Za półprzezroczystą witryną leżą chipsy, dalej zgrzewki niegazowanej wody i kilogramowe opakowania mąki. Po drugiej stronie stoją półki z serami i kefirami − jak się dobrze przyjrzeć, asortyment taki sam jak w zwykłym spożywczaku. Lokal przy ul. Marszałkowskiej ma trzy ogromne okna, ale ani jednego wejścia.
Przy ul. Marszałkowskiej od kilku miesięcy działa tzw. ciemny sklep. W obiegu funkcjonuje też jego angielska nazwa: dark store. To miejsce, w którym kupuje się tylko przez internet. Klient zamówienie składa w aplikacji, a zakupy pod same drzwi klienta dowozi kurier. I to błyskawicznie – w zależności od operatora czas dostawy waha się od 10 do 15 minut od złożenia zamówienia.
Przy Marszałkowskiej znajduje się jeden z 14 ciemnych sklepów, które w Warszawie prowadzi JOKR − polski oddział amerykańskiej firmy, którą finansowo wspierają globalne fundusze inwestycyjne. Usługa jest dostępna tylko w określonych częściach miasta, bo kurier ma dostarczyć zakupy w kwadrans. Piotr Lagowski, współzałożyciel firmy, tłumaczy, że wkrótce internetowe zakupy będą dostępne przez tę platformę w całej stolicy. − Aby to osiągnąć, do końca roku planujemy otworzyć kolejnych sześć mikromagazynów – tłumaczy.
Na Mokotowie przy ul. Kazimierzowskiej działa z kolei ciemny sklep o wdzięcznej nazwie Lisek. Jego logo to sylwetka pędzącego zwierzęcia z przesyłką w pysku. Lisek to polska platforma, a jej właścicielami są dwaj współzałożyciele oraz Manta Ray, fundusz inwestycyjny Sebastiana Kulczyka. Wcześniej znajdował się tam klasyczny sklep spożywczy.
− Wprowadziliśmy się do lokalu, który był przygotowany na wynajem. Nie zlikwidowaliśmy sklepu, który znajdował się tam przedtem – wyjaśnia Justyna Sztengerber z działu marketingu Liska. I dodaje, że takie same były początki każdego z 14 stołecznych sklepów firmy.
Miasto w apce
Jednakże zmiana budzi obawy, bo dostępność i charakter tych przestrzeni to jeden z czynników, które wpływają na to, jak rozwija się lokalna społeczność. − Parterowe przestrzenie miejskie zarezerwowane są dla lokali usługowo-handlowych, tymczasem ratusz usuwa te miejsca z mapy, wynajmując je pod magazyny – komentuje Przemek Ostaszewski, aktywista ze stowarzyszenia Miasto Jest Nasze.
− Ciemne sklepy to element koncepcji, która sprowadza miasto do roli obsługiwanego przez apkę automatu. Nie jest to miasto, w którym chcielibyśmy żyć – mówi Ostaszewski. Uważa, że ratusz powinien przyjąć model miasta 15-minutowego.
Wizja ta zakłada, że niezależnie od naszego miejsca zamieszkania najważniejsze potrzeby zawsze zaspokoimy w ramach 15-minutowej podróży pieszo lub rowerem. To oznacza skracanie dystansu do szkół, ośrodków zdrowia czy parków. − Oraz na zakupy. Dobrze zaprojektowane miasto uwzględnia kondycję zdrowotną mieszkańców, m.in. zaspokajając ich potrzeby ruchowe. Kluczowe jest tu pokonywanie drogi do sklepu czy na przystanek siłą własnych mięśni. Codzienna aktywność fizyczna to jedyne remedium na epidemię otyłości, która obecnie dotyka Polskę – wyjaśnia aktywista. Jednocześnie brak lokalnych sklepików ograniczy samodzielność osób starszych.
czytaj także
− Spora część z nich nie zrobi zakupów w aplikacji, zresztą w pójściu do sklepu nie tylko o same zakupy chodzi. Utrzymywanie relacji społecznych, również tych powierzchownych, ze sprzedawcą z piekarni czy straganu z warzywami ma ogromny i korzystny wpływ na nasze zdrowie i nie możemy tego bagatelizować. Apka nam tego nie załatwi.
Sklepy pod ochroną
Potrzeby sąsiedzkich relacji nie ignoruje też Kuba Snopek, urbanista i badacz miast. Ale na ich zaspokojenie proponuje inne rozwiązania: − Ludzie chcą się spotykać i tworzyć społeczność, ale przecież nie sklepy są za to odpowiedzialne. Miejscy planiści powinni monitorować lokalne społeczności i tak organizować przestrzeń wokół nich, by sprostała ona społecznym potrzebom poszczególnych grup. To zadanie dla lokalnych ośrodków kultury, miejsc publicznych i innych elementów infrastruktury społecznej.
Jednocześnie Snopek jest orędownikiem wprowadzenia form ochrony lokalnego dziedzictwa niematerialnego: − Ważny dla lokalnej społeczności, działający od kilkudziesięciu lat sklep nie różni się w tym przypadku od funkcjonującej od lat galerii sztuki czy klubu mieszkańców. Jeśli to rzeczywiście ważne społecznie miejsce, można je odgórnie chronić i podtrzymać w ten sposób jego znaczenie dla mieszkańców.
Pojawienie się ciemnych sklepów jest konsekwencją dostępności telefonów oraz ich rosnącej funkcjonalności. Od lat rośnie też w siłę handel internetowy, którego popularność zwielokrotniło doświadczenie pandemicznej izolacji. Między 2019 a 2020 r. sprzedaż dóbr przez internet wzrosła o 35 proc. Według badania wykonanego przez PWC 85 proc. Polaków nie zamierza przestać korzystać z e-zakupów po zakończeniu pandemii, a to zwiastuje, że ciemne sklepy mogą trafić na podatny grunt. Wydaje się zatem, że zmiany w przestrzeni miejskiej i handlu detalicznym są nie do uniknięcia.
Portrety kiełbasy
Rola miasta jest tutaj niebagatelna, ponieważ to ono jest właścicielem największej bazy lokali użytkowych.
− Nie jesteśmy wrogami nowoczesnych rozwiązań, ale oczekujemy, że władze miasta będą aktywnie dbały o to, żeby pozostało ono żywe i przyjazne dla mieszkańców – deklaruje Ostaszewski z MJN.
Jak na ciemne sklepy reagują władze Warszawy? „Będziemy przyglądać się temu nowemu zjawisku, a jeżeli okaże się, że ciemne sklepy zaczynają dominować, to nie wykluczamy, że wprowadzimy ograniczenia wynajmowania miejskich lokali na taką działalność. Tak jak kilka lat temu zrobiliśmy w przypadku banków i aptek” − mówiła Monika Beuth-Lutyk, rzeczniczka stołecznego ratusza.
− Te słowa mnie niepokoją – komentuje Ostaszewski. − Przykład banków i aptek pokazuje, że miasto dopuściło do rozwoju niekorzystnego zjawiska i dopiero wtedy zaczęło coś z nim robić. Chciałbym, żeby urząd porzucił rolę niedojrzałego obserwatora, który reaguje na rozwój wydarzeń, ale używając swoich zasobów, już teraz zabrał się do takiego kształtowania miasta, by było ono jak najprzyjaźniejsze dla mieszkańców.
czytaj także
Kolejnym problemem, który niosą ze sobą ciemne sklepy, jest kwestia estetyki. Raz od przechodniów oddziela je matowa szyba, gdzie indziej witryny oklejone są przezierną folią z reklamą platformy. − Ale ciemne sklepy nie są tutaj jakimś wyjątkiem, bo przecież i witryny zwykłych sklepów są oklejone gigantycznymi portretami warzyw i kiełbas. Tego jednak nie da się uporządkować bez uchwały krajobrazowej, którą rok temu Warszawa wreszcie przyjęła, a którą potem odrzucił wojewoda mazowiecki. W efekcie tej decyzji wizualny śmietnik będzie męczył nasze oczy przez kolejne lata – tłumaczy Ostaszewski.
Czyżby dystopia?
JOKR działa w Nowym Jorku oraz kilku miastach Ameryki Łacińskiej. Podobne rozwiązania są obecne także w Rosji czy w Chinach. W Warszawie działają już trzy platformy zakupów przez aplikację, a media branżowe podają, że do wejścia na stołeczny rynek szykują się kolejne trzy. Ciemne sklepy działają też w Krakowie, Wrocławiu, Piasecznie, a firmy planują „ekspansję” na kolejne miasta.
Kurierów na rowerach będzie zatem coraz więcej. Na jakich warunkach zatrudniają je platformy? Justyna Sztengreber informuje, że Lisek oferuje umowy-zlecenia. − Pracownicy mają też prywatne ubezpieczenie medyczne. Każdy jest przypisany do konkretnego punktu, w którym znajduje się przestrzeń dla kurierów, można tam zjeść czy odpocząć – mówi przedstawicielka firmy. Podobne warunki panują w JOKR-ze. Obydwie firmy zapewniają kurierom odzież, rowery i ich serwisowanie.
czytaj także
Pojawiają się opinie, że ciemne sklepy to kolejny krok ku dystopii, w której automaty zastępują ekspedientów, a aplikacje relacje ludzkie.
Urbanista Kuba Snopek nie ma wątpliwości, że rozwoju ciemnych sklepów nie da się zatrzymać.
− Ale nie oznacza to, że wkrótce już na zawsze zostaniemy tylko z taką formą robienia zakupów. Handel detaliczny ma to do siebie, że się zmienia. W latach 90. został zdominowany przez sklepy wielkopowierzchniowe na przedmieściach, ostatnio miasta zapełniły się żabkami. Ciemne sklepy to kolejna zmiana i najprawdopodobniej nie ostatnia − mówi.