5 września ponad 70 osadzonych w SOC w Przemyślu podjęło strajk głodowy. Ich postulaty to między innymi zaprzestanie słownej i psychicznej przemocy, rażenia prądem czy bicia ludzi.
Filmu o nich nikt jeszcze nie nakręcił, ale w sumie niewiele tu akcji, pogoni i ucieczek, tylko rosnące napięcie, tęsknota, rozpacz i frustracja – skondensowane emocje ludzi stłoczonych w ciasnej, zamkniętej przestrzeni. Napięcie eskalujące czasem rozpaczliwym protestem – głodówką osadzonego, kilku, kilkudziesięciu. Ale że siedzą za murami, to w sumie można pomyśleć, że nie jest im aż tak źle. Nie śpią już na mchu, nie szarpią ich psy białoruskich funkcjonariuszy. Przez ten „komfort” zainteresowanie nimi jest mniejsze.
Na przykład A., podaję za Stowarzyszeniem Interwencji Prawnej, próbował złożyć wniosek o ochronę międzynarodową na granicy polsko-białoruskiej kilkanaście razy, ale straż graniczna wniosku nie przyjmowała. Zamiast tego czekała go wywózka do Białorusi. Przy kolejnej próbie przedostania się przez zaporę do Polski złamał rękę i trafił do zamkniętego ośrodka dla cudzoziemców, w którym spędził 113 dni. Człowiek uciekający przed karą śmierci z Iraku został w Polsce pozbawiony wolności bezprawnie, bo nie popełnił przestępstwa. W ciągu 113 dni nie został nawet przesłuchany. Nikt nie zapytał, dlaczego ubiegał się o ochronę międzynarodową.
Dlaczego osoby z białoruskiej granicy trafiają głównie do ośrodków zamkniętych?
czytaj także
Inny A. Głodował w maju i w czerwcu, sprzeciwiając się dalszemu przetrzymywaniu go w strzeżonym ośrodku, gdzie spędził już 22 miesiące. Na Zachodzie czeka na niego rodzina. O jego głodówce wspierająca go aktywistka Joanna Sarnecka pisała: „Mężczyzna strajkuje już wiele tygodni. Stał się cieniem człowieka. Można by powiedzieć, że nie ma już sił, ale przecież z tej desperacji i determinacji emanuje totalna siła i godność, która przekracza wszelkie granice, jak zwierciadło odbija głupotę strażników, tępotę systemu, żałosny polityczny cyrk pełen prymitywnej przemocy”. Jego protest głodowy nazwała głodem wolności.
Gdzie prawo nie sięga − raport Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka
czytaj także
Do ośrodków detencyjnych migranci są kierowani niemal z marszu, wśród nich jest wiele osób, które doświadczyły przemocy – na granicy albo w kraju pochodzenia. Trafiają do miejsc, które mają charakter więzienny, mimo że prawo tego zabrania, a wyrok sądu stwierdza, że detencja może być ostatecznością, a nie prostą konsekwencją złożenia wniosku o ochronę międzynarodową.
– W naszej ocenie, popartej obserwacjami z wizytacji we wszystkich strzeżonych ośrodkach dla cudzoziemców w Polsce, najpoważniejsze problemy to te o charakterze systemowym, czyli wynikające z kształtu obowiązujących przepisów lub ich niewłaściwego stosowania – mówi nam Michał Żłobecki, członek Krajowego Mechanizmu Prewencji Tortur przy Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. – Naszym zdaniem nie działa przede wszystkim mechanizm identyfikacji tych osób, które zgodnie z przepisami polskiego prawa nie powinny trafić do detencji. Mowa w szczególności o osobach w złym stanie zdrowia, a także tych z doświadczeniem tortur albo innych form przemocy. Kolejne dostrzegane przez nas problemy dotyczą między innymi adekwatnego do potrzeb cudzoziemców dostępu do opieki medycznej czy psychologicznej. Widzimy potrzebę w zakresie pełniejszego zapewnienia zewnętrznej opieki lekarskiej, również specjalistycznej.
Delikatnej poprawie, według przedstawicieli KMPT, uległa sprawa zapełnienia strzeżonych ośrodków, ale ma to przede wszystkim związek z mniejszą liczbą cudzoziemców zatrzymywanych w związku z przekroczeniem granicy wbrew przepisom.
Głodówka w Przemyślu
5 września ponad 70 osadzonych w SOC w Przemyślu podjęło strajk głodowy. Ich postulaty to między innymi zaprzestanie słownej i psychicznej przemocy, rażenia prądem czy bicia ludzi, traktowanie zatrzymanych z szacunkiem, zaprzestanie używania numerów zamiast imion, przekazywanie całej zawartości otrzymywanych paczek, niewyrzucanie produktów albo chowanie ich w depozytach, a także poprawa jakości i ilości dostępnego jedzenia.
– Jest problem w Przemyślu – mówi nam prawniczka Stowarzyszenia Interwencji Prawnej Aleksandra Pulchny. – Dostajemy sygnały od osadzonych tam cudzoziemców, jednemu z nich pomogliśmy pisać skargę do RPO na zachowanie straży granicznej, przez którą został pobity, jeszcze zanim doszło do protestu głodowego.
Michał Żłobecki, który był w przemyskim ośrodku, mówi, że ostatnia z prowadzonych tam wizytacji KMPT rozpoczęła się w poniedziałek 4 września, tuż przed podjęciem strajku, i trwała do 8 września. Prowadzone czynności nie stanowiły odpowiedzi na jakiekolwiek skargi i nie były ukierunkowane na ich wyjaśnienie. Zadaniem KMPT jest bowiem prewencyjne sprawdzenie ogólnej sytuacji w placówce, stanu przestrzegania praw osób pozbawionych wolności i identyfikacja obszarów ryzyka.
– Tuż po rozmowie wstępnej z kierownikiem ośrodka udaliśmy się na jego teren. Z naszych obserwacji wynikało, że atmosfera była spokojna. Cudzoziemcy przebywali albo na przestrzeni otwartej pomiędzy blokami mieszkalnymi, albo w swoich pokojach – opowiada Michał Żłobecki. – Byliśmy także między innymi w znajdującym się przy wejściu do ośrodka pomieszczeniu, w którym znajdują się stanowiska z dostępem do internetu, z których cudzoziemcy mogą korzystać w ciągu dnia. Widzieliśmy, że wszystkie stanowiska były zajęte – mówi. – Stąd też ze zdziwieniem odebraliśmy kilka dni później informację o braku dostępu przebywających w ośrodku cudzoziemców do internetu.
Wizytujący już 4 września rozmawiali z częścią osób osadzonych w Strzeżonym Ośrodku w Przemyślu. Nie pojawiły się jednak żadne zarzuty dotyczące złego traktowania, osadzeni mówili, że warunki są dobre. W kolejnych dniach poza rozmowami grupowymi przedstawiciele KMPT prowadzili też rozmowy indywidualne, za zamkniętymi drzwiami, bez udziału funkcjonariuszy. W ich trakcie również nie wybrzmiały informacje o stosowaniu przemocy wobec cudzoziemców. – Niezależnie od informacji uzyskanych w czasie rozmów z osobami przebywającymi w placówce czy z personelem, za każdą wizytą dokonujemy oglądu pomieszczeń i analizujemy prowadzoną dokumentację, w tym medyczną i psychologiczną – mówi przedstawiciel KMPT.
Pisząc o „Zielonej granicy”, Twardoch wpada w pułapki, które sam zastawia
czytaj także
W środę 6 września wizytujący po przybyciu do placówki otrzymali od kierownika ośrodka informację, że poprzedniego dnia większość cudzoziemców zdecydowała się nie zejść na obiad. – Później odmówili też przyjęcia kolacji i z tego, co nam przekazano, zostały podjęte rozmowy, by dowiedzieć się, na czym polega problem – opowiada Michał Żłobecki. – My oczywiście nie prowadzimy mediacji, bo to nie jest nasza rola, natomiast z uwagi na fakt, że do tego strajku głodowego doszło w czasie naszej wizytacji, udaliśmy się do grupy mężczyzn, którzy przebywali w przestrzeni otwartej, żeby zapytać o powody tego strajku i przypomnieć, czego dotyczy nasz mandat. Tym razem pojawiło się sporo zarzutów, z których głównym była długość pobytu w strzeżonym ośrodku i brak informacji odnośnie do faktycznego terminu zakończenia detencji – mówi pracownik KMPT.
Przedłużające się postępowania i brak jasnej informacji na temat ostatecznej daty opuszczenia ośrodka to problemy, na które KMPT wskazywał od dawna. Jak tłumaczy Żłobecki, cudzoziemcy przywożeni do strzeżonego ośrodka dostają informacje, że decyzja w ich sprawie będzie podjęta po około trzech miesiącach. Tymczasem po tym okresie nadchodzi decyzja o przedłużeniu detencji. Osadzeni nie znają oczywiście przepisów polskiego prawa i mają ograniczone możliwości sięgnięcia po regulacje prawne. Żyją oczekiwaniem, co jest dla nich bardzo trudne.
– Ostatniego dnia, już po zakończeniu naszych czynności, opuszczając teren ośrodka, usłyszeliśmy hałas za bramą ośrodka, zdecydowaliśmy więc wejść jeszcze na teren placówki i zerknąć na nagrania monitoringu, żeby zorientować się, co się tam dzieje. Zauważyliśmy też, że na teren ośrodka zostali skierowani dodatkowi funkcjonariusze. Z tego, co widzieliśmy, grupa cudzoziemców przebywała na placu pomiędzy budynkami mieszkalnymi. Z informacji przekazanych przez kierownika ośrodka wynikało, że mężczyźni manifestowali swoje niezadowolenie w związku z planem przetransportowania jednego z nich do innego ośrodka.
Koledzy i koleżanki dziennikarki: przestańcie mówić o migracjach jednym głosem z PiS i KO
czytaj także
KMPT poprosił o nagrania monitoringu z zajść. Obecnie są poddawane analizie, a pełne wnioski wraz z zaleceniami zawarte zostaną w raporcie z wizytacji.
Kilkanaście osób trafiło wtedy do aresztu na terenie ośrodka. Ten człowiek, którym zajmuje się SIP dostał ultimatum: koniec głodówki albo areszt.
Nigdy nie powinni tam się znaleźć
Sytuacja w ośrodkach detencyjnych nie jest dobra. Raport z wizyt w latach 2021 i 2022 zawiera bardzo długą listę zaleceń, które obejmują zarówno wnioski dotyczące opieki medycznej, jak i prawnej, również wobec małoletnich, a także prawa do informacji i wielu innych. Nic nie wskazuje jednak na to, by zostały one spełnione. Zmianą na lepsze jest to, że zlikwidowano ostatecznie ośrodek detencyjny w Wędrzynie, który mieścił się na terenie czynnego poligonu, co dla przetrzymywanych tam osób z traumą było szczególnie dotkliwe.
Stowarzyszenie Interwencji Prawnej, interweniując w sprawach konkretnych osób przed ETPC, stwierdza, że warunki przetrzymywania migrantów w SOC, w tym rodzin z dziećmi, odbiegają od standardów i uległy pogorszeniu w porównaniu z 2021 rokiem. Przestrzeń osobista w ośrodkach to 2 metry kwadratowe, kiedy standardem są 4 metry, a niezbędnym minimum 3. Ośrodki mają charakter więzienny: kraty w oknach, ograniczenia w spędzaniu czasu na zewnątrz – co jest przyczyną pogarszającego się stanu psychofizycznego i depresji. Dzieci w ośrodkach mają ograniczony dostęp do edukacji, a wszyscy osadzeni, w tym kobiety w ciąży, ograniczony dostęp do lekarzy, nie mówiąc o dentystach czy pomocy psychologicznej.
W ośrodkach detencyjnych migranci protestują, podejmują głodówki, cierpią
czytaj także
– Problem jest taki, że do ośrodków detencyjnych trafiają bardzo często osoby, które nigdy nie powinny tam trafić, na przykład takie, które doświadczyły przemocy, osoby z traumą, poważnie chorzy. Wielokrotnie na to wskazywaliśmy – mówi Aleksandra Pulchny. – W ośrodkach panuje reżim więzienny, zdarzało się, że cudzoziemcy, którzy mają myśli samobójcze, nie otrzymali pomocy, a wezwana karetka nie została wpuszczona na teren ośrodka – opowiada.
Cudzoziemcy mogą korzystać tylko z psychologów zatrudnionych na stałe przez Straż Graniczną. Wedle informacji ekspertów SIP ich opinie nie spełniają warunków opinii psychologicznej, nie są profesjonalne ani rzetelne, osadzeni nie otrzymują adekwatnej pomocy i nie ufają tym psychologom, a psychologowie z zewnątrz na teren ośrodka nie są wpuszczani.
Aktywiści z grupy Podróżnych Ugościć opowiadali, że dali dziecku tabliczkę czekolady, którą dziecko od razu poczęstowało wszystkich, ale samo nie jadło. Nie mogło, bo tak bolały je zęby. Często to właśnie dzięki wolontariuszom udaje się zorganizować wyjazd do lekarza, ale jest ich niewielu, a współpraca ze strażą graniczną nie jest łatwa. Choć lekarze zewnętrzni współpracujący z organizacjami pozarządowymi przez 2021 rok i kryzysem humanitarnym na granicy polsko-białoruskiej mogli wspierać osadzonych, teraz mają z tym problem. Straż graniczna, mimo znacznego zagęszczenia osób w ośrodkach, przekonuje, że wystarczy jej własny personel.
Człowiek kierowany do SOC nie wie, jak długo tam będzie. Czasem jest przekonany, że czeka na nadanie mu statusu uchodźcy, tymczasem okazywało się, że toczy się wobec nich postępowanie w sprawie zobowiązania do powrotu lub też została wydana decyzja w tym zakresie. W konsekwencji osoby, które z determinacją szukały bezpieczeństwa, odczuwają utratę kontroli nad własnym życiem.
Odzyskiwanie wolności też nie jest łatwe. Osadzeni wypuszczani są tak, jak stoją, bez pieniędzy, bez niczego, często w środku nocy, za to np. z nakazem dostania się do konkretnego ośrodka otwartego. To wolontariusze zsieciowani m.in. w ramach grupy Rodziny bez Granic organizują bilety, szukają przez znajomych osoby, która np. odbierze kilkunastolatka przed północą z Dworca Gdańskiego i zawiezie pod Warszawę do ośrodka otwartego.
W ten sposób SOC stają się formą represji, kary za migrację dla tych, którzy mieli zbyt mało pieniędzy na kupienie wizy kraju Schengen.
Potrzebna pomoc
O zaprzestanie masowej detencji apeluje Amnesty International, jednak dramat przebywających w nich osób niespecjalnie przebijał się przez grubą warstwę skandali i informacji związanych z kampanią wyborczą. Wizytatorzy KMPT, którzy jako jedyni mają prawo wstępu na teren ośrodków, przeprowadzają kolejne wizyty i formułują zalecenia, ale musi się znaleźć ktoś, kto zechce je potraktować poważnie.
Strajk w Przemyślu już się skończył, ale o uwagę i pomoc dla osadzonych w SOC starają się licealiści. Na założonej przez siebie stronie piszą: „Inicjatywa zrodziła się z chęci okazania solidarności strajkującym w Przemyślu oraz niezgody na panujące tam warunki i represje. Jesteśmy grupą młodych ludzi, licealistów, którzy nie chcą przymykać oczu na aktywne łamanie praw człowieka w naszym państwie. Nie należymy do żadnej organizacji, nie pobieramy grantów. Stoimy po stronie gościnności i otwartości; mówimy wprost: Stop przemocy w ośrodkach zamkniętych”.
Z ich strony można pobrać plakat, można złożyć podpis, można dorzucić się do zrzutki organizowanej przez Joannę Sarnecką, która konsekwentnie wspiera osadzonych w SOC.
czytaj także
– Przemyśl jest niechlubnym przykładem miejsca, gdzie stosowana jest przemoc, ludzie są bici, czasem stosowane są inne środki przymusu bezpośredniego typu paralizator, gdzie osoby żyją w reżimie więziennym, chociaż nie popełniły żadnego przestępstwa – mówi Joanna Sarnecka. – Uchodźstwo jest ogromnym cierpieniem, naraża ludzi na kryzysy psychiczne, w ośrodkach ludzie bardzo często usiłują popełnić samobójstwo albo przeżywają depresję. Największym cierpieniem wydaje się to, że wchodząc do takiego ośrodka, człowiek nie wie, kiedy wyjdzie. Nawet ktoś, kto popełnił zbrodnię, wie, ile czasu będzie trwała jego kara. To osoby, które uciekają z krajów, gdzie trwa wojna, już tam doświadczyły strasznej przemocy, potraciły rodziny, na ich oczach zabijano ludzi, ratowały swoje życie, uciekając i doświadczając kolejnej przemocy w drodze. Na przykład 18-latek z Sudanu, który już się nacierpiał, siedzi w strzeżonym ośrodku jak w więzieniu, choć liczył na to, że tu działa prawo, co okazało się to nieprawdą – przekonuje aktywistka.
Przemoc systemowa to broń obosieczna: demoralizuje służby i dotyka najsłabszych, którzy szukają u nas schronienia, dewastuje ich zdrowie psychiczne i fizyczne. Wielu z nich tu zostanie i choć nastawieni byli na to, by znaleźć pracę i budować spokojne życie, najpierw będą się długo leczyć z traum, które im zafundowaliśmy.