Lewica jest największym przegranym tych wyborów

Powiedzmy to wprost: tegoroczne wybory lokalne zakończyły się porażką Lewicy. Gdyby nie dobry wynik Magdaleny Biejat w stolicy, trzeba by je uznać za zupełną klęskę.
Jakub Majmurek. Fot. Jakub Szafrański

Z poparciem 6,8 proc. w wyborach do sejmików Lewica została zepchnięta na piąte miejsce, za Konfederację. Odnotowała też największy wśród wszystkich partii spadek poparcia mierzonego w punktach procentowych wobec wyborów z jesieni: o 1,81 pkt proc.

Porównując exit polle z 2023 i 2024 roku, można zobaczyć spadek poparcia dla Lewicy wśród grup wyborców, które uchodziły za najbardziej otwarte na jej postulaty: kobiet (z 10,1 na 7,5 proc.), młodych w wieku 18–29 lat (z 17,4 do 12,7 proc.), uczniów i studentów (z 21,6 do 13,7 proc.). W tej ostatniej grupie Lewica rok temu zajęła drugie miejsce za KO, w niedzielę dała się wyprzedzić jeszcze Trzeciej Drodze, a nawet PiS. Wynikać to może także z tego, że wśród najmłodszych wyborców mieliśmy do czynienia z olbrzymim spadkiem frekwencji – z 70,9 proc. do 38,6 proc. Jak się okazało, elektorat Lewicy w tej grupie wcale nie był żelazny i partia nie może liczyć, że w każdych wyborach przyjdzie on jej z pomocą.

Po prostu niemrawa. Taka jest samorządowa Polska (i lewica)

Wynik na poziomie 6,68 proc. jest co prawda trochę lepszy niż rezultat SLD z 2018 roku (6,62 proc.), pięć lat temu osobno startowało jednak jeszcze Razem, zdobywając 1,57 proc., co w sumie daje 8,19 proc. SLD wprowadziło 11 radnych wojewódzkich w całym kraju. Teraz ta liczba będzie podobna, jeśli nie mniejsza. W wielu województwach Lewica rozbije się o wysoki naturalny próg wyborczy. Z punktu widzenia aparatu kluczowe będzie, w ilu sejmikach wojewódzkich jej radni będą potrzebni do zbudowania większości – od tego może zależeć, za jak wielką porażkę zostanie uznany wynik w sejmikach.

Cena za koalicję z Platformą

Lewica płaci cenę za koalicję z KO – większą partią zdolną przejmować jej postulaty i elektorat. Przesunięcie KO na lewo, dokonujące się co najmniej od wyroku Trybunału Przyłębskiej w sprawie aborcji i nieograniczające się bynajmniej do postulatów nazywanych w naszej debacie publicznej „światopoglądowymi”, zostawia Lewicy coraz mniej miejsca. Według exit poll co piąty wyborca Lewicy z 2023 roku zagłosował w ostatnią niedzielę na Koalicję Obywatelską.

Z drugiej strony, Lewica musiała utworzyć rząd z Platformą. Obiecywała to swoim wyborcom w kampanii. Jej elektorat jest jeszcze bardziej antypisowski niż ten KO i decyzja, by nie tworzyć rządu, który może w końcu odsunąć PiS od władzy, byłaby dla niego zupełnie niezrozumiała. Gdy jednak tkwi się w takiej koalicji, trzeba mieć pomysł, jak się odróżnić od silniejszego partnera i jak pokazać wyborcom sprawczość. Lewica jak dotąd słabo sobie radzi z obiema tymi rzeczami.

Sadura: 15 października nie skończył się w Polsce populizm

Żadna z prospołecznych polityk rządu nie jest „posiadana” przez Lewicę, nie kojarzy się z liderami i liderkami tej formacji. W kwestii tak ważnej dla dużej części jej elektoratu, jak prawa reprodukcyjne, nie zdołała jak dotąd pokazać sprawczości. Spór z Trzecią Drogą uświadomił raczej młodym wyborcom i kobietom, że w sprawie aborcji w Sejmie tej kadencji może się nic nie zmienić, poza powrotem do „kompromisu” z 1993 roku, niezależnie od tego, jak ostro polityczki Lewicy nakrzyczą na Szymona Hołownię.

Lewica zrobiła słabą sejmikową kampanię

Kampania Lewicy do sejmików była zwyczajnie słaba. Jeszcze przed rozpoczęciem wyścigu formacja wysłała sygnał, że wolałaby w nich startować wspólnie z KO – tę propozycję odrzucił jednak Donald Tusk. Wyborca Lewicy od początku miał więc wrażenie, że ta startuje w wyborach do sejmików samodzielnie wyłącznie z przymusu, a nie dlatego, że ma jakąś wyrazistą propozycję polityki lokalnej na poziomie województw.

Właściwie jedyny przekaz, jaki wybrzmiewał ze strony Lewicy w kampanii do sejmików, to: tam, gdzie wprowadzimy radnych, tam z pewnością PiS nie będzie rządził. Oczywiście, odebranie PiS władzy w małopolskim czy w świętokrzyskim dzięki radnym Lewicy byłoby zmianą na lepsze, szczególnie dla tych województw. Jak jednak widzimy, nie można było oprzeć na tym przekazie całej kampanii. Podobnie jak KO, Lewica założyła, że siła antypisowskiej emocji, ujawnionej z taką mocą w październiku, wystarczy, by ugrać swoje także w niedzielę – przeliczyła się jednak, za co zapłaci znacznie wyższą cenę niż partia Tuska.

Nie wiem, czy w tej kampanii było miejsce, by wybrzmiała mocna, merytoryczna lewicowa propozycja dla regionów. Być może lewica nie miała struktur, mediów i innych zasobów koniecznych do tego, by się z nią przebić. Wiem jednak, że niespecjalnie próbowano, co sprawia, że porażki Lewicy nie da się uznać za merytoryczne czy moralne zwycięstwo.

Warszawski wyjątek

Wyjątkiem w tym ponurym dla Lewicy powyborczym krajobrazie jest stolica. Wynik Magdaleny Biejat – 15,8 proc. i trzecie miejsce – to najlepszy rezultat kandydata lewicy w Warszawie od startu Marka Borowskiego w 2006 roku (zdobył wtedy 22,61 proc.).

Socjaldemokrata kontra komunista. Wybory samorządowe w Austrii wielką szansą dla lewicy

Wynik Biejat pokazuje, że przynajmniej w Warszawie Lewica ma swój dwucyfrowy elektorat, który jest w stanie utrzymać nawet w konkurencji z bardzo popularnym prezydentem, reprezentującym najbardziej progresywne skrzydło Platformy Obywatelskiej. Pytanie, czy to wystarczy, by wprowadzić znaczącą reprezentację do rady miasta – tu znów realny próg wyborczy jest względnie wysoki i sprzyja głównie dwóm największym komitetom.

Ogólnopolska partia nie może się jednak opierać na wynikach w jednym, nawet największym mieście. Zwłaszcza że nawet w pozostałych większych miastach Lewica nie bardzo ma się czym pochwalić. W wielu przypadkach nie próbowała nawet samodzielnie wykorzystać swojego potencjału.

W Krakowie Razem poparło Łukasza Gibałę, a Nowa Lewica niespodziewanego zwycięzcę Aleksandra Miszalskiego z KO – obaj politycy zmierzą się za dwa tygodnie w drugiej turze. Zarówno Razem, jak i Nowa Lewica wprowadzą pewnie swoich radnych, ale nie będzie to tak politycznie widoczne w skali ogólnopolskiej, jak byłby dobry wynik lewicowego kandydata. W Poznaniu kandydatka Nowej Lewicy i pochodzący Razem kandydat komitetu Społeczny Poznań w sumie zdobyli prawie 23 proc. – więcej niż Zbigniew Czerwiński ze Zjednoczonej Prawicy, który zmierzy się z Jackiem Jaśkowiakiem w drugiej turze. Pojawia się pytanie, czy gdyby w Poznaniu wystartował jeden lewicowo-miejski komitet, to jego przedstawiciel nie starłby się z Jaśkowiakiem.

To, co wolno liberałom i prawicy, to nie tobie, lewicowy smarkaczu

Poza Warszawą Lewica może się jeszcze pochwalić sukcesem we Włocławku. Jej senator Krzysztof Kukucki wygrał pierwszą turę wyborów prezydenckich z poparciem 41,4 proc., w drugiej zmierzy się z kandydatem KO. Kukucki w latach 2019–2023 był wiceprezydentem Włocławka, zastępcą Marka Wojtkowskiego z KO, odpowiedzialnym za program budowy tanich mieszkań na wynajem. Lewica chwaliła się tym programem w ogólnopolskich kampaniach, pokazując jako przykład tego, że jej polityki mogą działać. Jeśli Kukucki wygra, będzie to dowód na to, że Lewica może odnosić sukcesy, współrządząc z KO – jeśli tylko potrafi realizować swoje polityki przy silniejszym partnerze i odpowiednio je komunikować.

Co dalej?

Jakie będą konsekwencje wyników z niedzieli? Krótkoterminowo Lewica skupi się najpewniej na minimalizowaniu strat w wyborach europejskich. Startując samodzielnie, ryzykuje, że nie wprowadzi żadnych europosłów, będzie więc pewnie zabiegać o wspólny start z KO. Ceną za to porozumienie w czerwcu może być dalszy odpływ wyborców do KO. Pytanie, czy Tusk nie uzna, że może warto zjeść lewicową przystawkę, nawet jeśli to miałoby oznaczać utratę kilku euromandatów dla KO.

Wyniki umocnią też pewnie przekonanie partii Razem, że miała rację, nie wchodząc do rządu, i że to jej pomysł na lewicowość jest skuteczniejszy niż ten Nowej Lewicy – czemu będzie sprzyjać sukces Biejat w stolicy. Z kolei jakaś część działaczy NL, zniechęcona wynikami, może zacząć myśleć o transferze do KO.

Na dłuższą metę Lewica powinna potraktować wynik do sejmików jako bardzo poważne ostrzeżenie. Musi znaleźć inny pomysł na siebie w rządzie, zarówno na poziomie merytorycznym, jak i politycznym. Zacząć formułować własne polityki i nauczyć się komunikować je w taki sposób, by nie było wątpliwości, do kogo należą.

Być może konieczna jest też decyzja dotycząca przywództwa. Triumwirat Biedroń-Czarzasty-Zandberg odniósł sukces, jednocząc „trzy pokolenia lewicy” w 2019 roku i powracając po czterech latach przerwy do parlamentu. Wszystkie kolejne wybory – prezydenckie w 2020, parlamentarne w 2023 i ostatnie samorządowe – były jednak dla Lewicy rozczarowaniem. Być może potrzebne jest przywództwo bardziej zdolne mobilizować kluczowe dla Lewicy segmenty elektoratu – jak kobiety i młodzi.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij