Program Lewicy potwierdza, że to najbardziej proeuropejska siła w Polsce. Antyeuropejskiemu wzmożeniu PiS nie przeciwstawia nostalgii za tym, jak dobrze było w UE przed 2015 rokiem, tylko wizję wychodzącą w przyszłość, odnoszącą się do dyskusji nad reformą Unii, jakie toczą się w tej chwili.
Nawet najbardziej świadomi wyborcy rzadko podejmują decyzję co do tego, na kogo zagłosować, na podstawie lektury programów wszystkich partii. A nawet tej jednej, do głosu na którą się skłaniają. Co najwyżej robią sobie szybki test na Latarniku Wyborczym.
Trudno się dziwić. Programy obejmują szereg problemów, które niekoniecznie interesują indywidualnego wyborcę. Z drugiej strony, jeśli mają być kompleksowe, muszą operować na dużym poziomie ogólności, zwłaszcza jeśli chodzi o to, jak dana partia wyobraża sobie realizację założonych celów.
czytaj także
Jak pod tym kątem wypada tegoroczny program Lewicy? Z całą pewnością wyłania się z niego obraz partii nowoczesnego państwa opiekuńczego: z bardzo silnym komponentem wolnościowym, ale też bogatą siecią instytucji mających na celu zapewnić jednostkom elementarne bezpieczeństwo bytowe i wzmacniać spójność społeczną. Program zawiera w sumie aż 155 punktów, pogrupowanych w kilkanaście bloków tematycznych.
Praca i mieszkania – tematy, których nikt inny nie podniósł
Dwa najmocniejsze punkty to praca i mieszkania. Choćby dlatego, że tego pierwszego tematu żadna inna partia nie podjęła, a na drugim polu Lewica jest jedną z dwóch partii (obok Konfederacji), która odchodzi od paradygmatu podażowego. A mówiąc po ludzku: od dopłat do kredytów, które skutkują rosnącymi cenami mieszkań, zwiększając zyski banków, deweloperów i osób mających nieruchomości do sprzedania.
O ile Konfederacja chce obniżyć ceny nieruchomości mieszkalnych przez poluzowanie lub zniesienie szeregu regulacji budowlanych – co zakończyć się może urbanistyczną, a z niemałym prawdopodobieństwem niejedną mieszkaniową katastrofą – Lewica postuluje wzmocnienie sektora budownictwa społecznego. Z pomocą środków Unii Europejskiej do 2029 roku ma powstać 300 tysięcy mieszkań na tani wynajem. Budować je mają samorządy, a państwo dostarczyć finansowania i planowania.
czytaj także
Opcja mieszkania na wynajem w sektorze społecznym nie dla każdego będzie atrakcyjna. Ale skorzystają na niej nie tylko osoby, które w takich lokalach zamieszkają. Istnienie silnego sektora najmu społecznego, traktowanego jako ważny filar rynku mieszkaniowego – a nie jako miejsce, w którym upychamy najuboższych i najbardziej wykluczonych – obniży popyt na najem w sektorze prywatnym i zmniejszy presję na własność, potencjalnie też obniżając ceny. Model wspierania popytu ma swoje wyraźne ograniczenia, co pokazują wykluczające także klasę średnią ceny mieszkań rosnące po uruchomieniu kredytu 2 proc. Trzeba szukać innych rozwiązań.
Lewica obiecuje także rozwiązania podatkowe mające zwiększać opłacalność najmu długoterminowego, wsparcie dla kooperatyw mieszkaniowych oraz dla osób już spłacających kredyty mieszkaniowe.
W temacie pracy program Lewicy skupia się na trzech kwestiach: godnym wynagradzaniu pracowników (zwłaszcza w sektorze publicznym), prawie do odpoczynku oraz ich podmiotowości w miejscu pracy. Mamy więc podwyżki w budżetówce, prawo do odłączenia się po zakończeniu dniówki, stopniowe skracanie czasu pracy i wydłużanie urlopu, wsparcie państwa dla układów zbiorowych i obecność przedstawicieli pracowników w radach nadzorczych.
czytaj także
Sam nie jestem do końca przekonany np. do zawartego w programie postulatu stopniowego dążenia, by płaca minimalna każdego roku wynosiła 66 proc. średniego wynagrodzenia z roku ubiegłego. Obawiam się, że to wykończy albo wepchnie w szarą strefę wiele mniejszych przedsiębiorstw, zwłaszcza w uboższych regionach kraju. Ale przeglądając propozycje Lewicy, da się zauważyć kompleksowe myślenie o pracy w XXI wieku. O tym, jak zabezpieczyć zdobycze pracownicze wieku XX w nowej rzeczywistości, gdzie coraz większą rolę odgrywają i odgrywać będą algorytmy, wielkie platformy cyfrowe, zbieranie i przetwarzanie danych.
Partia prawdziwie wolnościowa i europejska
Program Lewicy zawiera też bardzo dobry zestaw postulatów wolnościowych. Mamy więc legalną aborcję do 12. tygodnia, równość małżeńską dla par jednopłciowych, legalizację marihuany, uproszczenie procedur uzgodnienia płci i uzyskania rozwodu – co w państwie szanującym prawa obywateli do autonomii i podążania za szczęściem zgodnie z własnymi wartościami powinno być oczywistością.
Lewica postuluje też likwidację głęboko szkodliwych przepisów Kodeksu karnego, służących dziś jako pałka na dziennikarzy, artystów i aktywistów – konkretnie art. 212 i 196.
Pierwszy definiuje przestępstwo zniesławienia, z którego ścigani (z oskarżenia prywatnego) mogą być choćby dziennikarze piszący o władzy. Zwłaszcza postaci związane z obozem Zjednoczonej Prawicy z chęcią sięgały w ostatnich ośmiu latach po ten środek. Oczywiście, osoby publiczne powinny móc dochodzić swoich praw, gdy padają ofiarami pomówień, ale podobne sprawy nie powinny być przedmiotem prawa karnego, tylko postępowań cywilnych.
Manifestujmy siostrzeństwo na przekór konfiarzom, prawackim dziadom i klerowi
czytaj także
Z kolei artykuł 196 penalizuje obrazę uczuć religijnych. Jeśli obywatele są równi, to światopoglądy religijne nie powinny być traktowane inaczej niż niereligijne. Ten zapis bywa używany jako narzędzie penalizacji krytyki religii i jej przejawów. Tymczasem religia powinna być takim samym przedmiotem swobodnej dyskusji, krytyki, a jak ktoś ma ochotę, to i szyderstwa, jak wszelkie inne zjawiska kulturowe.
Na liście wolnościowych tematów w programie Lewicy brakuje niestety eutanazji. A biorąc pod uwagę postępującą sekularyzację społeczeństwa i towarzyszącą jej nieuchronnie erozję katolickiej etyki śmierci, a także starzenie się populacji Polski, temat ten będzie stawał się coraz bardziej istotny. Lewica także tu powinna być siłą postulującą zmiany w duchu poszanowania autonomii i prawa wyboru osób starszych lub śmiertelnie chorych.
Niezależnie od tego braku, to Lewica, a nie Konfederacja, jest dziś najbardziej wolnościową partią w Polsce. Także ze względu na towarzyszące wyżej wymienionym postulatom socjalne i propracownicze rozwiązania, gwarantujące pewną materialną bazę, bez której wolność często staje się po prostu pustym hasłem.
Program Lewicy potwierdza, że to najbardziej proeuropejska siła w Polsce. Antyeuropejskiemu wzmożeniu PiS nie przeciwstawia nostalgii za tym, jak dobrze było w UE przed 2015 rokiem, tylko wizję wychodzącą w przyszłość, odnoszącą się do dyskusji nad reformą Unii, jakie toczą się w tej chwili.
Lewica wprost opowiada się za zacieśnianiem integracji UE, w tym za stopniowym odchodzeniem od zasady jednomyślności w jej organach na rzecz większości kwalifikowanej – co postulował m.in. niedawno opublikowany raport na temat przyszłości Unii, przygotowany przez komisję powołaną przez rządy Francji i Niemiec. Lewica chce też wzmocnić Parlament Europejski, dając mu inicjatywę ustawodawczą, oraz „unię społeczną”. A więc proces zmierzający do stopniowego przyjęcia wspólnych europejskich standardów prawa pracy czy ubezpieczeń społecznych. Polska ma też wyznaczyć sobie harmonogram przystąpienia do euro, który pozwoli przyjąć walutę w optymalnym dla nas momencie.
Można się zgadzać lub nie z tą polityką. Ja się zgadzam, choć widzę problem choćby w tym, że optymalny moment przyjęcia euro może leżeć zupełnie gdzie indziej politycznie niż gospodarczo – bo strefa euro będzie się ściślej integrowała w gronie chętnych i długie pozostawanie Polski poza nią może nas trwale umieścić w „Europie drugiej prędkości”.
Młodzi (nie) głosują. Jakiej demokracji chcecie bronić na takiej planecie?
czytaj także
Bardzo ciekawy w tej kwestii jest także program polityki bezpieczeństwa Lewicy. Nie odrzuca on NATO ani współpracy transatlantyckiej, ale kładzie nacisk na konieczność budowania wspólnoty obronnej w ramach UE. Wojna w Ukrainie ujawniła, jak słaba w tym obszarze jest Europa i jak zależna pozostaje od Stanów. A nie można liczyć, że kolejne wybory będą wygrywali przywiązani do więzi transatlantyckich politycy. Nawet jeśli Trump nie sięgnie po prezydenturę, nie można wykluczyć zwycięstwa w tych lub następnych wyborach kogoś, kto ma podobne poglądy na obecność USA w naszym regionie i relacje z Rosją. Europa potrzebuje zabezpieczyć się na wypadek takiego wariantu.
Ostrożnie o podatkach
Lewica przedstawia się od lat jako „partia sektora publicznego”, szczególnie istotne było więc dla niej ujęcie tej kwestii w programie. Zwłaszcza w dwóch najbardziej newralgicznych obszarach: ochronie zdrowia i edukacji. Wyszło przyzwoicie. Lewica nie odkrywa Ameryki – choć w tym przypadku należałoby powiedzieć: Skandynawii – ale zbiera zestaw postulatów niezbędnych do stworzenia warunków dla uzdrowienia sektora publicznego: zwiększenie finansowania (8 proc. PKB na zdrowie, 3 proc. na badania i rozwój), godne płace dla lekarzy, pracowników nauki i oświaty, upodmiotowienie uczniów i nauczycieli, w nauce zmniejszenie znaczenia systemu grantowego i konkursowego.
Przyzwoity jest też program zielonej transformacji: odchodzenie od paliw kopalnych, zeroemisyjny miks oparty na OZE i atomie, inwestycje w oszczędzającą energię infrastrukturę, wsparcie dla spółdzielni energetycznych, głębsza integracja europejskiej polityki energetycznej, m.in. w obszarze zakupu surowców. Program przemilcza jednak coś, co nazwać można widmem żółtych kamizelek: potencjalne bunty wobec tych przemian w uboższej części społeczeństwa, postrzegającej je jako zagrożenie dla swojego poziomu konsumpcji.
czytaj także
Lewica pisze co prawda o wsparciu dla regionów zależnych od węgla i energetyki węglowej czy gwarancjach „prądu na każdą kieszeń”. Nie odnosi się jednak do problemów, jakie dla budżetów gospodarstw domowych może stwarzać przechodzenie na elektromobilność, do lęków przed tym, że podróże samolotem znów będą dostępne tylko dla wąskiej elity, przed tym, że nowe wymogi energetyczne jeszcze bardziej odsuną perspektywę budowy własnego domu czy zakupu mieszkania. Jak ważyć racje między zachowaniem przyzwoitego poziomu konsumpcji a wymogami zielonej transformacji? Między politykami Unii w tym zakresie a potrzebami bardziej zacofanych europejskich gospodarek, jak nasza? Nie oczekuję, że Lewica rozwiąże ten problem w swoim programie, ale mam wrażenie, że taktycznie go przemilcza.
Takie taktyczne przemilczenia widać jeszcze w kilku obszarach. Najwyraźniej w kwestii podatków. Lewica nie podaje tu żadnych liczb, żadnych marginalnych stawek opodatkowania, żadnych progów, od których miałyby obowiązywać – być może nauczona zamieszaniem wokół „kalkulatora podatkowego” partii Razem z 2015 roku.
Jeśli Wiśniewska zmyśla, to pół biedy. Gorzej, jeśli to wszystko prawda
czytaj także
Program mówi tylko o wprowadzeniu progresywnej skali podatkowej „odciążającej gospodarstwa domowe o niskich i średnich dochodach” – nie precyzuje jednak, co miałoby być średnim dochodem i od jakiego progu zapłacimy więcej. Lewica proponuje też obniżenie stawek VAT, czyli podatku, który jest głównym źródłem podatkowych wpływów budżetu. Nawet doliczając propozycje „likwidacji przywilejów podatkowych kleru”, opodatkowania gigantów cyfrowych i nadmiarowych zysków firm paliwowych, pojawia się pytanie, czy program domyka się finansowo, zwłaszcza biorąc pod uwagę wszystkie zaplanowane w nim wydatki. Brak odpowiedzi na pytanie „jak to się spina finansowo” to jedna z największych słabości tegorocznego programu Lewicy.
Co w nim jeszcze nie przekonuje?
Przyznaję, że rozczarowało mnie to, jak potraktowano kulturę. W programie nie ma nawet odrębnego, poświęconego jej sektora. Na 155 punktów kultury dotyczy zaledwie kilka: o ubezpieczeniu społecznym dla artystów, możliwościach wypożyczania cyfrowych kopii publikacji objętych prawem autorskim z Biblioteki Narodowej, otwartych, transparentnych konkursach dla dyrektorów instytucji kultury, wsparciu dla języków regionalnych, promocji kultury polskiej za granicą, „pluralistycznych mediach publicznych” oraz bonach na uczestnictwo w kulturze dla seniorów. Poza tym ostatnim każdy z tych postulatów jest bardzo dobry, choć warto by wskazać, z czego ma być finansowane ubezpieczenie dla artystów – czy np. z opłaty reprograficznej, rozszerzonej też na smartfony?
Nie wiem, czy kultura wytrzyma trzecią kadencję PiS [rozmowa]
czytaj także
Nie ma zobowiązań do finansowania kultury na określonym poziomie PKB, nie ma nic o edukacji artystycznej, dostępie do kultury dla dzieci i młodzieży, kulturze w małych miejscowościach, wsparciu dla twórców negocjujących tantiemy z cyfrowymi gigantami.
Jestem też bardzo sceptyczny wobec przesadnego wychylenia programu w stronę potrzeb seniorów. Poza wspomnianym bonem na kulturę mamy między innymi podwójną waloryzację emerytur, emerytury stażowe, rentę wdowią, senioralny bon turystyczny, przywrócenie emerytur mundurowych. Na końcu senioralnej części dokumentu pada obietnica: „Zachowamy świadczenia wprowadzone po 2015 roku i wprowadzimy ustawową zasadę ich corocznej waloryzacji” – co pewnie oznacza zostawienie 13. i 14. emerytury, bardzo dyskusyjnego rozwiązania. Na szczęście w programie nie znalazła się wprost sformułowana obietnica niepodwyższania obecnego wieku emerytalnego.
Emerytury mundurowym przywrócić po prostu trzeba, można też dyskutować o emeryturach stażowych – ale to miałoby sens w wypadku wyższego i zrównanego ogólnego wieku emerytalnego. Ale wszystkie te propozycje zebrane razem za bardzo faworyzują interes seniorów kosztem innych grup społecznych. Rozumiem stojący za tym interes wyborczy, Lewica musi zadbać o swój udział w tym elektoracie, ale interes społeczny nakazywałby inne wyważenie senioralnych interesów.
Wreszcie w programie zabrakło wizji państwa nie tylko wolnościowego i opiekuńczego, ale i „przedsiębiorczego” – wspierającego innowacje i te branże gospodarki, które mogą przynieść społeczny rozwój, dobrze płatne i stabilne miejsca pracy – bo tych nie wymusi na pracodawcach sama Polska Inspekcja Pracy, niezależnie od tego, jak ją (co postuluje Lewica) wzmocnimy.
Częściowo podobne propozycje pojawiają się rozproszone w programie: państwo ma wspierać swój przemysł farmaceutyczny i środków transportu, inwestować w zieloną transformację i nowoczesne budownictwo. Ale przydałoby się kilka spinających to punktów.
Lepiej nie będzie
Biorąc to wszystko pod uwagę, oceniłbym program na 7/10. Nieźle jak na polską politykę roku 2023. W najbliższym czasie lepiej nie będzie. Oczywiście Lewica nie ma szans na pełną realizację swoich postulatów. Sukcesem byłoby kilka. Ale dobry wynik dla tego rodzaju programu może pomóc umieścić bliżej centrum polskiej debaty publicznej bardzo istotne kwestie: budownictwo społeczne, wzmocnienie usług publicznych, upodmiotowienie i ochronę pracowników w warunkach gospodarki XXI wieku oraz solidny zestaw postulatów wolnościowych.