Sprawa festiwalu Audioriver ujawniła wyzwania i problemy, z którymi mierzy się Łódź: niejasne procesy decyzyjne, działanie wbrew strategii „miasta tworzonego wspólnie”, inwestowanie w duże importowane eventy kosztem lokalnej kultury, chaos komunikacyjny czy antyzieloną politykę.
Festiwal Audioriver, od momentu ogłoszenia, że przenosi się z Płocka do Łodzi, wzbudza spore kontrowersje. W poniedziałek 12 lutego głos w tej sprawie zabrała prezydentka Łodzi Hanna Zdanowska, pisząc: „Nie ma mojej zgody na organizację Audioriver Festival w Parku im. Piłsudskiego. Chcemy, aby Festiwal Audioriver odbył się w Łodzi – to dla miasta szansa rozwoju i niepodważalna marka oraz fantastyczne muzyczne wydarzenie. W przypadku Parku na Zdrowiu doszliśmy jednak do momentu, gdy organizowalibyśmy tę imprezę wbrew części łodzian i zamiast radosnego święta muzyki mielibyśmy święto w cieniu protestów”.
O co poszło?
Osoby patrzące z boku mogą pomyśleć, że jest to klasyczne, stereotypowe starcie władzy i zielonych aktywistów, którzy nie chcieli festiwalu w parku. Sprawa festiwalu Audioriver ujawniła jednak w pełni wszystkie wyzwania i problemy, z którymi mierzy się Łódź: niejasne procesy decyzyjne, działanie wbrew strategii „miasta tworzonego wspólnie”, inwestowanie w duże importowane eventy kosztem lokalnej kultury, chaos komunikacyjny, czy antyzieloną politykę.
Audioriver przenosi się z Płocka do Łodzi. Komu to przeszkadza?
czytaj także
Żeby być fair, od razu powiem, że nie jestem neutralną osobą, bo piszę ten tekst jako reprezentantka Zielonego Serca Zdrowia. Jest to grupa, która stara się koordynować lokalne działania, przygotowuje analizy prawne, a także zbierała podpisy pod petycją o przeniesienie Audioriver.
Podkreślamy, że nie sprzeciwiamy się samemu festiwalowi w Łodzi, pomimo licznych obiekcji dotyczących procesu podejmowania decyzji i polityki kulturalnej miasta. Cel naszym protestów był jeden – event musi się odbyć w innym miejscu – nie w bogatym ekosystemie zabytkowego parku, w pobliżu ZOO. Na razie – wszystko na to wskazuje – cel ten udało się osiągnąć.
Jak nam się to udało?
Nasz protest przekroczył tradycyjne ramy pikiet, plakatowania, rozdawania ulotek czy publikowania zirytowanych wpisów w social mediach, a jego skala jest czymś bezprecedensowym.
Opiszę szczegółowo, jak doszło do tego bałaganu, o co i z kim walczyłyśmy, a najważniejsze – jak od środka wygląda proces decyzyjny miasta, gdy chodzi o duże eventy importowane za duże pieniądze. Kim są bohaterowie opowieści? To przede wszystkim ludzie z instytucji Urzędu Miasta Łodzi (UMŁ), takich jak autonomiczne Łódzkie Centrum Wydarzeń (ŁCW), zarządzane przez Piotra Kurzawę, a także spółki, odpowiedzialne za eventy z importu, składające się z różnych konfiguracji tych samych ludzi, do których płyną coraz większe miejskie fundusze. Na końcu jest Piotr Orlicz-Rabiega, reprezentujący projekt Audioriver. Zdumiony, że łodzianie i łodzianki nie przywitali go z otwartymi ramionami, zareagował arogancją zamiast pokorą, tak jakby Zdrowie mu się po prostu należało.
Czemu festiwal w parku to fatalny pomysł?
Zabytkowy park nie jest zwykłą przestrzenią rozrywkową, jak próbował ją malować Orlicz, przyrównując do terenów, na których odbywają się duże festiwale – Tomorrowland czy göteborskie Way Out West. Wycinek Zdrowia przeznaczony na Audioriver nie ma koniecznej infrastruktury, bo nie projektowano go z myślą o dużych imprezach.
Park to obszar o rozległych przestrzeniach, z dominującą częścią leśną, z pomnikami przyrody, spośród których cztery znajdowały się na planowanym wcześniej obszarze festiwalowym. Zdrowie to dom dla dzikich zwierząt. Mieszkają tu sarny, dziki, lisy, kuny, a także gatunki objęte ochroną, jak nietoperze. Występuje tu także wiele ptaków – od puszczyków, przez kosy, po pięć gatunków dzięciołów, jastrzębie, pustułki, droździki, aż do rzadkich krzyżodziobów świerkowych. W parku znajduje się ścisły rezerwat Polesie Konstantynowskie, a główna scena festiwalu miała stanąć w pobliżu ZOO.
Poza sprawą ekosystemu, który stanowił centrum konfliktu, próba organizacji festiwalu muzyki elektronicznej na Zdrowiu świadczy o całkowitym braku zrozumienia specyfiki miasta. Łódź słynie przecież z przestrzeni postindustrialnych. Niestety, organizatorzy, zamiast wykazać się kreatywnością, próbowali odtwarzać płockie doświadczenia – patrz impreza przy wodzie, czy scena w parku.
Odwoływano się do rzekomych globalnych wzorców, aby połechtać próżność decydentów (kiedyś Łódź miała stać się polskim Mediolanem, stolicą mody). W ofercie festiwalu Audioriver czytamy: „Lokalizacja [Zdrowie] wpisuje się w ogólnoświatowe trendy festiwalowe, odchodzące od wielkich otwartych przestrzeni lotnisk i podmiejskich pól – przenosząc się do miejskich parków i terenów zielonych”. Ten trend, w dobie katastrofy klimatycznej, jest przerażający.
Prywatyzacja parków to też pomysł zły
Park na Zdrowiu jest kolejną przestrzenią zieleni, która za sprawą ŁCW miała ulec prywatyzacji. Organizator Audioriver, Orlicz-Rabiega, wyraził chęć „przejęcia” parku na Zdrowiu, używając tego określenia w kontekście podobnych działań w Belgii, gdzie festiwal Tomorrowland „przejął też taki piękny, trochę zaniedbany park”. Każdego roku, najlepszy teren rekreacyjny Zdrowia miał być niedostępny na okres trzech tygodni, a może nawet dłużej.
czytaj także
Nie miałyśmy co do tego pewności, bo instytucje mówiły jedno, a Orlicz drugie. Według Łódzkiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków prace związane z budową infrastruktury miały rozpocząć się 1 lipca, ale organizatorzy sygnalizowali start 21 czerwca – w social mediach, czy na konferencji prasowej. Decydenci zapewniali, że park miał być dostępny aż do rozpoczęcia festiwalu – ale przecież nikt nie spacerowałby aleją Orlicz-Dreszera, zawaloną materiałami budowlanymi, po której sunęłyby ciężarówki. Nikt nie wybrałby się na piknik w pobliżu ciężkiego sprzętu; w sąsiedztwie powstających scen – dodajmy, co najmniej sześciu scen. Do tego zaplecze sanitarne, budy sponsorskie, płot okalający festiwal itp., itd. Prawie jedna czwarta atrakcyjnych, ogólnodostępnych terenów Zdrowia, nie uwzględniając miejsc takich jak boisko, Aquapark, rezerwat czy ZOO, byłaby w rzeczywistości zamknięta dla odwiedzających. Park Źródliska, również za sprawą ŁCW, jest sprywatyzowany rocznie przez pięć miesięcy. W godzinach od 17 do 21 należy kupić bilet, bo jest tam stacjonarna wystawa Park Miliona Świateł.
Festiwal techno na trupach?
Na początku teren festiwalu obejmował Pomnik Czynu Rewolucyjnego oraz Wzgórze Niepodległości, na którym są mogiły pamiątkowe poświęcone rewolucjonistom zamordowanym w latach 1906–1908. Po fali protestów organizator zadeklarował, że teren festiwalu nie obejmie pomnika, a teren wzgórza zostanie zabezpieczony.
Problem w tym, że jest to ziemia, na której carat dokonywał egzekucji, a ciała grzebał w bezimiennych grobach, często zbiorowych – „rząd carski dla zohydzenia tego miejsca, podobnie jak na stokach Cytadeli, chował w nim jednocześnie pospolitych przestępców” – tak pisał Stanisław Rachalewski w 1938 roku, tuż przed tym, jak hitlerowcy wysadzili symboliczną Kolumnę Rewolucjonistów, postawioną przez Zarząd Miejski u zarania II RP. Rachalewski nazwał ten kawałek parku mianem „Campo Santo Łodzi” – „Święte pole”, czyli cmentarz.
Do dzisiaj pod ziemią leży od 45 do 80 szczątków, bo ekshumowano tylko część. Zarówno konserwator zabytków, zajmujący się tym, co jest nad ziemią, jak i organizator i ŁCW, znani z ignorancji, nie wiedzieli o tym fakcie. Orlicz-Rabiega tłumaczył, że w Warszawie na każdym kroku były trupy, a przecież są tam festiwale. Czy to oznacza, że Palmiry są odpowiednim miejscem dla olbrzymiego festiwalu techno? Na 15, 20, a w przyszłości nawet na 30 tysięcy ludzi? A może party na Grobie Nieznanego Żołnierza?
Jak Audioriver trafił do Łodzi?
Początki Audioriver w Łodzi obnażają nieprzejrzysty mechanizm ściągania dużych wydarzeń do miasta, które – zdaniem władz – przynoszą same korzyści wizerunkowe i przyciągają turystów, najlepiej z Warszawy. Stanowi to zawiłą sieć wydarzeń i spółek, którą jako Zielone Serce staramy się od miesięcy rozwikłać i uporządkować chronologicznie. Z nieznanych przyczyn ten proces nie został jasno przedstawiony ani uwzględniony w strategii rozwoju kulturalnego miasta.
Kluczowym punktem opowieści o Audioriver jest sesja budżetowa Rady Miejskiej, która miała miejsce 19 i 20 grudnia 2023 roku. Łukasz Goss, dyrektor Biura Promocji i Nowych Mediów UMŁ, spowiadał się z autopoprawki zwiększającej budżet ŁCW o 2,5 mln zł.
czytaj także
– Gdyby mógł pan zdradzić, na jaką działalność te środki zostaną rozdysponowane. Czy to jest coś nowego, czy to się gdzieś podzieli pomiędzy plan wydarzeń, […] który otrzymaliśmy wcześniej? […] Czy to zwiększenie będzie dotyczyło np. Urodzin Łodzi?” – spytała radna Marta Grzeszczyk.
– Prosiłbym o zaadresowanie tego bezpośrednio do dyrekcji ŁCW, bo specyfika nadzoru nad instytucjami kultury jest taka, a nie inna – odpowiedział Goss i dodał: – Zamiary ŁCW przedyskutowaliśmy z panem Piotrem Kurzawą i on powiedział, jakie ma plany, […] nie ma co ukrywać, że inflacja, koszty życia, koszty organizacji tego typu imprez [jak Light Move Festival – przyp. K.G.] rosną z roku na rok.
Żadna osoba obecna na sesji rady miejskiej, ani Łukasz Goss, ani radna czy radny, nie poruszyła tematu festiwalu Audioriver; nikt nie mówił o nowych, dużych wydarzeniach, zaplanowanych na roku 2024. Autopoprawka została przyjęta.
Niespodziewanie, zaledwie kilka godzin po zakończeniu sesji budżetowej, rozpoczęła się kampania promująca Audioriver w Łodzi. Informacje szybko pojawiły się na różnych portalach, takich jak Muno czy 4fun.tv. Co ciekawe, Interia Muzyka chyba nie wytrzymała napięcia, bo opublikowała wiadomość już o 8:29, czyli jeszcze przed oficjalnym wznowieniem obrad sesji budżetowej.
Tego dnia profil Audioriver na Facebooku opublikował klip promocyjny, prawdopodobnie nakręcony latem, na którym widzimy zielony park na Zdrowiu. Wiceprezydent Adam Pustelnik przedstawił grafikę zapraszającą na festiwal, zawierającą logo ŁCW. „Dla miasta [to] kolejna, wielka impreza, która ściągnie turystów i wielbicieli muzyki” – powiedział.
Bartosz Domaszewicz, który pełnił jeszcze funkcję radnego, pochwalił się wydarzeniem, a radna Budzińska, zatrudniona w ZOO, zamieściła na Facebooku zdjęcie z Piotrem Kurzawą, opatrzone podpisem: „Ostatnia sesja Rady Miejskiej w Łodzi w 2023 r. Rozmawiamy o budżecie na przyszły rok i o festiwalach techno latem”.
Jak to wytłumaczyć, że Łukasz Goss z biura promocji nie wiedział nic o Audioriver podczas sesji budżetowej, a po jej zakończeniu promocja wydarzenia ruszyła z kopyta na miejskich kanałach społecznościowych i portalach typu lodz.pl, za które Goss jest odpowiedzialny? Jak to się stało, że wiceprezydent Pustelnik opublikował 20 grudnia grafikę z logotypem ŁCW, a już następnego dnia, 21 grudnia, rozpoczęła się sprzedaż biletów, mimo że formalny wniosek o zawarcie umowy na organizację festiwalu został złożony przez ŁCW dopiero 22 grudnia?
Dlaczego wtedy? Bo wcześniej spółka Audioriver po prostu nie istniała. Dokumenty trafiły do KRS właśnie 22 grudnia i wtedy podmiot stał się tzw. spółką w organizacji. Co oznacza, że obietnica współpracy z ŁCW musiała być zainicjowana przez osoby reprezentujące spółkę, lecz nie przez samą firmę, która została zarejestrowana dopiero 27 grudnia. Wszystko działo się na wariackich papierach, bo nawet prawo do nazwy Audioriver przeszło na nową spółkę dopiero kilkanaście dni później.
Dzisiaj wiemy, że oferta na realizację festiwalu wpłynęła do ŁCW 3 sierpnia 2023 roku, za sprawą Michała Fałata ze spółki East Eventz. Jest on również odpowiedzialny m.in. za produkcję innego dużego łódzkiego festiwalu – Great September – także finansowanego przez ŁCW. W październiku i listopadzie to Michał Fałat z ramienia spółek Eventz i East Eventz korespondował z Łódzkim Wojewódzkim Konserwatorem Zabytków, aby otrzymać pozytywną opinię dotyczącą ulokowania festiwalu w zabytkowym parku. Równolegle, 30 listopada ŁCW przedstawiło plan wydarzeń na rok 2024, gdzie widnieje Great September, ale nie ma Audioriver.
Madejska: Chciałabym, żeby Łódź kurczyła się z godnością [rozmowa]
czytaj także
4 grudnia Fałat razem z przedstawicielem konserwatora zabytków, panem Kurzawą oraz niewymienionym z nazwiska urzędnikiem Zarządu Zieleni Miejskich UMŁ (ZZM) wzięli udział w wizji lokalnej w parku na Zdrowiu. Konserwator wydał pozytywną opinię 8 grudnia i przesłał ją do ZZM. Oznacza to, że Urząd Miasta Łodzi był włączony w planowanie festiwalu przed rozpoczęciem sesji budżetowej Rady Miejskiej. Potrzeba było jeszcze miejskich pieniędzy. Te znalazły się w prezydenckiej autopoprawce do budżetu miasta Łodzi na rok 2024, podnoszącej środki ŁCW o 2,5 mln zł. Autopoprawka została przygotowana 15 grudnia, jednak radni otrzymali ją na dzień przed sesją, podczas której Łukasz Goss argumentował za zwiększeniem budżetu ŁCW, powołując się na inflację i wzrost kosztów życia.
Co do Michała Fałata, to wszedł do zarządu spółki Audioriver, a w gronie jej wspólników znajduje się Maciej Woć – prezes Sony Music Polska, który reprezentuje takie postaci jak Dawid Podsiadło i Artur Rojek oraz Marek Morisson, z którym Woć współtworzy Muzk Management (oraz Muzk Live czy Muzk Festival…). Maciej Woć jest także założycielem East Eventz – „bratersko-siostrzanej firmy” – cytując Łukasza Stasiaka, Head of Operations w Muzk. Obie spółki są zarejestrowane pod tym samym adresem i dzielą się niektórymi pracownikami. Wspomniany festiwal Great September formalnie jest organizowany przez Independent, fundację Anny i Artura Rojków, ale produkuje go East Eventz Michała Fałata. Rojek należy do „stajni” Muzk Management. Monika Biss z Muzk odpowiada za tzw. artist management i booking na Great September.
Można dojść do wniosku, że ta sama grupa osób stoi za organizacją dwóch dużych festiwali w Łodzi, które otrzymają około 25 proc. środków ŁCW przeznaczonych na inicjatywy kulturalne w 2024 roku. Jest to wstępne obliczenie, po zsumowaniu budżetu przedstawionego w listopadzie, wraz z kwotą pochodzącą z autopoprawki. To, że kilkanaście spółek, założonych przez Michała Fałata, Macieja Wocia lub Marka Morrisona, w różnych permutacjach zarządu, wspólników i beneficjentów, zarejestrowane jest w Warszawie w tym samym domku jednorodzinnym, zostawię mądrzejszym ode mnie.
Ekspertyzy Schrödingera
Orlicz-Rabiega, ŁCW i radni uważali, że postawienie głównej sceny festiwalu w odległości 300 metrów od budynku ZOO nie wpłynęłoby negatywnie na zwierzęta. Nawet gdyby hałas niósł się od późnych godzin popołudniowych do 4 czy 5 nad ranem, przez dwa dni, a w niedzielę do 23.00. „Mamy ekspertyzy” powtarzali decydenci, gdy opublikowali na Facebooku mapę akustyczną terenu, do której zaraz wrócę.
„Skoro macie ekspertyzy, to je pokażcie” – napisałyśmy we wniosku o Dostęp do Informacji Publicznej. W odpowiedzi przeczytałyśmy, że „ustawodawca nie nakłada na organizatora wydarzeń obowiązku analiz […] organizator porusza się w ramach aktualnie obowiązującego prawa”.
Z ostrożności, nie przyjmujemy za pewnik żadnych wypowiedzi wygłaszanych przez decydentów podczas konferencji prasowych, spotkań z mieszkańcami lub w mediach społecznościowych. Wymagamy formalnego potwierdzenia w dokumentach lub innym oficjalnym komunikacie ze strony miejskich instytucji. A może ZOO posiada jakieś ekspertyzy? Niestety, odpowiedź brzmi: nie. Wiemy, że miała miejsce konsultacja z ZOO w Płocku, choć nie znamy jej szczegółów (mamy zamiar je poznać).
ZOO zdawało się polegać na zapewnieniach zespołu Audioriver, nie szukając przy tym opinii niezależnych ekspertów lub zespołów specjalistycznych. Samo założenie, że instytucje miejskie nie muszą weryfikować deklaracji organizatora, zwłaszcza gdy chodzi o życie lub zdrowie zwierząt oraz dobro ekosystemu zabytkowego parku, jest postawieniem sprawy na głowie. Skąd ZOO może mieć pewność, że mapa akustyczna jest poprawna?
Kwestia pola namiotowego to także świat półprawd i niedopowiedzeń. Mimo zapewnień, że go nie będzie, ostatecznie znalazło się ono w treści podpisanej umowy. Bartosz Domaszewicz – bodaj pierwsza osoba w historii pozbawiona mandatu radnego Rady Miejskiej w Łodzi (to stosunkowo nowa sytuacja) – który sprawia wrażenie nieformalnego rzecznika Audioriver, najpierw błędnie zinterpretował załącznik do umowy jako dokument ofertowy, czyli aplikację, i niesłusznie przekonywał, że umowa nie przewiduje pola namiotowego. Następnie próbował uspokoić opinię publiczną, sugerując możliwość dodania aneksu, który wyeliminowałby ten sporny punkt. Potem usłyszałyśmy, że pole jednak będzie, ale nie na Zdrowiu. Nie wiadomo gdzie.
Polskie techno? „Mistrzowie melanżu” edukowani w piątkowy wieczór na YouTubie
czytaj także
Rozmowy z decydentami mogą przysparzać o zawrót głowy nawet najtwardszych zawodników. Dlatego składamy jedno zapytanie za drugim (DIP), a odpowiedzi od razu publikujemy na grupie Zielonego Serca. Po raz pierwszy wiele osób dostrzega to, z czym aktywiści mierzą się od lat: półprawdy i niedopowiedzenia, na przykład próby przekonania starszych mieszkańców, że sześć scen postawionych od 300 do 500 metrów od zabudowań, które będą emitować głębokie basy aż do świtu, okażą się znośne. To nieprawda.
Organizator tłumaczył, że od głównej sceny do rezerwatu Polesie Konstantynowskie jest 1,5 kilometra, a w faktycznie to tylko 800 metrów. Opublikował wspomnianą mapę akustyczną jako dowód, że dźwięki zamkną się na terenie festiwalu, a zwierzęta w ZOO nie usłyszą więcej niż hałas porównywalny z głośną rozmową czy przejazdem samochodu osobowego. Ale mapa jest dziurawa jak rzeszoto po ostrzale. Pokazuje dwie sceny, a nie sześć. Jest ucięta przy stawach, więc nie widać jak dźwięk rozprzestrzenia się po osiedlu Montwiłła-Mireckiego (dodajmy, wybitnego rewolucjonisty roku 1905).
A co najgorsze, skupia się na dźwiękach średnich, od 63Hz wzwyż, a pomija tzw. subbasy – podstawę muzyki elektronicznej – które niosą się na duże odległości, daleko poza teren festiwalu; nie są kierunkowe, a więc rozchodzą się na wszystkie strony i potrafią przenikać przez przeszkody fizyczne, takie jak ściany. Długotrwały, wielogodzinny łomot wywołałby duży stres i niepokój wśród zwierząt w ZOO, zamkniętych we względnie małych przestrzeniach, oraz przepłoszyłby dzikie zwierzęta z parku; nietoperze czy ptaki, które porzucą gniazda i młode.
Pan Kurzawa, szef ŁCW, zażartował, że ptaków na Zdrowiu nie ma już od dawna, bo przegoniły je dźwięki strzelnicy, która istnieje w tym miejscu od przedwojnia. Jednocześnie, ŁCW podkreśla, że Audioriver jest festiwalem zorientowanym ekologicznie. Odbywają się na nim zielone panele, a organizator postawił na wielorazowe kubeczki i robi green-podcasty.
W trakcie medialnej kampanii Audioriver oraz portalu Muno, mającej na celu promowanie idei ekologicznych wydarzeń, odwołano się do zielonego certyfikatu Greener Festival, przyznawanego przez organizację A Greener Future. Certyfikat ten wymaga od organizatorów spełnienia szeregu kryteriów związanych ze zrównoważonym rozwojem, takich jak odpowiednie zarządzanie transportem, odpadami, redukcja emisji dwutlenku węgla oraz odpowiedzialność społeczna, która zakłada między innymi współpracę z mieszkańcami i mieszkankami, a także grupami aktywistycznymi – co w przypadku Audioriver nie zostało zrealizowane.
W związku z tym w naszym piśmie do ŁCW dopytaliśmy, czy Audioriver faktycznie posiada wspomniany certyfikat Greener Festival. Jak się okazało, odpowiedź była przecząca. W wywiadzie udzielonym Portalowi Płock w październiku 2022 roku Orlicz-Rabiega mówił: „Żaden festiwal nie będzie ekologiczny. Budujemy go przez tydzień, dwa, trzy, niektóre festiwale nawet miesiąc czy dwa, a po trzech dniach wszystko zabieramy” i akurat w tej kwestii mu wierzymy (wiemy, ile paliwa zużywają same agregaty prądotwórcze i jak dużo hałasu generują).
Gang Olsena
Obserwując działania decydentów, nasuwa się refleksja, że pełnią oni funkcję rzeczników Audioriver, a nie przedstawicieli interesów mieszkańców. Od momentu zakończenia sesji budżetowej Rady Miejskiej aktywnie rozpowszechniają treści promocyjne, broniąc i wyjaśniając wszelkie kontrowersje wokół organizatora i Łódzkiego Centrum Wydarzeń.
Miejski Ogród Zoologiczny dość wcześnie wyraził zgodę na organizację festiwalu, choć powinien być szczególnie ostrożny.
– Dobrze zaplanowane wydarzenie nie powinno mieć wpływu na dobrostan zwierząt […] Dostaliśmy zapewnienie od organizatora, że nasze zdanie będzie brane pod uwagę – powiedziała rzeczniczka, Justyna Krakowiak.
Problem w tym, że festiwal był planowany na kolanie. Patrz: wadliwa mapa akustyczna, która podobno była przedstawiona ZOO. Dzisiaj już wiemy, że żadnych analiz nie przeprowadzono, bo „ustawodawca nie nakłada obowiązku”. Uzasadniony brak obiektywizmu budzi fakt, że ogród zoologiczny jest spółką ze 100 proc. udziałem miasta, a wiceprzewodniczącym rady nadzorczej jest Łukasz Goss z Biura Promocji UMŁ.
W ZOO zatrudniona jest również radna Budzińska, która wykazała się zdolnościami aktorskimi podczas styczniowego spotkania z mieszkańcami, zorganizowanego przez organizatorów Audioriver i ŁCW. Wystąpiła tam w roli „przeciętnej mieszkanki”, której zależy na głosie osób popierających festiwal. Inną postacią, która udawała „przypadkowego przechodnia” wspierającego Audioriver na Zdrowiu, był DJ zatrudniony przez festiwal, który również nie zdradził swojej tożsamości. Inny pracownik ZOO, radny Marcin Hencz, pochwalił się jedynie na Facebooku, że interesuje go wydarzenie „Jestem z Łodzi, idę na Audioriver (w parku na Zdrowiu)”. Krzysztof Babij, znany „obieżyświat spółczany” – dzisiaj szef Aquaparku Fala, do niedawna wiceprezes ZOO, a wcześniej, zastępca dyrektora Biura Promocji UMŁ – również poparł festiwal w parku. Według „Dziennika Łódzkiego” ma za zadanie wzmocnienie współpracy między Atlas Areną, ZOO i Aquaparkiem.
Organizator Audioriver, Piotr Orlicz-Rabiega, to człowiek instytucja – nikt nie zaliczył tylu wpadek co on podczas tournée po łódzkich mediach. Na początku stycznia przekonywał, że zostały wykonane badania akustyczne i zwierzęta mogą spać spokojnie. Poplątał aleję Unii Lubelskiej z aleją Armii Ludowej, a Pomnik Czynu Rewolucyjnego z pomnikiem Czynu Ludowego. Ulicę Srebrzyńską zamienił z Konstantynowską – a wszystko dlatego, że Łodzi nie zna, bo tu nie przyjeżdżał. Festiwal załatwiał za niego Michał Fałat.
Orlicz wyróżnia się innowacyjnym traktowaniem danych, bo twierdził, że festiwal zajmie tylko 16 proc. powierzchni parku, podczas gdy w rzeczywistości jest to około 25 proc. Na początku ogłosił, że prace nad infrastrukturą festiwalu rozpoczną się 21 czerwca, a następnie okazywał irytację wobec osób zwracających uwagę, że ten teren będzie faktycznie niedostępny przez trzy tygodnie, aż do końca demontażu po 14 lipca. Gdy Marcin Mendelbaum z Radia Łódź wskazał punkt widzenia protestujących, mówiąc: „Mieszkańcy, społecznicy obawiają się o ptaki, które tam żyją, o zwierzęta, które są w Łódzkim Ogrodzie Zoologicznym […] że nie będą dobrze znosiły tego hałasu”, Orlicz odpowiedział: „Mogę o coś prosić? To nie hałas, a muzyka. Może głośno grana, ale muzyka”.
Jesteśmy na zero. Jak to się skończy, może się jakoś pozbieramy
czytaj także
Na spotkaniu z mieszkańcami zjawił się Tomasz Piotrowski z Łódzkiej Spółki Infrastrukturalnej, nie wiadomo w jakiej roli, ale wytłumaczył, dlaczego Audioriver zostało sprowadzone do Łodzi. „Chcemy, żeby łodzianie, których nie zawsze stać na to, żeby gdzieś dalej wyjechać na wakacje, mieli odpowiednio fajną ofertę, żeby dobrze spędzić czas”, mówił, a miał na myśli karnety za 520 i 670 złotych.
Organizatorzy, ŁCW oraz radni tak się zachłysnęli ideą Audioriver, że przeoczyli Miejscowy Plan Zagospodarowania Przestrzennego dla zabytkowej części Zdrowia, przyjęty w czerwcu 2023 roku. Zgodnie z tym planem na wyznaczonym terenie festiwalowym nie wolno umieszczać tymczasowych konstrukcji, takich jak sceny. Do towarzystwa powoli dociera, w co się wpakowało. Radni i radne, popierając Audioriver, skoczyli na główkę do pustego basenu, w przededniu wyborów samorządowych.
Kim byli protestujący?
Bezmyślna i niepoparta konsultacjami społecznymi decyzja o umieszczeniu Audioriver w parku na Zdrowiu stworzyła szeroką, egzotyczną koalicję, złożoną z osób i grup, które w innych kontekstach by się nie spotkały; które często mają radykalnie inną perspektywę w ocenie takich czy innych polityk miejskich. Protestowali mieszkańcy i mieszkanki osiedli sąsiadujących z parkiem i szerzej, osoby z całej Łodzi, którym leżą na sercu przestrzenie zielone, los dzikich zwierząt z parku i ZOO.
Protestujący Zmotoryzowani Mieszkańcy Łodzi podnosili, że festiwal zostanie umiejscowiony w newralgicznym punkcie miasta, który już obecnie boryka się z intensywnymi korkami, a dodatkowo obsługiwany jest wyłącznie przez tymczasowy transport publiczny. W lipcu przyjezdni trafiliby dodatkowo na remont dworca Łódź Kaliska.
Protest wsparły rady osiedli, fundacje i stowarzyszenia, w tym te częściowo finansowane z budżetu miasta, co stanowi bezprecedensowe zjawisko. Równie istotny jest apel kierowany przez Wydziały Biologii i Ochrony Środowiska oraz Nauk Geograficznych Uniwersytetu Łódzkiego. Protestowali przedstawiciele świata kultury, argumentując, że Audioriver jest kolejnym przykładem festiwalu „importowanego”, a Urząd Miasta Łodzi przyznaje mniej środków rocznie na konkurs „Łódź pełna kultury”, wspierający mniejsze, lokalne inicjatywy niż na trzydniowy festiwal na Zdrowiu.
Swoje wsparcie dla protestu wyrazili również Adam Wajrak i Adam Zbyryt, znany jako „człowiek puszczy” oraz Międzynarodowy Ruch Na Rzecz Zwierząt Viva! czy fundacja Urban Forms, odpowiedzialna za liczne łódzkie murale, a także Psie Sucharki, które przyjaźnią się z Zielonym Sercem Zdrowia. Extinction Rebellion Polska, które udzieliło wywiadu w ramach inicjatywy #audioriverGoesGreen, zażądało usunięcia video z aktywistami oraz wszystkich wzmianek o wsparciu festiwalu, do czasu, aż Audioriver zmieni lokalizację.
Ochrona przyrody według Ministerstwa Środowiska: spalmy więcej drzew
czytaj także
Organizatorzy musieli też wymazać wzmianki o współpracy z Fundacją Kupuj Odpowiedzialnie (FKO): „Wbrew pojawiającym się informacjom, nie jesteśmy partnerem Audioriver […] Sprzeciwiamy się jakimkolwiek sugestiom, że FKO wspiera festiwal w Łodzi […] Jako organizacja ekologiczna uważamy, że duże masowe imprezy nie powinny odbywać się kosztem środowiska czy mieszkańców.”
Organizatorzy otrzymali jasny sygnał, że greenwashing nie przejdzie, jeśli nie wyniosą się z parku. W tym kontekście zabawnie brzmią słowa Łódzkiego Centrum Wydarzeń z oferty zamówienia usługi realizacji Audioriver: „Festiwal jest prekursorem wydarzeń ekologicznych […] organizatorzy stawiają sobie za cel zwiększenie świadomości ekologicznej w zakresie ochrony środowiska”. Brnięcie w lokalizację na Zdrowiu było ze strony decydentów miejskich objawem zatracenia instynktu samozachowawczego. Ignorując liczne ostrzeżenia, wsparli projekt, który w założeniu miał przynieść czyste korzyści wizerunkowe, a zmusił ich do zarządzania kryzysowego.
Co dalej z Audioriver w Łodzi?
Według decydentów podpisanie umowy pomiędzy ŁCW a spółką Audioriver miało zakończyć protesty. Orlicz-Rabiega opublikował zdjęcie, na którym przykłada dłoń do ust w geście „cmoknijcie mnie”, z podpisem: „Za rok, Audioriver Festival będzie przez 99% Łodzian uznawana za najlepszą, ukochaną wizytówkę miasta”. Dzielił skórę na niedźwiedziu, ponieważ spór nie wygasł, a jego buta wręcz dodała ludziom siły.
Zyskałyśmy przekonanie, że tym razem importowany festiwal nie przejdzie po trupach. Pomimo że zawarto w umowie zapis o kilku alternatywnych miejscach dla Audioriver, takich jak parki Julianowski i Baden-Powella oraz Błonia, to mieszkańcy i mieszkanki pozostawali sceptyczni, zwłaszcza że nadal odbywała się sprzedaż biletów na wydarzenie na Zdrowiu.
Kiedy liczba podpisów pod petycją Zielonego Serca za przeniesieniem festiwalu przekroczyła 10 tysięcy, zdecydowałyśmy się ją złożyć w Urzędzie Miasta, na ręce prezydentki Hanny Zdanowskiej, we wtorek 13 lutego (wówczas podpisów było już 14 tys.). Dla podkreślenia wagi sprawy zwołałyśmy demonstrację, co miało symbolicznie stanowić pierwszy wyraz siły i determinacji manifestowanej na ulicy. Nie jestem pewna, czy to zbieg okoliczności, ale dzień przed naszym wydarzeniem (i dzień przed oficjalną deklaracją startu w wyborach), Hanna Zdanowska zdecydowała się zabrać głos, co było jej pierwszym publicznym wystąpieniem o Audioriver od ponad dwóch miesięcy.
„Nie ma mojej zgody na organizację Audioriver Festival w parku na Zdrowiu” – napisała Zdanowska. Byłyśmy w szoku – udało się. Koalicja rządząca, świadoma skali niepokojów, nie chciała zacząć kampanii wyborczej w cieniu protestów. Czy to już koniec? Pewnie nie, ale na razie trwa karnawał.
Mieszkańcy i mieszkańcy oraz wszyscy miłośnicy przyrody cieszą się. Uwierzyli, że mają sprawczość; że to jest właśnie to mityczne społeczeństwo obywatelskie, które z gładkich PR-owych haseł przeistoczyło się we wspólnotę w działaniu. To dobrze, że nie będzie festiwalu Audioriver na Zdrowiu, ale czekamy na to, co zaproponują decydenci.
Chciałybyśmy, aby proces wyboru nowego miejsca dla festiwalu był transparentny, a najważniejsze – aby zostali w niego zaangażowani mieszkańcy. Mam na myśli rzetelne konsultacje społeczne, a nie ankiety w internecie, czy spotkania „informacyjne”, na których wszyscy się przekrzykują.
Halo, Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska, proszę przyjechać do Łomianek
czytaj także
Chciałybyśmy, aby umowa między ŁCW a spółką Audioriver była zmieniona, aby park na Zdrowiu został ostatecznie wyłączony z tej oraz przyszłych edycji festiwalu. Władze nauczyły nas, żeby wymagać formalnego potwierdzenia wszystkich deklaracji.
Teraz wyczekujemy i nasłuchujemy. Przypuszczalnie nowa lokalizacja zostanie zaproponowana po wyborach (ledwie 2,5 miesiąca przed rozpoczęciem prac nad infrastrukturą festiwalową), aby ewentualny spór nie wpłynął na ich wynik. Osoby mieszkające w pobliżu parków Julianowskiego czy Baden-Powella, zaangażowane w obronę Zdrowia, śledzą sytuację ze zrozumiałym niepokojem, bo ich parki znajdują się na liście potencjalnych lokalizacji festiwalu. Wiemy, że nie zostaną z tym problemem same.