Rozpychająca się w centrum Trzecia Droga spycha Koalicję Obywatelską na lewo, ale widać opór. Politycy KO, którzy przejęli przed wyborami wiele lewicowych postulatów i haseł, nauczyli się mówić o klimacie, o prawach kobiet, o świeckim państwie, o edukacji, po wyborach otarli pot z czoła i przypomnieli sobie, że są katolikami.
Wiosną czekają nas wybory: samorządowe, które według wstępnych propozycji odbędą się 7 i 21 kwietnia, a na początku czerwca europejskie. Jest pokusa, by kontynuować triumfalny pochód jako Koalicja 15 października – taki zamiar podczas konferencji 3 stycznia wyraził Donald Tusk, a 4 stycznia powtórzyła lewicowa ministra równości Katarzyna Kotula. Jednak wspólny start w wyborach samorządowych niesie tę samą groźbę co jedna lista forsowana przez Silnych Razem. Rozmycie, wyblaknięcie, utratę cech charakterystycznych poszczególnych koalicjantów.
Oślepiający blask Hołowni
Jest to groźne zwłaszcza dla mniejszych partnerów koalicji, a tak naprawdę szczególnie dla lewicy. Trzecie Droga, która najpewniej do wyborów pójdzie jako taka, ryzykuje niewiele. Wyborcy Polski 2050 przełknęli już najwyraźniej sojusz z PSL.
Popularność marszałka Hołowni wciąż rośnie, o jego fenomenie rozpisują się światowe media. W tym oślepiającym blasku niedostrzegalne są np. relacje Władysława Kosiniaka-Kamysza z lobby myśliwskim, któremu szef PSL przed wyborami obiecał przywileje, niezależność, a nawet prawo do zabierania na polowania dzieci. W ten sposób Polska 2050, która na początku stała bliżej Zielonych, dla której ważne były nie tylko obecność w Unii Europejskiej, rozdział Kościoła od państwa i zielona energetyka, ale również klimat, ekologia i prawa zwierząt, i która dzięki tej postępowości w sondażach cieszyła się większym poparciem niż PSL, po cichu, ale już ostatecznie, traci powab świeżości i pozasystemowości.
czytaj także
Zarazem może stanowić coraz większe wyzwanie dla obozu konserwatywnego, popisowskiego. Trzecia Droga okazała się nieugięta w kwestii praw kobiet, niepospieszna w sprawie rozdziału Kościoła od państwa, przeciw likwidacji Funduszu Kościelnego jest PSL, może więc liczyć na słowa poparcia płynące z ambony, no i jest przy władzy, a do Polski właśnie ruszyły pieniądze z KPO. Staje się zatem Trzecia Droga nową centroprawicą, chadecją, co może przyciągać do niej i cynicznych, i koniunkturalnych, i rozczarowanych przegraną PiS wyborców prawicy.
Rozpychająca się w centrum Trzecia Droga spycha Koalicję Obywatelską, bardziej światopoglądowo progresywną, na lewo, czyli tam, gdzie stoi Lewica. Ale widać opór. Politycy KO, którzy przejęli przed wyborami wiele lewicowych postulatów i haseł, nauczyli się mówić o klimacie, o prawach kobiet, o świeckim państwie, o edukacji, po wyborach otarli pot z czoła i przypomnieli sobie, że są katolikami. Dlatego do rządu nie weszła partia Razem, a kobiety o swoje prawa znów muszą walczyć na ulicy, przy pochrząkiwaniach komentatorów, że „to nie jest najszczęśliwszy moment” i „pomagacie PiS-owi”.
Czy pod Sejm wrócą barierki?
Nie jest łatwo ustąpić z centrum. Liberalno-rynkowe poglądy, będące dogmatem przemian ustrojowych po 1989 roku, wciąż dominują i jeszcze do niedawna pozwalały na snucie planów egzotycznych sojuszy, np. z Konfederacją. Nieco trudniej jest z katolicyzmem, bo nie da się przegapić postępującej sekularyzacji i zobowiązań wobec młodzieży. Zarazem, żeby utrzymać pozycję hegemoniczną, trzeba reprezentować poglądy większości. Stąd hasła o Koalicji 15 października, pokoleniu 15 października, obietnice pojednania narodowego, czyli zbudowania nowej jedności narodowej.
czytaj także
Koalicja powinna się zdecydować, czy reprezentuje bardziej anty-PiS, co dotąd było jej głównym motywem, czy zgodę na demokratyczne reguły politycznej gry, co wybrali wyborcy, głosując na trzy demokratyczne partie.
Trudno być tylko anty-PiS-em, kiedy się już z nim wygrało i zapowiada pojednanie. Ale też trudno być grzecznym demokratą w państwie, którego ramy ustrojowe i instytucje zostały tak dramatycznie rozregulowane, że trzeba szukać luk prawnych, sięgać po kontrowersyjne i wywołujące prawnicze dyskusje narzędzia, żeby wyjść z chaosu, który tymczasem tylko się powiększa. Mamy dwa ośrodki telewizji publicznej, dwa ośrodki sądownicze, a PiS przejmuje hasła, którymi posługiwała się dotąd opozycja demokratyczna i nawet jeśli w ustach działaczy PiS „konstytucja, konstytucja!” czy „bronimy wolności słowa” brzmią fałszywie, niuansów prawnych z poziomu eksperckiego nie da się łatwo wytłumaczyć laikom.
czytaj także
Pozostaje przekonywać ich do swojej dobrej woli, co będzie trudne, bo PiS dąży i będzie dążył do zwarcia, do udowodnienia, że władza PO jest taka, jak PiS zapowiadał, że sięga po dyktaturę, że bazuje na zemście i rewanżyzmie, że jest antydemokratyczna. Będzie prowokował i nie wiadomo, czy 11 stycznia nie okaże się, że Sejm trzeba znów otoczyć barierkami. Byłaby to wielka wygrana PiS.
„Ekstremalna lewica i ekstremalna prawica”
PO, by zadbać o swoją wiarygodność i odróżnialność, o miejsce „pośrodku”, zaczyna podszczypywać Lewicę. W rozmowie z 4 stycznia u Karoliny Lewickiej w Tok FM Bogdan Zdrojewski dał tego świetny przykład. Pytany o plany koalicyjne w wyborach do Europarlamentu zlepiał w jednym zdaniu „ekstremalną lewicę” z „ekstremalną prawicą”, opowiadając o ich jakoby wspólnym ekstremizmie, prorosyjskości i faszyzmie. Dopytywany przez prowadzącą o uściślenie, kto jest tą ekstremalną lewicą, z początku migał się od odpowiedzi, a na koniec stwierdził, że z partią Adriana Zandberga do wyborów europejskich iść nie chce. Dociśnięty jeszcze raz, czy rzeczywiście uważa partię Razem za prorosyjską, zaprzeczył, jednak wrażenie, że ze wszystkich sił próbuje Lewicy przylepić łatę faszyzmu, zostało.
W sprawie aborcji potrzebujemy cudu. Na przykład Hołowni w ciąży
czytaj także
Ta tymczasem jest podzielona. Partia Razem nie weszła do Koalicji ani do rządu. Nowa Lewica ma wprawdzie progresywne ministerstwa: cyfryzacji i równości, zaczęła pracę nad związkami partnerskimi, ale musiała przełknąć żabę w postaci odwlekania i rozmydlania sprawy praw reprodukcyjnych, w tym przede wszystkim aborcji.
Trudno było oprzeć się wrażeniu zgrzytu, słuchając radosnych wystąpień lewicowych polityczek i polityków przy głosowaniu ustawy o in vitro. Wszak flagową ustawą rządu demokratycznego miało być przywrócenie prawa do aborcji. In vitro, owszem, ale w pakiecie z pozostałymi prawami reprodukcyjnymi: edukacją, dostępną antykoncepcją, aborcją i sterylizacją – byłoby tym właściwym, potwierdzającym demokratyczne deklaracje ruchem.
Nie pokonała też bariery zwiędniętej, neoliberalnej wyobraźni propozycja budowy mieszkań na tani wynajem. Pewnie na to jeszcze za wcześnie. Fakt, że można by mieszkać i nie zadłużać się na całe życie, po prostu nie mieści się w głowach.
Lewica, która już od paru lat konsekwentnie buduje wizerunek partii właśnie nieekstremalnej, skłonnej do kompromisów, znalazła się w pułapce. Po wyjściu z koalicji Razem, która tym samym ułatwiła stawianie jej – bezpodstawnie i oszczerczo – w towarzystwie prawicowych faszystów i rusofilów, jest słabsza i zmuszana do ustępstw na rzecz większościowego partnera. Na rękę jej wystąpienie razem z KO w wyborach samorządowych, ale bez wsparcia w postaci Razem może ulec rozmyciu.
Lokalnie
Jednak w terenie to Nowa Lewica ma struktury, nie Razem.
Dotychczas „wojny na górze” niekoniecznie miały wpływ na układy lokalne. Możliwe były wszelkie konfiguracje.
czytaj także
Jeszcze niedawno w Lublinie, kiedy radni PiS chcieli uchwalić budowę pomnika Lecha Kaczyńskiego, radni PO im to umożliwili. Teraz coś takiego byłoby skrajnie mało prawdopodobne. PiS, mówiąc kolokwialnie, przegiął, przekroczył granicę i nikt z ugrupowań demokratycznych nie ma już ochoty wchodzić z nim w kontakt. Zwłaszcza że Donald Tusk wciąż podkreśla konieczność rozliczeń. „Dajesz im palec, urywają rękę”, „wyborcy PO czy Lewicy nie wybaczyliby teraz żadnych koalicji z radnymi z PiS” – tak mówi lokalna polityczka, pytana o możliwe koalicje z radnymi z PiS w Lublinie.
Podobne głosy dochodzą z Krakowa czy ze Śląska. Nie cieszy się poparciem nawet Jakub Chełstowski, aktualny marszałek województwa śląskiego, który w listopadzie 2022 roku odszedł z PiS, dzięki czemu partia straciła władzę na Śląsku. Wydaje się, że PiS jest spalony, a Lewica może to wykorzystać i taki ma plan – wejść do jak największej liczby urzędów, w ramach Koalicji 15 października, zwłaszcza tam, gdzie przewaga nie jest pewna.
Polityki się ucierają. W Lublinie PSL chciałby iść w Koalicji 15 października i razem z PO i Lewicą poprzeć Krzysztofa Żuka na kolejną kadencję, a hołownianie chcą iść Trzecią Drogą. Wydaje się, że wybory samorządowe będą sprawdzianem dla trwałości tej ostatniej, gdzie więcej do wygrania ma Polska 2050, która nie ma na razie silnych struktur.
Szanse Lewica ma duże, Razem mniejsze. Tak jak Trzecia Droga mogłaby wykorzystać kwietniowe wybory do wzmocnienia swoich pozycji w terenie, ale będzie to zależało od wyniku negocjacji, które np. w Krakowie, za sprawą przedwczesnego poparcia Łukasza Gibały przez Darię Gosek-Popiołek z Razem, utknęły.