Kraj

No logo, czyli czy „polityczka” to brzydkie słowo? [list]

W Polsce mamy nie tylko te partie, które w ostatnich wyborach dostały się do Sejmu.

Coraz więcej marszy i demonstracji prokobiecych w Polsce odbywa się zgodnie z zasadą „no logo” – bez flag i oznaczeń partyjnych. Na takie zasady decydują się organizatorki, żeby nie pozwolić partiom i innym podmiotom politycznym „zawłaszczać” dla siebie zasług i ciężkiej pracy oddolnych organizacji i zwykłych, wkurzonych kobiet. Tylko że niektóre przedstawicielki tych organizacji uparcie ignorują fakt, że w partiach działają także kobiety, dokładnie te same, zwykłe i wkurzone.

Po co nam na marszach politycy z flagami

W Polsce mamy nie tylko te partie, które w ostatnich wyborach dostały się do Sejmu. Istnieją także partie takie jak moja, pozaparlamentarne, które utrzymują się nie z pensji poselskich, ale ze składek członkowskich.

Jestem członkinią partii Razem. Jestem kobietą. Chodzę na demonstracje z flagą. Chodzę na demonstracje krzyczeć i moknąć. Noszę przypinkę Razem. Mam działające jajniki i ellaOne w szufladzie. Chcę, żeby moja partia wygrała wybory. Chcę być bezpieczna w Polsce. Te rzeczy nie są dla mnie rozłączne – jedno robię dla drugiego. A konkretnie: jestem w partii, bo wierzę, że za kilka lat możemy przestać stać w deszczu i gradzie, krzyczeć i moknąć, bać się i kupować leki na zapas. Wierzę, że możemy wykorzystać system, w którym żyjemy: pokazać dowód, zakreślić odpowiedni kwadracik i wybrać sobie władzę, która będzie nas reprezentować.

Co jest w tym złego? Tak, pewnie, że politycy i polityczki przychodzą na demonstracje z flagami, żeby się pokazać. Partie chcą być z czymś kojarzone, chcą w jawny sposób wspierać pewne wartości. Jeżeli nie będą – skąd mamy wiedzieć na kogo głosować? Skąd mamy wiedzieć, komu na nas zależy? Jak mamy zdecydować, kto będzie nas reprezentować? To właśnie przez obecność partii podczas jakiegoś wydarzenia, a jeszcze bardziej poprzez brak ich obecności, możemy stwierdzić, co jest dla nich ważne.

Polityków trzeba konfrontować, domagać się, żeby opowiedzieli się za jednym albo za drugim, wymagać reprezentacji, tu, teraz, dzisiaj, jutro, zawsze. Jeżeli partia przychodzi tylko na największe demonstracje, ignorując te mniejsze, jeżeli opowiada się za kompromisami, tak, żeby nikogo nie urazić i nie daj boże nie stracić wyborców, którym z prawami kobiet nie po drodze, jeżeli mówi jedno, a robi drugie – to nie jest partia, która nas reprezentuje.

Tacy politycy denerwują, tacy politycy są winni temu, że nie żyjemy jak pełnoprawne obywatelki. To jest powód, dla którego musimy dać dojść do głosu innym politykom, a jeszcze lepiej, polityczkom, które nie boją się powiedzieć prosto do kamery: tak, jestem za tym, żeby Polki miały dostęp do aborcji na życzenie; tak, jestem za tym, żeby antykoncepcja awaryjna była nie tylko nie na receptę, ale refundowana przez państwo; tak, chcę, żeby Polki same podejmowały decyzje na temat swojej seksualności, swojej rozrodczości, swojego macierzyństwa i swojego życia. Dajmy tym polityczkom moknąć w deszczu razem z nami, bo to one mają szansę coś dla nas zmienić. Albo lepiej: zostańmy tymi polityczkami.

Dialog dupy z kijem

Lincz na partie to nie jest sposób walki z opresją. To nie jest wybór: politycy lub anarchia. To jest wybór między tymi politykami, którzy decydują się nas reprezentować i tymi, którzy nas ignorują, którzy nami gardzą, którym nie zależy na naszych prawach. Ale jeśli nie pozwolimy zaistnieć tym politykom i tym polityczkom, które mogą coś zmienić, to do końca życia będziemy bać się iść do apteki, bać się iść do lekarza, będziemy jeździć na aborcje na Słowację, oglądać zakrwawione zdjęcia płodów na bilbordach w centrum miasta i słuchać, jak w telewizji mężczyźni decydują o tym, co nam wolno, a czego nie, w czasie, gdy my stoimy w deszczu, krzycząc na Sejm.

***

Aleksandra Herman – kulturoznawczyni, amerykanistka, feministka. Od 2013 roku zaangażowana w tworzenie warszawskiej Parady Równości. Członkini okręgu Mazowsze Zachodnie partii Razem. Prowadzi lewicowego bloga lewaczka.eu.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij