Wsparcie Wspieraj Wydawnictwo Wydawnictwo Dziennik Profil Zaloguj się

Z pochodniami ku chwale socjalistów. Lewicowy patriotyzm czy małpowanie nacjonalistów?

Lewica od dawna ma problem z polityką historyczną – w Polsce na tym polu dominuje prawica z przekazem bogoojczyźnianym. Czy odpowiedzią na to ma być opakowanie progresywnej treści w oprawę wizualną kojarzoną raczej z nacjonalistami? Taką strategię zdaje się testować Razem.

ObserwujObserwujesz

Ostatnimi czasy nie brakuje wiadomości o partii Razem – kilka dni temu krytykę na grupę lewicowych posłów ściągnął brak udziału w głosowaniu w sprawie aresztowania Zbigniewa Ziobry, a następnie doszło do tego wyrzucenie z szeregów partyjnych Pauliny Matysiak, którą koledzy uznali za zbyt bliską Prawu i Sprawiedliwości.

Czytaj także Najlepsze sposoby na katastrofę: bezgraniczna nadzieja i kruchość pamięci  Łukasz Łachecki

To wszystko nieco przysłoniło inne związane z Razem wydarzenie, a mianowicie obchodzoną 7 listopada pod warszawską Cytadelą rocznicę powstania Tymczasowego Rządu Ludowego Republiki Polskiej pod przewodnictwem Ignacego Daszyńskiego. Miało to stanowić alternatywę dla zawłaszczonych przez prawicę obchodów Święta Niepodległości, ale okazało się posunięciem kontrowersyjnym także dla części lewicy, czemu zresztą nie pomogły reakcje innych obozów politycznych.

Stara polityka historyczna…

Po obchodach triumf ogłosiła bowiem… skrajna prawica. Ze strony działaczy Młodzieży Wszechpolskiej oraz polityków Konfederacji popłynęły zapewnienia, że Razem zainteresowało się patriotyzmem, ponieważ zostało do tego zmuszone. Sukcesy nacjonalistów oraz ich polityki historycznej miały uczynić odżegnywanie się od ojczyzny niemożliwym nawet dla lewicy, którą wcześniej interesowały tylko zaimki. Sprowadzanie działalności Razem (i nie tylko) do światopoglądówki jest oczywiście fałszem i aby to dostrzec, wystarczy spojrzeć na aktywność tej partii w ostatniej dekadzie.

Praktycznie od swojego powstania partia Razem prowadziła konkretną politykę historyczną, odwołując się do dziedzictwa Polskiej Partii Socjalistycznej i szerzej lewicy niepodległościowej. Już w 2015 r. jej działacze z różnych stron Polski świętowali Dzień Niepodległości właśnie 7 listopada. Podkreślano wtedy dokonania socjalistów w walce o wolną Polskę i krytykowano monopolizowanie tematu przez prawicę.

W następnych latach zabrakło systematyczności, czasem upamiętniano tę samą datę, kiedy indziej na złożenie kwiatów pod pomnikiem Daszyńskiego wybierano bardziej standardowy 11 listopada, ale ogólny zamysł pozostawał ten sam. Warszawski okręg partii wysyłał delegacje pod Bramę Straceń na Cytadeli również przy okazji rocznic powieszenia przez carskie władze Stefana Okrzei, bojownika PPS.

Można wymienić także wypowiedzi liderów lewicowej partii lub jej posty w mediach społecznościowych, które dotyczyły Tadeusza Kościuszki, rewolucji 1905 r. czy antyfaszystowskich bojowników podziemia niepodległościowego, takich jak Krzysztof Kamil Baczyński. Zatem wbrew deklaracjom skrajnej prawicy, patriotyzm od zawsze był obecny w retoryce Razem. Nowością natomiast jest pompa, z jaką obchodzono niedawno minioną rocznicę. Nie zadowolono się zwyczajowym postem na facebooku lub zapaleniem znicza przez kilka osób, lecz zrobiono obchody z prawdziwego zdarzenia.

Z nową, polaryzującą estetyką

Jednym z powodów, dla których o wydarzeniu upamiętniającym powstanie rządu Daszyńskiego zrobiło się głośno, była jego oprawa wizualna. Pod warszawską Cytadelą miał miejsce prawdziwy spektakl – w ciemny wieczór spod Bramy Straceń przemawiali liderzy partyjni, a prostopadle do nich w dwóch długich szeregach ustawili się działacze partii z płonącymi pochodniami i polskimi flagami. Jak wytknęli niektórzy użytkownicy mediów społecznościowych, całość przypominała raczej obchody w wykonaniu nacjonalistów. Albo scenę rodem z serialu o Mussolinim.  

Tutaj docieramy do interesującego pytania: czy faszyzm i jego estetyka są ze sobą nierozerwalnie związane? Czy można być antyfaszystą i jednocześnie uwielbiać architekturę włoskiego racjonalizmu, której największym dziełem jest faszystowska dzielnica EUR w Rzymie? Sprzeciwiać się rasizmowi i tworzyć grafiki stylistyką nawiązujące do propagandy któregoś z reakcyjnych reżimów poprzedniego stulecia? Albo gardzić nacjonalizmem, ale brać udział w obchodach z pochodniami?

Nie mam tu jednoznacznej odpowiedzi, chociaż raczej sprzeciwiałbym się tezie, że wybiórcze korzystanie z symboliki przeciwnika oznacza upodabnianie się do niego. I nawet jeśli jednym z fundamentów faszyzmu była estetyzacja polityki m.in. przy użyciu takich spektakli, to nie sądzę, żeby pozowanie z pochodniami miało prowadzić w stronę ideologii faszystowskiej. Co nie znaczy, że w skądinąd słusznym zaangażowaniu się przez Razem w politykę historyczną nie znajdziemy bardziej wątpliwych elementów.

Flagi narodowe – tak, ale czemu kosztem czerwonych?

Niektórym lewicowcom, zwykle tym bardziej anarchizującym, przeszkadza samo korzystanie z symboliki narodowej i to w tak dużym natężeniu. Nie przyłączę się do tej krytyki – pod polską flagą walczyły przecież rzesze zadeklarowanych socjalistów – mam jednak inny zarzut. Czemu podczas świętowania rocznicy stworzenia rządu przez polityków PPS-u zabrakło czerwonych sztandarów?

Gdy delegacja Polskiej Partii Socjalistycznej 11 listopada spotkała się z przybyłym do Warszawy Józefem Piłsudskim, próbowała mu wręczyć właśnie flagę w kolorze czerwieni. Ten odmówił, wybierając barwy narodowe, ale od Razem nie oczekiwałbym analogicznego kierowania się w tym aspekcie logiką albo-albo. Inaczej mówiąc, nie mam nic przeciwko sięganiu po symbole patriotyczne, dopóki nie odbywa się to kosztem socjalistycznych.

Czytaj także Polska nie potrzebuje „Ojców Niepodległości” Przemysław Kmieciak

Co prawda podczas uroczystości została odśpiewana Warszawianka, a w wystąpieniach odwoływano się bezpośrednio do PPS-u i walki socjalistów o niepodległą Polskę, ale w świat poszły raczej same zdjęcia, niezdradzające przywiązania do lewicowych idei. W mediach społecznościowych udostępniały je nawet zagraniczne profile prawicowe, być może mylnie interpretujące obchody jako nacjonalistyczne. Chyba jednak nie o taki rozgłos chodzi, nawet biorąc pod uwagę próby wyjścia poza lewicową bańkę.

Od kampanii prezydenckiej widać wyraźnie, że Razem próbuje zerwać z wizerunkiem partii „Julek” z niebieskimi włosami – nie oznacza to porzucania progresywnego światopoglądu, ale nacisk kładziony jest na propozycje, które miałyby posłużyć nie tylko przedstawicielom mniejszości. Z kolei w polityce historycznej lewicowe ugrupowanie usiłuje kultywować niezbyt kontrowersyjne tradycje niepodległościowego socjalizmu, jednocześnie odcinając się od wszystkiego, co kojarzyłoby się z komunizmem. Może właśnie to stało za decyzją, żeby nie eksponować czerwonych sztandarów, które akurat łączyły oba odłamy lewicy.

Pytanie, czy nie wylewa się tu dziecka z kąpielą. W końcu celem jest wypromowanie alternatywnej interpretacji historii, nie dopasowanie się do dominującej narracji z gatunku „Bóg, honor, ojczyzna” i pod patronatem „żołnierzy wyklętych”.  Niech działacze Razem do woli ściągają metody prowadzenia polityki historycznej od skuteczniejszej na tym polu prawicy, jeśli ma to wpłynąć pozytywnie na ich widoczność – tylko powinni mieć na uwadze, że wstydzenie się własnej symboliki i chodzenie na palcach wokół drażliwych tematów uczyni cały ten wysiłek jałowym. Nawet gdyby na następnych obchodach pochodni miało być tysiąc, to nic to nie da, jeśli wzorem innych Razem u patriotycznej lewicy będzie podkreślać patriotyzm bardziej od lewicowości.

Komentarze

Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.

Zaloguj się, aby skomentować
0 komentarzy
Komentarze w treści
Zobacz wszystkie