Kosiniak-Kamysz mówi o Polakach, którzy „odczuwają frustrację, gdy widzą młodych Ukraińców w wieku poborowym w galeriach czy hotelach”. Mocne słowa jak na chowanego w cieplarnianych warunkach synka tatusia, który ofiary wojny wykorzystuje do uruchamiania najbardziej ciemnogrodzkiego elementu w pogardzanym przez siebie elektoracie.
W ubiegłym tygodniu minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz, kontynuując umysłową tradycję swoich szowinistycznych poprzedników, Antoniego Macierewicza i Mariusza Błaszczaka, powiedział: „Wiem, co budzi pytania, a czasem nawet frustrację u Polaków, w polskich domach. To sytuacja, gdy widzą młodych Ukraińców w wieku poborowym w galeriach czy hotelach, w momencie, gdy jest pilna potrzeba, by do armii ukraińskiej zgłosili się nowi rekruci”.
Wiem, że wicepremierowi za tę wypowiedź włos z głowy nie spadnie, ale powiem wam, dlaczego uważam, że Kosiniak wystawił się nią poza nawias cywilizowanego społeczeństwa.
czytaj także
Zacznijmy od przypomnienia, że Kosiniakowi wyprawa na front nie grozi. Urodzony w lekarsko-ministerialno-urzędniczej rodzinie od dziecka żył pod kloszem, obrastał w piórka wśród krakowskiej elity i wspominał potęgę miasta w czasach cesarstwa. W Krakowie nawet wyścig o fotel prezydenta miasta i tak kończy się starciem dwóch potężnych bananów, nic więc dziwnego, że przez cieplarniane warunki Kosiniak stracił instynkt samozachowawczy.
Poza tym Kosiniak nawet jako skrajny polityczny nieudacznik mógłby i przez dekady stać na czele synekurodzielni, jaką od dawna jest PSL. Na dodatek w blasku portali plotkarskich minister obrony narodowej podzielił się ostatnio informacją o przyjściu na świat swojego trzeciego potomka, który z poziomu ministerialnych salonów przez całe życie z działań wojennych zobaczy mniej więcej tyle, co jego wojowniczy papa. Czy to nie świetna okazja, żeby zamiast wymachiwania szabelką na widoku publicznym przynajmniej siedzieć cicho?
Rozszyfrujmy też, co obecnie znaczy „wiek poborowy” dla Ukraińców – to wszyscy mężczyźni między 18. a 60. rokiem życia. Innymi słowy, Polacy w wyobraźni frontmena ludowców są sfrustrowani widokiem większości pełnoletnich mężczyzn z Ukrainy „w hotelach i galeriach” (ksenofobiczna matryca uciekającego przez wojną „ciapatego z iPhonem” ma, jak widać, uniwersalne zastosowanie). Takie piękne słoneczko, jeszcze takiego w kwietniu nie było, a Polacy sfrustrowani, jakby nie mieli wystarczająco na głowie przez gówniarzy, co blokują mosty!
Gdyby państwo pod rządami kolegów Kosiniaka działało sprawniej, to nikomu nie przyszłoby do głowy w środku wiosny frustrować się tym, że ktoś w jego wieku uciekł przed śmiercią wynikającą z opieszałości europejskich kolegów Kosiniaka w dostarczaniu sprzętu na front.
Bo też i skąd frustracja? „Frustracja” to nie jest właściwe słowo na określenie stanu, który polega na tym, że żyje nam się lepiej od innych, a i tak narzekamy, że pokrzywdzeni jeszcze dychają. A może „frustrację” powinny czuć kobiety, które nie chcą rodzić dzieci bez połowy czaszki, ale nie mają wyboru? Może (wciąż hipotetyczna) frustracja Polaków wynika właśnie z braku wyboru? Gdyby dziś mieli wybór i mogli porzucić jednoosobową działalność gospodarczą, odejść od tego nudnego grilla, gdzie ani piwerko, ani karkóweczka już nie smakują tak jak kiedyś , i oddać się ratowaniu najechanej przez zdziczałe hordy ze wschodu ojczyzny, życie nabrałoby wreszcie barw?
Tusk i jego giermkowie już donoszą, że żyjemy w czasach przedwojennych, może Kosiniak-Kamysz uspokoi frustratów i zapowie, że w perspektywie dekady polska odwaga będzie mogła jeszcze zabłysnąć na wojennym firmamencie?
czytaj także
Sam Kosiniak oczywiście nie jest aż tak ograniczony, żeby faktycznie czuć frustrację z powodu ludzi unikających wojny, gdy sam przy pierwszej okazji z podkulonym ogonem zawinąłby do Rumunii – nie po to w czepku się urodził, żeby edukacja nie poczyniła jakiegoś korzystnego spustoszenia. Po prostu, jak przystało na oderwanego od rzeczywistości mieszczucha, gardzi swoim wiejskim elektoratem i sączy mu do ucha endekoidalne brednie, myśląc, że przy okazji uszczknie parę głosów prawicy uchodzącej za bardziej radykalną niż PSL. Ludowcy od lat panikują na myśl o utracie wyborców na rzecz PiS i Konfederacji, nie dostrzegając, że chyba najskuteczniej do szukania alternatywy zachęca pogarda własnej zmieszczaniałej wierchuszki.
Opowiem wam, co budzi moją frustrację. To, że na wystawie Marii Prymaczenko w MSN czytam, że ukraińska artystka udowodniła, że „sztuka ludowa może przekraczać granice i stać się częścią dziedzictwa narodowego”. To dopiero nobilitacja, awansować z roli baby bawiącej się w jakieś malowanko-wycinanki do narodowego panteonu (abstrahując od tego, że Prymaczenko przeżyła dobre 60 lat z łatką wyjątkowej, oryginalnej malarki docenionej np. przez Picassa).
Wkurza mnie też, że Serhij Żadan, jeden z najwybitniejszych pisarzy ukraińskich, o dekadę starszy od Kosiniaka, zgłasza się na ochotnika do wojska i mówi, że nie ma już dobrych Rosjan. Ale w rozmowie z Yovanną Skybą-Jakubovą Żadan mówi też:
„Polski minister rolnictwa mówi, że rolnicy »nie powstrzymali emocji«. Niektórzy prawicowi politycy mówią nawet o tym wydarzeniu z dumą. Kiedy jesteśmy w stanie wojny, kiedy codziennie giną ludzie, Polacy, nasi sąsiedzi, nasi przyjaciele, wysypują nasze zboże. Uwierzcie, jeśli jutro granica Rosji przesunie się do Rawy Ruskiej, polscy rolnicy nie będą już niczego blokować przed rosyjskimi czołgami. To nasi rolnicy nie bali się wyjść zimą 2022 roku, aby zablokować rosyjskie czołgi, ale polscy rolnicy będą się bali. Po prostu dlatego, że nie mają doświadczenia poprzedniej wojny. Po prostu dlatego, że nie są gotowi na tę wojnę”.
Bendyk: Blokada granicy uderza w zdolności obronne Ukrainy [rozmowa]
czytaj także
Jak widać, ci Ukraińcy w wieku poborowym, którzy mimo narracji polskich władz stawili czoła pilnej potrzebie zgłaszania rekrutów, mają wątpliwości co do skłonności do bitki polskich farmazoniarzy wygrażających Putinowi zza biurka, i to w kontekście sytuacji, w której Kosiniak-Kamysz mógłby mimo wszystko mieć coś do powiedzenia. Ale wielu historycznych decyzji z polskimi rolnikami na granicy nie wypracował. A mnie frustruje po prostu nacjonalistyczno-militarny obłęd, niezależnie od tego, której drużynie kibicujecie, bo też niezależnie od tego kończy się zazwyczaj smrodem oderwanych kończyn.
Dlatego gdy Mata, córka króla keczupu albo wnuk barona jogurtów mówią, że czas oddać krew za ojczyznę, przypomnijcie sobie największego polskiego poetę XX w. obok Kaczmarskiego i Twardowskiego, i rżnijcie karabinem w bruk ulicy. Wasza jest krew, a ich jest nafta.
I lepiej dla was, bohaterscy Polacy, żeby lekcję nieodczuwania frustracji na widok ludzi uciekających przez gwałtem i śmiercią odrabiali już Niemcy i Francuzi. A jak Kosiniak taki walczak, to może niech wejdzie do klatki z Jasiem Kapelą? I przy okazji niech weźmie swojego bojowego koalicjanta Szymona Hołownię. Z chęcią dołączę i w formule mieszanej wypłacimy koronowanym głowom parę kontrolnych buł w ramach testu przydatności na polu bitwy.