Edukacja zdrowotna na pół gwizdka. Rząd znowu ulega histerii prawicy

Lekcje o ciele i dorastaniu mogły stać się przełomem. Ale władza jak zwykle boi się prawicy.
Fot: Steve Harvey/Unsplash

Prawica od dawna żywi się paniką moralną, a władza jak zwykle panicznie boi się jej sprzeciwić. Efekt? Rodzice wypisują dzieci z zajęć, a te nadal nie będą wiedzieć, jak nauka łączy się z naszym życiem.

W przeciwieństwie do wielu nie uważam, jakoby nieznajomość różnic między okresem a owulacją była oznaką potrzeby wprowadzenia edukacji zdrowotnej. Andrzej Kosztowniak, poseł PiS, który nie rozumie pojęcia „polucja”, i tak pewnie wyrzuciłby je z pamięci, nawet gdyby przeszedł kilka lekcji edukacji zdrowotnej tygodniowo. Wszak o owulacji uczyli się przecież, swego czasu, na lekcjach biologii, a i tak po latach ani mru, mru. To, co moim zdaniem zasługuje na uwagę, to nie tyle odpowiedź szanownych panów, co zadane im pytanie.

Oto bowiem pytanie o różnice między okresem a owulacją pozwoliło publicznie wyjść z dotychczasowego paradygmatu edukacji rozumianej jako pamięciowa, przygotowująca głównie do egzaminów do szkół średnich lub studiów. Polska edukacja od lat niemal programowo oderwana jest od życia, a świat nauki, żyjący w wyalienowanym uniwersum podręczników, sprawia wrażenie kompletnie alternatywnego, a co za tym idzie – nieważnego dla życia Polaków. Jego symbolem jest jeden młody typ w Sejmie, odpytujący posłów ze znajomości flag obcych państw. Jednocześnie osoby umiejące się poruszać w tym systemie uważane są za życiowo mądre, stąd kiwanie głową do rozmaitych bzdur wypowiadanych przez polskie profesorskie głowy. Gdy się nie ma nawet podstawowego instrumentarium krytycznego, zweryfikować je trudno.

Zdecydujcie się: albo dobro dzieci, albo fajnokatolicyzm

Edukacja zdrowotna ma szansę ów paradygmat zmienić. Oto bowiem dostajemy lekcje, które nie będą nas uczyły memowej budowy pantofelka, wzorów matematycznych, które i tak się wygugluje czy kolejnej nic nieznaczącej daty historycznej. Oto dostaniemy lekcje, które pokażą, jak nauka łączy się z naszym życiem. Co się dzieje z naszym ciałem, jak identyfikować zmiany, jak i u kogo je leczyć. Jak sobie radzić z dorastaniem.

Problem w tym, że wprowadzenie edukacji zdrowotnej odbywa się dokładnie tak, jak wszystko w naszym spolaryzowanym kraju. Z jednej strony mamy więc prawicę, która protestuje, histeryzuje i urządza panikę moralną.

Tyle że polska prawica urządza panikę moralną niemal we wszystkich sprawach. Rok temu mieliśmy wszyscy jeść robaki, potem prawicowe mózgi gryzły plastikowe butelki, pokazując pokrwawione wargi od prób oderwania nakrętek. Dalej była histeria z migrantami zachodniej granicy, kilka dni temu wiatraki, zaraz będzie umowa Mercosur. Bez względu na to, czy stoją za tym merytoryczne argumenty, czy nie (zwykle nie stoją), panika moralna uprawiana jest niemal non stop.

Prawica już dawno zrozumiała, jak wygodnym, niemal bezpłatnym narzędziem politycznym jest straszenie Polaków, a zwłaszcza własnych wyborców. Ci bowiem, w momencie uznania, iż drugi obóz na pewno kłamie, są w stanie uwierzyć niemal we wszystko, gdyż w spolaryzowanym, dychotomicznym świecie (my versus oni) brak jest tego trzeciego, który mocą autorytetu powie, że politycy ich okłamują. Prawicowy elektorat łyka niemal wszystko i znaczna jego część serio wierzy w to, że Tusk jest agentem Berlina w Generalnym Gubernatorstwie zwanym Polską.

Mercosur bez paniki. Umowa, na której polski przemysł zyska, a rolnictwo nie straci

Z drugiej strony mamy obecną władzę, która jakiejkolwiek większej zmiany boi się chyba jeszcze bardziej niż prawica boi się całego świata. Z niewiadomych do końca względów uznała obecna władza, że te wszystkie prawicowe histerie to są histerie całego elektoratu i zamiast dawać odpór, non stop mu ulega.

O ile może to być politycznie (acz już nie moralnie) zrozumiałe w sprawach fundamentalnych, jak chociażby kwestia szczelności granic, o tyle uleganie niemal we wszystkim innym sprawia wrażenie, że to nie rząd, a komentariat, czyli socjalowa ulica, rządzi krajem. Wprowadzenie edukacji zdrowotnej jako przedmiotu zaledwie nieobowiązkowego jest tego najlepszym przykładem.

Zamiast forsować na siłę własne pomysły, iść na ideologiczne zwarcie i pokazywać, jak znienawidzony w Polsce Episkopat, sabotujący walkę z pedofilią, znów stanowi zagrożenie dla dzieci, władza stosuje półśrodki, które nie zadowalają nikogo. Prawica nadal histeryzuje o programie, którego nawet nie czytała. Antyprawica okazuje uległość czy wręcz paniczny strach wobec prawicy, co stawia pod znakiem zapytania jakiekolwiek angażowanie się po stronie rządu jako przegrywającej ciamciaramci. Dyrektorzy szkół nieobowiązkową edukację zdrowotną umieszczają na początku albo na koniec lekcji (u mojego syna na 7 rano), wobec czego rodzice, często nie pod wpływem, hehe, Episkopatu, a własnych dzieci, uczniów masowo wypisują.

Czy młodzież ma prawo do wolności sumienia? [rozmowa]

Zamiast więc realizować program edukacyjny, w sprawie którego prawica i tak będzie histeryzować (jak o wszystko), zatrzymuje się władza w pół kroku. W ten sposób nikt nie jest zadowolony, ani prawica, ani antyprawica, ani nauczyciele. Tylko uczniowie oddychają z ulgą, że mają jeden przedmiot mniej. W końcu, jak zawsze, wszystkiego o swoim ciele dowiedzą się z internetu albo od rówieśników, prawda?

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Galopujący Major
Galopujący Major
Komentator Krytyki Politycznej
Bloger, komentator życia politycznego, współpracownik Krytyki Politycznej. Autor książki „Pancerna brzoza. Słownik prawicowej polszczyzny”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
Zamknij