Kraj

Morska: Globalny spisek i obrona konieczna

Warto się czegoś nauczyć od biskupów czy Zespołu Stop Ideologii Gender – tego, że jeśli chce się zmiany, trzeba wykazać wzrastające poparcie społeczne dla niej.

Regnerus kontra Lunacek

W Parlamencie Europejskim odbyło się wczoraj czytanie raportu Ulrike Lunacek o dyskryminacji osób LGBT w krajach Unii. Stosunkiem głosów 394 za, 176 przeciw i 72 wstrzymujących się Parlament przegłosował rozpoczęcie prac nad dokumentem dotyczącym „przeciwdziałania homofobii i dyskryminacji ze względu na orientację seksualną i tożsamość płciową”. Wokół tego raportu skupiło się z końcem stycznia epicentrum paniki genderowej w Polsce. Tygodnik „Wprost”, podsycając histerię za pomocą analogii: raport o dyskryminacji = dążenie do przywilejów = spisek, zachęcał do przyłączenia się do protestu. Oczywistym się stało, że jeśli Polacy dyskryminację przyjmą do wiadomości, to zgodzą się tym samym na homomałżeństwa, a wtedy zginą. Wiadomo – trzeba się bronić.

Katolicka Agencja Informacyjna podgrzała atmosferę, na pół godziny przed reklamowanym przez „Wprost” protestem w obronie dzieci (działania są przemyślane i zgrane w czasie jak zamach na Kutscherę) publikując wywiad, którego udzielił ksiądz prof. Piotr Mazurkiewicz z Papieskiej Rady ds. Rodziny. Wywiad warto polecić każdemu, kto lubi wyobrażać sobie, że polski episkopat działa samowolnie, wbrew „reformatorskim tendencjom” Franciszka.

Mazurkiewicz stawia rzecz jasno: gender to homo, a celem jest spisek. „W walce o »małżeństwa homoseksualne« chodzi nie tyle o prawa osób homoseksualnych, co o realizację postulatów ideologii »gender«. (…) Chodzi o to, by osłabić rodzinę, która w naturalny sposób jest nośnikiem wartości konserwatywnych”.

„Rzeczpospolita” natomiast wykonała solidny wysiłek, by zdyskredytować Lunacek za pomocą tzw. Raportu Regnerusa. Przy okazji dokonała własnego naukowego odkrycia: bycie homo jest zaraźliwe (sprawdziłam: Regnerus nie używa słowo contagious). Napisał o tym szerzej Jakub Dymek, warto więc tylko dodać, że raport, z początku zaprezentowany w USA i na świecie jako prawda na temat gejowskich i lesbijskich rodzin, okazał się dokumentem na temat heteroseksualnych rodzin, w których żona lub mąż mieli romans z osobą tej samej płci, tworząc w ten sposób lub potęgując niestabilne środowisko do wychowania dzieci. Dane dotyczące przemocy, gwałtu i molestowania są w tych rodzinach wysokie – do 31 procent. W dodatkowych wyjaśnieniach Regnerus uznaje za prawdopodobną narrację, że „przemocy dopuścił się biologiczny ojciec” – tym bardziej, że 33% respondentów „mieszkało z biologicznym ojcem podczas gdy nastąpił pierwszy incydent” – oraz że matka następnie opuszcza prześladowcę i jakiś czas później ma romans z kobietą. Przemoc może też nastąpić w rodzinie zastępczej, ze strony wychowawcy, nauczyciela lub księdza, przy niewiedzy matki, która zmaga się z biedą. Ale jej dziecko w raporcie zostaje zaklasyfikowane jako „dziecko lesbijki, które padło ofiarą przemocy ze strony rodzica/dorosłego”. Regnerus nigdy nie pyta o sprawcę przemocy. A respondenci, którzy wychowali się jako dzieci zaplanowane w rodzinach jednopłciowych, stanowią poniżej jednego procenta respondentów.

Regnerus (który, niczym Episkopat, a to odżegnuje się od swojej publikacji, a to pojawia się przed sądami stanowymi, by zeznawać na niekorzyść małżeństw jednopłciowych) nie nadąża ze sprostowaniami. Zaprotestował przeciwko wykorzystaniu jego raportu do rozpatrywanego w Rosji prawa, na mocy którego rząd mógłby odbierać dzieci gejom i lesbijkom. Dane z raportu, przekłamane i zawyżone, pojawiły się w ukraińskiej proreżimowej gazecie, a wyjaśnienie, napisane przez Regnerusa (w odpowiedzi na list zaalarmowanego ukraińskiego naukowca), że przeinaczono jego badania, przyszło zbyt późno, by zmniejszyć panikę, którą posłużył się reżim, żeby zniechęcić Ukraińców do Unii. Raport wciąż maszeruje przez świat. Poza USA cytowano go w Anglii, Walii, Francji, żeby zablokować ustawy o małżeństwach jednopłciowych, w Rosji z wiadomym skutkiem, oraz w Chorwacji – w celu dopisania zakazu małżeństw jednopłciowych do konstytucji.

Wrażenie robi solidne przygotowanie bardzo zróżnicowanych działań. Wystąpienia Beaty Kempy i prof. Pawłowicz w polskim sejmie można by potraktować jako rodzaj niekończącego się spontanicznego happeningu. Ale już polskiego tłumaczenia Raportu Regnerusa, dołączonego do artykułu w „Rzeczpospolitej”, nie można było przygotować z dnia na dzień. Towarzyszący mu komentarz przedstawiający sytuację w amerykańskiej psychologii tak, jakby w efekcie równorzędnego konfliktu pomiędzy Amerykańskim Towarzystwem Psychologicznym (APA) a obrońcami terapii konwersyjnej, czyli nakierowanej na zmianę orientacji seksualnej, APA, zdyskredytowane, przegrywało, też wymagał sporego nakładu pracy. Tymczasem w USA coraz częściej podkreśla się nieetyczność i szkodliwość społeczną terapii reparatywnych.

Gwiazda belgijskiej teologii

Z kolei książeczka autorstwa niejakiej Marguerite A. Peeters, Gender – światowa norma polityczna i kulturowa. Narzędzia rozpoznawania (wydanie francuskie 2012; wydanie polskie: tłum. ks. Leszek Worniecki, SAC) ukazała się nakładem Wydawnictwa Sióstr Loretanek w Warszawie z końcem 2013 roku, jako ważna i równie starannie przygotowana publikacja.

Przedmowę do wydania polskiego napisał abp. Henryk Hoser (i datował 26 lipca 2013 roku). Informuje tam czytelników, że „nowe legislacje są wynikiem zaplanowanej i skutecznie wprowadzanej strategii, opracowanej przez inżynierów społecznych i ekspertów będących na usługach globalnego projektu politycznego, który posługuje się wypracowaną ideologią o obco brzmiącej nazwie gender”.

Czy chodzi o legislacje antydyskryminacyjne? Zapewne. Jest ukryta prawda, jest spisek. Jego celem – kontrola nad światem.

Kto ma ją sprawować? Hoser nie precyzuje. Wspomniani eksperci to grupa niedouczonych pseudonaukowców: „brakuje im precyzji, aparatu krytycznego, ciągłości historycznej i perspektywicznej przenikliwości”. Co to samej ideologii, to „już wykazuje [ona] objawy przedwczesnego starzenia; jest »kolosem na drewnianych nogach« i »domem zbudowanym na piasku«”. Nie wiadomo, po co polski episkopat miałby tracić czas na walkę ze zjawiskiem, które potrafi wykończyć się samo. Po co spędzać bodaj około roku (przygotowanie książki Peeters do druku, tłumaczenia Raportu Regnerusa i jego stosownej recepcji, listu episkopatu, wykładu ks. Oko, zgranie tego wszystkiego w czasie wraz z gradacją oskarżeń i inwektyw typu „gorsze od marksizmu”, „zbrodnicze” itd. podczas trwającej kolejne pół roku kampanii), żeby walczyć z garstką adiunktów, którym brakuje aparatu krytycznego? Jak ów niedoskonały byt miałby przejąć kontrolę nad światem, też nie wiadomo. Może działa tu zasada inflacji. Może kopernikańska: zły pieniądz wypiera lepszy. Może to Hollywood. A może to magia. 

Butler dla ubogich

Drugi wstęp, który napisał ks. Tadeusz Guz, profesor KUL, wyjaśnia, skąd w dyskursie antygenderowym polskiego episkopatu pojawiła się w charakterze straszaka Judith Butler. Bo jak twierdzi ks. prof. Wierzbicki w liście z 18 stycznia 2014: „Charakterystyka gender w Liście pasterskim odpowiada z grubsza poglądom i działaniom nawiązującym do myśli Judith Butler (…)”. Ale kto w ogóle Butler przeczytał? Trudno uwierzyć, że ludzie, których stan umysłu sprawia wrażenie, jakby wszystkie fenomeny niezwiązane z seksem lub zbrodnią wypadały niczym meteory z orbity ich uwagi, skupili się na tyle, by przebrnąć przez rozdział o matrycy heteroseksualnej, czyli przez drobiazgowe i mozolne odczytanie Levi-Straussa i Kanta. Ale w liście pasterskim występuje „Butler” uproszczona przez Marguerite A. Peeters, niedocenioną dotąd gwiazdę teologii i filozofii z Brukseli.

Cytowane przez Sławomira Sierakowskiego ulubione przez biskupów zestawienie faszyzm–komunizm–ateizm też znajduje w tej małej publikacji eksperckie uzasadnienie. Guz zestawia d’Holbacha (filozofa francuskiego Oświecenia, którego prace zainspirowały Rewolucję Francuską) z Marksem, Engelsem, Leninem, Stalinem i Hitlerem, by stwierdzić, że gender może doprowadzić do dużo gorszych klęsk. Po czym wyraża wdzięczność Marguerite A. Peeters i jej walce „o zachowanie niepowtarzalnie godnej i personalnej płciowości człowieka”. Trafiła się nam zatem przetłumaczona na polski broszura nieznanej autorki, która – z poparciem stolicy apostolskiej – ma szansę stać się jedną z najbardziej wpływowych książek.

Rebus rozwiązany: gender to homo

Jak w dobrym kryminale, nadal nie wiadomo, gdzie jest ten reżim, ta dyktatura, przed którą nas trzeba bronić. Wyjaśnia to ostatecznie dopiero autor przedmowy do wydania w języku francuskim, kardynał Robert Sarah, Przewodniczący Papieskiej Rady Cor Unum, której zadaniem jest pełna koordynacja katolickich dzieł charytatywnych. Sarah zajmuje funkcję przewodniczącego od 2010 roku, a wstęp do Peeters datowany jest na 24 sierpnia 2012 roku. Z Franciszkiem, wybranym 13 marca 2013, łączy Sarah troska o los biednych ludzi i narodów. Kardynał przede wszystkim wyraża „ogromną wdzięczność” Peeters za jej „cierpliwą, precyzyjną i ścisłą analizę”. Pierwszym słowem jego przedmowy jest „Dziękuję”.

Sarah, podobnie jak autorzy polskich przedmów, ostrzega przed „potężnym lobby” walczącym „o brak rozróżnienia płci”. Zapoznaje też czytelników z pojęciem queer, czymś „znacznie gorszym”, bo chodzi mu o „zmianę kultury i zburzenie tradycyjnych zasad”.

Ostatecznie jednak przeciwnikiem jest „moralna dekadencja Zachodu”, której mylnie się zdaje, że „prawa homoseksualistów są prawami człowieka” i chce narzucać to przekonanie biednym krajom.

Te biedne kraje i mieszkających w nich biednych ludzi (będących wszak w centrum uwagi Franciszka) ta jawna eskalacja promocji praw LGBT obraża, bo łączy się z „jawną i skandaliczną pogardą dla dobra biednych w krajach i kulturach niezachodnich”. Refleksji nad tym, że w biednych krajach też są osoby LGBT, którym jest jeszcze gorzej, brak. „Czy biedni nie mają praw?” – pyta Sarah. To szantażowanie bogatszych biednymi, szczucie biednych na bogatszych, to założenie, że bieda i homofobia muszą być nierozłączne, znajduje swoje odbicie w populistycznym adresacie polskiej kościelnej i parlamentarnej wojny z gender. Biedni, jako „własność” Kościoła (tu pomocny staje się wywiad z Rubenem Dri o Franciszku), przydają się, bo stają się elementem nacisku.

Sarah pisze z pasją i bez osłonek: gender to homo, a homo to gender. „Stosowanie w stosunku do par homoseksualnych terminów »małżeństwo« i »rodzina«, które zawsze zakładają stosunek do różnic płciowych i otwarcie na prokreację, jest semantycznym nadużyciem”.

Widać, gdzie kończy się obecnie poparcie dla lewicy i biednych ludzi – krytyka kapitalizmu to po prostu krytyka mitycznego zachodniego zepsucia. Jest też akapit o zbrodni przeciw ludzkości: „Homoseksualizm jest nonsensem w odniesieniu do życia małżeńskiego i rodzinnego. Promowanie go, w imię praw człowieka, jest co najmniej szkodliwe. Natomiast narzucanie go jest zbrodnią przeciwko ludzkości”. Straszliwość tego oskarżenia – w rzeczy samej oskarżania ofiar – w najbardziej radykalnej wersji znajduje swe odbicie w stopniowaniu: komunizm–faszyzm–gender–coraz to straszliwsze zbrodnie.

Postkolonializm po watykańsku

Sarah umieszcza kwestię „gender jako zniszczenia” w dyskursie postkolonialnym. Tak oto: „Promowanie różnorodności »orientacji seksualnych« na ziemiach Afryki, Azji, Oceanii czy Ameryki Południowej prowadzi świat do całkowitej antropologicznej i moralnej dewiacji, ku dekadencji i zniszczeniu ludzkości!”. Europa Wschodnia nie zostaje wymieniona, bo dwa lata temu Afryka musiała być ważniejsza.

Zakładając, że istnieje coś takiego jak „filozofia afrykańska” (bo Afryka to państwo), kardynał pisze: „Myśl afrykańska nie może dopuścić do swego ponownego skolonizowania. Po okresie niewolnictwa i kolonizacji przybywamy tam ponownie, by upokarzać i niszczyć Afrykę, narzucając jej gender”. Namiętność motywująca następstwo akapitów przypomina pasję ugandyjskich pastorów krzyczących do oniemiałej publiczności, że homoseksualizm to „Zło! Zło! Zło!”. Konwencja jest batalistyczna: „wytoczono przeciwko nam potężne mechanizmy”. Jeśli wytoczono, to przecież trzeba się bronić.

Kardynał Sarah niedawno doczekał się afrykańskiej odpowiedzi: kenijski pisarz Binyavanga Wainaina w dokumencie wideo We Must Free Our Imagination odpowiada tak (w wolnym tłumaczeniu, zachęcam do obejrzenia oryginału): „W Afryce z punktu widzenia kolonizatorów międzyludzkie relacje zawsze były postrzegane jako queer. Afrykanie w nocy szli tańczyć i kto wie, co jeszcze uprawiali razem. Prawa »zakazujące sodomii« w poszczególnych koloniach były wyrazem niepokoju, że podbite ludy kryją w swych zwyczajach coś, co mogłoby stanowić zarzewie buntu, jakiś wyraz niepodporządkowania kolonizacji – nienormatywną seksualność. Obecne akcje przywracania tych praw kolonialnych, jak podpisany z początkiem 2014 roku zakaz małżeństw homoseksualnych w Nigerii, są niezgodne z duchem wolnych Afrykańczyków”.

Tu uciszać, tam rozbudzać panikę

Szukając najwcześniejszych śladów kreowania potwora gendera, natrafiłam na mowę biskupa Wojciecha Polaka tuż przed świętami Bożego Narodzenia 2012. Trudno więc do intencji Sekretarza Konferencji Episkopatu Polski w kwestii zorganizowanej przez niego pospiesznie konferencji z Małgorzatą Fuszarą zaliczyć coś więcej niż konieczność uciszenia paniki wśród naukowców i liberalnych katolików z kręgu „Tygodnika Powszechnego”. Wykorzystywany przez Polaka zakres metafor pochodzi wprost z broszury Peeters. Jej praca to matryca i zbiór cytatów dla listu pasterskiego, wypowiedzi Beaty Kempy, jak również organizatorów rozmaitych akcji mających na celu zastraszanie rodziców. Także zacytowanie „Judyty” Butler przez radnego z Łap, jego autentyczna chęć uchronienia nas przed terrorem, który wymuszał będzie zmianę płci, jego rozpaczliwy ostatni krzyk – przepowiednia, że „grozi nam rewolucja antropologiczna!” – to właśnie myśl Peeters w pigułce.

Gdyby w grudniu 2013 Episkopat rozpoczął systematyczną kampanię skierowaną przeciwko gejom i lesbijkom (to znaczy gdyby spróbował zniechęcać ludzi do Biedronia, Raczka, Poniedziałka, Witkowskiego, Kostrzewy), mogłoby dojść od razu do silniejszego oporu społecznego. Tak wysoki poziom złorzeczenia konkretnym osobom, często lubianym, wydałby się Polakom nieludzki i niedorzeczny. Złorzeczenia przeciwko abstrakcji trudno było jednak traktować poważnie.

Dopiero od wystąpienia ks. Oko w Sejmie datować można używanie słowa homoseksualizm jako synonimu gender, a towarzyszyły mu wszak opary absurdu. Jednak Episkopat może uznać styczniową ofensywę – obronną oczywiście – za udaną. 

Inkuby, świadkowie i kobiety przebrane za krzyżowców  

Efekt styczniowego przyspieszenia wynikał po części stąd, że nakładały się na siebie dwa dyskursy. Jeden to watykański, wyłożony w przedmowach i wstępach, i w samej książeczce Peeters, ilustrowany w wypowiedziach poszczególnych polityków i biskupów. Ten mówi o końcu świata, o apokalipsie, końcu cywilizacji (białego człowieka lub czarnego człowieka, w zależności od geopolitycznego kontekstu – europejskiego lub afrykańskiego) – jeśli dojdzie do zwycięstwa ideologii „gender”. Drugi to dyskurs ewangelickich ekspertów związanych ze Światowym Kongresem Rodzin, wywodzących się z ruchów eks-gej, o którym pisałam wcześniej. Ci podróżni eksperci najchętniej opowiadają o seksie – zakazanym, wyuzdanym i zdeprawowanym. Sami natomiast nie posługują się apokaliptycznymi wizjami. Nie grożą końcem świata. Zostawiają to lokalnym kościołom.

Oba te dyskursy łączy patrzenie na homoseksualizm jako na skłonność, którą należy kontrolować i leczyć, tak jak leczy się alkoholizm, bo niekontrolowana zacznie grozić porządkowi społecznemu. Tempa dodaje tu panika – konieczność ochrony dzieci, a bajkowości – ludowa demonologia. Potwór gender to wszak nie kto inny jak barokowy inkubus, demon uwodzący mnichów i mniszki, zmieniający płeć na życzenie, po raz pierwszy wymieniony w Młocie na czarownice, i od tej pory, przez stulecia niezmiennie już cieszący się popularnością.

Jeśli Zespół Stop Ideologii Gender został powołany po to, żeby wzbudzić panikę społeczną w związku z raportem Lunacek, dając Beacie Kempie szansę na powtórzenie wiele razy przed kamerą: „Unia Europejska będzie molestować nasze dzieci”, to jego funkcja powinna skończyć się na niedzielnym proteście.

Można się jednak spodziewać, że całość działań pod roboczym tytułem Episkopat cum Kempa cum pornograficzny teatr księdza Oko zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią będzie zmierzać do wprowadzenia własnych zmian legislacyjnych – zaprezentowanych jako konieczne, bo celem ich będzie zablokowanie w Polsce wprowadzenia nieuniknionych zaleceń unijnych wynikających z raportu Lunacek.

Do tego planu potrzebne będzie społeczne poparcie. Nad nim pracować będą dalej „Wprost” i „Rzeczpospolita”, księża i katecheci, a także posłanka Kempa i ksiądz Oko, spotykając się z mieszkańcami małych miast.

Tak zbudują elektorat z ludzi, którym gender kojarzy się z dżemderem. Można na jego temat dowcipkować – uwielbiam na przykład przemianowanie skądinąd niewinnego słoika dżemu truskawkowego na „dżemder” (produkcja: PawŁowicz, cukru na Oko 0%). Ale ten elektorat, cierpiący na kompleks wyższości i niższości zarazem, może okazać się wyjątkowo skuteczny. Dla wielu posłów poparcie ustawy, mającej wszak na celu dobro dzieci, może się stać kwestią politycznego przetrwania. Albo też łatwo będą sobie to potrafili wmówić.

Skłania mnie do takiej obawy wystąpienie abp. Stanislawa Nowaka, na Jasnej Górze zachęcającego parlamentarzystów, aby „bronili człowieczeństwa”, pierwsze bodaj, w którym reprezentant hierarchii kościelnej domaga się od parlamentarzystów aktywności na rzecz obrony Polski przed genderem. Nowak działa tu w zgodzie z rekomendacją abp. Hosera zawartą w wywiadzie-rzece Bóg jest większy, gdzie na pytanie o udział księży w polityce Hoser odpowiada Królikowskiemu, że „Kościół zawsze będzie obecny i zawsze będzie oceniający: promujący lub krytykujący”. Lecz działać będzie raczej pośrednio przez polityków, którzy jako wierni świeccy spełniają funkcje świadków „tego, co Kościół rozpoznaje jako dobro indywidualne i społeczne”. Takim zgromadzeniem świadków jest Zespół Stop Ideologii Gender. Rola świadka jest więc rolą aktywną.

Nie posunę się chyba zbyt daleko w analogii, wskazując, że podobny zespół skutecznie przeprowadził ustawę zakazująca „propagandy homoseksualnej” w rosyjskim parlamencie. Jak w déjà vu, na czele Komitetu do Spraw Rodziny, Kobiet i Dzieci, stoi tam Jelena Mizulina, nazywana „moralnym krzyżowcem”. Warto dodać, że gdy Mizulina poddała pod dyskusję w Dumie projekt ustawy o zakazie „propagandy homoseksualnej”, Rosjanie nie przyjęli tej nowiny z pokornie opuszczonymi głowami. Przeciwnie. Sztuka satyry rozkwitła, zaczęły krążyć dowcipy. Było ich tysiące. Jakież było zdziwienie, że sztuka parodii nie przywróciła Dumie zagubionego rozumu. Rosjanie zaśmiewali się, pytając, czy wkrótce oral też zostanie zakazany, aż nagle absurd stał się prawną rzeczywistością. 

Efekty kształcenia? Tego ognia już nic nie ugasi

Dla poparcia społecznego ważne jest stworzenie edukacyjnej normy (stąd panika na punkcie edukacji równościowej). Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie zapowiedział już na ten semestr obowiązkowe konwersatorium na temat Ideologia gender a ekologia ludzkiej seksualności. Na liście lektur książeczka Peeters zajmuje miejsce drugie. Tematy zajęć (Główne elementy ideologii gender; Ideologia gender a demografia i ekologia; Gender mainstreaming) zdają się na niej opierać. Kompetencje studentów dotyczą umiejętności określenia i uzasadnienia swojego stanowiska wobec ideologii gender. I niech no pełnomocniczka Kozłowska-Rajewicz upiera się dalej, że ideologia gender nie istnieje.

Ogół populacji może natomiast za pomocą platformy e-learningowej dokształcać się na „pierwszym interaktywnym kursie antygenderowym” u księdza Oko. Zakładając, że przygotowanie projektu e-learningowego potrafi zająć i pół roku, już co najmniej od września Katolickie Stowarzyszenie Dziennikarzy wiedziało, że gender zaatakuje i trzeba się będzie bronić. Materiały szkoleniowe to wybór tekstów autorów, których połączył wstęp do Peteers: Guz, Hoser. Ośrodkiem tej osi – Belgia, Francja, Polska – wydaje się w Polsce abp. Hoser, z jego francusko-belgijską historią zawodową, o której opowiada w Bóg jest większy. Przypadkiem w tym samym czasie we Francji, przed głosowaniem w sprawie raportu Lunacek, podobnie straszono rodziców, że nowy program edukacyjny ma na celu „molestowanie dzieci”. 

Nie twierdzę jednak, że – jeśli mogę przewrotnie zacytować „Wprost” – coś jest tu „sprytnie ukryte”. Nie widzę spisku. Przeciwnie, wszystko jest jawne i dość oczywiste: Konferencja Episkopatu Polski, Papieska Rada ds. Rodziny, Papieska Rada Cor Unum, Katolicka Agencja Informacyjna, Katolickie Stowarzyszenie Dziennikarzy wraz z jego Oddziałem Telewizyjnym nagradzającym zdjęcie Tego ognia już nic nie ugasi i „Fronda” z ich „szkolną strażą antygenderową”, czyli siłą, którą będzie można wkrótce modelować, przekształcać i rozszerzać, mówią to samo: gender trzeba zdusić w zarodku, bo inaczej gender zniszczy Polskę. Trzeba się bronić. A ZNP może sobie protestować

Jak wyłączyć ten film?

Ciekawa jestem, gdzie ukrywa się to światowe lobby, przed którym ostrzega Hoser, Guz i Peteers, gdzie te macki, które zdołałyby wymazać seksualną histerię z naszej codzienności. Gdzie czarodziejskie zaklęcie, które pomogłoby przywrócić świat na powrót do stanu, w którym nikt nie słyszał o programowym tekście Henryka Hosera Gender groźniejsze od marksizmu? Ale ono istnieje. Nazywa się Artykuł 257:

Kto publicznie znieważa grupę ludności albo poszczególną osobę z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, wyznaniowej albo z powodu jej bezwyznaniowości lub z takich powodów narusza nietykalność cielesną innej osoby, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.

Warto nauczyć się czegoś od biskupów i świadków – mianowicie tego, że jeśli chce się zmiany, to trzeba wykazać wzrastające poparcie społeczne dla niej. Nie życzysz sobie już więcej słyszeć o potworze genderze? Masz dosyć opowieści o technikach seksualnych innych ludzi, które w ogóle nie powinny cię obchodzić? Zaczynasz odnosić wrażenie, że obcy interesują się twoim prywatnym życiem w takim stopniu, że gdy podnosisz klapę od sedesu, przeżywasz moment paranoi, że z toalety łypnie na ciebie jakieś oko? Na imprezie kulturalnej, wykładzie, wernisażu, poczuwasz się do wdzięczności, bo przed wejściem stoi oddział policji w strojach antyterrorystów, żeby cię bronić przed paramilitarną bandą? Domagaj się aktywnie rozszerzenia zakazu mowy nienawiści o płeć i orientację psychoseksualną.

Kilka pierwszych procesów, a te i inne zjawiska znikną jak ręką odjął. To jest magiczna odtrutka, to antybiotyk. 

Ewidentny pośpiech towarzyszący całej akcji bierze się zapewne i stąd, że zmienia się norma światowa, a koniec cywilizacji nie następuje. Tymczasem katolicy z całego świata zachęcają Franciszka, żeby potępił homofobię. Nie będzie mógł w nieskończoność udawać, że ich nie słyszy.  Tym bardziej, że arcybiskup Canterbury właśnie to zrobił w odniesieniu do kościołów afrykańskich.

Nie da się naraz zgubić Europy i jej odzyskać

Amerykańscy predatorzy rozsiewają homofobię w peryferyjnych krajach, żeby tak wzbudzona nienawiść rykoszetem zniszczyła Amerykę. Scott Lively wcale tego planu nie ukrywa. Polscy biskupi gotowi są podważać kompetencje nauczycieli, zachęcać polityków do lekceważenia konwencji i odgrywania roli Rejtana, Wallenroda i piątej kolumny naraz w ustawionej w charakterze wroga (jeśli akurat nie daje dotacji) Unii Europejskiej. 

Nieprzejednanie jest groźną bronią, bo rykoszetuje i odwraca się przeciwko tym, którzy nim walczą (sorry, za pomocą którego się bronią). Co będzie gdy podjudzani biedni z Afryki, Azji, Oceanii i Ameryki Południowej w końcu zareagują? Zjednoczą się i od Półwyspu Iberyjskiego najadą na zdeprawowany Zachód, aby ten raczej zginął, niż dopuścił do homomałżeństw?

Przy takim rozwoju wypadków można zwyczajnie nie zdążyć z ostatnim elementem planu, czyli przeniesieniem Watykanu do Polski.

Czytaj także:

Paweł Wiktor Ryś, Antygenderowy katechizm

Marta Konarzewska, Spektakl heteronormy

Dorota Obidniak: Czy znajdzie się obrońca równości płci w szkole?

Sławomir Sierakowski: Gender Kościoła polskiego

Agata Bielik-Robson, Historie oka

Ewa Łętowska, Komisja karania kobiet (list otwarty)

Agnieszka Graff, Modern talking z małym genderowym wkładem

Elżbieta Korolczuk, Dyskusja o gender to łabędzi śpiew Kościoła

Ewa Łętowska, W Polsce prawo służy tylko silnym

Kinga Dunin, Wigilijne dziecko

Hanna Gill-Piątek, Bratkowska, usuń na plebanii!

Cezary Michalski, Liberalne minimum

Kinga Dunin, Adres do cara

Agnieszka Graff, Gender i polityka, ale ta prawdziwa

Anna Dryjańska: Pokazałyśmy hipokryzję Kościoła

Kinga Dunin, Kontrreformacja

Izabela Morska: Niektórzy z nas boją się niektórych z was, część I i część II

Magdalena Radkowska-Walkowicz: Czemu służy straszenie „ideologią gender”?

Tadeusz Bartoś: „Gender” służy jako hasło wojenne

Kinga Dunin, Gorsza od Hitlera

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij