbogatszym, a nie swoim wyborcom. Z jakiego powodu miałby się zachowywać inaczej?

Budapesztu tu nie zbuduje, bo Polska to nie Węgry z wciąż żywymi aspiracjami imperialnymi. A PO to nie skompromitowana i rozbita opozycja węgierska. Kaczyński nie przeszereguje sojuszów i nie postawi na Putina, bo Warszawa była pod carskim zaborem, a nie cesarsko-królewskim i nikt tego nie kupi.

Palikot, pierwszy buntownik z wyborów, dostał 10%, Kukiz już 20%. Następny być może dostanie jeszcze więcej i rozwali jednak ten oligopol. Równolegle może powstać polskie Podemos/Syriza, które narodzi się z bardzo dobrze zapowiadającej się partii Razem lub jakiejś innej inicjatywy. Ale to już zupełnie inna historia na inną rozmowę.

***

CZYTAJ NASZE KOMENTARZE PO WYBORACH:
Maciej Gdula: Prezydentura Dudy jest na razie tajemnicą
Jakub Dymek: Jak lał się beton
Agnieszka Wiśniewska: Czekając na Kowale

**Dziennik Opinii nr 145/2015 (929)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Sławomir Sierakowski
Sławomir Sierakowski
Socjolog, publicysta, współzałożyciel Krytyki Politycznej
Współzałożyciel Krytyki Politycznej. Prezes Stowarzyszenia im. Stanisława Brzozowskiego. Socjolog, publicysta. Ukończył MISH na UW. Pracował pod kierunkiem Ulricha Becka na Uniwersytecie w Monachium. Był stypendystą German Marshall Fund, wiedeńskiego Instytutu Nauk o Człowieku, uniwersytetów Yale, Princeton i Harvarda oraz Robert Bosch Academy w Berlinie. Jest członkiem zespołu „Polityki", stałym felietonistą „Project Syndicate” i autorem w „New York Times”, „Foreign Policy” i „Die Zeit”. Wraz z prof. Przemysławem Sadurą napisał książkę „Społeczeństwo populistów”.
Zamknij