Jak można śpiewać i tańczyć, gdy odbierane nam są prawa? Ale jak nie odwołać się do naturalnej, ekspresyjnej potęgi muzyki, gdy odbierane nam są prawa? O muzycznym obliczu protestów piszą Marta Konieczna i Antoni Michnik.
Trwające od 22 października protesty przeciwko skandalicznemu zaostrzeniu prawa aborcyjnego to największe demonstracje w historii III RP. Uczestniczymy w nich w różnych miejscach jako przedstawicielka wczesnego pokolenia Z i przedstawiciel pokolenia milenialsów; jako ich podmiot i jako sojusznik. Protesty są masowe i zróżnicowane, różnią się więc także brzmieniem – w wielu miejscach dominują marsze, w innych protesty samochodowe (Wrocław); gdzieniegdzie ważną rolę odgrywa milczenie (Łódź), gdzie indziej dominują głośniki i soundsystemy masowych pochodów. Inaczej brzmi skandujący pochód, inaczej „technoblokada”, a jeszcze inaczej choćby rozdzwoniona rowerowa masa krytyczna (Wrocław, Kraków).
W pejzażach dźwiękowych demonstracji specjalną rolę odgrywają pieśni. Protestujący przynoszą ze sobą na demonstracje własne playlisty i wrażliwość muzyczną (od Murów, przez We Found Love, po rytmy Wixapolu). Nieustannie toczy się walka o charakter postulatów czy treść skandowanych haseł; podobnie rywalizują ze sobą muzyczne wrażliwości. Jak można śpiewać i tańczyć, gdy odbierane nam są prawa? Ale jak nie odwołać się do naturalnej, ekspresyjnej potęgi muzyki, gdy odbierane nam są prawa?
Specyficzną formą dźwiękowych protestów, niespotykaną w Polsce do tej pory na taką skalę, stały się tzw. technoblokady. Akcje tego typu pojawiły się po kilku dniach od rozpoczęcia manifestacji m.in. w Poznaniu, Krakowie, Warszawie i Katowicach. Zasada jest prosta: do blokady dróg prowadzonej w ramach strajku dołącza bus z didżejką. Za ich organizację, najczęściej spontaniczną, a zawsze oddolną, odpowiadają klubowe środowiska danych miast.
Ostatnimi czasy w społeczności kultury klubowej wiele dyskutowano o korzeniach techno i innych gatunków klubowej elektroniki: o ich niebiałych i nienormatywnych rodowodach. O ładunku niezgody, który zawsze im towarzyszył. Dzisiaj do protestujących ponownie dołączają DJ-e i DJ-ki, a muzyka klubowa znów prowadzi swych odbiorców na barykady. Tam przecież jest jej miejsce w myśl hasła „We dance together, we fight together’’ – czy są to protesty solidarnościowe po zatrzymaniach na Krakowskim Przedmieściu, czy protestacyjne tańce pod ambasadą Gruzji, czy właśnie Strajk Kobiet.
czytaj także
Pojawiły się również nowe formy wokalnych protestów i kolektywne śpiewy. Najlepszym przykładem jest zorganizowany we Wrocławiu wieczór zbiorowego wykonywania pieśni ludowych. To silnie rytualne wydarzenie, w którym chórowi kobiecych głosów towarzyszył rytm bębnów oraz innych perkusjonaliów, zostało przygotowane na dziady vel Halloween i z jednej strony wpisywało się w akcję przechwytywania tej nocy – hasło „BABY ZAMIAST DZIADÓW” – a z drugiej – w odzyskiwanie feministycznych wątków kultury ludowej.
Po pierwsze: reinterpretacje
Hymnami tych demonstracji są przede wszystkim adaptacje istniejących utworów – co zresztą nie jest dla protestów niczym nowym. Rozmaite pieśni rewolucyjne istnieją w ogromnej liczbie wersji i tłumaczeń, otwarte na nowe przeróbki i interpretacje. I tak, nowe słowa ułożone przez anonimową autorkę podczas protestów w Krakowie do melodii pieśni włoskich antyfaszystowskich partyzantów Bella Ciao wpisują się w tę samą tradycję, która sprawiła, że istnieje ponad sto wersji Warszawianki 1905 roku.
czytaj także
Nagranie bardzo szybko zaviralowało w internecie i równie prędko z niego wyszło – w tłum. Odnowiona wersja z tak elektryzującym po polsku zestawieniem „ciao – ciało” była już wielokrotnie odśpiewywana na manifestacjach. W największej obsadzie zabrzmiała chyba we Wrocławiu, na wydarzeniu o wiele wyjaśniającej nazwie Chór Wkurwionych. W Łodzi doczekała się choreografii ułożonej spontanicznie przez protestujących. W Krakowie słowa włoskiego oryginału zabrzmiały m.in. na technoblokadzie – zbiorowy śpiew przełamał konwencję. Tradycyjna lewicowa pieśń przeżyła niedawno – także w Polsce – drugą młodość na fali popularności netflixowej produkcji Dom z papieru. I tak ścieżka dźwiękowa z serialowej strefy komfortu wyszła na ulice.
Wśród haseł bardziej śpiewanych niż skandowanych nie mogło oczywiście zabraknąć Guantanamery. Wersji pojawiło się kilka, ale te, które udało nam się wyłapać, chyba najlepiej oddają rozpiętość skali nastrojów, które wyprowadziły protestujących na ulice. Na jednym z krańców tej osi jest „Zawsze i wszędzie/ Kaczyński jebany będzie’’, na drugiej – ,,Zawsze i wszędzie/ aborcja robiona będzie’’.
Innym z zyskujących właśnie popularność coverów – choć nie wiadomo nam nic o tym, by był śpiewany na samych protestach – jest nowa wersja Jeszcze będzie przepięknie Tomka Lipińskiego, przygotowana jeszcze przed protestami przez Wojtka Urbańskiego i zespół Dagadana pod auspicjami Krzysztofa Gonciarza. To pieśń o uniwersalnym wolnościowym przesłaniu, której towarzyszy teledysk zmontowany z nagrań z protestów przesyłanych Gonciarzowi.
Z kolei Tomasz Lipiński na swoim Facebooku podzielił się filmikiem, na którym widzimy uczestników strajku w Warszawie. A słyszymy Wojnę Brygady Kryzys, której niegdysiejszy lider tak opisuje swój share: ,,Brygada Kryzys 40 lat później, ale zawsze tam, gdzie wtedy’’. I w sumie ma rację. Na nagraniu są ludzie, którzy w czasach PRL-u przeżyli co najwyżej parę dziecięcych latek. Najmłodsze z pokoleń wychodzących na ulicę wykarmione zostało nie tylko na romantyzacji powstań, zrywów, strajków i oporu, ale i na cenzurowanych piosenkach.
czytaj także
Każdy ma swoje własne muzyczne lata 80. – jedni sięgają po Mury, inni po repertuar Bajmu. Kulturowa siła estetyki lat 80. nasuwa przekład kontekstów piosenek np. Chłopców z Placu Broni na współczesność. Płyta z Mój jest ten kawałek podłogi Mr. Zoob wciąż uruchamia się automatycznie na zapłon kryzysu politycznego w Polsce.
Z kolei polski hymn narodowy protestujący znają głównie ze szkolnych apeli. Powszechność jego obecności na protestach (chyba najczęściej rozbrzmiewa na relacjach z mniejszych oraz zagranicznych miejscowości) może być zaskakująca. Tym bardziej skoro protestować mają „wrogowie ojczyzny”. Odłóżmy jednak ponure żarty na bok: Mazurek Dąbrowskiego na Strajkach Kobiet świadczy o przekraczaniu przez protesty środowiskowych baniek i poszukiwaniu możliwie szerokiej wspólnoty protestu. Pozostaje mieć nadzieję, że to krok do odczarowania dźwiękowej warstwy narodowej sfery symbolicznej i odbicia jej panom w bluzach Polski Walczącej.
Najweselszym bodaj przywłaszczeniem narodowego symbolu jest polonez tańczony na poznańskich przejściach dla pieszych. Nagłówek Geje tańczą poloneza stał się jedną z najchętniej szerowanych fraz ostatnich dni, a sam polonez trafił już nie tylko na Pudelka, ale i na zagraniczne protesty (np. w Kopenhadze).
Przechwycony został również nieformalny hymn protestów, czyli przeróbki Call on Me Erica Prydza, niegdysiejszego trance’owego przeboju, który stał się podkładem skandowanego hasła „jebać PiS”. Najpopularniejszą przeróbkę stworzył paradoksalnie Cypis, tzw. patoraper, znany m.in. z obrzydliwej mizoginii tekstów. Cypis przetworzył element spontanicznej kultury protestów już wcześniej, zresztą sam wykorzystał w swej wersji słynne nagranie z warszawskich demonstracji. Co znamienne, obok wersji Cypisa powstają również przeróbki pomijające jego interpretację i remiksujące bezpośrednio utwór Prydza (np. z profeministyczną oprawą wizualną) – w tych wypadkach możemy mówić o przechwyceniu mizoginicznego utworu.
Kluczowa „ośmiogwiezdna fraza” obecna jest również w wielu innych tworzonych teraz piosenkach. W dawnych czasach, gdy koalicjantem Jarosława Kaczyńskiego był Roman Giertych, hasło to rzucił grochowski raper Astar (dzisiaj Sąsiad). Jego kawałek zaliczył zresztą podczas protestów krótkie viralowe zmartwychwstanie. Dzisiaj hasło to jest po prostu pojemną formułą sprzeciwu i pojawia się nie tylko w pieśniach toksycznych mężczyzn, ale też choćby w Piosence patriotycznej anonimowej Zwykłej Polki, napisanej na melodię Don’t Worry Be Happy Bobby’ego McFerrina. Utwór ten doczekał się już nowych wersji wykonywanych i nagrywanych w przestrzeni publicznej. Piosenka patriotyczna oraz jej przeróbki odzwierciedlają wrażliwość kluczowej grupy protestujących – słyszymy kobiece głosy, feministyczną perspektywę oraz songwriterską estetykę nowej fali sprzeciwu kobiet. Tutaj hasło „jebania PiS-u” pobrzmiewa nieco inną energią niż w przeróbkach Call on Me.
Dodajmy do tego również inne utwory zbudowane z nagrań protestów – ze skandowanych haseł, niekiedy przeplatanych fragmentami quasi-stanowojennej przemowy prezesa Kaczyńskiego. Uzupełniają one „literacko-emocjonalny” pejzaż protestów i podobnie jak covery i przeróbki istniejących utworów czerpią z bezpośredniego języka ostatniego zrywu.
Nagrania z protestów nie tylko zasilają szybkie numery: często stają się autonomicznymi utworami. Nie trzeba było długo czekać na apele o nadsyłanie swoich nagrań z manifestacji. Pojawiają się audycje z nich stworzone (np. w Radiu). Najszybciej zareagował niezależny label Szara Reneta, który specjalizuje się właśnie w field recordingu. Album Piekło kobiet Tomasza Pizia został wydany zaledwie trzy dni po ogłoszeniu wyroku TK i opiera się na nagraniach zebranych podczas protestu pod katowicką katedrą. Środowisko field recordingu ma jednak nawet szersze plany – Katarzyna Paluch (artystka dźwiękowa oraz instrumentalistka znana m.in. z projektu niður/noise/szum) rzuciła hasło stworzenia dźwiękowej mapy protestów, w zamierzeniu obejmującej cały kraj (a także wykraczającej poza jego granice). Zachęcamy do tego, by przesyłać jej nagrania.
Skandowanie „jebać PiS” stało się elementem pozamuzycznego obiegu kultury – tu mówimy już nie o tym, jak rozprzestrzeniają się piosenki, ale gdzie są śpiewane i słuchane. W tym miejscu wchodzimy na grunt audialnych memów – Call on Me i ***** *** weszły w memetyczny obieg kultury, a ich mutacje będą się namnażać przez najbliższe miesiące aż po granice przepustowości internetu. Dźwiękowe memy wychodzą podczas tych protestów na ulice i mogą szokować tych, którzy nie obracają się w ich obiegu. Trafiają nie tylko na transparenty, ale i do soundsystemów – jak choćby dźwiękowe formy tzw. cenzopapów, szkalujących JPII, które można było usłyszeć nieopodal katedry we Wrocławiu.
Po drugie: idzie nowe
Tymczasem w sieci rośnie fala nowych piosenek solidarnościowych, która być może zaraz przerodzi się w ruch masowy na miarę #hot16challenge. Co znamienne, na razie widać wyraźny genderowy przechył wśród autorów – czyżby panowie pisali protest songi, kiedy kobiety protestują na ulicach?
czytaj także
Pierwszy był Eurodanek. Jego JEBAX ukazał się już wieczorem następnego dnia po ogłoszeniu wyroku TK. W tym utworze chodzi o jebanie: policji, PiS-u, Kościoła, sądu. Czuć i słychać na wskroś, że to spontan… to znaczy zryw, romantyczny zryw. Kilka dni później kawałek doczekał się wideo (i lekkiego masteringu) i został wypromowany przez kanały Wixapolu.
Wśród piosenek pisanych przez mężczyzn wyraźnie widać nurt „ogólnego wkurwu”, w którym protesty są na dalszym planie, a także nurt solidarności podszytej pochylaniem się nad „pięknymi paniami”. Najlepszy przykład utworu kipiącego podejrzanym testosteronem, męskograniowego, pachnącego szarmanckim konserwatyzmem, to Wypierdalać Tymka. Ale takich utworów, nagrywanych przez męskich mężczyzn dla damskich dam pojawia się znacznie więcej, niektóre z nich wręcz samozwańczo ogłaszane przez panów „hymnami Strajku Kobiet”. Przypadek Tymka jest jednak o tyle ciekawy, że to raper współpracujący z jednej strony z duetem Coals, a z drugiej np. z Krzysztofem Gonciarzem. Czyżby męskograniowa estetyka była tu celowym zabiegiem, próbą mobilizacji innego grona publiczności niż jego zwykli słuchacze? Czy to „użytkowe” wykorzystanie rockistowskiej estetyki w słusznej sprawie?
Inaczej rzecz się ma choćby z Ośmioma gwiazdami Karola Krupiaka, który ma wyraźne ambicje stworzenia pokoleniowego hymnu, i choć mogłoby się wydawać, że to pieśń do ulicznego skandowania, jej wykonania przez Krupiaka w trakcie protestów w Tychach dowodzą faktu, że na naszych oczach (i uszach) powstają muzyczne emblematy trwającego buntu.
W publikowanych przez facetów kawałkach najsilniej solidarnościowy przekaz wybrzmiewa bodaj w Polska to kobieta Michała Szpaka oraz Swiernalisa, w którym synthwave’owemu pulsowi towarzyszy tekst nie tylko antyrządowy, ale i antyklerykalny. Zamiast wezwań do przegonienia Kaczyńskiego mamy podkreślanie wspólnoty protestu oraz jego genderowego wymiaru.
Na kolejny szlagier czasu protestu wyrasta Szubienica piosenkarza i youtubera Ronniego Ferrari (Huberta Kacperskiego), związanego z Gdynią gen-zeta łączącego edm, disco polo, elementy folku i hip-hopu. Kacperski funkcjonuje w obiegu kultury disco polo, a jego zeszłoroczny przebój Ona by tak chciała podobno już stał się elementem kultury weselnej. Co więcej, Ferrari był przez pewien czas promowany przez media Jacka Kurskiego – wszystko to powoduje, że poparcie dla protestów oraz antyrządowy przekaz w jego wykonaniu mogą dotrzeć do innych odbiorców niż większość przywoływanych tu utworów.
Można odnieść wrażenie, że błyskawicznie przeszliśmy od etapu pieśni poświęconych bezpośrednio protestom do kawałków, które umieszczają je w kontekście polskiej rzeczywistości AD 2020. I tak, choć mlodyskiny w świeżo wydanym Równi i równiejsi nawiązuje w jednym z wersów do strajków, a w klipie miga piorun oraz znamiennie płonie rondo Dmowskiego, to jego żal wylewa się na znacznie więcej tematów (oby nie zastępczych). Podobnie Słoń wypuścił właśnie kawałek Wojna Totalna, w którym poparcie dla protestów stanowi jedynie element całej obszernej litanii, rozważań na temat polskości, kondycji ludzkiej itd.
W tradycji feministycznej piosenki proaborcyjnej temat jest przeważnie znacznie precyzyjniej zakreślony. Nie doczekaliśmy się na razie wysypu nowych kobiecych pieśni buntu na miarę choćby puszczanej oczywiście na protestach o take polske zdrady pałki – cóż, zapewne tekst ogólnej krytyki rządu łatwiej napisać niż pro-choice’owy protest song. Pojawiają się jednak pierwsze utwory z viralowym potencjałem – jak choćby podniosły Hymn dla Kobiet. Z kolei w kategorii DIY możemy przywołać np. Wieszak z żelaza Wieszczyni, ostry tekst nagrany lo-fi do „stockowej” partii gitary.
czytaj także
Piosenki te wchodzą w dialog z różnymi nurtami współczesnej muzyki popularnej – od rocka przez hip-hop aż po disco polo. Pojawiają się również próby komponowania hymnów protestu na miarę cyfrowej kultury XXI wieku – a jednocześnie zanurzonych w historii muzyki. Przykładowo anonimowy/a autor/ka stworzył/a z wykorzystaniem cyfrowych narzędzi kompozycyjnych efektowną fugę Jarosław Kaczyński złamanym chujem jest. Rozpisany zgodnie z prawidłami kompozycyjnymi fugi na cztery głosy syntezatora mowy utwór ma szansę stać się – również ze względu na religijne konotacje formy – jedną z wiodących pieśni dalszych etapów protestu.
Fuga chętnie wykorzystywana jest przez muzyków współczesnych – za przykład weźmy Petera Ablingera czy Johannesa Kreidlera. Podobne zabiegi znajdziemy w ironicznym zapisie melodii protestu Wojtka Blecharza oraz w serii „reharmonizacji” wypowiedzi polskich polityków stworzonych przez Małgorzatę Szczwany, która również zmierzyła się z fugą, a także wzięła na warsztat niedawne bojowe przemówienie prezesa PiS.
Po trzecie: queerowanie protestu
Alex Freiheit, czyli połowa duetu Siksa, pisała niedawno o tym, że w mniejszych miastach protesty wyglądają i brzmią nieco inaczej niż w dużych ośrodkach, że w takim Gnieźnie poruszenie ludzi jest ogromne, natomiast jest to tłum, który w większej mierze wyraża ogólny sprzeciw wobec obozu władzy niż żądanie liberalizacji ustawy aborcyjnej. A przecież pisze to niezłomna bojowniczka na rzecz praw mniejszości, która w niedawnym, nieustająco aktualnym Prostym haśle wyraźnie mobilizowała do oporu przed prześladowaniami społeczności LGBTQ+.
czytaj także
Na jej przykładzie widać znakomicie, jak wiele artystek i artystów idzie w długim marszu sprzeciwu wobec rządu. Część osób ledwo pozbierała się po sierpniowych protestach i aresztowaniach aktywistek i aktywistów LGBTQ+, które nie tylko nauczyły część z nas protestować, ale też zmobilizowały środowiska muzyczne na czele z kręgami muzyki klubowej. Aresztowany wówczas Avtomat na kilka dni przed wyrokiem TK wypuścił singiel przewrotnie wykorzystujący obrzydliwe homofobiczne wypowiedzi Przemysława Czarnka – z adnotacją, że nagranie zostało sfinansowane z programu Ministerstwa Kultury Kultura w sieci.
O zakorzenieniu obecnych protestów w queerowych demonstracjach świadczy z jednej strony uliczny aktywizm – przyozdabianie pomników flagami, ulic – szablonami czy marsze w stylu vogue, a z drugiej – młody wiek znacznej części protestujących kobiet, dla których Parada Równości jest radosnym, wyczekiwanym wydarzeniem.
Margot: Powiedzieć, że pierdolę Polskę, to nic nie powiedzieć
czytaj także
Zatoczmy na powrót koło do pieśni rozbrzmiewających podczas demonstracji z rozmaitych głośników – od mobilnych soundsystemów po głośniki telefonów komórkowych. W ostatnich dniach słychać pewne zmiany dźwiękowej dynamiki protestów – coraz częściej pojawia się na nich pop. Od klasyków feministycznych demonstracji, takich jak Girls just wanna have fun(damental human rights), przez zagrzewające do walki utwory typu soundtrack do Rocky’ego, po nowsze kawałki – jak Nie daj się Dody. W którymś z miast przypomniano nawet wyprzedzający swe czasy You don’t own me Lesley Gore.
Mało w tym „rockowego pazura” i muzyki buntu opartej na ewokowaniu męskości. Przebija się za to ten szczególny, kolorowy i emancypacyjny pop, często goszczący na Paradach Równości. Madonna, Katy Perry, Rihanna – z pewnością trochę nadrabiamy parady, których w tym roku zabrakło.
Od bezradności i złości, poprzez wkurwienie, po karnawał wolności i solidarności [podcast]
czytaj także
Skoro wywołaliśmy już do tablicy pop, to czas wspomnieć też o playlistach, które ostatnimi dniami szybują po serwisach streamingowych. A tam zdecydowanie królują po prostu utwory popularne – nie inaczej zresztą wyglądają podkłady używane do filmików ze strajku na TikToku. Ludzie dodają sobie otuchy, zabierając kawałek demonstracji do siebie, część osób z pewnością czuje się bliżej ulicy, protestując zdalnie. Szczególnie popularna jest God is a Woman Ariany Grande. Najwięcej obserwujących zebrała chyba playlista wrzucona przez kanał SexEd.pl, który poprosił swoich odbiorców o zebranie piosenek towarzyszących im w strajkowym nastroju.
Ogólnopolski Strajk Kobiet na początku protestów ogłosił swój oficjalny hymn – Marsz Imperialny z Gwiezdnych Wojen (jako wyraz sprzeciwu wobec polityki rządu). Jak zwykle jednak propozycja zaserwowana z góry kompletnie się nie przyjęła, a wręcz zniknęła gdzieś pod napływem oddolnych form dźwiękowego protestowania. Muzyka ponownie wystąpiła nie tylko w roli nośnika, ale i katalizatora emocji. Niektórzy potrzebują w tych dniach zastrzyku energii, inni muszą wytańczyć stresy i nastroje, jeszcze inni znaleźli okazję do beki. O to, jakie utwory są godne protestów, pokłóćmy się jednak dopiero wtedy, kiedy wygramy.
**
Marta Konieczna (1997) – ukończyła licencjat na Akademii Muzycznej w Łodzi, studia magisterskie kontynuuje na wrocławskiej muzykologii. Redaktorka i autorka w magazynie o muzyce współczesnej „Glissando”, związana z kolektywem „Progrefonik”. Publikowała również na łamach „Ruchu Muzycznego”.
Antoni Michnik – doktorant w IS PAN, absolwent IHS UW, historyk kultury, performer. Członek założyciel researchersko-performatywnej Grupy ETC. Od jesieni 2013 roku w redakcji magazynu „Glissando”. Publikował m.in. w „Kontekstach”, „Kulturze Popularnej”, „Kulturze Współczesnej”, „Kwartalniku Filmowym”, „Dialogu”, „Roczniku Historii Sztuki”, „Zeszytach Literackich”. Współredaktor książek Fluxus w trzech aktach. Narracje – estetyki – geografie Grupy ETC (Wyd. Krytyki Politycznej, 2014) oraz Poza Rejestrem. Rozmowy o muzyce i prawie autorskim (Fundacja Nowoczesna Polska, 2015).