Agnieszka Wiśniewska, Kraj

Lewica, którą łączy przyszłość

Konwencja programowa lewicy. Marcelina Zawisza, Anna Maria Żukowska

Konwencja Lewicy pokazała, co łączy ten komitet wyborczy, jak różne są style SLD, Wiosny i Razem oraz jak te różnice można dobrze wykorzystać.

Lewica idzie do wyborów z hasłem „Łączy nas przyszłość”, na sobotniej konwencji przywoływano je kilkakrotnie. I nic dziwnego – po to jest konwencja przedwyborcza, żeby ogrywać twarze i nazwiska kandydatów, hasło i program. Akurat w tym haśle jest jednak coś cwanego, poważnego i z twistem jednocześnie. Postawienie właśnie na nie ma dla lewicy głęboki sens.

 

Od ogłoszenia przez trzech panów-liderów SLD, Wiosny i Lewicy Razem zjednoczenia coraz bardziej przyzwyczajamy się do widywania tego tria wspólnie. Wszyscy jednak wiemy, że w przeszłości wielkiej miłości – zwłaszcza między Sojuszem i Razem – nie było. W sobotę wraz z hasłem przypominano więc wciąż fakt połączenia sił. Z akcentem na przyszłość, bo po co rozpamiętywać dawne zatargi? Twist polega też na tym, że hasło przywodzi na myśl pamiętne „Wybierzmy przyszłość” z kampanii prezydenckiej Aleksandra Kwaśniewskiego – jedno z najlepszych haseł politycznych III RP.

Sztandar wprowadzić (albo zwinąć na zawsze)

I właśnie wystąpienie Kwaśniewskiego otwierało sobotnią konwencję Lewicy. Zgromadzeni obejrzeli wideowiadomość (Kwaśniewskiego nie było na sali) od dwukrotnego prezydenta wywodzącego się z jednej z partii tworzących dziś komitet Lewicy. Bo przyszłość przyszłością, ale był to jasny sygnał, że startująca wspólnie w wyborach lewica sroce spod ogona nie wypadła.

– Nie sądziłem, że przyjdzie mi kiedykolwiek głosować na Adriana Zandberga, a zrobię to w tych wyborach, i to z radością – mówił niedawno w telewizji Kwaśniewski. Cóż, mało kto chyba sądził, że tak się kiedykolwiek stanie, a tu proszę.

Gdula: Polaryzacja polityczna w Polsce skończyła się na wyborach europejskich

Konwencja Lewicy wizualnie przypominała nieco konwencję Wiosny z początku tego roku – był to profesjonalnie wyreżyserowany event, w dobrym tego słowa znaczeniu. Dostrzec można jednak pewne różnice. Było mniej bombastycznie – Arena Ursynów to jednak nie Torwar, no i to nie był one man show – mówiło sześć osób, w tym trzy kobiety. Przy jabłkach rozdawanych koło wyjścia (na Wiośnie też takie były) stała kartka z informacją, kto za te jabłka zapłacił (KW SLD). Wygląda na to, że tym razem leci z nami księgowa. Lecą też wkurzeni na otaczającą rzeczywistość, którzy co jakiś czas w trakcie przemówień skandowali ogniste „hańba”.

Hańbą jest to, że Polska jest nadal piekłem kobiet, że system ochrony zdrowia jest fatalny, że godne warunki pracy to wciąż marzenie wielu, a real to praca nie na takiej umowie, jaka pracowniczce przysługuje, praca za zbyt niskie płace. Lewica chce te polskie hańby pokonać. Jak? O programie więcej będzie pisał Michał Sutowski – odsyłam do jego tekstu.

Program Lewicy jest wyjątkowo konfrontacyjny. Czy to źle?

„Lewica wróci”, mówił w swoim wystąpieniu wspomniany już Aleksander Kwaśniewski. Milion żartów ciśnie się na usta, kiedy się o lewicy w Polsce myśli, o tej przeszłej i tej przyszłej. Ale darujmy je sobie. Wiemy wszyscy, jaka jest sytuacja, i wiemy, że Wiosna, SLD i Razem musiały się dogadać, każda partia dla własnego dobra. Współpraca wymusza kompromisy, ale też tworzy sytuację, w której atuty każdego z partnerów mogą się dodawać.

Bardzo dobrze było to widać podczas wystąpień trzech reprezentantek Lewicy. Po wideo od Kwaśniewskiego i piosence na scenę weszły Marcelina Zawisza z Lewicy Razem, Anna Maria Żukowska z SLD i Beata Maciejewska, która pracowała z Robertem Biedroniem w Słupsku (pojęcia nie mam, czy jest z partii Wiosna, ale też nie ma to dziś już żadnego znaczenia).

Pierwsza mówiła Marcelina Zawisza. Od razu widać, że nie raz przemawiała na wiecach i demonstracjach. Wystąpiła zdecydowanie, głośno, z typowo wiecowym akcentem, który wystąpienie dzieli na krótkie kawałki kończące się frazą zachęcającą zgromadzonych do reakcji, najlepiej skandowania. Po niej była Anna-Maria Żukowska – spokojna, merytorycznie przygotowana. Tu z kolei widziałam doświadczenie osoby, która w wielu sytuacjach musiała zachowywać stoicki spokój. Ostatnia głos zabrała Beata Maciejewska i mówiła tak, jakby prowadziła ze zgromadzonymi swobodną rozmowę. Trzy kobiety, trzy różne doświadczenia, trzy odmienne style polityczne – i jakoś się dogadują.

Po trzech paniach na scenę kolejno wchodzili trzej panowie, twarze dogadania się Lewicy. O ile każdą z pań przedstawiał kolega z jej partii (Adrian Marcelinę itd.), o tyle panowie przedstawiali siebie wzajemnie. Biedroń zapowiedział wejście na scenę Zandberga, ten Czarzastego, a na koniec Czarzasty Biedronia.

Każdy z nich mówił w swoim stylu, a każdy ma styl inny niż koledzy. Wszyscy przemawiający prezentowali program, z jakim do wyborów pójdzie Lewica. Zandberg jak zawsze klarownie i konkretnie, Czarzasty z żarcikami, ale też doświadczeniem starego wygi, Biedroń z luzem i anegdotą. W czasie kiedy zapowiadał, że lewica wprowadzi związki partnerskie, na sali rozległ się alarm pożarowy. To na chwilę zakłóciło płynność imprezy (ludzie musieli wyjść z budynku, niektórzy już nie wrócili, bo w sumie konwencja i tak zbliżała się do końca). Alarm szybko odwołano. Na scenę wrócili Czarzasty i Zandberg, przez moment trwały poszukiwania Biedronia, więc Czarzasty zabawiał zgromadzonych żartami z tego, że jest z SLD, więc wie, jak improwizować.

Ostolski: Wiośnie brakuje tego, co Razem ma w nadmiarze

Tak jak trzy panie pokazały, że trzy partie tworzące Lewicę mogą się nieźle uzupełniać, tak trzej panowie za każdym razem, kiedy występują wspólnie (a dzieje się to ostatnio często), pokazują, jak różne są środowiska, z jakich się wywodzą, jak oni sami są różni i jak to naturalne napięcie między nimi udaje im się przedziwnie dobrze ogrywać. Jest w tym tercecie coś egzotycznego, coś jak z braci Marx.

Zandberg, przedstawiając Czarzastego, obok kilku informacji biograficznych dodał, że Czarzasty chodzi na marsze równości, wydaje książki Naomi Klein i gotuje kaszę. Czarzasty zaripostował od razu, że niby skąd on tę kaszę wziął. Nie wiem, skąd wziął to Zandberg, ale możliwe, że przeczytał w tekście Żukowskiej na „Krytyce Politycznej”. Zresztą nieważne. Ta i wiele podobnych scen dobrze pokazują, że trzej partnerzy znajdują jedni w drugich mocne strony i je właśnie podkreślają.

SLD do Razem: Dogadajmy się

czytaj także

SLD do Razem: Dogadajmy się

Anna-Maria Żukowska

Konwencja programowa Lewicy była kolejną okazją do tego, żeby pokazać się wspólnie, podkreślić jedność i zaświadczyć, że każdy z partnerów traktuje sprawę poważnie. Dla każdej z tych partii od wyniku komitetu wyborczego zależy bardzo wiele, może nawet być albo nie być. I choćby dlatego tę lewicę łączy przyszłość.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agnieszka Wiśniewska
Agnieszka Wiśniewska
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl, w latach 2009-2015 koordynatorka Klubów Krytyki Politycznej. Absolwentka polonistyki na UKSW, socjologii na UW i studiów podyplomowych w IBL PAN. Autorka biografii Henryki Krzywonos "Duża Solidarność, mała solidarność" i wywiadu-rzeki z Małgorzatą Szumowską "Kino to szkoła przetrwania". Redaktorka książek filmowych m.in."Kino polskie 1989-2009. Historia krytyczna", "Polskie kino dokumentalne 1989-2009. Historia polityczna".
Zamknij