Odmawiając poparcia unijnego Prawa o Odbudowie Przyrody, premier Tusk pozostał głuchy na apele organizacji eksperckich, pozarządowych i społecznych. Wygląda zresztą na to, że nawet się z nimi nie zapoznał. Do końca powtarzał za to mętne i niezgodne z prawdą kontrargumenty. I tak jak w przypadku Rospudy i Białowieży, Unia Europejska znów nas ratuje przed nami samymi.
Nie głosowałem na Koalicję Obywatelską w wyborach. Jednak byłem na Marszu Wolności. Całym sercem pragnąłem odsunięcia PiS od władzy i kibicowałem całej późniejszej koalicji. Z entuzjazmem przyjąłem listę 100 konkretów Tuska oraz wpisane do umowy koalicyjnej mocne proprzyrodnicze plany: renaturyzację rzek, odnowę mokradeł i torfowisk, czyste powietrze i więcej zieleni w miastach.
Dziś zastanawiam się, czy może widziałem w tym wszystkim coś, czego tam nie było? Może nadzieja i entuzjazm przysłaniały mi fakt, że do władzy wraca cyniczny, neoliberalny olbrzym, który tylko na przedwyborczy czas wdział zielony płaszcz? Przecież większość haseł wyborczych Koalicji Obywatelskiej była żywcem skopiowana z postulatów organizacji przyrodniczych – nie było tam żadnej głębszej refleksji. Miałem też nadzieję, że koalicja oznaczać będzie koniec ery wodzostwa, które uprawiał Jarosław Kaczyński. Jak się okazuje, nic z tych rzeczy. Jednym słowem: byłem naiwny. A teraz jestem rozgoryczony, podobnie jak bardzo wiele i wielu z nas.
Petryczkiewicz: O co chodzi z bagnami i torfowiskami w umowie koalicyjnej?
czytaj także
W kwestiach przyrodniczych premier Tusk wykonał kilka pustych gestów pod publikę typu wizyta u dwunastolatka z Tucznawy, któremu wycięto pod domem drzewa. Oprócz tego wygląda, że o zielonych punktach swojej agendy zapomniał – a może nigdy nie miał głębszej świadomości, że tam są? Oprócz oczywiście lasów, które są cenne. Finansowo wartościowe. Pewnie dlatego na ich czele stanął nominat wodza – wszak interesu trzeba pilnować.
Czara goryczy przelała się w poniedziałek 17 czerwca, kiedy to ministry i ministrowie środowiska państw Unii Europejskiej głosowali nad przyjęciem NRL – Nature Restoration Law, Prawa o Odbudowie Przyrody. Do ostatniej chwili miałem nadzieję, że kampania i głosy naukowców oraz ponad 200 organizacji przyrodniczych i społecznych dotarły do uszu premiera. Miałem nadzieję, że ktoś wreszcie zdołał wytłumaczyć premierowi, czym NRL różni się od Zielonego Ładu oraz Wspólnej Polityki Rolnej.
Niestety, to się nie wydarzyło. Polska, obok Węgier, Włoch, Holandii, Finlandii i Szwecji – nie poparła tego kluczowego dla odbudowy zdegradowanej europejskiej przyrody prawa. Sama przyroda na szczęście odetchnęła, bo mimo sprzeciwu tych państw NRL przyjęto większością głosów. W dość zaskakującym zwrocie akcji okazało się, że austriacka ministra środowiska Leonore Gewisser zignorowała zalecenia centroprawicowego kanclerza Karla Nehammera i zagłosowała w Luksemburgu za przyjęciem nowych przepisów.
Po jej decyzji w austriackiej koalicji rządowej zawrzało, a ministra za swoją niesubordynację może teraz zostać zdymisjonowana. A jednak zagłosowała za przyrodą. „Za 20 lub 30 lat, kiedy porozmawiam z moimi dwiema siostrzenicami i pokażę im piękno naszego kraju i tego kontynentu, a one zapytają mnie: »Co zrobiłaś, kiedy to wszystko było zagrożone?«, chcę móc im powiedzieć: starałam się zrobić jak najwięcej” – powiedziała Gewisser po głosowaniu.
Nie wiem, jaki jest feminatyw dla „męża stanu”, ale dla mnie decyzja austriackiej ministry definiuje taką właśnie postawę. Ogromnie brakuje w polityce takich postaci, które wierne są wyznawanym ideałom, a nie koniunkturalizmowi i plebiscytom. Nie było na to stać ministry Henning-Kloski, którą premier Tusk przywołał w tej sprawie do porządku na marcowym posiedzeniu rządu. Chociaż Polska 2050 szła do wyborów z progresywną, zieloną agendą, to Tusk, a nie ministra podjął decyzję o tym, jakie stanowisko w sprawie NRL zajmie nasz kraj.
Gordyjski węzeł rosyjsko-dezinformacyjny, czyli drugie dno rolniczych protestów
czytaj także
Premier stanął co prawda murem za Henning-Kloską w trakcie głosowania nad wotum nieufności, jednak wiele mówiło się o tym, że przy rekonstrukcji rządu Henning-Kloska może stracić stanowisko. Widać, że premier nie potrzebuje niezależności, ale posłuszeństwa – a coś takiego jak przyroda nie może być kolejnym problemem, który może kosztować utratę społecznego poparcia. Tym bardziej że odkąd wybuchły rolnicze protesty, wszelkie kwestie związane z przyrodą zostały hurtem rozjechane przez traktory i zrównane z ziemią. Gigantyczny chaos w tej sprawie i hałas podniesiony przez rolników i przejęty przez prorosyjskie i antyunijne siły sprawiły, że żaden inny głos nie był się w stanie przebić.
Przypomnijmy więc krótko, czym Prawo o Odbudowie Przyrody jest, a czym nie jest.
O zwięzłe wyjaśnienie poprosiłem Agatę Szafraniuk, kierowniczkę Programu Ochrony Przyrody z fundacji ClientEarth Prawnicy dla Ziemi, która koordynowała kampanię wszystkich zaangażowanych w temat organizacji przed wyborami. „NRL nie narzuca Polsce konkretnych działań, które muszą zostać podjęte w celu odbudowy przyrody. Ustanawia jedynie ogólne cele, głównie na poziomie całej Unii, dotyczące poprawy stanu różnych ekosystemów, takich jak lasy, rzeki, ekosystemy miejskie i rolnicze. To państwa członkowskie UE, w tym Polska, będą decydować, co, gdzie i kiedy należy zrobić, aby osiągnąć te cele na poziomie krajowym. Działania będą prowadzone na podstawie Krajowego Planu Odbudowy, opracowanego przy udziale polskiego społeczeństwa”.
W kontekście protestów rolniczych Szafraniuk wyjaśnia: „NRL nie nakłada żadnych bezpośrednich obowiązków na gospodarstwa rolne. Wręcz przeciwnie, przepisy NRL zachęcają do wdrażania rozwiązań korzystnych dla polskich rolników, takich jak poprawa jakości gleby, zwiększenie retencji wody w glebie oraz wzrost populacji zapylaczy, co może przyczynić się do wyższych plonów. Zatem twierdzenie, że to prawo jest sprzeczne z interesami rolników, jest całkowicie nieprawdziwe”.
Wszystkie te argumenty w formie listów otwartych, petycji, apeli i kampanii były wysyłane do kancelarii premiera przed głosowaniem. Automatycznie były one przekierowywane do Ministerstwa Klimatu i Środowiska – tak jakby premier w ogóle nie chciał ich oglądać, jakby był głuchy na jakiekolwiek argumenty. W komentarzu po powrocie z Brukseli, kiedy dziennikarka TVN24 zaczepiła go o wynik głosowania w tej sprawie, dalej powtarzał nieprawdziwe informacje.
„Tam były dwa problemy, które budziły nasze zasadnicze wątpliwości. Pierwszy to pewien typ nakazów i zobowiązań, które są nałożone na państwa członkowskie bez zapewnienia finansowania ze strony UE”. Otóż ciekawie byłoby dopytać, w którym konkretnie punkcie Prawa o Odbudowie Przyrody te nakazy i zobowiązania się znajdują. Panie Premierze – ich tam nie ma. Po prostu nie ma!
Przyznać prawa naturze, czyli miejsce Ziemi w systemach późnego kapitalizmu
czytaj także
Co zaś się tyczy finansowania, Agata Szafraniuk tłumaczy: „Wdrażanie NRL jest dobrze zgrane z cyklem budżetowym UE: od momentu publikacji NRL w dzienniku urzędowym państwa członkowskie będą miały dwa lata na przygotowanie krajowych planów odbudowy przyrody – do 2026 roku. Komisja Europejska będzie te plany weryfikować, więc można założyć, że proces ten się przeciągnie. W 2027 roku wejdzie w życie nowy budżet Unii Europejskiej, nowe wieloletnie ramy finansowe, które mogą zabezpieczyć środki na odbudowę przyrody.
Warto również wspomnieć, że fundusze na ochronę przyrody i jej odbudowę już są dostępne w różnych segmentach i instrumentach finansowych budżetu UE. Innymi słowy, sprzeciw wobec NRL z powodu rzekomego braku finansowania jest nielogiczny, ponieważ to właśnie przyjęcie NRL otworzyło dostęp do wielu instrumentów finansowych. To, ile środków zostanie przyznanych, będzie zależało od sprawności państwa oraz od tego, jak ambitnie podejdziemy do realizacji celów określonych w rozporządzeniu”. Tyle tytułem wyjaśnienia. Czegoś nie rozumiecie?
W tym samym komentarzu premier pogrąża się dalej. Nawiązuje do rolników i ich bezpieczeństwa w kontekście rozporządzenia, które – przypomnijmy – nie ma z tym nic wspólnego. A kiedy już mówi o tym, że Unia miałaby się „znęcać” nad niektórymi grupami (w domyśle: rolnikami), to widać, że odrobił lekcję zadaną przez swojego poprzednika. Przerażający koniunkturalizm.
Panie Premierze – jeszcze raz: Prawo o Odbudowie Przyrody nie jest Wspólną Polityką Rolną i nie reguluje żadnych kwestii w tym zakresie. Nie jest tożsame z Zielonym Ładem, choć jest jednym z jego elementów. Nie jest też zbiorem nakazów i zobowiązań nakładanych na kraje członkowskie w zakresie rolnictwa.
Czego polski premier nie rozumiał? I dlaczego nie dał sobie niczego wytłumaczyć? Dlaczego listy polskich naukowców, organizacji społecznych, przyrodniczych, wyniki badań opinii publicznej, która w ogromnej większości poparła to prawo (aczkolwiek ankietowanym najpierw wyjaśniano, czym jest NRL – to ważne!), nie dotarły do jego uszu albo nie zdołały przebić się przez wizję, którą ukuł sobie w głowie? Wyglądało ponadto, jakby mu nie wytłumaczono, że wersja NRL, która została 17 czerwca poddana pod głosowanie, i tak była znacznie okrojona względem pierwotnego brzmienia przepisów.
Zielony Ład pogrąży „zwykłych ludzi”? Nie dajcie sobie tego wmówić
czytaj także
Dwie refleksje na koniec. Pierwsza jest taka, że za każdym razem, kiedy Unia Europejska nas przed czymś ratuje – ratuje nas przed nami samymi. Tak było w przypadku Rospudy i Puszczy Białowieskiej. Tak samo jest teraz.
Druga myśl to jasny wniosek, że Tusk nie da sobie drugi raz odebrać władzy. Czuje puls populistycznego narodu, który stworzył PiS. Narracja, jaką przyjmuje w wielu kluczowych sprawach, czerpie garściami z mrocznych czeluści poprzedniego rządu.
Sierakowski z Sadurą w Społeczeństwie populistów ostrzegali, że populizm nie ma barw partyjnych. Politycy bez silnego kręgosłupa moralnego, mocnych przekonań i wizji tego, czym ma być Polska w silnej Europie i jak ma funkcjonować nowoczesne społeczeństwo ery antropocenu, będą zakładnikami populizmu. Zakładnikami koniunktury, popularności i plebiscytów.