Teraz na każdym posiedzeniu Kaczyński będzie musiał kupować przychylność kolejnych posłów. Cena ich głosu będzie rosnąć. Kaczyński wie, że jego władza opiera się na sprawstwie i pokazywaniu siły, a nie na sprawnym zarządzaniu. Rząd mniejszościowy, krzątający się wokół spraw bieżących, to dla niego polityczna mogiła.
Po środowych wydarzeniach w Sejmie są dwie informacje – jedna zła, druga dobra i ważniejsza. Zła jest taka, że Kaczyńskiemu udało się skleić większość parlamentarną i przepchnąć przez Sejm fatalne Lex TVN. Dobra i ważniejsza jest taka, że udało mu się to z najwyższym trudem i prowizorycznie. A to oznacza, że powakacyjny polityczny sezon będzie bardzo gorący.
czytaj także
Jeszcze rano przed posiedzeniem Sejmu a już dzień po wyrzuceniu z rządu Jarosława Gowina PiS-owcy chodzili po gmachu na Wiejskiej z wypiętymi piersiami i uśmiechami na twarzach. Mówili, że mają bezpieczną większość, a Kaczyński może nie zna się na liczeniu pieniędzy, ale posłów potrafi liczyć najlepiej w Polsce. Kiedy zaczęły się głosowania nad uzupełnieniem porządku obrad, miny im jednak zrzedły. Zaczęły przechodzić kolejne niewygodne dla rządzących wnioski o informację w sprawie afery GetBack czy informację NIK w sprawie wyborów kopertowych. Pilnujący głosowań w klubie PiS Waldemar Andzel nerwowo zerkał w protokoły głosowań i biegał po sali.
Majmurek o dymisji Gowina: Kaczyński zaczyna zjadać przystawkę
czytaj także
Pojawiły się zaraz wnioski formalne opozycji o odroczenie obrad. Marszałek Witek zapowiedziała, że i tak po głosowaniach będzie przerwa w obradach do 15 września, ale podda wniosek pod głosowanie. No i PiS po raz kolejny przegrał. Wtedy zarządzono przerwę i rozpoczęto zabiegi nad odkręceniem głosowania. Przez dwie godziny pracowano nad posłami od Kukiza i ogłoszono reasumpcję naginając maksymalnie regulamin pod interes partii rządzącej. Wszystko po to, żeby jeszcze na wakacyjnym posiedzeniu przepchnąć prawo umożliwiające przejęcie kontroli nad TVN.
Cześć komentatorów – a nawet co mnie dziwi polityków – załamuje ręce i wieszczy, że reasumpcja głosowania to dowód na to, że nie będzie już żadnych demokratycznych wyborów. Oprócz tego, że to teza defetystyczna i obniżająca morale opozycji to rozmija się z sensem tego, co działo się w Sejmie. PiS nie zignorował głosowania, ale przez dwie godziny montował większość pozwalającą głosowanie wygrać. Udało mu się to psim swędem.
Na każdym kolejnym posiedzeniu prezes Kaczyński będzie musiał kupować przychylność kolejnych posłów. Niedługo Lex TVN wróci z Senatu zapewne odrzucone przez drugą izbę i trzeba będzie zebrać nie zwykłą większość, ale większość bezwzględną, czyli przebić liczbą głosów „za” wszystkie glosy „przeciw” i „wstrzymujące się”. Wystarczy, że z przyczyn losowych wysypie się jeden poseł lub posłanka więcej niż ostatnio i głosowanie będzie przegrane.
A losowe problemy to tylko jedno ze zmartwień Kaczyńskiego. Od kiedy musi „kupować” głosy posłów i posłanek ich cena zaczyna z każdym posiedzeniem rosnąć. Parlamentarni handlowcy głosami będą analizować: dlaczego ja mam się zadowalać tylko stanowiskami dla moich ludzi skoro on dostał posadę i pieniądze dla siebie? To będzie nakręcało spiralę żądań. Kupowanie głosów planktonu przyniesie też niezadowolenie w partii, bo szeregowcy nie będą dostawali extra bonusów za swoje głosy i też zgłoszą się do prezesa z pomysłami, co im się dodatkowo należy.
I tak będzie przy każdym posiedzeniu, każdej ustawie i każdym wniosku formalnym.
Dlatego zamiast siać defetyzm patrzmy z optymizmem w przyszłość. Kaczyński wie, że jego władza opiera się na sprawstwie i pokazywaniu siły, a nie na sprawnym zarządzaniu. Rząd mniejszościowy, krzątający się wokół spraw bieżących, to dla niego polityczna mogiła. Dlatego prawdopodobne stają się przyspieszone wybory wiosenne.
Głowy do góry! Lato Wasze, wiosna nasza!