Macie wprawdzie rację, panowie politycy, gdy mówicie, że najmłodsi nie mogą płacić za błędy rodziców, ale to oznacza przede wszystkim, że nie powinny rodzić się niechciane albo tylko po to, by umrzeć w cierpieniu po kilku tygodniach.
„To tylko ciąża. Zniosę, co trzeba” – powiedziała Dominika, siedząc nad muszlą klozetową w swojej łazience. Nie wiedziała, że nudności to dopiero początek jej zdrowotnych zmagań. Marzyła o drugim dziecku, ale okazało się, że płód ma mnóstwo wad wrodzonych i kwalifikuje się do usunięcia. To wersja lekarki wykonującej USG. Dominika poszła po drugą opinię. Szycha i autorytet, czyli ordynator szpitala i profesor ginekologii w jednym, stwierdził, że nie ma powodów do niepokoju. Ale objawy stawały się coraz bardziej uporczywe, ból brzucha nie do zniesienia, a stan Dominiki – naprawdę poważny. Dopiero wtedy znany lekarz zawyrokował: „małowodzie”. Potrzebna aborcja.
Odrobiona lekcja z feminizmu: jakich bajek kobiety już nie kupią?
czytaj także
Mąż Danki ma problem z alkoholem, trzymaniem pięści w kieszeniach i penisa w spodniach. Choć jego pensja ledwie starcza na utrzymanie trójki dzieci, przy użyciu siły i po paru piwach płodzi czwarte. Ale policja przekonuje Dankę, że obowiązującą przesłankę do legalnego przerwania ciąży, czyli gwałt, zwłaszcza w małżeństwie, trudno będzie udowodnić, więc i z aborcją sprawa staje się kłopotliwa. Lekarz z kolei twierdzi, że już samo myślenie o usunięciu ciąży to grzech.
Ania nie planowała dzieci, więc skrupulatnie się zabezpieczała, ale i tak zaszła w ciążę. Dla osoby od lat leczącej się na depresję to wyrok. Jeśli nie zrobi aborcji, targnie się na własne życie. To jednak – jak słyszy w gabinecie ginekologicznym – jest warte mniej niż przetrwanie płodu.
Magda była w gimnazjum, gdy zakochała się w starszym o dwa lata chłopaku. Nosił glany z białymi sznurówkami i przepaskę z falangą na ramieniu. Wierzył w Boga, kochał ojczyznę, a za plamę na honorze uznawał seks konsensualny, w gumce i – paradoksalnie – prokreacyjny. Dwie kreski na obsikanym przez Magdę teście sprawiły, że nie splamił się też odpowiedzialnością za swoje wybory. A ona została sama i z oskarżeniem, że pewnie puszczała się z innymi i dlatego zaszła.
Jak nie raporty z badań, to chociaż komiksy
Zastanawiacie się, co było potem? A może jesteście ciekawe, przez co z powodu braku dostępu do bezpiecznej, legalnej i bezpłatnej aborcji przechodzą inne kobiety? O tym w zbiorze komiksów zatytułowanym Własnym Głosem, który niedawno wpadł mi w ręce, oprócz Danki, Ani, Magdy i Dominiki swoje herstorie aborcyjne opowiadają Halina, Zosia, Beata, Ela, Hania, Greta, Dominika, Ida, Marta i Kornelia.
Wymieniam je wszystkie, bo wiem, że uruchomieniu współodczuwania sprzyja nadanie mu konkretnej twarzy lub imienia. Albo nazwisk, gdy idzie o rewolucyjne zmiany.
Przykładowo pamiętny Manifest 343 z 1971 roku, pod którym podpisały się znane Francuzki, sprawił, że do domagających się uznania swoich praw reprodukcyjnych, nieposłusznych, dzielących się publicznie doświadczeniem aborcyjnym obywatelek wkrótce dołączyli wykonujący zabiegi i przyznający się do tego lekarze, a na końcu postawieni pod ścianą politycy. Od 1975 roku przerywanie ciąży do 12. tygodnia jest nad Sekwaną w pełni legalne.
Nie jest za wcześnie, by zacząć odliczanie do legalnej aborcji i związków partnerskich
czytaj także
„Tworzenie komiksów, w których lekturę zaraz się zanurzycie, było dla nas porządną lekcją. Nie tylko organizacyjną. Nauczyło nas na nowo empatii i pokazało, w jak wielu kontekstach może pojawić się aborcja. Jeżeli wybrane opowieści wzbudzą w Was choć drobną cząstkę tych emocji, które w nas wzbudziło ich opracowywanie, to uważamy nasze zadanie za dobrze wykonane” – piszą autorki Własnym głosem, którym mogę jedynie pogratulować sukcesu, a czytelniczkom tego tekstu polecić komiks.
Wolałabym, żeby w pierwszej kolejności sięgnęli po niego ci, którzy lubią udawać, że Dominika, Ania lub Magda nie istnieją, a jednocześnie prosić je o głosy w wyborach. To powinna być dla was, wspomniane niedowidzące farbowane lisy i klauny z sejmowych ławek, lektura obowiązkowa. A przy tym łatwa w odbiorze, skoro wszystko wskazuje na to, że nie dorośliście – emocjonalnie i intelektualnie – do czytania raportów z badań, wskazujących, że aborcja ratuje życie. To o tobie, przyszła opozycyjna koalicjo, kupcząca naszymi ciałami.
Pora na womansplaining
Jeśli ktokolwiek ma coś wartościowego do powiedzenia o (nie)rodzeniu – to właśnie my, kobiety (i inne osoby z macicami). Wraz z rysowniczkami i autorkami tekstów aborcyjnych herstorii zapraszam do przyswojenia dwóch „rewolucyjnych” twierdzeń. Po pierwsze – można przerwać ciążę, poczuć z tego powodu ulgę i szczęśliwie żyć. Po drugie – osoba z macicą decydująca się na aborcję nie potrzebuje do tego niczyjego pozwolenia, tak samo jak w przypadku chęci zostania matką. Jak to jest, że jesteśmy zbyt głupie i niesamodzielne, by zrobić aborcje, ale wystarczające do rodzenia i wychowywania dzieci?
Macie wprawdzie rację, gdy mówicie, że najmłodsi nie mogą płacić za błędy rodziców, ale to oznacza przede wszystkim, że nie powinny rodzić się niechciane albo tylko po to, by umrzeć w cierpieniu po kilku tygodniach. W powtarzanych przez was narracjach organizacji anti-choice słusznie zauważacie, że za aborcją kryje się dramat. Ale nie dodajecie, że wtedy, gdy jest ona zakazana. Wszystko inne to dyskurs konserwatywny – taki, który – podobno – jest domeną wyłącznie waszych znienawidzonych oponentów z PiS-u czy Konfederacji.
czytaj także
Ale my nie jesteśmy naiwne. Przez 30 lat nabierałyśmy się na różne obietnice, dawałyśmy wam ordery sojuszników, jednocześnie walcząc z prolajferskim lobby i jego dominacją w sferze publicznej. Właśnie dlatego wkurwia nas to, że w 2023 roku polityk Lewicy Łukasz Litewka chełpi się ratowaniem piesków, a kobiet już nie. Czy że jej frontman Włodzimierz Czarzasty wyrokuje niemożność zrobienia w tej kadencji czegokolwiek z bestialskim prawem aborcyjnym, bo jego koledzy z koalicji kręcą na to nosem. Że Władysław Kosiniak-Kamysz myli światopogląd z bezpieczeństwem, a Szymon Hołownia jest kościółkowym fajnopolakiem i przynudza o referendum.
Nie chodzi o wasze sumienia
Przeczytajcie historię Hani, a może zrozumiecie, jak głupim pomysłem jest sprowadzanie na świat dziecka, którego ojciec odurza swoją partnerkę, by odbyć z nią stosunek. Może wtedy zdacie sobie sprawę z absurdalności nazywania człowiekiem płodu przy jednoczesnym odmawianiu tego samego kobiecie. Może przestaniecie rozmawiać o aborcji jak o filozoficznym lub moralnym dylemacie, pusząc się rzekomą czystością sumień i zanurzając w świat nieproszonych, abstrakcyjnych, niemających nic wspólnego z naszym życiem dywagacji.
Może zechcecie ustąpić bycia alfą i omegą w czymś, co nigdy nie będzie was dotyczyć, choć może dotyczyć waszych córek, żon, kochanek i sióstr. Zdaję sobie jednak sprawę, że losy kobiet, nawet tych najbliższych, macie dokładnie tam, gdzie mieli je przemocowi: mąż Danki i chłopak Magdy. Ewentualnie w portfelu, którego zawartością można, na szczęście, zapłacić za prywatny zabieg lub zamówić tabletki.
Zero aborcji z powodu gwałtu to dowód, że ofiary nie mogą liczyć na państwo
czytaj także
Reszta niech umiera w szpitalach, niech rodzi i patrzy na dziecko swojego oprawcy albo takie, które nie ma szans na przeżycie więcej niż paru dni i nie przypomina człowieka. Niech każda osoba z macicą, która ma czelność uprawiać seks, rezygnuje z siebie, swoich planów, relacji z bliskimi, dobrostanu fizycznego, psychicznego i ekonomicznego.
Dlaczego? Bo wymyśliliście sobie, że jakiś inny koleś – ten mieszkający ponoć w niebie – może posłać niedoszłą matkę do piekła? Nie czujecie swojej śmieszności? Jak mamy uwierzyć w to, że dbacie o naszą pośmiertną drogę, skoro nie obchodziło was, co dzieje się z nami za ziemskiego życia?
Nie jesteście lepsi od oprawców
Dobra, nie dajmy sobie mydlić oczu. Wiemy, że tu tak naprawdę chodzi o kontrolę płodności i seksualności, na które każdy opresyjny system – od religijnego po kapitalistyczny – ma swój genialny plan i za sprawą którego realizuje swój symboliczny, ale przede wszystkim materialny interes: posłuszeństwo w wykonywaniu nieodpłatnej pracy reprodukcyjnej i opiekuńczej. Słowem: naszym zadaniem jest wydawanie na świat kolejnych tysięcy wyzyskiwanych pracowników, och, pardon, twórców produktu krajowego brutto, mięsa armatniego zwanego obrońcami bezpieczeństwa oraz kościelnych owieczek, którym można wyprawić pogrzeb, chrzest i komunię.
Może nie gwałcicie swoich partnerek. Może żaden z was nie podniósłby na nie ręki, ale opuszczając ją bezradnie nad zabijającymi nas przepisami, nie różnicie się od oprawców, których zresztą uchwalone przez was prawo i mianowani sędziowie traktują bardzo łagodnie.
Mówiłyśmy wam to nieraz, ale nadal wierzycie, że odmiana przez wszystkie przypadki niedasizmu i pseudokompromisu aborcyjnego zmywa krew z waszych dłoni. Tych samych, które podajecie koleżkom z ław sejmowych. Otóż nie zmywa i nie zmyje, nawet, a może zwłaszcza wtedy, gdy zrobicie nikomu niepotrzebne i kosztowne referendum, które podobno miało sens w Irlandii. Otóż po latach głosy na ten temat są różne, a i kwestie prawne znacząco różniły się od warunków, które obecnie mamy w Polsce.
Powiedzmy to sobie jednak, za Katarzyną Kotulą, jeszcze raz – oby ostatni – i szczerze: „Jedyne słuszne referendum aborcyjne odbywa się w łazience nad pozytywnym wynikiem testu ciążowego. Koniec. Kropka”. Jeśli jednak wciąż nie dotarło, może dotrze wtedy, gdy wyjdziemy znów na ulicę, a wtedy nasze „wypierdalać” nie skończy się na PiS-ie.